Przyznam, że już dawno nie miałem okazji być w Voo Doo Clubie, który swoją drogą znajduje się dość blisko od mojego miejsca zamieszkania (brzmi jakbym wypełniał dokumenty urzędowe...). Nadarzyła się znakomita okazja - pierwsza edycja nowej imprezy na mapie progresywnych wydarzeń - Prog Feast.
Koncert rozpoczął występ pochodzącego z Wrocławia Artyfiction. Ta grupa już co najmniej kilka razy zmieniała skład i styl uprawianej przez siebie muzyki. Obecnie, panowie tworzą szeroko pojęty metal progresywny, dość techniczny, ale z drugiej strony surowo brzmiący, mimo ozdobników klawiszowych. Ciekawostką są dwa wokale, w tym jeden należący do perkusisty, który dawał radę na żywo, za co należy mu się szacunek. Nie zabrakło również akcentu humorystycznego w postaci konferansjerki gitarzysty, który ma pewne zacięcie standuperskie. Oby tylko nie zaczął zajmować się finansami publicznymi...
Następnie na scenie zainstalowali się lokalni prog rockowcy z Pinn Dropp, którzy promują swój najnowszy mini album - "...calling from some far forgotten land". Ten zespół bardzo dobrze czuje się na scenie Voo Doo Clubu (widziałem ich tu już drugi raz), co było widać i słychać. Ze sceny biła ogromna energia i radość grania, okazywana przede wszystkim w ekspresji wokalisty, Mateusza Jagiełły. Minusem był "uciekający" momentami wokal, ale to już uroki Voo Doo, gdzie klimat jest czasem ważniejszy od niuansów technicznych.
Wreszcie przyszła pora na gospodarzy i organizatorów koncertu. Warszawski Dispelled Reality ma na koncie na razie tylko jeden mini album ("Świt"), ale grupę już wyróżniają co najmniej dwa aspekty. Po pierwsze, ciekawe polskie teksty, zaśpiewane charakterystycznym, wysokim głosem Łukasza Jurkowskiego, a po drugie oczywiście wykorzystanie saksofonów przez Jakuba Kotowskiego, który jest współkompozytorem materiału, co słychać. Jednak, największą rewelacją okazała się wiązanka fragmentów progresywnej klasyki, którą zespół zaprezentował: "21st Century Schizoid Man" King Crimson, "Mama" Genesis, "Tom Sawyer" Rush, "The Pot" Tool, "Pull Me Under" Dream Theater i na koniec klamrowe zamknięcie motywem "Starless" King Crimson. Widziałem Dispelled Reality pierwszy raz na żywo i bardzo chętnie wybiorę się na nich ponownie!
Pierwszą edycję Prog Feast zamknął pochodzący z Katowic zespół Here On Earth. W grupie doszło w ostatnim czasie do kilku poważnych zmian, ale zdaje się, że wszystkie z pozytywnym skutkiem. Ograniczenie składu do pięciu osób, kosztem jednego gitarzysty, skłoniło zespół do lekkiego wyłagodzenia swojej muzyki i wzbogacenia brzmienia o większą ilość elektroniki. Here On Earth zrobili się bardziej liryczni, nastrojowi, wręcz chciałoby się powiedzieć romantyczni. Dzięki temu, lepiej został wyeksponowany aksamitny głos Krzyśka Wróbla (oczywiście, po lekkiej korekcie dźwiękowca klubu...) i polskie teksty z ostatniej płyty "Nic Nam Się Nie Należy". W Voo Doo Clubie panowie mieszali nieco nowe utwory ze starszymi, dzięki czemu występ był bardziej zróżnicowany.
Podsumowując, uważam pierwszą edycję Progresywnej Uczty za udaną. Bardzo dopisała publiczność, co nie jest oczywiste na polskich prog rockowych koncertach, ale tego wieczoru frekwencja była bardziej niż przyzwoita. Duży ruch w klubie naprawdę cieszył, tym bardziej, że trudno było nie natknąć się co chwilę na kogoś znajomego. Dobór zespołów był ciekawy, dość zróżnicowany, choć może warto na przyszłość pomyśleć o rozszerzeniu formuły o post rock lub post metal. Mam nadzieję, że za rok impreza będzie miała kolejną edycję, na którą chętnie się wybiorę.
Gabriel Koleński