Big Brave nie gra łatwej muzyki, ale mają grupę oddanych fanów, którzy zawsze przyjdą na ich koncert, nawet w niedzielę, krótko po majówce. Piszę to trochę żartobliwie, ale mam wrażenie, że frekwencja w tym roku w Hydrozagadce była nieco mniejsza niż rok temu w Voo Doo Clubie. Szkoda, bo warunki akustyczne były jednak trochę lepsze.
Zanim na scenie pojawiła się główna gwiazda wieczoru, zainstalował się na niej pierwszy support, ogłoszony dość późno Zespół Sztylety. Grupa cały czas promuje swój drugi, bardzo udany zresztą album, "Tak Będzie Lepiej". Kwartet z Gdańska zaprezentował się w Hydrozagadce niezwykle godnie, jakby to oni byli headlinerem koncertu (a może tak było...). Doskonałe nagłośnienie (od dłuższego czasu norma w tym klubie), rozpierająca muzyków energia i łamiący zasady fizyki i anatomii, znakomity perkusista. Z promowanej wciąż płyty usłyszeliśmy między innymi "Pływanie", "Czasem", "Ile Można" i "Bieguni". Świetny początek wieczoru.
Następnie, zaprezentowała się, pochodząca podobnie jak Big Brave z Kanady, Kee Avil. Muszę przyznać, że jej propozycja była bardzo specyficzna, trudna i wymagająca. W opisie twórczości artystki przewija się określenie "pop", ale jej muzyka jest absolutną antytezą tego stylu. Na scenie tylko ona i perkusista, korzystający też ze sprzętu elektronicznego. Muzyka bardzo duszna, ciężka i mało melodyjna. Ma swój urok i na pewno zwolenników, ale ja raczej się do nich nie zapiszę. Niemniej, występ jak najbardziej udany, przy bardzo ciekawej grze świateł.
Big Brave rozpoczął swój występ od drobnych problemów technicznych, ale potem wszystko brzmiało jak należy. Hydrozagadka dała radę, brzmienie było ciężkie, ale selektywne, sufit się nie zawalił. Inna sprawa, że zespół gra teraz nieco inaczej niż nawet rok temu w Voo Doo. Wówczas, naprawdę bałem się, że cegły zaczną spadać nam na głowy. Tym razem, było bardziej transowo, nieco lżej, co było zaskakujące. Dwie ostatnie płyty BB, w tym najnowsza, tegoroczna "A Chaos Of Flowers", są bardziej subtelne, skradające się, rozwijające się powoli, czasem bez kulminacji. To się niestety odbiło na dynamice koncertu, któremu brakowało tego szarpnięcia i kontrolowanego chaosu, na który mocno liczyłem. Wciąż było dobrze, ale inaczej, zwłaszcza emocjonalnie.
Gabriel Koleński