A+ A A-

Elżbieta i Andrzej Mierzyńscy, Zespół Tańca Nowoczesnego "Pryzmat", zamek olsztyński, 9.03.2010

Czasem naprawdę warto jest wyjść poza ustalone schematy. Dla niżej podpisanego koncertową normą jest pójście do klubu, gdzie zespół rockowy, mówiąc potocznie, "daje czadu". Nietypowa sceneria olsztyńskiego zamku, a szczególnie już formuła syntezy koncertu, tańca i przedstawienia teatralnego - to dla mnie pewne novum. Ostatnio spotkałem się z tak pieczołowicie przygotowanym widowiskiem... A, tak, pół roku temu, też na występie państwa Mierzyńskich. Ale może zacznijmy od początku. Raz na kwartał w szacownych Salach Kopernikańskich dom kultury Agora organizuje spotkania z cyklu "Oko w oko", poświęcone artystom tworzącym w Olsztynie, a nie mieszczącym się w profilu opiniotwórczych mediów (czyli, po naszemu mówiąc: promujące sztukę wbrew zalewowi miernoty). Tym razem publiczności (naprawdę tłumnie przybyłej) zaprezentowały się połączone siły duetu Elżbiety i Andrzeja Mierzyńskich (odpowiedzialnych za muzykę) i Teatru Tańca Nowoczesnego PRYZMAT.
Po części wiedziałem czego się spodziewać. Państwo Mierzyńscy mieli się oprzeć na programie, który słyszałem na letnim przeglądzie Elektroniczne Pejzaże. Czy byłem z tego powodu rozczarowany? Bynajmniej. Utwory, które Andymian z małżonką wtedy zaprezentowali, były naprawdę wysokiej próby, a wydania na płytach nie doczekały się do dziś. Andymian często współpracuje z teatrami i tancerzami. Jego najlepsza moim zdaniem płyta, "Scarecrow - The Passion Of Survival" była właśnie podkładem do spektaklu. Widziałem już jego kooperację z tancerzami ognia, ale o poczynaniach grupy Pryzmat nie wiedziałem dotychczas nic. Była ona dla mnie lądem do odkrycia.
Punktualnie o 18.30 przed audytorium wyszły trzy ubrane na czarno młode dziewczyny. Dwie stanęły po bokach leżącej na podłodze wielkiej ramy, jakby na straży, a trzecia - ułożyła się w niej w dość niekomfortowej pozie. Wytrwały tak przez cały czas dość długiego i kwiecistego powitania, które wygłosiła Elżbieta Mierzyńska. Dowiedzieliśmy się, że tematem przewodnim spektaklu jest głód - głód ekspresji siebie, jaki odczuwają ci wszyscy twórczy, a niedostosowani rzekomo do rzeczywistości ludzie. Następnie pani Elżbieta zajęła miejsce na podeście w głębi sali, obok obstawionego baterią elektronicznych instrumentów męża. Wygłosiła tajemnicze parlando, w trakcie którego zza kulis, ale też spomiędzy publiczności, wysypały się identycznie odziane dziewczęta w wieku, na moje oko, miedzy późnym ogólniakiem a wczesnymi studiami. Rodzynkiem był wśród nich jeden jedyny młodzieniec, który jednak nie wziął na siebie roli solisty. Ta funkcja przypadła dziewczęciu spoczywającemu w ramie. Uniesiona rama zamieniła się w pręgierz, na którym sformatowany, schematyczny świat próbował umęczyć ludzką indywidualność. W tle - utwór jak najbardziej a'propos. Pisałem raz, powtórzę raz jeszcze i zamierzam powtarzać do znudzenia: "Nie zabijaj mnie, panie mój", z muzyką Andymiana i śpiewem pani Elżbiety, to materiał na przebój. Dzięki pięknej melodii, ciekawej elektronicznej aranżacji, ale też dzięki tekstowi. Może słowa pani Mierzyńskiej są cokolwiek patetyczne, ale mają głębokie humanistyczne przesłanie. To prośba Prostaczka do Możnego o pokój, o możliwość życia. To potępienie tych, którzy pysznią się swoją przewagą nad bliźnimi. Rozważając wspaniałość tego utworu zacząłem rozumieć czemu Mierzyńscy pozostają artystami niszowymi. Dziś szlachetność ich przesłania przegrywa ze szlagwortami w rodzaju "Więc nie daj się, nie jest tak źle" albo "Będę brał cię w aucie". Zdecydowana większość zaprezentowanej muzyki miała charakter czysto instrumentalny, co pozwoliło publiczności skupić się na występie Pryzmatu. A skupienie okazało się potrzebne, bo układy zmieniały się jak w kalejdoskopie. Wspomniana rama okazała się jednym z wielu zastosowanych rekwizytów. Dziewczęta użyły taśm, które w pewnym momencie symbolizowały smycze, na których większość trzyma wybijające się jednostki. To znów tancerki rozrzuciły różnokolorowy puch, który opadł na zakurzoną ziemię, choć powinien wirować wśród tłumu, wzbudzić jego zachwyt. Innym razem byliśmy świadkami długich, bolesnych narodzin, kiedy wolny człowiek był powstrzymywany przez bezkształtną, białą masę, która nie pozwalała mu osiągnąć świadomości siebie.
Piszę głupoty? Być może. Nigdy nie myślałem, że przyjdzie mi opisywać taniec. Edgar Froese powiedział, że pisanie o muzyce nic nie wnosi. Czy ja wiem? Brzmienie można jakoś oddać słowami. Skomplikowany układ ruchów i ciał - już niekoniecznie. Dlatego bardziej skupiam się na parabolach, skojarzeniach, jakie niósł z sobą występ Pryzmatu. Nie mogę pominąć żelaznej kondycji grupy - niektóre figury wymagały nie lada wysportowania i godzin ćwiczeń. Jak się później okazało - przygotowanie "Głodu" zajęło artystom, bagatela, cztery miesiące! Przyszedłem na ten spektakl głównie ze względu na muzykę, a tymczasem okazała się ona może nie ilustracją, ale elementem równorzędnym z tańcem. Utwory Andymiana - raz po Vangelisowsku dostojne, innym razem industrialnie kąśliwe - budowały nastrój, były emocjonalnym odbiciem wyczynów Pryzmatu. Pod koniec przedstawienia w dłoniach dziewcząt pojawiły się kwiaty słoneczników, którymi obdarowana została publiczność. I tyle. Jeszcze tylko długa owacja na stojąco. Minęła magiczna godzina. A ja mogę mieć tylko nadzieję, że współpraca Mierzyńskich z Pryzmatem będzie miała ciąg dalszy. No i ostrzę zęby na zapowiadany nowy album Andymiana, "The Lords And The Paupers".

Paweł Tryba

 



© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.