A+ A A-

Tribute To Black Sabbath, Lublin, Klub Ragnarock 18.IV 2009

Wersja dla laików – Lublin stoi makaronem i czekoladkami. Wersja dla intelektualistów – Lublin to jeszcze do niedawna jedyne polskie miasto posiadające dwa uniwersytety. Wersja dla melomanów – Lublin to silny ośrodek polskiego hard rocka, w którym jak nigdzie indziej kontynuuje się pamięć o Wielkich nurtu. Niespełna rok temu Bracia urządzili koncert na czterdziestolecie Deep Purple, następnie nagrali płytę w hołdzie Queen. Obecnie pałeczkę przejęli weterani lubelskiej sceny, Tipsy Train. W niedawno otwartym klubie Ragnarock panowie skrzyknęli zacnych gości i dali porywający występ złożony tylko z klasyków Black Sabbath.
Ragnarock nie jest szczególnie pojemnym klubem – pomieści mniej więcej trzysta osób. Na frekwencję jednak nie można było narzekać – grono fanów szczelnie wypełniło salę. Przekrój wiekowy bardzo szeroki – od młodzieńców marzących o pierwszym goleniu, po panów z wyraźnie już posiwiałymi brodami. Ale spokojnie, hard rock sie nie starzeje – tak dziarskiej muzyce nie zagląda się w metrykę, co TT znakomicie udowodnili.
Po odegranym z taśmy fragmencie Supertzar zaprezentowali się gospodarze. Grzegorz Kotyłło (gitara, śpiew), Andrzej Bronisz (gitara), Piotr Bańka (bas) i Daniel Abramowicz (perkusja) wciąż czekają na ogólnokrajowy sukces (dlaczego – pytam?), ale w Lublinie, po kilkunastu latach grania mogą liczyć na królewskie przyjęcie. Tak było i tego wieczoru. Zaczęli od klasyka z czasów Ozzy'ego – Children Of The Grave. Brzmienie mocne, gniotące. Image zespołu klasycznie hardrockowy, a bandana na głowie Grzegorza Kotyłły (pełniącego rolę mistrza ceremonii) to już niemal znak rozpoznawczy Tipsów. Publiczność kupili już na wstępie, jednak atmosferę przez cały czas trwania koncertu dodatkowo podgrzewały personalne roszady na scenie.
Do pierwszej doszło już w kolejnym utworze – N.I.B. Do zespołu dołączył (a może na moment powrócił? To przecież tu zaczynał przygodę z rockiem) Wojtek Cugowski. Następnie na dłuższą chwilę scenę objął we władanie Maciej Januszko – człowiek, który do perfekcji opanował manierę wokalną „pod Ozzy'ego”. I z tegoż okresu działalności Sabbs otrzymaliśmy wiązankę utworów. Najpierw „imienna” piosenka gigantów z Birmingham. Wrzask „Ooooh noooo!” w wersji weterana Januszki zabrzmiał nie gorzej, niż w oryginale. A i kopiowanie riffów Tony'ego Iommiego wychodziło Tipsom znakomicie. Pora na pierwszy moment wytchnienia. Pan Januszko został na scenie sam na sam z obsługującą klawisze Marią Dobrzańską (która również ma za sobą staż w Tipsy Train). W tak pięknych okolicznościach pani Maria mogła sobie pozwolić na zdecydowanie bardziej rockowy image, niż na codzień w Bajm. Wokalista Mchu wrócił do czadowych klimatów wykonując wespół z Tipsami jeszcze Sweet Leaf. Ponowne połączenie sił TT i Wojtka Cugowskiego nastąpiło przy wykonaniu War Pigs.
Następnie rolę frontmana przejęła kolejna ikona polskiego hard rocka – Grzegorz Kupczyk. Wokalista CETI na każdym kroku podkreśla swoje uwielbienie dla Ronniego Dio, nic więc dziwnego, że zaczął od brawurowej wersji Neon Knights. Ale już przypomnienie czasów Tony'ego Martina tytułowym utworem z Headless Cross nie było aż tak oczywistym wyborem. Kolejny refleksyjny przerywnik w postaci No Stranger To Love – czyli nieortodoksyjnego podejścia do twórczości Black Sabbath ciąg dalszy. Nagrana z Glennem Hughesem jako wokalistą płytę Seventh Star nie ma najlepszej opinii wśród fanów. Ale też dobra ballada zawsze się obroni. Na koniec setu Kupczyka Heaven And Hell – szeroki uśmiech na twarzy pana Grzegorza niezbicie świadczył, że w repertuarze Dio czuje się najlepiej. Scenę przejęli Bracia Cugowscy, którzy na tę okoliczność oddali mikrofon Marcinowi Maliszewskiemu. Zacny ten wokalista, mający w CV współpracę m.in. z Hetmanem i Privateer – ma potężne płuca, o tym nie trzeba nikogo przekonywać. Miłym akcentem była też dbałość o image – z lekko rozwichrzoną grzywą i oczami podkreślonymi makijażem, robiąc demoniczne miny, Marcin wyglądał jak młodsza, zdrowsza (ale też, bądźmy szczerzy – nieco cięższa) wersja Ozzy'ego. Ale Maliszewski pokazał swoją wszechstronność wykonując utwory śpiewane przez trzech różnych wokalistów: Osbourne'a, Dio i Martina – Symptom Of The Universe, Children Of The Sea, Computer God, Can't Get Close Enough, a całość zwieńczyła rozpędzona wersja Into The Void. Bracia opuścili scenę, ale Marcin pozostał na niej jeszcze na chwilę, by z powracającymi gospodarzami imprezy wykonać jeszce Sign Of The Southern Cross.
Następnie kolejną porcję Osbournowskiej klasyki zaprezentował Krzysztof Zalewski. Zmienił się Zalef od czasu, gdy po sukcesie w Idolu nagrał płytę Pistolet, oj zmienił. Wtedy był archetypicznym hardrockowcem z długimi włosami i w czarnej ramonesce. Dziś z nagim torsem i ogoloną głową przywodzi na myśl raczej nowojorskiego hardcore'owca, względnie późnego Phila Anselmo. Ale Black Sabbath nadal kocha, entuzjazm aż z niego bił. Plastyczny, momentami vedderowski wokal Zalefa dobrze się sprawdził w Sabbath Bloody Sabbath i Snowblind – utwory z późniejszych płyt składu z Ozzym niosą bardziej wyrafinowaną melodykę, którą Zalewski poczuł chyba lepiej niż w wieńczącym jego set, dość prostym w sumie Iron Manie. Riff z tego utworu to kanon absolutny – tu odegrany został nawet mocnej, dosadniej niż w oryginale. Brawo dla gitarzystów!
Milośnicy Sabbs zapewne przez cały koncet „odhaczali” utwory, które na takim koncercie pojawić się po prostu musiały. Nie zdziwili się więc pewnie, gdy imprezę zwieńczył Paranoid – to utwór wprost wymarzony do wydłużania w nieskończoność na żywo. A wydłużyć było trzeba, by zaprezentowali się wszyscy biorący udział w koncercie. Były uśmiechy, przekazywanie mikrofonu z rąk do rąk... I jeszcze jedno – mieliśmy okazję śledzić prawdziwą sztafetę pokoleń – od hardrockowych wiarusów w osobach Kupczyka i Januszki, przez tę mocno już dojrzałą młodzież zrzeszoną w Tipsy Train i Braciach, na wciąż głodnych sukcesu wilczkach w rodzaju Zalefa skończywszy. Piękny i budujący widok! Hard rock to zjawisko mające na karku ponad cztery dekady – tylko co z tego? Koncert w Ragnarocku to dowód, że dobre wzorce nigdy się nie starzeją! Były podobno plany zagrania w róznych miastach całej serii takich koncertów. Jeśli Tipsy Train je zrealizują – nie wahajcie się przyjść. Święta nie zdarzają się codziennie!

Paweł Tryba

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.