Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 72
A+ A A-

ACK ELECRTIC NIGHT PROGRESIVE STAGE. Dzień pierwszy

Lublin – miasto inspiracji – jak głosi hasło reklamujące Lublin do miana Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku. Sercem artystycznym tego miasta inspiracji jest Akademicki Dom Kultury Chatka Żaka od lat skupiający najciekawsze wydarzenia kulturalne w Lublinie. Tak też było w dniach 12-13 listopada 2010 roku kiedy to scena Chatki Żaka gościła „młodą falę” polskiej muzyki progresywnej w ramach festiwalu Electric Night. W relacji tej postaram się opisać pierwszy dzień tego festiwalu...

Rozpoczęcie koncertów miało nastąpić o godzinie 18.30. W Chatce byłam już o 18.00. Szybciutko: szatnia, barek i... sala widowiskowa – miejsce dość kameralne i takie jakie lubię najbardziej: bez zgiełku, chaosu z możliwością bycia przy artystach na „wyciągnięcie ręki”.

Na scenie trwały jeszcze przygotowania techniczne, ale po chwili pojawili się tam prowadzący koncert: Adam Dobrzański (Polskie Radio Jedynka) i Adam Droździk (Radio PiK). Prezenterzy powitali zgromadzonych na widowni i pokrótce przedstawili ideę festiwalu. Jako pierwszy na scenie pojawił się zespół The Crows z Lublina. Był to zespół debiutujący, o którym słyszeli nieliczni i chyba właśnie dlatego na widowni nie było zbyt wielu widzów, a szkoda, bo jak na debiutantów muzycy zaprezentowali się bardzo ciekawie. Przedstawiono ich jako zespół łączący w swej muzyce wiele gatunków muzyki rockowej, a nawet orientu. Co prawda orientu w ich występie nie dosłyszałam się wiele (tylko intro), ale za to usłyszałam dużo ciekawych tekstów piosenek i tutaj chciałam wyrazić swoje uznanie dla piszących te teksty. Było o człowieku zagubionym w świecie bez moralności stojącym często przed trudnymi wyborami, a wszystko to wyśpiewane mocnym wokalem Wojciech Kotlińskiego. Naprawdę fajnie się słuchało tego zespołu. Występ The Crows został przyjęty przez publiczność bardzo pozytywnie.

Następnym wykonawcą tego wieczoru był zespół Disperse. Widownia zaczęła się zagęszczać, a to znak, że muzycy zespołu Disperse są rozpoznawalni w Lublinie. Przyznaję ja też czekałam na ten występ. Słyszałam wiele pozytywnych opinii o tym zespole, ale też pojawiały się zarzuty, że „bez przesady”, że „tacy dobrzy wcale nie są”, że „popisują się na scenie”. Sama chciałam przekonać się jak jest naprawdę. Pierwszy utwór „Balance Of Creators” sprawił iż poczułam, że coś tu nie gra, posądziłam nawet chłopaków o fałszowanie czy niedostrojenie. Szybko jednak zrozumiałam, że to ja muszę dostroić swój odbiór do ich muzyki. Dałam się „porwać” muzykom, a oni „prowadzili” mnie od jednego utworu do następnego („On The Wings Of A Dove”, „Far Away”, „Spirit Of Age”, „ Let Me Get My Colours Back” i kończące koncert „Circles Complete” plus „ Solar Theme”). W trakcie ich występu po prostu musiałam podejść bliżej sceny, by móc przyjrzeć się muzykom. Na ich twarzach dało się zauważyć pasję grania oraz emocje jakie towarzyszą każdemu zagranemu dźwiękowi. Na pewno nie posądzam muzyków o chęć popisywania się. Chłopaki grają tak jak potrafią najlepiej, z młodzieńczym zapałem nie skażonym jeszcze manierami wielkogwiazdorstwa. Publiczność długo oklaskiwała występ Disperse. Miałam wrażenie, że nie tylko we mnie chłopcy wzbudzili tyle emocji.

Krótka przerwa techniczna. Pod sceną przybywało facetów o długich włosach. Kilku z nich rozpuściło swoje długie kitki, kucyki itp., a to oznaczało tylko jedno – będzie się działo! Na scenie pojawić się miał zespół Qube z Lublina. Zgasły światła. Z głośników dobiegały znajome dźwięki muzyki z filmu „Reqiem dla snu”, dało się odczuć, że będzie mrocznie i psychodelicznie. Nie myliłam się . „Szybka” perkusja, „ostre” gitary i niesamowity wokal Daniela Gielzy (nie bez powodu zwanego Perła). W czerwcu tego roku ukazała się druga płyta zespołu „Incubate”, z której to pochodziły zagrane utwory. Utwory zagrane z mocą i wręcz wykrzyczane przez wokalistę z najgłębszych zakamarków duszy . Na co dzień nie słucham tak mocnego grania, ale tutaj na koncercie stwierdziłam, że powinnam zacząć. Po wybrzmieniu ostatniego utworu („Way to nowhere” piękne gitarowe solo kończące ten utwór i grane długo jeszcze po opuszczeniu sceny przez pozostałych muzyków)  siedziałam wciśnięta w fotel lekko oszołomiona i mocno zachwycona.

Nastał moment, w którym to na scenie pojawić się miał zespół Acute Mind (również z Lublina). Po „ostrym” występie zespołu Qube występ Acute Mind troszeczkę ostudził emocje. Było barwnie, melodycznie choć też momentami progmetalowo. Przepiękne sola gitarowe Pawła Ciuraja na długo zapadły mi w pamięci. Wokalista zespołu obdarzony ciekawym i jakże zmysłowym (w moim przekonaniu) wokalem wyśpiewywał kolejne utwory głównie z debiutanckiej płyty zatytułowanej „Acute Mind”, a w przerwach wdawał się w zabawną dyskusję z publicznością. Dzięki temu atmosfera na sali stała się bardziej swojska i przyjacielska. Naprawdę świetny występ, a słowa Adama Droździka z radia PiK o tym, że Kujawy zazdroszczą Lublinowi tak wspaniałego zespołu, przyprawiły mnie o dumę, że mamy tak świetnych muzyków.

Na scenie zaczęli montować się panowie z zespołu Quidam. Quidam – zespół legenda, szkoda tylko, że znana nielicznym, choć muszę przyznać, że publiczność Chatki Żaka doskonale znała ten zespół. Muzycy zaprezentowali kilka znanych utworów jak np. „Sanktuarium” czy  „Of Illusions”, ale moją uwagę przykuły utwory, które to pojawią się na nowej płycie, której premiera przewidziana jest na 2011 rok. Nad sceną unosił się klimat zamierzchłych czasów kiedy to w świecie muzyki pojawiły się takie postacie jak Peter Gabriel czy Jethro Tull. Byłam wdzięczna zespołowi Quidam za to, że choć na chwilę dali mi poczuć klimat tamtych lat. Utwór kończący występ muzyków to „Riders on the storm” zespołu The Doors zagrany według stylu Quidam, stylu delikatnego art-rocka przyprawionego wyrazistymi gitarami i jakże cudownymi dźwiękami fletu. Miałam poczucie, że oto dane jest mi obcować ze sztuką dostępną tylko nielicznym.

Kiedy Quidam schodził ze sceny było już około północy. Wiele osób opuściło salę chcąc zdążyć na ostatnie autobusy do domu, a szkoda, bo oto na scenie miał pojawić się zespół Millenium z Krakowa. Zespół ten Adam Droździk porównał do ufo. Wielu o nich słyszało, ale nieliczni ich widzieli. Ja miałam to szczęście zobaczyć. Rozległy się pierwsze dźwięki i już wiedziałam, że oto dane jest mi uczestniczyć w muzycznym misterium. Dało się odczuć wpływy takich zespołów jak Pink Floyd czy Marillion, a wszystko zaprawione współczesnymi aranżacjami. Millenium zaprezentował utwory z płyt „Exist” , „Reincarnations" .  Dało się wyczuć pełen profesjonalizm muzyków czy to w zagranych balladach czy lekko psychodelicznych utworach. Nie mogę tutaj nie wspomnieć o klawiszowcu Ryszardzie Kramarskim i jego niezwykłych popisach muzycznych. Naprawdę istna uczta dla ucha.

Chatkę Żaka opuszczałam w zachwycie, ale też z lekkim żalem, że to już koniec. W trakcie festiwalu prowadzący mówili o polskich festiwalach muzyki progresywnej. Padły słowa, że wiosna należy do Gniewkowa, lato to Inowrocław, a jesień być może od tego roku będzie należała do Lublina. Mam nadzieję, że tak się stanie, że  Lublin na stałe wpisze się w mapę miejsc wartych do odwiedzenia przez fanów progrocka.

Marta Dębowska
© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.