A+ A A-

Cynic | The Omnific | Soma - Warszawa | Hydrozagadka | 10.08.2024

Wyprzedane klubowe koncerty w środku wakacji nie są czymś oczywistym, ale jednak zdarzają się. Ten przypadek był szczególny, ponieważ dwa koncerty zostały połączone w jeden, co widziałem pierwszy raz w życiu, ale zabieg był genialny i niezwykle skuteczny, bo osiagnięto cel każdego organizatora - koncert Cynic z The Omnific oraz Somą na supporcie wyprzedał się. Gdy dowiedziałem się, że Cynic i The Omnific będą grać przez ścianę (odpowiednio w Hydrozagadce i Chmurach), od razu mówiłem, że występy trzeba połączyć, by się nie kanibalizowały. Inna sprawa, że po prostu bardzo chciałem zobaczyć obie kapele i szkoda byłoby z którejś rezygnować.
Po tym zbyt długim wstępie przejdźmy do rzeczy. Koncert otworzył pierwotny support Cynic, czyli pochodząca z Gdańska Soma. Panowie grają trudną i ciężką mieszankę sludge'u (od którego powoli zaczynają się odżegnywać), post metalu i wszystkiego z dopiskiem 'core. Muzyka brudna, z dużą ilością gruzu, przetaczająca się bezwzględnym walcem po słuchaczach. Zespół zaprezentował się doskonale, choć pytanie czy nie pasowałby bardziej na support kapel typu Yob, Eyehategod czy Neurosis, gdyby ci ostatni wrócili w ogóle do grania.
Następnie na scenie zainstalował się przypadkowy co-headliner występu, czyli Australijczycy z The Omnific. Instrumentalne skrzyżowanie djentu z fusion na dwa basy i perkusję brzmi mocno surrealistycznie, ale tylko na papierze (czy właściwie ekranie...), ponieważ na żywo jest to mieszanka absolutnie wybuchowa. Grupa promuje obecnie wydaną w czerwcu tego roku płytę "The Law Of Augmenting Returns", ale tak naprawdę nie miało większego znaczenia, co grali, tylko w jaki sposób. The Omnific to kapela, której na żywo powinno się nie tylko słuchać, ale i oglądać, by docenić w jak nieprawdopodobnie techniczny, ale i lekki, niewymuszony sposób muzycy obsługują swoje instrumenty. Do tego znakomita energia i bardzo pozytywne wibracje, które panowie wytwarzają wokół siebie.
Na koniec, na scenie pojawiła się główna gwiazda wieczoru, czyli amerykański Cynic. Obecnie, to już właściwie legenda metalu progresywnego, która nic nie musi udowadniać, bo z samym albumem "Focus" już od dawna mają miejsce w historii muzyki progresywnej. Szkoda, że sami nie chcą za bardzo wracać do swoich najbardziej klasycznych dokonań. Z "Veil Of Maya" i "Uroboric Forms" pojawiły się tylko motywy wyproszone przez fanów, ale już "How Could I" z gościnnym udziałem wokalisty Somy był fajną niespodzianką. Jednak, główną oś występu Amerykanów stanowiły nowsze kawałki, utrzymane bardziej w stylu kosmicznego fusion niż metalu progresywnego. Niestety, największym wrogiem były trudna akustyka klubu i nienajlepsze nagłośnienie, które bardzo utrudniały czerpanie radości z dźwięków płynących ze sceny. Szkoda też, że zespół zagrał bardzo krótko, ledwo godzinę, po czym szybko zawinął się ze sceny. Rozbrajająca była także gestykulacja Paula Masvidala z machaniem ręką do publiczności, co zdawało się zastępować skromną konferansjerkę (choć opowieść o gejowskim barze Warsaw w Miami była nawet ciekawa). Nie ukrywam, że to był dość specyficzny koncert, ale i tak zdecydowanie warto było w nim uczestniczyć.
Gabriel Koleński

 

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.