Korozja i Thunderhead w łódzkim klubie Hiluś – 21 stycznia 2010 r.
Powtórzę się, bo znów mogę napisać, że duże może więcej, ale… małe jest piękne! Tym razem koncertowy Tour De Pub przygnał mnie do małego klubu Hiluś w Łodzi. Małego, ale jakże przyjaznego dobrej muzyce! Małe koncerty odbywają się tu regularnie, a bliskość łódzkiej Polibudy oraz rozmaitych akademików sprawia, że mogą tu wpadać studenci, którzy z muzyką rockową zawsze przecież mieli po drodze. Oczywiście mile widziani są także inni goście, tacy jak choćby ja, bo studentem nie jestem, ale w takim miejscu, choć przez chwilę nim zostałem. Luz-blues, serdeczna atmosferka, dobre piwko, trochę dymu z papierosów, fajny wystrój wnętrza i przede wszystkim niewielki podest, w sam raz dla początkujących zespołów, których radością jest przede wszystkim zagranie dla ludzi, a nie rozstawianie i zastawianie sceny licznymi i drogimi bajerami.
Przy wejściu powitali mnie Kordian i Michał, członkowie pabianickiej Korozji, która miała za godzinkę zagrać. Po chwilowym psioczeniu na aurę panującą na zewnątrz (mróz jak cholera!), kilku zdaniach o łódzkiej scenie rockowej, o tym co jest, czego brakuje itd, Kordian obiecał mi „niezły dym” podczas ich występu, więc zasiadłem wygodnie przy piwku, żeby najpierw zobaczyć i posłuchać supportującego Korozję, zespołu Thunderhead.
Powtórzę się, bo znów mogę napisać, że duże może więcej, ale… małe jest piękne! Tym razem koncertowy Tour De Pub przygnał mnie do małego klubu Hiluś w Łodzi. Małego, ale jakże przyjaznego dobrej muzyce! Małe koncerty odbywają się tu regularnie, a bliskość łódzkiej Polibudy oraz rozmaitych akademików sprawia, że mogą tu wpadać studenci, którzy z muzyką rockową zawsze przecież mieli po drodze. Oczywiście mile widziani są także inni goście, tacy jak choćby ja, bo studentem nie jestem, ale w takim miejscu, choć przez chwilę nim zostałem. Luz-blues, serdeczna atmosferka, dobre piwko, trochę dymu z papierosów, fajny wystrój wnętrza i przede wszystkim niewielki podest, w sam raz dla początkujących zespołów, których radością jest przede wszystkim zagranie dla ludzi, a nie rozstawianie i zastawianie sceny licznymi i drogimi bajerami.
Przy wejściu powitali mnie Kordian i Michał, członkowie pabianickiej Korozji, która miała za godzinkę zagrać. Po chwilowym psioczeniu na aurę panującą na zewnątrz (mróz jak cholera!), kilku zdaniach o łódzkiej scenie rockowej, o tym co jest, czego brakuje itd, Kordian obiecał mi „niezły dym” podczas ich występu, więc zasiadłem wygodnie przy piwku, żeby najpierw zobaczyć i posłuchać supportującego Korozję, zespołu Thunderhead.
Jak się okazało, chłopaki także są z Pabianic. Zaproszeni przez swych trochę bardziej znanych znajomych bez chwili zastanowienia postanowili otworzyć ich koncert. I muszę przyznać, że było to najlepsze posunięcie, jakie można sobie wyobrazić! Dwóch gitarzystów (Sebastian Mazepus i Jakub Głąb), basista (Robert Bednarski), perkusista (Dawid Młudzik) oraz charyzmatyczny wokalista (Michał Szałecki) wizualnie skupiający uwagę na swej osobie bardzo charakterystycznymi dredami już na wstępie sprawili, że publiczność bawiła się bardzo dobrze. Pierwsze takty ich występu i od razu jakże miły wstęp! Bardzo fajnie zaaranżowane „Another Brick In the Wall (part II)”. Od początku znakomicie było słychać, jakim nurtom blisko jest zespołowi. Wyraźnie bluesowa muzyka, z elementami jazzu i funky. Obok coverów (Thunderhead wykonali choćby „Stormy Monday”, słynny klasyk bluesowy a także „Oni Zaraz Przyjdą Tu” naszego mistrza Nalepy) usłyszeliśmy także ich kompozycje autorskie. W sumie sześć z zębem zagranych numerów (tracklista poniżej). Podczas występu okazało się, że Kuba, nie tylko jest dobrym gitarzystą. Posiada także wysokie umiejętności gry na harmonijce ustnej! Dał niezłego czadu na tym maleńkim instrumencie, kilkukrotnie wychodząc między stoliki na widowni. Dobry kontakt podtrzymał także wokalista Michał, rozbudzając w powietrzu bardzo luzacką, studencką atmosferę. W finale podziękował za miłe przyjęcie, i zaprosił na scenę gwiazdę wieczoru, czyli zespół Korozja. W muzyce Thunderhead najważniejsze jest to, że muzyków przede wszystkim bawi granie na scenie, oraz nawiązywanie dobrego kontaktu z widownią. Nie potrzebne im są cuda techniki, by zagrać dobry koncert. Kilka przystawek, harmonijka, wzmacniacz, głośniki i to, co najważniejsze – duch dobrego rocka! On na prawdę uniósł się w powietrzu, wypełniającym klub Hiluś.
Thunderhead – tracklista:
1. Another Brick In The Wall part II
2. Groovy Guitar
3. Sen
4. Stormy Monday
5. Oni Zaraz Przyjdą Tu
6. Kiedy
Krótka przerwa, w sam raz na zamówienie drugiego piwa, i na scenę weszła Korozja. Dla mnie, jako fana przede wszystkim rocka progresywnego, interesujące było to, w jaki sposób na scenie zagra gitarzysta Michał Szmidt, jak by nie było dotąd kojarzony wyłącznie z formacją Tale Of Diffusion, grającą nieco inną odmianę rocka, oscylującą blisko eksperymentów King Crimson. Ponieważ materiał albumu „Rdza” znałem już wcześniej, to wiedziałem, że na repertuar Korozji składają się raczej krótkie numery, osadzone bardziej w klimacie dobrego rocka z elementami hardowymi, chwilami eksperymentującymi z kilkoma innymi bardziej wyrafinowanymi nurtami. I rzeczywiście, numery krótkie, ale treściwe, ciekawie zaaranżowane i dobrze zagrane. Ilość miejsc siedzących w klubie Hiluś pozwoliła na to, że Kordian, frontman zespołu, mógł każdy kolejny numer z płyty „Rdza” zadedykować kolejnemu stolikowi. W roli wokalisty czuł się jak ryba w wodzie. Podobnie jak dwaj gitarzyści (wspomniany Michał oraz Marcin Kosek), którzy co chwila wyzywali swoje wiosła do pojedynku na struny. Wszystko jak w najlepiej naoliwionej maszynie. Z dużym podziwem spoglądałem na Bogusię Stelmach, która ledwie widoczna zza zestawu perkusyjnego, biła staranny, mocny rytm dotrzymując znakomicie kroku basiście, Konradowi Szustakiewiczowi. Podobnie jak supportujący zespół Thunderhead, również Korozja potraktowała występ jako dobrą zabawę. Tym bardziej, że spora liczba widowni, to byli po prostu ich przyjaciele, na co dzień trzymający za nich kciuki. Repertuar koncertu stanowił dokładnie taki sam układ utworów jak na niedawno wydanej, debiutanckiej płycie zespołu. Jak obiecał Kordian, był dym! Dosłownie i w przenośni. Była zadyma rockowa, zagrana w sprawny, łatwy do przekazu sposób, ale nie stroniąca od ucieczek w stronę kilku fragmentów eksperymentalnych. Był także dym jako wypełnienie pomieszczenia klubu Hiluś, mający przy rdzawym świetle reflektora zrobić atmosferę powietrznej korozji, która miała pożreć kolejnych widzów na scenie. Mnie pożarła, a sądząc z owacyjnego przyjęcia, resztę publiczności także. Miło było uścisnąć dłonie zadowolonych muzyków zespołu. Jak mi powiedział po występie Michał, gra z Korozją to jego marzenie od dawna, jako ucieczka od kompozycji bardziej rozbudowanych i wyrafinowanych. Dowiedziałem się także, że zespół, z którym jest na co dzień związany, czyli Tale Of Diffusion niebawem wróci do intensywniejszej działalności. Mam nadzieję, że wreszcie wybiorę się na koncert zespołu w rodzinnej Łodzi. Na pewno też wybiorę się na ewentualne, kolejne występy Korozji i Thunderhead. Zaręczam Wam, że warto! Podobnie jak i warto zaopatrzyć się w płytę Korozji, zatytułowaną „Rdza”!
Korozja – tracklista:
1. Listy
2. Rdza
3. Bezdomny
4. Nieśmiertelny
5. Ludzie
6. Blizny
7. Pusty dom
8. Zwęglone kwiaty
9. Po co
10. Zbyt daleko
11. Wściekły
12. Latawce
Thunderhead – tracklista:
1. Another Brick In The Wall part II
2. Groovy Guitar
3. Sen
4. Stormy Monday
5. Oni Zaraz Przyjdą Tu
6. Kiedy
Krótka przerwa, w sam raz na zamówienie drugiego piwa, i na scenę weszła Korozja. Dla mnie, jako fana przede wszystkim rocka progresywnego, interesujące było to, w jaki sposób na scenie zagra gitarzysta Michał Szmidt, jak by nie było dotąd kojarzony wyłącznie z formacją Tale Of Diffusion, grającą nieco inną odmianę rocka, oscylującą blisko eksperymentów King Crimson. Ponieważ materiał albumu „Rdza” znałem już wcześniej, to wiedziałem, że na repertuar Korozji składają się raczej krótkie numery, osadzone bardziej w klimacie dobrego rocka z elementami hardowymi, chwilami eksperymentującymi z kilkoma innymi bardziej wyrafinowanymi nurtami. I rzeczywiście, numery krótkie, ale treściwe, ciekawie zaaranżowane i dobrze zagrane. Ilość miejsc siedzących w klubie Hiluś pozwoliła na to, że Kordian, frontman zespołu, mógł każdy kolejny numer z płyty „Rdza” zadedykować kolejnemu stolikowi. W roli wokalisty czuł się jak ryba w wodzie. Podobnie jak dwaj gitarzyści (wspomniany Michał oraz Marcin Kosek), którzy co chwila wyzywali swoje wiosła do pojedynku na struny. Wszystko jak w najlepiej naoliwionej maszynie. Z dużym podziwem spoglądałem na Bogusię Stelmach, która ledwie widoczna zza zestawu perkusyjnego, biła staranny, mocny rytm dotrzymując znakomicie kroku basiście, Konradowi Szustakiewiczowi. Podobnie jak supportujący zespół Thunderhead, również Korozja potraktowała występ jako dobrą zabawę. Tym bardziej, że spora liczba widowni, to byli po prostu ich przyjaciele, na co dzień trzymający za nich kciuki. Repertuar koncertu stanowił dokładnie taki sam układ utworów jak na niedawno wydanej, debiutanckiej płycie zespołu. Jak obiecał Kordian, był dym! Dosłownie i w przenośni. Była zadyma rockowa, zagrana w sprawny, łatwy do przekazu sposób, ale nie stroniąca od ucieczek w stronę kilku fragmentów eksperymentalnych. Był także dym jako wypełnienie pomieszczenia klubu Hiluś, mający przy rdzawym świetle reflektora zrobić atmosferę powietrznej korozji, która miała pożreć kolejnych widzów na scenie. Mnie pożarła, a sądząc z owacyjnego przyjęcia, resztę publiczności także. Miło było uścisnąć dłonie zadowolonych muzyków zespołu. Jak mi powiedział po występie Michał, gra z Korozją to jego marzenie od dawna, jako ucieczka od kompozycji bardziej rozbudowanych i wyrafinowanych. Dowiedziałem się także, że zespół, z którym jest na co dzień związany, czyli Tale Of Diffusion niebawem wróci do intensywniejszej działalności. Mam nadzieję, że wreszcie wybiorę się na koncert zespołu w rodzinnej Łodzi. Na pewno też wybiorę się na ewentualne, kolejne występy Korozji i Thunderhead. Zaręczam Wam, że warto! Podobnie jak i warto zaopatrzyć się w płytę Korozji, zatytułowaną „Rdza”!
Korozja – tracklista:
1. Listy
2. Rdza
3. Bezdomny
4. Nieśmiertelny
5. Ludzie
6. Blizny
7. Pusty dom
8. Zwęglone kwiaty
9. Po co
10. Zbyt daleko
11. Wściekły
12. Latawce
Krzysztof Baran