A+ A A-

God Is An Astronaut | Jo Quail - Warszawa | Progresja | 10.03.2025

God Is An Astronaut śmiało można zaliczyć do czołówki światowego post rocka i jednego z tych zagranicznych zespołów, które od dawna cieszą się dużym uznaniem w naszym kraju, co widać choćby po ilości koncertów, które grupa gra w naszym kraju. W tym roku, trasa promująca nowy album, "Embers", ma dwa polskie odcinki. Drugi odbędzie się w maju w Gdańsku, a pierwszy, warszawski, już za nami.
Obecnie, zespół występuje wraz z wiolonczelistką Jo Quail, wszechstronną artystką, związaną z muzyką poważną, ale nie stroniącą od innych brzmień, bo oprócz God Is An Astronaut, będzie za chwilę koncertować również z Wardruną. Jo sprawia na scenie niezwykle skromne wrażenie, ogromnie skupiona, całkowicie oddaje się niesamowitej muzyce, którą wytwarza na żywo, zapętlając dźwięki i wspierając się samplami. Bardzo ciekawy efekt dawały światła skierowane punktowo na artystkę. Pomagały w skupieniu się na dźwiękach płynących ze sceny, a nie były one łatwe i nie zawsze zagłuszały publiczność (tu przydaliby się fani Amenry, którzy podczas akustycznego koncertu szeptali nawet w przerwach między utworami). Bardzo emocjonalny i wciągający występ, robiący naprawdę duże wrażenie.
Następnie na scenie zainstalowała się główna gwiazda wieczoru. Oprawa była na poziomie, dobre nagłośnienie i ciekawe światła - prawie zawsze dwukolorowe, choć dobór barw był podobno momentami kontrowersyjny (trudno mi ocenić, nie znam się aż tak na kolorach, mi nie przeszkadzały). Byłem jednak mocno zaskoczony na początku występu God Is An Astronaut formą lidera i gitarzysty, Torstena Kinselli, który sprawiał wrażenie skrępowanego i nieco zagubionego. Być może wpływ na kondycję muzyka miało wspomnienie zmarłego nie tak dawno ojca, któremu zadedykowano zarówno wykonanie "Falling Leaves", jak i cały koncert. Na szczęście, artysta odnalazł się gdzieś na poziomie czwartego utworu, którym był jeden z największych przebojów grupy - oczywiście tytułowa kompozycja z albumu "All Is Violent, All Is Bright". Z tego krążka usłyszeliśmy jeszcze bardzo dobrze wykonany "Suicide By Star" i już na bis "Fragile". Poza tym, zdecydowanie dominowały utwory z "Embers", w mocniejszych i bardziej surowych wersjach niż te znane z płyty, co akurat pasowało do koncertowego żywiołu. Co było do przewidzenia, ale stanowiło miły akcent, Jo Quail dołączyła do Irlandczyków na ostatnie cztery kawałki (artystka brała udział w nagrywaniu ostatniej płyty).
Choć całość zakończyła się w okolicach godziny 22:00, nie było czuć szczególnego niedosytu. Wszystko odbyło się zgodnie z planem i przewidywaniami. To był solidny występ, co warto docenić, bo liczba koncertów post rockowych w naszym kraju jest aż nazbyt policzalna.
Gabriel Koleński

 

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.