A+ A A-

Z dedykacją dla Justyny Kowalczyk - Maqama i Forma, Olsztyn, Andergrant, 27.02.2010

 

Czasem ręce mi opadają, kiedy widzę frekwencję na rockowych koncertach w moim mieście. Nie tak dawno w Andergancie na występie Turbo i Chainsaw było pustawo, a 27go lutego było... no, powiedzmy bardzo nieciekawie. Kilkadziesiąt raptem osób miało ochotę przyjść na koncert połączonych sił Maqamy i Formy. Kto nie przyszedł - niech się wstydzi i żałuje. Jest czego. Olsztyn miał być przedostatnim przystankiem Maqamat Tour, okazał się jednak zwieńczeniem trasy, z przyczyn od zespołu niezależnych. Klub, gdzie nasi bohaterowie mieli występować następnego dnia w Bydgoszczy, został tymczasowo zamknięty jako nie spełniający wymogów przepisów przeciwpożarowych. Strata bydgoszczan - zysk olsztyniaków. Widać było, że obie kapele chcą zamknąć tournee z wielkim hukiem.
Występ zapowiadanego lokalnego supportu nie doszedł do skutku, mimo to koncert rozpoczął się z godzinnym poślizgiem. Nie mam o to specjalnie pretensji. Bądźmy szczerzy, dzięki temu opóźnieniu kilka osób więcej dotarło na występ. A niżej podpisany, siedząc w barze i sącząc piwo przy dźwiękach puszczanego do znudzena "Lucifuge" Danzig, mógł spokojnie pogawędzić z artystami. Nie wszystko, co powiedzieli, napawa radością. Tomasz Krzemiński, basista Maqamy, jasno postawił sprawę: jego fusionmetalowy projekt Neuma to już zamknięty rozdział. Wielka szkoda. Skupmy się jednak na teraźniejszości - nader ekscytującej.
Jako pierwsza wyszła na scenę Forma. Kapela to młoda, bez nagranego albumu (choć dwuutworowy singiel można było po koncercie nabyć). Zespół założyli studenci architektury: Maciej Przemysław Wróbel (wokal, bas, klawisze), Kacper Kempisty (gitara) i Jakub Tolak (perkusja, wokal). Na scenie wspierał ich na drugiej gitarze Mateusz Horyński. Zainteresowanie prasy Forma ma zapewnione, z racji na to, gdzie grał Jakub zanim dołączył do zespołu. Ja jednak nie będę się tym faktem posiłkował, bo muzyka broniła się sama. Co gra Forma? W skrócie - wszystko! Można określić ich jako zespół naprawdę progresywny - nie są pogrobowcami żadnych klasyków, własny styl ukuli dzięki bezczelnej żonglerce pierwiastkami muzyki poważnej (patrz - pasaże Wróbla na klawiszach), elektroniki, mocnego riffowania i postmetalowych krajobrazów. Każdy utwór zbudowany jest na zasadzie kontrastów, żeby nie powiedzieć: dysonansów, nigdy nie wiadomo, co wychynie zza rogu. Z resztą kawałek pt. "Dysonans", jak na ironię najbardziej tradycyjny (tak na southernrockową nutę, z fajną solówką gitary), zamknął występ warszawiaków. Czułem się, jakbym na przemian, w kilkudziesięciosekundowych odstępach, przenosił się z koncertu Muse na występ Pelican i z powrotem. O dziwo - to całkiem fajne uczucie! Audytorium, choć skromne, wyraźnie rozochociło się przy muzyce formy. Takiego proga w Polsce jeszcze się nie grało. Czekam na płytę!
Po krótkiej przerwie technicznej na scene zainstalowała się Maqama. Jak dla mnie - objawienie ostatnich miesięcy w kategorii szeroko pojętego heavy rocka. Transowy, orientalny metal zespołu nasycony jest elektroniką, dlatego trochę bałem się jak zespół poradzi sobie "na żywca". Niepotrzebnie. Maqamę tworzą sceniczni wyjadacze, ludzie, którzy występowali w wielu nietuzinkowych składach. Co najdziwniejsze - Kamil Haidar (wokal), Krzysztof Staluszka (gitara), Tomasz Krzemiński (bas) i Piotr Podgórski (perkusja) pomimo długiego scenicznego stażu nie są ani trochę zmanierowani! Podczas setu Maqamy panowała niemal rodzinna atmosfera. Aż zdziwiłem się, że zespół, który nie stroni od poważnych tematów, potrafi być aż tak bezpośredni, wręcz brata się z publicznością. Ale - po namyśle - tak chyba powinno być. Scena to jednak nie ambona. Maqama, jak każda zgrana drużyna, ma dobrych zawodników na każdej pozycji. Linię ataku tworzą Haidar i Krzemiński, który oprócz obsługi pięciostrunowego basu wspomaga też Haidara w wokalnych harmoniach. Ci dwaj świetnie się uzupełniają. Kamil to furiat, nosi go po scenie. Tomasz, z racji obsługi "wiosła", rusza się mniej, ale nadrabia odpowiednio demoniczną aparycją. W pomocy - Staluszka. Trzyma się na uboczu, przed szereg nie wychodzi, ale brzmienie zespołu opiera się tyleż na odpalanej z laptopa elektronice, co jego riffach - oszczędnych, ale trafiających w sedno. Obrońca Podgórski dba, żeby całość się kleiła, nabijając mocne, konkretne rytmy.
Początek taki sam jak na "Maqamat" - "Exile". Jakby modlitewny, mantryczny wstęp przechodzący w pełnoprawny rock. Publiczność kupiona z miejsca - widać, że ci, którzy na koncercie się zjawili, chcieli przyjść właśnie na TEN zespół. Następne w kolejności - "Uciekaj". Haidar w pełni się rozkręcił, rozpoczął swój sceniczny taniec. Dopiero po drugim utworze nastąpiło powitanie. Kamil co chwila podkreślał, że jest to ostatni koncert Maqamat Tour i że cieszy się, że finiszują właśnie u nas. Może i było w tym trochę kurtuazji, biorąc pod uwagę frekwencję, ale zespół nie odwalił pańszczyzny. Eksploatował się na 150% swoich możliwości. Kolejne "Opium" Kamil zadedykował, cytuję: "wszystkim skurwysynom, którzy gwałcą dzieci a potem chowają się pod płaszczykiem sutann i habitów". Mocne słowa padały ze sceny jeszcze nie raz, ale nie raziły mnie wcale. Haidar pisze w swoich tekstach prawdę, tę samą prawdę przekazuje w konferansjerce. "Ile sił" zadedykowano małemu Kajtkowi, który zapadł na poważną chorobę. Zespół nie robi z tego tajemnicy, więc mogę chyba napisać - chodzi o synka Tomasza Krzemińskiego, u którego zdiagnozowano autyzm. Kajtek już rozpoczął rehabilitację - trzymajmy kciuki! Następny kawałek utwierdził mnie w przekonaniu, że kto jak kto, ale ja musiałem się na koncercie pojawić. Kamil z groźną miną zapytał czy na sali są jacyś dziennikarze. Byli. Redaktor z Radia UWM.FM i niżej podpisany. Kamil podziękował nam za przybycie, a wszystkim akredytowanym redaktorom, którzy mieli wstęp na Maqamat Tour i nie raczyli przyjść, zadedykował utwór, który nie wszedł na "Maqamat", pod dźwięcznym tytułem "Wyjebany". Niezwykła była interpretacja "Darfuru". Głos Piotra Gutkowskiego nadał temu utworowi na płycie inny wymiar, trudno byłoby ją przebić. Maqama poszła więc inną drogą. Uczyniła "Darfur" minispektaklem. Przejmujące było już wokalne unisono Kamila i Tomka, ale w instrumentalnym interludium napięcie sięgnęło zenitu - Haidar i chwilowo uwolniony od basu Krzemiński chodzili po scenie z nieprzytomnym wyrazem twarzy, jak ludzie, którzy nie chcą uwierzyć w potworność tego, co zobaczyli. Bardzo mocny moment! Apogeum czadu przyniosły "Kartki na wietrze" - utwór znany z nielicznych sensownych rozgłośni. O ile wcześniej Kamil dwoił się na scenie, o tyle w "Kartkach" miotał się za dziesięciu. Wywijał statywem, kulił się na podłodze i.... wtrącił długie parlando po arabsku. Oto dowód na to, że muzyka Maqamy świetnie się nadaje do improwizacji! A co do samego Haidara - ostatnio widziałem tak zaangażowanego w występ wokalistę dobre siedem lat temu. Rogucki się nazywał. A o akompaniujacym mu zespole Coma słyszeli wtedy co najwyżej krajanie z Łodzi. Pod względem umiejętności sterowania publiką, prowadzenia show, Kamil jest w ekstraklasie! Po złowieszczej "Alasce" Haidar na sekundę wyszedł z roli frontmana pytając jak idzie Justnie Kowalczyk (koncert Maqamy zbiegł się w czasie z finałem biegu na 30 km, koronnego dystansu naszej zawodniczki). Bieg trwał, więc muzycy zaintonowali ostatni w podstawowym secie utwór - "Tears". Finał "Maqamat" nawet bez skrzypiec Ewy Jałońskiej wypadł imponująco. Na scenę weszli też muzycy Formy i wspomogli kolegów instrumentalnie i wokalnie. Przywołanie Maqamy na bis było formalnością – zabrzmiał przejmujący „Czas”, potem ponownie „Darfur” (repertuar Maqamy obejmuje na razie 10 utworów, stąd powtórki są koniecznością, ale zawiedzionych tym faktem nie zauważyłem), a następnie – na życzenie pani z publiczności – „Ile Sił”. Ze specjalną dedykacją dla Justyny Kowalczyk, która właśnie zdobyła złoto! I to by było na tyle... No nie do końca! Kamil Haidar poprosił technicznych o rozdanie publiczności pamiątkowych koszulek z trasy. Piękny gest! Jeśli Maqama prezentowała się na całej trasie tak, jak w Olsztynie, to zdobyła całą rzeszę fanów. Andergrant opuściłem ze zdartym gardłem, bolącą od machania głową, ale przede wszystkim - z radością w sercu. Cieszyłem się, że ktoś mówi ze sceny o tym, co boli mnie i pewnie nie tylko mnie. O zgniłych kompromisach, walce o zachowanie własnej godności i kosztach, jakie muszą ponosić ludzie, którzy chcą pozostać uczciwi. Dziękuję Maqamie. Bardzo dziękuję!
Jak to mówią: duży może więcej, ale małe jest piękne. Tak też było i w Olsztynie. Tylko w skromnym gronie możliwa jest taka interakcja z publicznością. A występujące tego wieczoru zespoły albo już są duże (Maqama) albo mają wszelkie podstawy, by w krótkim czasie wyrosnąć na poważną siłę (Forma). Chciałbym tak niezwykłej atmosfery doświadczać na koncertach częściej.

Paweł Tryba

 



 

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.