Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 72
  • JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /images/koncerty/QuidamST
Uwaga
  • There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder:
A+ A A-

PROGRESSIVE SPRING TOUR 2010, Quidam+Acute Mind+Dianoya 25.04.2010, Warszawa

Zawsze znajdzie się okazja by ruszyć w trasę koncertową. Również okazją na trasę jest promocja świeżo co wydanego albumu... koncertowego. Na taki pomysł wpadli chłopaki z zespołu Quidam. Z małym poślizgiem spowodowanym tragicznymi wydarzeniami z 10 kwietnia ze Smoleńska, zespół przybył do Warszawy i zagrał w Klubie Progresja set z trasy "Progressive Spring Tour 2010".

Z zespołem z Inowrocławia jeździ, towarzyszy mu i supportuje go Acute Mind. Jest to dla tego młodego zespołu czas, który wykorzystują na promocję swojej debiutanckiej płyty... "Acute Mind". Festiwal rozpoczęli jednak inni debiutanci, Dianoya. Zagrali prawie 40 minut. Grali na tyle pięknie, że skusiłem się na zakup płyty "Obscurity Divine". Chyba największy wpływ na to miały dwa utwory "Dreamlack" i "Severance". Dodam, że już w domu, po przesłuchaniu albumu stwierdzam, że jest piękna.
Acute Mind również debiutują. Debiutują równie udanym albumem, co pokazali i wyśpiewali na deskach małej sceny klubu Progresja. Dianoya grała bardziej melodyjnie natomiast Acute Mind pozwalało sobie na mocniejsze, wręcz hard rockowe zagrywki, jednak zahaczające o rocka progresywnego. Chłopaki przedstawili cały materiał płytowy, zbierając co chwilę zasłużone brawa. I chyba szkoda, że utwór "Beyond Belief" nie trafił na album, bo był jednym z lepszych momentów ich występu.
Jako, że obsuwa czasowa na koncertach jest rzeczą normalną nie inaczej było i tym razem i Quidam wyszedł na scenę kilkanaście minut po 21.
Jednak jak już weszli na scenę to z przytupem i trochę na przekór zaczynając od utworu "But Strong Together" czyli ostatnim na płycie "Alone Together". Zaprezentowany materiał obejmował dwa ostatnie studyjne albumy z Bartkiem Kossowiczem na wokalu. Można psioczyć, że brakuje powrotu do przeszłości, jednak wyjaśnienie Maćka Mellera czemu ten powrót nie jest realny, należy przyjąć ze zrozumieniem.
Pomimo tego, nudno nie było bo wykonanie następnych utworów w postaci "Kinds Of Solitude At Night", " One Day We Find" czy "Not So Close", "SurREvival" przynosiły radość na twarzy i muzyków jak i, co chyba najważniejsze, publiczności. Najbardziej intymnie przyszło nam doświadczać koncert przy utworze "We Are Alone Together", najpiękniejszego utworu z ostatniej płyty. Bardzo akustycznie, cicho.
Przez cały koncert każdy na scenie dawał z siebie to co najlepsze. Nawet schowani gdzieś w oddali perkusista Maciek Wróblewski oraz flecista Jacek Zasada nie pozwalali o sobie zapomnieć, czy to podczas solówek, czy też nadając mocniejsze brzmienie grupie za pomocą bębnów.
Zbyszek Florek klawiszowymi dźwiękami nadawał klimat, Mariusz Ziółkowski żywo poczynał sobie na scenie "wymachując" basem, Maciek Meller co chwila poruszał nas swoimi raz mocnymi riffami a czasami treściwymi solówkami, natomiast Bartek śpiewem zamykał to wszystko, co się działo na scenie, a swoim głosem potrafił określić różne stany ducha człowieka.
Nie mogę zapomnieć o jedynej kobiecie na scenie w zespole. Wynaleziona "przypadkiem" skrzypaczka, Tylda Ciołkosz (tym razem na scenie w obuwiu) w kilku momentach porwała pięknymi solówkami, czasem nawiązując do celtyckiej tradycji jak w utworze "We Are Alone Together". Czasem na scenie pojawiały się pojedynki na skrzypce i gitarę co wywoływało uśmiech na twarzy i Maćka i Tyldy. Koncert zakończyli utworem "They Are There to Remind Us" z wplecionym cytatem "Riders On The Storm" The Doors.
Długo kazali sobie czekać na wizytę w Warszawie. Przerwa była zbyt długa. Z tego tytułu można było oczekiwać dłuższego pobytu na scenie. Koncert był piękny, lecz jednak trochę za krótki. Półtorej godziny to za mało jak dla mnie. Szkoda wielka. Ale zostali...Niepokonani. Zastanawiałem się również co by było gdyby wszyscy wystąpili na dużej scenie. Ciaśniutko było bardzo na tej małej. Szkoda również strasznie małej liczby osób uczestniczących w tym festiwalu. Chociaż można to obrócić w pozytyw na rzecz kameralnej, wręcz intymnej atmosfery jaka unosiła się w Progresji. Byłem jedną z tych (może 200?) osób, które doświadczyło wspaniałych dźwięków rocka progresywnego w trzech różnych odmianach.
Teraz należy czekać na nowy album Quidam ( w Progresji zagrali dwa nowe numery jeden po drugim), który powinien rozszerzyć repertuar zespołu i na kolejną wizytę w Warszawie. Jak dla mnie, może być ta sama trójka zespołów co w niedzielę.

 Robert Świderski
{gallery}koncerty/QuidamST{/gallery}
© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.