Koncert rozpoczął się o godzinie 21:30 i podzielony był na dwa sety, przedzielone krótką przerwą. Pierwszy z nich składał się ze starszych kompozycji grupy. Mogliśmy więc usłyszeć znakomite wykonania takich numerów jak „Shackleton's Dream” czy „Złodziej Czasu”. Od zespołu czuć było ogromną energię i radość grania. Utwory wydawały się być mocniejsze i bardziej agresywne – co jest w pewnym sensie zasługą klubowego brzmienia, dzięki któremu gitara Kuby zyskała ogrom przesteru. Z drugiej strony jednak, to samo brzmienie nie pozwalało usłyszeć wyraźnie tego, co Jakub śpiewa. Wokal był nieselektywny, zlewał się z resztą instrumentów i ginął pod dźwiękami innych instrumentów. {mosimage}
Sama muzyka była natomiast fenomenalna. O ile z radością przyjąłem znane mi z dema utwory, o tyle przy tych najnowszych, granych w drugim secie po prostu szczęka mi opadła. Ostatni raz byłem tak dumny z jakiegoś młodego rodzimego zespołu podczas występu Passion Fruit w Dolinie Charlotty, a wcześniej... to nawet sam nie pamiętam kiedy. Zresztą, co tu dużo pisać – nie mam pojęcia kiedy ostatnio tak mocno ujął mnie koncert nawet bardziej doświadczonej grupy. Wisdom był po prostu tego wieczoru w swoim żywiole. Wszystkie nowe numery jak „Hiroshima”, „Psychopatia” czy przede wszystkim, długi przecudowny „Karmel” sprawiały nie tylko mi, ale i pozostałym zgromadzonym w Harrisie fanom ogromną radość. Co dość nietypowe – po każdym utworze Wisdom w klubie przybywało ludzi.
{mosimage}Na bis panowie zagrali „Breathe” z repertuaru Pink Floyd i zrobili to o jakieś pięć razy lepiej niż na demówce. Klasa. W muzyce Wisdom słychać Camel, Genesis, Pink Floyd, Yes. Ich twórczość odwołuje się bezpośrednio do tych najlepszych. I bardzo dobrze, bo to właśnie z nich należy brać przykład, a nie z setek rozmemłanych neo progowych zespolików (których chociażby u nas nie brakuje).
Gdybyśmy mieli dziś rok 1969 lub 1970, Wisdom miałby ogromną szansę, by zostać albo gwiazdą pierwszej ligi, albo jednym z tych zapomnianych klejnotów, których rock progresywny oferuje przecież sporo. Szkoda, że czasy się zmieniły. {mosimage}
Trzymam za Wisdom mocno zaciśnięte kciuki, czekam na debiutancki album i na dziesięć kolejnych. Mam nadzieję, że gdy panowie za niecałe dwa miesiące ponownie odwiedzą z koncertem Kraków będziecie tam i Wy.
Sama muzyka była natomiast fenomenalna. O ile z radością przyjąłem znane mi z dema utwory, o tyle przy tych najnowszych, granych w drugim secie po prostu szczęka mi opadła. Ostatni raz byłem tak dumny z jakiegoś młodego rodzimego zespołu podczas występu Passion Fruit w Dolinie Charlotty, a wcześniej... to nawet sam nie pamiętam kiedy. Zresztą, co tu dużo pisać – nie mam pojęcia kiedy ostatnio tak mocno ujął mnie koncert nawet bardziej doświadczonej grupy. Wisdom był po prostu tego wieczoru w swoim żywiole. Wszystkie nowe numery jak „Hiroshima”, „Psychopatia” czy przede wszystkim, długi przecudowny „Karmel” sprawiały nie tylko mi, ale i pozostałym zgromadzonym w Harrisie fanom ogromną radość. Co dość nietypowe – po każdym utworze Wisdom w klubie przybywało ludzi.
{mosimage}Na bis panowie zagrali „Breathe” z repertuaru Pink Floyd i zrobili to o jakieś pięć razy lepiej niż na demówce. Klasa. W muzyce Wisdom słychać Camel, Genesis, Pink Floyd, Yes. Ich twórczość odwołuje się bezpośrednio do tych najlepszych. I bardzo dobrze, bo to właśnie z nich należy brać przykład, a nie z setek rozmemłanych neo progowych zespolików (których chociażby u nas nie brakuje).
Gdybyśmy mieli dziś rok 1969 lub 1970, Wisdom miałby ogromną szansę, by zostać albo gwiazdą pierwszej ligi, albo jednym z tych zapomnianych klejnotów, których rock progresywny oferuje przecież sporo. Szkoda, że czasy się zmieniły. {mosimage}
Trzymam za Wisdom mocno zaciśnięte kciuki, czekam na debiutancki album i na dziesięć kolejnych. Mam nadzieję, że gdy panowie za niecałe dwa miesiące ponownie odwiedzą z koncertem Kraków będziecie tam i Wy.