O 20:25 na scenę zaczęli wychodzić muzycy poznańskiej orkiestry kameralnej pod kierownictwem dyrygenta Adama Banaszaka, L’Autunno. To oni mieli tego wieczora wspomóc Gwiazdę - byłego frontmana zespołu System Of A Down, Serja Tankiana, który tym występem promował swój solowy wydany w marcu 2010 r. album „Elect The Dead Symphony”.
Przedstawienie rozpoczęli od „Feed Us”. Najpierw fortepian, gitara akustyczna i orkiestra wykonała wejście dla Tankiana, który z gracją i uśmiechem wkroczył na scenę. W białej marynarce, koszuli i spodniach prezentował się okazale wyróżniając swoją postać od ubranej na ciemny kolor pozostałych bohaterów widowiska. Aplauz licznie zgromadzonej publiczności nie miał końca i można wręcz rzec, że ciągnął się przez cały koncert. Ale chyba największe brawa i okrzyki Serj słyszał, kiedy wyśpiewywał „Lie Lie Lie” oraz „Baby” przy ogromnym udziale fanów. I choć nie zabrzmiały, tak jak na albumie, rockowe dźwięki, to jednak ten symfoniczny zamiennik zmuszał do przytupywania.
W pewnym momencie zrobiło się cicho, kiedy Tankian usiadł za klawiaturą fortepianu, zajmując miejsce towarzyszącego mu, Erwina Khachikiana, odgrywając i śpiewając utwór „Gate 21”. Tylko on i nikt więcej. To były niesamowite 3 minuty. Po tym numerze nastąpił debiut w postaci „Peace Be Revenge” będącym pierwszym z dwóch nowych utworów tego wieczora, szykowanych na najnowszy album Serja. Drugim był „Disowned Inc”. Wsłuchując się w nie, można utwierdzić się w przekonaniu, że najnowszy krążek będzie swoistą kontynuacją „Elect The Dead Symphony”. Ale z oceną poczekam do premiery.
Bardzo często Ormianin, dziękował publiczności za spontaniczność. Jednak jej nie trzeba było zmuszać do jakiejkolwiek reakcji. Wszystkie emocje były czyste i bardzo...rockowe. Również kilkukrotnie wychwalana oraz skandowana była orkiestra L’Autunno. Wykonali wielką pracę, bo muzyka, którą stworzył były lider SOAD, nie jest wcale taka prosta. Ale uzupełniając się wzajemnie, poradzili sobie wszyscy.
Scena jednak należała do Tankiana, który pomimo klasycznych nut starał się rozruszać publiczność tańcząc na parkiecie oraz wspaniale operując głosem. Takich chwil było mnóstwo.
Gdy wszyscy śpiewali razem z zespołem utwór „Honking Antelope”, ktoś sprzed sceny wyczekał na końcówkę i rzucił flagę w barwach Polski z imieniem i nazwiskiem wprost na ramię Tankiana, który w tym momencie miał rozłożone ręce. Jeden ze wzruszających momentów, których byliśmy świadkami.
Chwilę potem usłyszeliśmy jeszcze przejmujące „Saving Us” oraz „Elect The Dead”, jeden po drugim dając do zrozumienia, że występ powoli się kończy.
Nagle do mikrofonu podszedł dyrygent poznańskiej orkiestry, Adam Banaszak, zapowiadając jedyny klasyczny utwór „"Beethoven’s Cunt", przechodząc sprawnie w „Empty Walls”.
W tym ostatnim fragmencie Serj pozwolił sobie na odrobinę szaleństwa wchodząc w rozentuzjazmowany tłum. Tym gestem dał do zrozumienia, że ta niedziela na długi czas zostanie w jego pamięci. Dla nas, słuchaczy również.
To był koniec. Kwiaty w podzięce za przybycie i obdarowanie widzów ponad godzinną dawką emocji były zwieńczeniem wieczoru. I choć jeszcze długo po zejściu ze sceny orkiestry, Serja oraz wspomagających go gitarzysty Mario Pagliarulego i pianisty Erwina Khachikiana, publiczność domagała się (bezskutecznie) jeszcze jednego utworu to chyba nikt nie powie, że był to stracony czas.
I jeszcze słowo o organizacji. W porównaniu z koncertem Sigór Rós, który odbył się dwa lata temu w tym samym miejscu widać zdecydowaną poprawę. Wtedy ochrona zupełnie sobie nie poradziła z publicznością, która siedziała i stała gdzie chciała, przez co widzowie nie mogli widzieć Islandczyków w pełnej krasie. Natomiast w niedzielny wieczór nikt nie mógł narzekać, że ktoś zasłania lub zajmuje nie swoje miejsce. Brawa dla widzów, którzy wypełnili warszawski amfiteatr bardzo szczelnie i pokazali, że warto przyjeżdżać do Polski dawać koncerty. Dziękuję również tym wszystkim, bez których nie mógłbym zwiedzić pięknych rejonów muzyki klasycznej o rockowym zabarwieniu.
Przedstawienie rozpoczęli od „Feed Us”. Najpierw fortepian, gitara akustyczna i orkiestra wykonała wejście dla Tankiana, który z gracją i uśmiechem wkroczył na scenę. W białej marynarce, koszuli i spodniach prezentował się okazale wyróżniając swoją postać od ubranej na ciemny kolor pozostałych bohaterów widowiska. Aplauz licznie zgromadzonej publiczności nie miał końca i można wręcz rzec, że ciągnął się przez cały koncert. Ale chyba największe brawa i okrzyki Serj słyszał, kiedy wyśpiewywał „Lie Lie Lie” oraz „Baby” przy ogromnym udziale fanów. I choć nie zabrzmiały, tak jak na albumie, rockowe dźwięki, to jednak ten symfoniczny zamiennik zmuszał do przytupywania.
W pewnym momencie zrobiło się cicho, kiedy Tankian usiadł za klawiaturą fortepianu, zajmując miejsce towarzyszącego mu, Erwina Khachikiana, odgrywając i śpiewając utwór „Gate 21”. Tylko on i nikt więcej. To były niesamowite 3 minuty. Po tym numerze nastąpił debiut w postaci „Peace Be Revenge” będącym pierwszym z dwóch nowych utworów tego wieczora, szykowanych na najnowszy album Serja. Drugim był „Disowned Inc”. Wsłuchując się w nie, można utwierdzić się w przekonaniu, że najnowszy krążek będzie swoistą kontynuacją „Elect The Dead Symphony”. Ale z oceną poczekam do premiery.
Bardzo często Ormianin, dziękował publiczności za spontaniczność. Jednak jej nie trzeba było zmuszać do jakiejkolwiek reakcji. Wszystkie emocje były czyste i bardzo...rockowe. Również kilkukrotnie wychwalana oraz skandowana była orkiestra L’Autunno. Wykonali wielką pracę, bo muzyka, którą stworzył były lider SOAD, nie jest wcale taka prosta. Ale uzupełniając się wzajemnie, poradzili sobie wszyscy.
Scena jednak należała do Tankiana, który pomimo klasycznych nut starał się rozruszać publiczność tańcząc na parkiecie oraz wspaniale operując głosem. Takich chwil było mnóstwo.
Gdy wszyscy śpiewali razem z zespołem utwór „Honking Antelope”, ktoś sprzed sceny wyczekał na końcówkę i rzucił flagę w barwach Polski z imieniem i nazwiskiem wprost na ramię Tankiana, który w tym momencie miał rozłożone ręce. Jeden ze wzruszających momentów, których byliśmy świadkami.
Chwilę potem usłyszeliśmy jeszcze przejmujące „Saving Us” oraz „Elect The Dead”, jeden po drugim dając do zrozumienia, że występ powoli się kończy.
Nagle do mikrofonu podszedł dyrygent poznańskiej orkiestry, Adam Banaszak, zapowiadając jedyny klasyczny utwór „"Beethoven’s Cunt", przechodząc sprawnie w „Empty Walls”.
W tym ostatnim fragmencie Serj pozwolił sobie na odrobinę szaleństwa wchodząc w rozentuzjazmowany tłum. Tym gestem dał do zrozumienia, że ta niedziela na długi czas zostanie w jego pamięci. Dla nas, słuchaczy również.
To był koniec. Kwiaty w podzięce za przybycie i obdarowanie widzów ponad godzinną dawką emocji były zwieńczeniem wieczoru. I choć jeszcze długo po zejściu ze sceny orkiestry, Serja oraz wspomagających go gitarzysty Mario Pagliarulego i pianisty Erwina Khachikiana, publiczność domagała się (bezskutecznie) jeszcze jednego utworu to chyba nikt nie powie, że był to stracony czas.
I jeszcze słowo o organizacji. W porównaniu z koncertem Sigór Rós, który odbył się dwa lata temu w tym samym miejscu widać zdecydowaną poprawę. Wtedy ochrona zupełnie sobie nie poradziła z publicznością, która siedziała i stała gdzie chciała, przez co widzowie nie mogli widzieć Islandczyków w pełnej krasie. Natomiast w niedzielny wieczór nikt nie mógł narzekać, że ktoś zasłania lub zajmuje nie swoje miejsce. Brawa dla widzów, którzy wypełnili warszawski amfiteatr bardzo szczelnie i pokazali, że warto przyjeżdżać do Polski dawać koncerty. Dziękuję również tym wszystkim, bez których nie mógłbym zwiedzić pięknych rejonów muzyki klasycznej o rockowym zabarwieniu.
Robert Świderski
{gallery}koncerty/Tankian_Wwa{/gallery}
{gallery}koncerty/Tankian_Wwa{/gallery}