ProgRock.org.pl

Switch to desktop

Błąd
  • JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /images/koncerty/LT_Lodz
  • JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /images/koncerty/OV_Lodz
Uwaga
  • There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder:
  • There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder:

"Ślązoki" kontra "Łodziaki", czyli mini koncert w rodzinnej atmosferze

Kiedy przychodzę na koncert, na pół godziny przed jego startem, kupuję w kasie bilet i widzę na nim wybity numer 002 i w dodatku wiem, że mogę spodziewać się czegoś wyjątkowego po artystach, którzy na nim zagrają, przepełnia mnie smutek i zażenowanie.

Tak było w piątek, 28 maja 2010 roku. W łódzkim Akademickim Ośrodku Inicjatyw Artystycznych miał zagościć rock progresywny, który w moim mieście nie jest częstym gościem. Z rozmaitych przesłanek wiem, że Łódź jest bogata w słuchaczy tego muzycznego gatunku. Na koncercie Leafless Tree i Osada Vida pojawiło się okrągłe 30 osób (liczyłem!). Smutne, tragiczne, ale tak to już jest. Wytłumaczeniem tej marnej frekwencji mógł być fakt, że tegoż dnia na łódzkiej "Polibudzie" w najlepsze trwały Juvenalia z Kazikiem i Kultem za totalną darmochę. Ja, i kilkanaście innych osób, wiernych swym muzycznym ideałom, pojawiliśmy się jednak w małej, kameralnej salce ośrodka. I od razu mogę wypalić z grubej rury! Żadna z tych osób nie żałowała, wszyscy dostali to, co dostać chcieli i czego się spodziewali.

Gmach łódzkiego AOIA jakiś czas temu wyremontowało miasto. Ośrodek wyposażono w szatnię, pomieszczenia przeznaczone na galerie i wernisaże, dobrze zaopatrzony i przede wszystkim nie drogi bar. Głównym jego miejscem jest jednak mała, kameralna sala, mogąca pomieścić około 100-120 osób, wyposażona w świetne światła i kilka innych, technicznych bajerków. Wszystko to, poparte absolutnie znakomitą akustyką pomieszczenia. Miejsce to idealne, na koncerty naszej muzycznej, progresywnej braci. Piszę to, by je polecić ewentualnym wykonawcom, którzy być może poszukują w Łodzi miejsca do koncertowania. Dość tych reklam, bo najważniejsza tego wieczora była przecież muzyka.

Publikę rozgrzać miał łódzki zespół Leafless Tree. Grupa istnieje już od kilku lat, ostatnio jednak miała chwilę milczenia, która na szczęście właśnie przeminęła. Zespół porusza się od samego początku po orbicie, nakreślonej przez Genesis i Yes, a później Marillion i IQ. Moim marzeniem od dawna, było zobaczenie ich na żywo. Z tym większą ciekawością rozsiadłem się w pierwszym rzędzie koncertowej salki, by żaden szczegół nie umknął mej uwadze. Zespół poczekał jeszcze kilka minut, na ewentualnych spóźnialskich i zaczęło się! Frontman, Łukasz Woszczyński i jego koledzy z zapałem rozpoczęli swój set utworem "King". Po prawej stronie sceny, gitarzysta Radek Osowski, za plecami frontmana bijący po garach Piotr Kolasa. Po lewej stronie basista, Michał Dziomdziora i schowany za keyboardami i hammondem, Piotr Wesołowski. Set wypełniły rozbudowane utwory, z długimi partiami instrumentalnymi, poparte oczywiście pełnym charyzmy, mocnym, pewnym głosem Łukasza. Wokalista nie kryje swych fascynacji takimi sławami jak: Jon Anderson, Peter Gabriel czy David Bowie. Możecie mi wierzyć, lub nie, frontman Leafless Tree ma w swym głosie pierwiastki ich charyzmy! Kolejna jakość zespołu to gitara. Radek Osowski gra na niej, rozpylając w powietrzu wielobarwną aurę, raz to bliską czasom symfonicznego rozkwitu rocka progresywnego z lat 70., czy bardziej nowoczesną, zakorzenioną w neoprogresywnych latach 80. i 90., by za chwilę zagrać bardziej rytmicznie, a nawet troszkę "przyjazzować". Z jednej strony panowie Gilmour, Hackett, Latimer i Rothery, a z drugiej Hary Vanda z Flash & The Pan. Bardzo duże wrażenie robił basista, Michał Dziomdziora, wyraźnie zafascynowany umiejętnościami Tony'ego Levina. Sam z powodzeniem wykorzystuje na scenie instrumenty wymagające bardzo wysokich umiejętności. Bezprogowa gitara basowa czy Chapman Stick to instrumenty zdecydowanie budzące uznanie. Dodatkowo, od czasu do czasu smyczek w dłoni Michała... Absolutny majstersztyk! Z podobnym uznaniem spoglądałem na Piotra Wesołowskiego, schowanego za kilkoma rodzajami instrumentów klawiszowych. Rozmaite syntezatory, klasyczne Hammondy i inne czarcie sztuczki. Kilka skomplikowanych solówek klawiszowych a'la Tony Banks, sporo elementów klasycyzujących muzykę (wspomniane Hammondy). Instrumenty klawiszowe pełnią w muzyce Leafless Tree bardzo ważną rolę, podobnie jak liczne zmiany rytmu, przy których perkusista, Piotr Kolasa czuł się jak ryba w wodzie, bijąc rytm bardzo pewnie. Na repertuar złożyło się pięć dość długich utworów (setlista poniżej). Na koniec Łukasz podziękował tym Wszystkim, którzy się pojawili. Wspomniał o najbliższym koncercie Leafless Tree w łódzkiej Wytwórni, 24 czerwca i zaanonsował "gwiazdę" wieczoru. Zespół zebrał głośne brawa i owacje.

Występ zespołu Leafless Tree upewnił mnie w przekonaniu, że grupa nadal piastuje miano łódzkiej ostoi rocka progresywnego, wciąż pukającej do drzwi czołówki art-rockowej w naszym kraju. Głęboko wierzę, że zespół, który ma w planach kolejne koncerty, wypłynie na szersze wody, bo zdecydowanie na takowe zasługuje. Ja pod tym stwierdzeniem zamierzam podpisywać się wielkimi i wyraźnymi literami. Pozostaje mi jeszcze w imieniu zespołu zaprosić Wszystkich na najbliższy koncert Leafless Tree, który odbędzie się 24 czerwca, w łódzkim klubie ]Wytwórnia. Zagrają wraz z innym ciekawym zespołem, Crystal Lake, znanym naszym stałym forumowiczom i czytelnikom. Zakończenie roku szkolnego być może sprawi, że frekwencja tym razem będzie znacznie wyższa. Tego życzę chłopakom z zespołu, bo ich muzyka zdecydowanie na to zasługuje.

Krótka przerwa techniczna pomiędzy koncertami pozwoliła zacieśnić moje kontakty z łódzkim zespołem, z czego bardzo się cieszę, bo i Wy będziecie teraz na bieżąco z kolejnym, dobrym, rodzimym wykonawcą.

Łódź - 28 05 2010 - Leafless Tree
01. King
02. Storm
03. Megacycle
04. Anthill
05. Wonders

Muzycy Osada Vida nie potrzebowali zbyt dużo czasu, by pojawić się na scenie. Już po 15 minutach (jak to żartował Łukasz, wokalista LT, na uzupełnienie płynów ;)) Osada już była gotowa. Wizualizacje, wyświetlane na dużym ekranie z tyłu sceny, oraz muzyka sącząca się z głośników znów przyciągnęły na salę widzów. Na widowni zasiedli także muzycy supportującego zespołu. Koncert rozpoczął tytułowy numer "Uninvited Dreams", rozpoczynający także najnowszy album Osady. Energicznie zagrany numer był poparty wielkim entuzjazmem scenicznym chłopaków z zespołu, oraz Natalii Krakowiak, wtórującej swym głosem basiście i wokaliście zespołu, Łukaszowi Lisiakowi. Muzyków nie zraził fakt, że na widowni była ledwie garstka ludzi. To cechuje prawdziwych artystów! Zagrali koncert tak, jakby sala łódzkiego ośrodka pękała w szwach. Pokazali w ten sposób ja bardzo cenią sobie swych wiernych fanów. Miniaturowy koncert miał jednak i swoje zalety. Wytworzył się bardzo bliski kontakt muzyków z widownią. Łukasz po trzecim utworze nawet żartował, że każdy z widzów ma u niego prywatną ksywę, a klawiszowiec Rafał Paluszek nawet chciał mieć całą rodzinę z Łodzi. Ponadto muzycy zabawiali widzów gwarą śląską. Dostało się także (oczywiście w żartobliwym tonie) wokaliście Leafless Tree, który wcześniej muzyków Osady nazwał "gwiazdami wieczoru". Poczucie humoru i dobry kontakt z widownią to zresztą domena zespołu ze Śląska. Jak się dowiedziałem od kolegów z redakcji, którzy byli na koncercie w Koninie, tam także Osadnicy zbudowali most przyjaźni z publiką. Żartujący wokalista, grający także na basie oraz wesoło skacząca po scenie, rozśpiewana i uśmiechnięta Natalia, oraz reszta Osadowej ekipy rozgrzali miniaturową widownię do czerwoności. Z prawej strony, najbardziej chyba skupiony, ale absolutnie genialny w każdym calu gitarzysta, Bartek Bereska wyczyniał istne cuda na gitarze. Z całą pewnością należy do naszej, polskiej, gitarowej czołówki. Gra bardzo rytmicznie, by za chwilę wystrzelić z soczystą solówką, albo niepowtarzalnym, gitarowym riffem. Z tyłu wszystko pod stałą kontrolą miał bezbłędny perkusista Adam Podzimski, notabene współzałożyciel zespołu, szalejący wśród werbli, talerzy i bębnów. W drugim końcu sceny, za klawiszami szalał wspomniany Rafał Paluszek. To bardzo charyzmatyczny muzyk, chwilami sprawiający wrażenie jakby za chwilę chciał spalić organy niczym Keith Emerson. Z jego instrumentów wydobywają bardzo różne dźwięki: od tych organowych, klasycznych po nowoczesne, bardzo elektroniczne, syntezatorowe. Taki zresztą jest charakter muzyki Osada Vida, skupiającej całe mnóstwo rozmaitych wpływów z bliższej lub dalszej historii rocka. To wyjątkowa fuzja rocka progresywnego w najczystszej postaci, ze zmysłową dozą psychodelii, chwilami dość mocnymi, niemal progmetalowymi elementami (choćby wplecione fragmenty z repertuaru Dream Theater), oraz klasyką znaną choćby z muzyki SBB. Wyjątkowa to mieszanka, w której niemal każdy znajdzie coś dla siebie.

Muzycy Osada Vida zaprezentowali przede wszystkim bardzo wysoką formę sceniczną. Godna podziwu była także oprawa koncertu. Wyświetlane wizualizacje dopełniały kolorytu, świetnie współgrając z poszczególnymi utworami zespołu. Również w obrazach Osada Vida potrafi zahipnotyzować. Zresztą ich muzyka, odnosi się takie wrażenie, że sama tworzy takie obrazy w głowie słuchacza. Po za sceną ekipa śląskiego zespołu, to przesympatyczni, otwarci, skorzy do rozmów na rozmaite tematy, ludzie, skazani wprost na sukces, a przy tym skromni i mocno stąpający po ziemi.
Jak wspólnie stwierdziliśmy w rozmowie zarówno z LT[ jak i OV do Łodzi warto jest przyjechać by zagrać koncert. Należy jednak zawitać do tego miasta zdecydowanie w terminie nie kolidującym z Juvenaliami. One prawdopodobnie były przyczyną tak niskiej frekwencji. Ja mogę napisać nieśmiertelne zdanie: Veni, Vidi, Vici. Ci, którzy się nie stawili, niech żałują! Ja przeżyłem bardzo wyjątkowe chwile, a przy tym poznałem fajnych, nadających na tej samej fali ludzi.

Krzysztof Baran

Łódź - 28 05 2010 - Osada Vida
00. Is This Devil From Spain – intro
01. Uninvited Dreams
02. The Decision
03. Lack of Dreams
04. In(s) Thru Mental
05. Childmare (A Goodnight Story)
06. Is That Devil From Spain Too?
07. Bone
08. Liver (bis)


Leafless Tree
{gallery}koncerty/LT_Lodz{/gallery}
Osada Vida
{gallery}koncerty/OV_Lodz{/gallery}

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Top Desktop version