Zaczął Leafless Tree – świetnie zapowiadający się zespół z Łodzi. Potwierdziło się wszystko co o nich słyszałam. Bardzo fajne kompozycje, dobre brzmienie, doskonałe teksty z dużą porcją humoru. Wszystko mocno osadzone w progresywnych klimatach, zabrzmiało naprawdę fajnie. Szkoda że zapomnieli przywieść swojej płytki – dużo ludzi o nią pytało.
Krótka przerwa i na scenie zamontował się Moonrise. Tu muzyka jest spokojniejsza, momentami wręcz balladowa. Znakomita gitara (no ale to przecież sam Marcin Kruczek – filar Nemesis), piękne klawisze, bardzo sprawna sekcja, fajny saksofon i w sumie niezły wokal. 50 minut przeleciało błyskawicznie i na scenie zameldowała się Osada Vida.
Tu zapachniało już pełnym profesjonalizmem – zagrali przeglądowy materiał z wszystkich swoich płyt, zabrzmieli świetnie, ale…. to chyba nie jest do końca rock progresywny. Pojawiły się nawet jakieś hiszpańskie klimaty. Nie żebym się czepiała, naprawdę gali fajnie, ale nie przemówili do mnie tak jak dwa wcześniejsze zespoły.
Znów krótka przerwa, i na scenie pojawiają się ONI czyli HIPGNOSIS.
Adam Droździk z radia PIK (Pomorze i Kujawy) w zapowiedzi stwierdził że chyba wszyscy o nich słyszeli, ale nikt ich nie widział , ja miałam to szczęście być na ich koncercie w Radio Kraków podczas nagrywania drugiej płyty. Teraz znów byli przede mną w zmienionym składzie. Dwóch gitarzystów zastąpił jeden – mocno tajemniczy Prince Olo czyli jak zwykle w wykonaniu Hipgnosis tylko pseudonim. Chodziły słuchy że grupa ma już materiał na nową płytę, a z zapowiedzi wynikało że dziś ją usłyszymy w całości !!! Tego się nie spodziewałam ! Wreszcie grubo po 23:00 zaczęli… Najpierw intro - czysta elektronika, jakby klimat z Tangerine Dream, albo Schulza a potem faktycznie godzina premier. Pierwsze 3 utwory dość szybkie, częste zmiany rytmu, znakomite partie klawiszowe, cudownie rozbujana sekcja no i wokal, który zabija klasą. Rozszyfrowałam już wokalistkę, ale skoro zespół przyjął opcję anonimowości personalnej – to nie zdradzę nazwiska, powiem tylko że to na 100% Pierwsza Dama polskiego progresywu, potrafi zaśpiewać delikatnie jak dziecko po czym ryknąć w skali o jakiej inne panie mogą tylko pomarzyć. Czwarty utwór - instrumentalna perełka z niewiarygodnym wręcz solem klawiszowca, przypominającym najlepsze dokonania Erica Norlandera i Derek’a Sheriniana razem wziętych. I wreszcie piąty utwór – coś absolutnie wyjątkowego – dla tych dziesięciu minut warto było przerwać wakacje i przejechać pół polski. Monumentalne floydowskie brzmienie, przejmujący wokal, boskie solo gitarowe, absolutny majstersztyk! Przyroda dostosowała się do tego spektaklu – przestało padać, w chwili skrajnego wzruszenia spojrzałam w niebo i ujrzałam gwiazdy…. Następny utwór – to już materiał z pierwszej płyty, zagrany nieco inaczej, świetne aranżacje , dużo mniej gitary (która moim zdaniem w poprzednim wcieleniu grupy była doskonała , ale zbyt… nachalna). Muzyka nabrała przestrzeni która zawsze była wielką siłą Hipgnosis. I kolejne utwory z pierwszej płyty, tak jak ten pierwszy niby te same a jednak zupełnie inne.. Nabrały świeżości i jakiegoś tajemniczego klimatu który zawsze otaczał grupę. I na koniec jedyny cover czyli ”Carreful with that axe, Eugene” z repertuaru Pink Floyd – cudowna wersja z genialnym wokalem, ale o wokalistce już pisałam…. Klawiszowcy znów dają pokaz, perkusja szaleje bas i gitara dodają swoje. Myślę że ten skład może naprawdę wszystko. Cichną ostatnie dźwięki, chyba nikt z przemoczonej publiki nie żałował tych dwóch godzin (Rany Boskie !!! minęły 2 godziny!!!) spędzonych w nocy z muzyką Hipgnosis. Nie ma w Polsce (Europie ?) drugiej takiej kapeli, nie ma takiej sekcji, nie ma takiej wokalistki. No i Prince Olo – po koncercie powiedział mi że gra dużo mniej niż poprzednicy bo jak mając takich klawiszowców nie dać im pograć..? Hipgnosis to w dużej części muzyka elektroniczna, więc szkoda pewne klimaty zabijać solówkami… Dziwne podejście do gitary, ale piękne. Prawda ? Dla nich liczy się całość brzmienia a nie indywidualne popisy. Do tego są zdolni tylko najwięksi. (ale jak posłuchacie ostatniego utworu na nowej płycie i jego sola – odlecicie…) Cóż, zbliża się trzecia nad ranem, amfiteatr powoli pustoszeje. Wiem że uczestniczyłam w czymś naprawdę wielkim i wyjątkowym, reszta publiki też ma tą świadomość , rozchodzimy się w milczeniu, z tą jakąś dziwną zadumą w sercu , ale i z nadzieją na tą obiecaną trzecią płytę Hipgnosis i …… na następną, piątą odsłonę Festiwalu Muzyki Progresywnej Gniewkowo 2011… Czy ktoś z was kiedyś słyszał o Gniewkowie ? Po tej nocy powinni usłyszeć wszyscy….
Krótka przerwa i na scenie zamontował się Moonrise. Tu muzyka jest spokojniejsza, momentami wręcz balladowa. Znakomita gitara (no ale to przecież sam Marcin Kruczek – filar Nemesis), piękne klawisze, bardzo sprawna sekcja, fajny saksofon i w sumie niezły wokal. 50 minut przeleciało błyskawicznie i na scenie zameldowała się Osada Vida.
Tu zapachniało już pełnym profesjonalizmem – zagrali przeglądowy materiał z wszystkich swoich płyt, zabrzmieli świetnie, ale…. to chyba nie jest do końca rock progresywny. Pojawiły się nawet jakieś hiszpańskie klimaty. Nie żebym się czepiała, naprawdę gali fajnie, ale nie przemówili do mnie tak jak dwa wcześniejsze zespoły.
Znów krótka przerwa, i na scenie pojawiają się ONI czyli HIPGNOSIS.
Adam Droździk z radia PIK (Pomorze i Kujawy) w zapowiedzi stwierdził że chyba wszyscy o nich słyszeli, ale nikt ich nie widział , ja miałam to szczęście być na ich koncercie w Radio Kraków podczas nagrywania drugiej płyty. Teraz znów byli przede mną w zmienionym składzie. Dwóch gitarzystów zastąpił jeden – mocno tajemniczy Prince Olo czyli jak zwykle w wykonaniu Hipgnosis tylko pseudonim. Chodziły słuchy że grupa ma już materiał na nową płytę, a z zapowiedzi wynikało że dziś ją usłyszymy w całości !!! Tego się nie spodziewałam ! Wreszcie grubo po 23:00 zaczęli… Najpierw intro - czysta elektronika, jakby klimat z Tangerine Dream, albo Schulza a potem faktycznie godzina premier. Pierwsze 3 utwory dość szybkie, częste zmiany rytmu, znakomite partie klawiszowe, cudownie rozbujana sekcja no i wokal, który zabija klasą. Rozszyfrowałam już wokalistkę, ale skoro zespół przyjął opcję anonimowości personalnej – to nie zdradzę nazwiska, powiem tylko że to na 100% Pierwsza Dama polskiego progresywu, potrafi zaśpiewać delikatnie jak dziecko po czym ryknąć w skali o jakiej inne panie mogą tylko pomarzyć. Czwarty utwór - instrumentalna perełka z niewiarygodnym wręcz solem klawiszowca, przypominającym najlepsze dokonania Erica Norlandera i Derek’a Sheriniana razem wziętych. I wreszcie piąty utwór – coś absolutnie wyjątkowego – dla tych dziesięciu minut warto było przerwać wakacje i przejechać pół polski. Monumentalne floydowskie brzmienie, przejmujący wokal, boskie solo gitarowe, absolutny majstersztyk! Przyroda dostosowała się do tego spektaklu – przestało padać, w chwili skrajnego wzruszenia spojrzałam w niebo i ujrzałam gwiazdy…. Następny utwór – to już materiał z pierwszej płyty, zagrany nieco inaczej, świetne aranżacje , dużo mniej gitary (która moim zdaniem w poprzednim wcieleniu grupy była doskonała , ale zbyt… nachalna). Muzyka nabrała przestrzeni która zawsze była wielką siłą Hipgnosis. I kolejne utwory z pierwszej płyty, tak jak ten pierwszy niby te same a jednak zupełnie inne.. Nabrały świeżości i jakiegoś tajemniczego klimatu który zawsze otaczał grupę. I na koniec jedyny cover czyli ”Carreful with that axe, Eugene” z repertuaru Pink Floyd – cudowna wersja z genialnym wokalem, ale o wokalistce już pisałam…. Klawiszowcy znów dają pokaz, perkusja szaleje bas i gitara dodają swoje. Myślę że ten skład może naprawdę wszystko. Cichną ostatnie dźwięki, chyba nikt z przemoczonej publiki nie żałował tych dwóch godzin (Rany Boskie !!! minęły 2 godziny!!!) spędzonych w nocy z muzyką Hipgnosis. Nie ma w Polsce (Europie ?) drugiej takiej kapeli, nie ma takiej sekcji, nie ma takiej wokalistki. No i Prince Olo – po koncercie powiedział mi że gra dużo mniej niż poprzednicy bo jak mając takich klawiszowców nie dać im pograć..? Hipgnosis to w dużej części muzyka elektroniczna, więc szkoda pewne klimaty zabijać solówkami… Dziwne podejście do gitary, ale piękne. Prawda ? Dla nich liczy się całość brzmienia a nie indywidualne popisy. Do tego są zdolni tylko najwięksi. (ale jak posłuchacie ostatniego utworu na nowej płycie i jego sola – odlecicie…) Cóż, zbliża się trzecia nad ranem, amfiteatr powoli pustoszeje. Wiem że uczestniczyłam w czymś naprawdę wielkim i wyjątkowym, reszta publiki też ma tą świadomość , rozchodzimy się w milczeniu, z tą jakąś dziwną zadumą w sercu , ale i z nadzieją na tą obiecaną trzecią płytę Hipgnosis i …… na następną, piątą odsłonę Festiwalu Muzyki Progresywnej Gniewkowo 2011… Czy ktoś z was kiedyś słyszał o Gniewkowie ? Po tej nocy powinni usłyszeć wszyscy….
Emma
Zielona Góra 07-08-2010