Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 72
  • JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /images/koncerty/PorcupineTree
Uwaga
  • There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder:
A+ A A-

Porcupine Tree, Wrocław 28.10.2009

Zdarzyło się to 28.10.2009 roku. Dla mnie osobiście miało być to jedno z koncertowych Wydarzeń. Nigdy nie widziałem Porcupine Tree na żywo.
Wcześniej miałem przyjemności uczestniczyć w koncercie Blackfield i słyszeć Stevena Wilsona, ale tam siły są rozłożone 50/50. Wtedy Aviv Geffen był bardziej ekspresyjny. Ale tego dnia głównym aktorem był Steven ze swoim macierzystym zespołem.

Niestety, wieczór rozpoczął się małym zgrzytem, ponieważ organizacja wejścia na koncert nie była sprawnie przeprowadzona.  Jest to zresztą  powszechnie znany problem w naszym pięknym kraju. Jeszcze chyba długo nie doczekamy się w pełni profesjonalnej organizacji. Ale zostawiam to, bo po wejściu do Hali Orbita we Wrocławiu wszystko się zmieniło. Zaczęło się prawie punktualnie o 20.00. Na scenę wyszła Rose Kemp z towarzyszącymi jej muzykami jako przedsmak Jeżozwierzy. I w zasadzie tyle mogę o tym wydarzeniu napisać, bo repertuar  z pogranicza psychodelicznego jazgotu nie do końca przypadł do gustu zgromadzonej publiczności, jak i również mnie, a ci, którzy z różnych powodów nie pojawili się punktualnie, nic nie stracili.
O 21.00 światła przygasły. Z głośników zaczęła wydobywać się delikatna muzyka, by w pewnym momencie zaznaczyć się mocniejszym riffem i rozświetleniem całej sceny. To otwierający koncert jak i również ostatni album Porcupine Tree "The Incident", utwór "Occam's Razor ".
Przez pierwszą część koncertu mieliśmy okazję  wysłuchać całej suity z nowego albumu.
Prawdę powiedziawszy, wersja studyjna nie oddała tak klimatu tego utworu, co występ na scenie. Właśnie po tych pięćdziesięciu kilku minutach stwierdziłem jak piękny jest ten "Incydent" (spolszczenie jak najbardziej kontrolowane).
Najwięcej braw zespół otrzymał w trakcie najdłuższego utworu "Time Flies". Steven, po raz kolejny z gitarą akustyczną z dziwnie doczepionymi końcówkami strun, energicznymi ruchami zaznaczał agresywność utworu. Naprawdę całość nabrała zupełnie innego brzmienia.  Zespół, mimo takiej aktywności, nie tylko w postaci tworzenia muzyki Porcupine Tree, pokazuje jak bardzo potrafi się rozwijać i nie stać w miejscu, powielając stare pomysły na kolejnych płytach.
Po części pierwszej nastąpiła dziesięciominutowa przerwa, która pozwoliła na złapanie głębszego oddechu, bo po odliczaniu ostatnich 10 sekund przez zebranych fanów, muzycy z dokładnością wyszli na scenę na drugą część, którą stanowiło swoiste "the best of"...
Zaczęli od przepięknego "The Start of Something Beautiful". A co dalej??
„Russia On Ice" połączony z drugą częścią suity „Anesthetize". Niezły rozrzut w repertuarze, można rzec, choć akurat tutaj wolałbym albo dokończyć "Wódkę z lodem" albo zagrać pierwszą część "Anesthetize". A może się czepiam? Bo było świetnie.
Zaskoczeniem dla publiczności było wykonanie utworu "Lazarus", co wśród większej części z mojego "otoczenia" raczej nie spotkało się z aprobatą.
Kiedy zakończyli drugą część wieczoru i zeszli ze sceny, publiczność nie dała za wygraną i po kilku chwilach Porki ponownie wyszli na scenę.  
Krótki monolog Stevena o pewnym zespole, który podobno gra covery Jeżozwierzy a zwie się Riverside i że teraz oni wykonają jeden z utworów naszego bandu, oczywiście okazał się żartem, bo usłyszeliśmy  "The Sound Of Muzak", ale poczucie humoru nie opuszczało Stevena i dość często "rozmawiał" z publicznością. A na koniec... utwór, który był wzywany przez cały koncert - "Trains" - wywołał wśród publiczność totalny szał.
Jako, że był to mój pierwszy w życiu koncert Porcupine Tree,  kopara mi opadła w części flamenco, kiedy publiczność stała się kolejnym instrumentem klaszcząc rytmicznie w dłonie. Niesamowity widok, nieziemskie uczucie.
I to był utwór, który zakończył przygodę tego wieczoru z muzyką Porcupine Tree na żywo. Ale w drodze powrotnej nadal rozbrzmiewały dźwięki gwiazdy wieczoru. Niesamowite uczucia. Nie mogę się doczekać kolejnej wizyty Porków w Polsce.

Robert Świderski

{gallery}koncerty/PorcupineTree{/gallery}


zobacz też: Porcupine Tree
                      relację z koncertu Porcupine Tree, Rose Kemp - Wrocław, Hala Orbita, 28.10.2009
                      wywiad z Richardem Barbieri z Porcupine Tree, Hala Orbita, Wrocław, 28.10.2009
© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.