Błąd
  • JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /images/koncerty/TW
Uwaga
  • There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder:
A+ A A-

Relacja z koncertu Therion - Klub Studio

Jak ten czas szybko leci... Jeszcze nie tak dawno w moim pokoju wisiał ogromny plakat zapowiadający „Deggial” - kolejną płytę Therion, po świetnych „Theli” i „Vovin” i aż się wierzyć nie chce, że to już 10 lat minęło od tego momentu.

Równie trudno mi jest pojąc fakt, dlaczego dopiero teraz było mi dane zobaczenie Szwedów na żywo. Ale lepiej późno niż wcale. Bo choć zespół jest już na scenie od 23 lat i zapowiada jeszcze drugie tyle, to raczej aż tak imponującego wyniku bym się nie spodziewał.

W Klubie Studio było naprawdę tłoczno. Tak niemal do przesady. Publiczności zgromadziło się więcej niż na podobnej wielkości gwieździe – Anathemie.
W tym roku Therion wydał nowy krążek, zatytułowany „Sita Ahra” i z zamiarem jego promowania dotarł do Krakowa – na pierwszy z dwóch polskich koncertów.

Pierwsi na scenę wkroczyli jednak Loch Vostok. Zespół w naszym kraju raczej niezbyt znany. Szwedzi zostali przyjęci jednak bardzo dobrze – ich mieszanka symfonicznego black metalu, death metalu i klasycznego rocka sprawdza się dość dobrze na żywo. Nawet dedykowany wszystkim dziewczynom na sali, zapowiadany jak lekko obciachowy „Navigator” nie brzmiał nawet w połowie tak źle, jak mogłem się spodziewać. Kapeli nie można niczego zarzucić – ich występ był krótki, treściwy, z miłymi akcentami w stronę polskiej sceny metalowej („Vader, Decapitated – we love that shit and so do you” - grzmiał wokalista ze sceny). Szkoda tylko, że obsługa techniczna gdzieś się zagapiła, i Loch Vostok występował przez pierwszą minutę przy zapalonych światłach.

Szwedzi zostawili po sobie dobre wrażanie, które jednak Norwegowie z kolejnego zespołu zepsuli, jeszcze zanim zagrali pierwszy dźwięk.

Chłopaki z Leprous wparowali na scenę w bluzach dresowych z nałożonymi kapturami, czerwonych  krawatach, dredach... czyli nie bardzo na metalową modłę.
Znalazło się więc kilku panów w tłumie, którzy komentowali swoje niezadowolenie bardzo głośno. Bluzgi leciały na Norwegów przez cały czas trwania ich występu.
Abstrahując od wszystkiego, mnie muzyka Leprous nie powaliła na kolana. I nie byłem raczej odosobniony w tej opinii; Aby oddać jednak sprawiedliwość – widziałem ludzi, którzy świetnie się bawili, podczas ich krótkiego występu. Ja po prostu się cieszyłem, że drugi support także zagrał bardzo krotki secik i zniknął ze sceny.   

Teraz można się już było szykować na Therion. Super, bo nie lubię jak rozgrzewających zespołów jest zbyt wiele.  Ekipa Therion zaczęła montować sprzęt. Czas w takich chwilach zawsze umila muzyka, którą puszczają w przerwie z głośników. Ktoś jednak przez przypadek nacisnął „repeat” i oczekiwanie na Therion zmieniło się w koszmar. Przez 40 minut w klubie Studio rozbrzmiewał ten sam kawałek AC/DC. Już myślałem, że zwariuję, gdy światła niespodziewanie zgasły...
Therion wskoczył na deski klubu wraz z dźwiękami tytułowego utworu z najnowszego albumu. Publika zaraz wpadła w szal, a ja zacząłem się zastanawiać, kiedy szef zespołu, Christopher Johnsson ściął włosy. Chyba wypadłem trochę z obiegu jeśli o metal chodzi. W każdym razie, niezależnie od fryzury świetnie grał na gitarze i dowodził liczną grupą pozostałych członków zespołu. A wśrod nich był nie lada kto na wokalu, bo sam Snowy Shaw. Therion koncertowo prezentuje się bardziej metalowo niż symfonicznie i z większą dozą naturalności. Choć ich muzyka jest miejscami nazbyt patetyczna, to i tak ją bardzo lubię. Koncertu słuchało się tym przyjemniej, że brzmienie było kapitalne, no i setlista świetnie dobrana. Na około dwadzieścia zagranych numerów, tylko cztery pochodziły z „Sitra Ahra” (w tym „Unguentum Sabbati” podczas którego Snowy dziarsko wymachiwał miotłą i genialny „Hellequin”). Dzięki temu mogliśmy usłyszeć wielu starych znajomych takich jak „Wine Of Alquah”, „Clavicula Nox”, „Enter Vril-Ya”, czy „Nifelheim” oraz trochę nowszych numerów - „Blood Of Kingu”, „Lemuria” czy „Call Of Dagon”. Dodatkową atrakcja było perkusyjne solo – może nie najlepsze na świecie, ale pozwoliło reszcie zespołu na chwilę odpoczynku.
Na bis oczywiście nie mogło zabraknąć „Rise of Sodom&Gommorah” oraz „To Mega Therion”, który jest największym hitem zespołu.

Chyba żaden fan kapeli nie mógł czuć się zawiedziony tym występem, a i widać był po Szwedach, ze podoba im się granie w Krakowie. W kilku miłych słowach usłyszeliśmy, że jesteśmy najgłośniejszą publiką na trasie, i że jak do tej pory był to najlepszy występ Therion w Europie tego roku. I nie była to żadna kokieteria, tylko naprawdę szczere słowa.

Choć osobiście trochę żałuję, że nie usłyszałem kilku moich ulubionych kompozycji, to wierzę, że następnym razem Therion powróci z jeszcze dłuższym setem. I ze znów będzie to niebywałe show.

Na koniec chciałbym jeszcze poświęcić słówko samej organizacji koncertu. Otóż wiele osób mogło by się nauczyć czegoś w tej kwestii od Metal Mindu. Miła pani na stoisku akredytacji, koncert rozpoczął i zakończył się punktualnie, supporty grały krótko, przerwy techniczne były bardzo szybko załatwiane – po prostu klasa. Niby to wszystko powinno być już dziś standardem, ale niestety jest tylko dla niektórych. Dobrze, że MMP jest w tym gronie, bo coraz częściej chodzę na organizowane przez nich koncerty i coraz częściej jestem pod ich wrażeniem.

Rafał Ziemba

{gallery}koncerty/TW{/gallery}
© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.