ProgRock.org.pl

Switch to desktop

RPWL - Konin, 19.09.2009

Koncert RPWL The Animals Tour to dobry moment, aby zastanowić się nad celowością odgrywania przez jeden zespół repertuaru innego, zwykle bardziej znanego. Pink Floyd ma w tym kontekście dług wdzięczności u wielu późniejszych artystów, wystarczy wspomnieć chociażby Australian Pink Floyd. Swoich odtwórców mają i Bach, i Chopin, The Beatles, Genesis i również wspomniani Floydzi. Muzykom sięgającym po partytury kompozytorów klasycznych nikt się nie dziwi, przez stulecia oklaskiwani są ci, którzy potrafią przełożyć na fale słyszalne zaklęte w nutach melodie i poruszyć nimi słuchaczy. Z twórczością bardziej nam współczesnych artystów, nie jest to już takie jednoznaczne. Ale dlaczego?

Byś może dlatego, że wielcy minionych epok zostawili po sobie jedynie dość niedokładny szablon -- zapis partytury, który pozostawia jednak wiele miejsca na interpretacje i nikt nie może jednoznacznie stwierdzić, że tak, a nie inaczej grał to Bach, gdyż nikt nie "zamknął" gry samego Bacha w formacie CD. Nie ma więc mowy w przypadku jego twórczości o wiernym kopiowaniu, a jedynie o interpretacji melodii spisanej w symboliczny sposób. Pytania pojawiają się dopiero wówczas, gdy jeden artysta "bierze na warsztat" twórczość innego, żyjącego. Taki twórca ma przynajmniej dwa wyjścia. Albo przyjmuje zapożyczony utwór za punkt wyjścia i próbuje stworzyć nową jakość, albo w sposób mniej lub bardziej wierny stara się go odtworzyć . Oba zadania są niełatwe i w obu przypadkach ciągle aktualne pozostaje pytanie: "Po co?". W tym drugim, bardziej mnie interesującym przypadku, odpowiedź moja będzie taka: Dla przyjemności!

Czy bardzo się pomylę twierdząc, że niewielu jest wśród nas tych, którzy nigdy nie próbowali swych sił w chórkach Pink Floyd przy "Wish You Where Here"? Od siebie dodam, że gdyby Bóg nie poskąpił mi talentu a Święty Mikołaj dał mi pod choinkę gitarę, na pewno próbowałbym zagrać na niej właśnie ten utwór. A gdyby przyszli do mnie znajomi, zagrałbym również dla nich. I tak właśnie rozumiem koncert RPWL, jakby grupa znajomych spotkała się w jednym miejscu, aby wspólnie celebrować ukochaną muzykę, przy czym to właśnie muzycy RPWL byli tymi, którzy na to spotkanie przyszli z instrumentami.

Nawet jeśli przed koncertem miałem pewne obawy co do tego, czy tego typu koncert jest w stanie być dla mnie silnym przeżyciem, to już pierwsze dźwięki rozwiały je zupełnie. Pink Floyd nie zagra już dla nas, ale ich muzyka ciągle może cieszyć wykonaniem na żywo. Potwierdziło to RPWL. Romans z twórczością Pink Floyd zacząć się dla nich już ponad 10 lat temu, gdyż muzycy zaczynali jako ich cover band, aby po kilku latach nagrać własną płytę i potem kolejne, które również nosiły znamiona twórczości Pink Floyd. Nie można jednak zaprzeczyć, że dorobek RPWL daje świadectwo ich własnej tożsamości, wysokich umiejętności technicznych i kompozytorskich. Z takim bagażem muzycy ponownie stają przed publicznością, aby zaprezentować utwory swoich mistrzów. Wybór padł na utwory stanowiące set listę The Animal Tour z roku 1977.

Mogliśmy zatem usłyszeć utwory z trzech flagowych płyt floydów: Animals ( "Dogs", "Pigs On The Wing Part 1", "Sheep", Pigs On The Wing Part 2", "Pigs" ), "Wish You Were Here" ( "Shine On You Crazy Diamond parts I-V", "Welcome ToThe Machine", "Have A Cigar ", "Wish You Were Here", "Shine On You Crazy Diamond parts VI-IX" ) oraz "The Dark Side of the Moon" ("Money", "Us And Them").

Koncert odbył się w mniejszej, wypełnionej po brzegi salce klubu Oscard w Koninie. Organizatorzy zadbali tym samym o kameralną atmosferę jak również i o to, aby w tych warunkach wrażenia odsłuchowe były jak najlepsze. O resztę zadbali muzycy i słuchacze: ci pierwsi doskonałą grą i sympatyczną postawą, drudzy zaś żywiołowym odbiorem i gromkimi podziękowaniami, które wybuchały po każdym ( lub w trakcie ) istotnym momencie koncertu. Nie sposób było nie zauważyć, że wszystkim wydarzenie to sprawiło ogromną radość. Entuzjazm muzyków udzielał się słuchaczom, a ci oddawali to w dwójnasób kierując oznaki swojego zadowolenia w kierunku sceny. Powodów do zadowolenia było wiele, cieszył sam klimat wywołany  muzyką lat 70’, cieszyły solowe popisy muzyków, ich przyjazny kontakt z publicznością. Na mnie najmocniejsze wrażenie wywarły utwory z Ciemnej strony Księżyca, a więc "Money" i "Us And Then", ale nie wiem czy to nie dlatego, że było to pod koniec koncertu i po muzykach widać już było duże rozluźnienie, a może były to ich ulubione utwory i zabrzmiały przez to zachwycająco? Nie wiem, rzecz to bardzo subiektywna. Z wielką przyjemnością słuchałem również utworów "Welcome To The Machine" i "Have A Cigar". Bardzo je lubię a nie pamiętam, abym słyszał je w wykonaniu na żywo przez samych Floydów.

Złośliwi krytycy mogliby stwierdzić już na wstępie pierwszego utworu, że owieczki nie beczały tak samo jak te floydowskie. Ja złośliwym krytykiem być nie zamierzam, chociaż utwory, które pojawiły się w czasie koncertu znam niemal na pamięć i w niejednym miejscu mógłbym pod nosem wykrzyknąć: "To nie tak, nie tak powinno być zagrane! " Byłoby to jednak niepotrzebne, ponieważ - jak mi się wydaje - credo tego koncertu było oddanie czci twórczości zespołu, który był i jest istotną częścią życia tych (po obu stronach sceny), którzy na ten koncert przybyli. Wielkie podziękowania należą się tym, którzy przyczynili się do zorganizowania tej mini trasy koncertowej w Polsce, a więc Witoldowi Andree z Oscara, Robertowi Roszakowi z Art. Rock Blok oraz sponsorom. Dziękuję, myślę że w imieniu wielu osób, za te emocje.

Marcin Łachacz

 

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Top Desktop version