Zawsze ciepło wypowiadał się o nich Piotr „Peter” Wiwczarek (gdyby ktoś nie wiedział – głos, gitara i ośrodek decyzyjny Vader), przez pewien czas z gitarzystą Art. Rock, Krzysztofem Zawistowskim, współpracował też Krzysztof „Dżawor” Jaworski (gdyby ktoś nie wiedział – gitara i ośrodek decyzyjny Harlemu). Niestety – albo i stety, bo rockowe życiorysy bywają burzliwe – panowie postawili na edukację i nie przeszli na sceniczne zawodowstwo. Tym samym Art Rock zakończył działalność w 1983. roku, doczekawszy się sporej ilości rozproszonych nagrań, ale bez upragnionego longplaya na koncie. To niedopatrzenie dopiero w 2008 roku naprawili Marcin Jacobson i ś.p. Tomasz Dziubiński, którzy w ramach zapełniania białych plam w historii rodzimego rocka wydali kompilację fonogramów Art. Rock pt. „Upiorne Tango”. To dało naszym bohaterom bodziec do wznowienia działalności. Przez dwa lata szlifowali formę na próbach w miejskim Centrum Edukacji i Kultury, by wreszcie zaprezentować się olsztyńskiej publicznosci w mroźny grudniowy wieczór w klubie Grawitacja.
Po wejściu do klubu z miejsca zrozumiałem, że słowo „legenda” uzywane w odniesieniu do Art. Rock nie jest bynajmniej nadużyciem. Grawitacja była szczelnie wypełniona publicznoscią, która w dużej mierze składała się z osób w wieku lat około pięćdziesięciu, pamiętającą jeszcze pierwszą inkarnację zespołu. Skoro wszyscy ci ludzie przyszli zobaczyć swoich ulubieńców po tylu latach, to ich muzyka musiała być dla nich czymś naprawdę istotnym. Spora reprezentacja braci studenckiej też nie dziwiła. Grawitacja znajduje się w podziemiach dużego akademika, a wstęp był darmowy. Moim zdaniem – słuszne posunięcie! W ten sposób zreformowany Art. Rock mógł się zaprezentować znacznie większej rzeszy odbiorców. Zreformowany, bo obok pierwotnych członków: Mirosława Dublana (śpiew), Krzysztofa Zawistowskiego (gitara) i Andrzeja Dondalskiego (bas) pojawił się młodszy od nich o ponad dwadzieścia lat perkusista, Adam Grzelak. Jak dowiedziałem się dzień wcześniej od Mirosława Dublana, pan Adam musiał trafić do zespołu wyrokiem Opatrzności. Trzy dekady temu bębniarzem Art. Rock bardzo chciał zostać jego ojciec. Marzenie udało się spełnić latorośli!
Krótka zapowiedź Grzegorza Kasjaniuka i zaczęli. Ciężko i z wykopem, dokładnie tak jak powinien brzmieć utwór o tytule „Ciężkie buty”. Rzeczywiście, w tym akurat Art. Rocku zdecydowanie więcej pierwiastka „hard”, choć i na progres jest miejsce. Jak zabrzmieli weterani po tylu latach przerwy? Świetnie! Zespół pracował jak dobrze naoliwiona maszyna. Sekcja dawała solidną ytmiczną podstawę gitarowym popisom Krzysztofa Zawstowskiego, a wokalista, hmmm…. Musiał się krygować mówiąc przed koncertem, że najwyższa forma dopiero przyjdzie, bo znakomicie dawał sobie radę i jako śpiewak, i jako showman. Scena Grawitacji jest dość ciasna, nie pozwala na spektakularne miotanie się całego zespołu ( co było boleśnie widoczne na przykładzie gitarzysty - skulonego z boku sceny, choć z nieodłącznym uśmiechem), więc pan Mirosław miotał się za czterech. Wyszedł w skórzanych spodniach (element entourage’u sprzed trzech dekad) i polarze, ale bluzy pozbył się już po kilku utworach, pozostając w czarnym T-shircie. Maszerował, zastygał w rozkroku a’la David Coverdale, był wszędzie naraz. Zero tremy, mnóstwo luzu i bezpośredniości. Nowy perkusista przedstawił się słuchaczom w długiej, kilkuminutowej solówce. Panowie sypali swoimi starymi kompozycjami, ale pojawiło się też kilka nowości zapowiadających płytę! Nie wiem jak liczyć – drugą? Pierwszą? Na pewno pierwszą z prawdziwego zdarzenia! Odzew na nowe utwory był dobry, ale olsztyniacy najcieplej przyjęli jednak piosenki z dawnych lat. Mi, jako olsztyniakowi bardzo świeżej daty, za pierwszym podejściem najbardziej spodobała się podniosła ballada „Szklany Płacz” i „Chandra”, ponoć największy przebój w repertuarze zespołu. Nie dość, że chwytliwy jak diabli, to jeszcze z nieodmiennie aktualnym tekstem. Chandrę można mieć i być złym, bo szaro, bo nudno, bo komuna. Ale można i dziś, bo nie ma się jak wyrwać z „wyścigu szczurów”, bo nie ma czasu żeby przestać zarabiać a zacząć się wreszcie cieszyć życiem. A recepta na chandrę też jak świat światem pozostaje ta sama: „A co tam, pójdę na jednego. Upiję się!”. Żałuję, że nie miałem ze sobą kamery. Mógłbym dla potomnosci uwiecznić niezwykłą scenę – „Peter” i „Dżawor” sączący piwko i wspólnie wpatrujący się w scenę, na której szaleją ich mentorzy.
Na koncerty chadzam regularnie, ale takiej petardy na scenie dawno nie widziałem! Podobne wrażenie odnieśli moi koledzy, na których wymusiłem wspólne wyjście do Grawitacji. Kręcili nosem: Art. Rock? A co to? Półtorej godziny później pytali czy nie mam może na półce „Upiornego Tanga”. Nie miałem, ale z kilkoma utworami z płyty się zapoznałem i mogę jasno powiedzieć, że ówcześni „producenci” nieraz wyrządzili muzyce zespołu krzywdę. Mam nadzieję, że nowy materiał wreszcie ukaże klasę Art. Rock. Bo o prezentację live jestem spokojny. A swoja drogą – nikomu nie chcę wypominać wieku, ale panowie Dublan, Zawistowski i Dondalski młodzieżą już nie są. Mimo to więcej w nich entuzjazmu niż u niejednego zblazowanego nastolatka. To jest postawa! To jest własnie, moi drodzy, rock’n roll!
Setlista
1. Ciężkie buty
2. To życie
3. Dziś wybaczam
4. Szklany płacz
5. Upiorne tango
6. Blady świt
7. Klatka z dziewczynami
8. Pierwszy raz
solo perkusyjne
9. Chandra
10.Przebudzenie
11.Blues- bez miłości
12.Strachu nie zgubisz
13. Tam gdzie sypia sen
14. Cries Mary
15. Znaki zapytania
16. Instrumentalny
17. Łotr
Po wejściu do klubu z miejsca zrozumiałem, że słowo „legenda” uzywane w odniesieniu do Art. Rock nie jest bynajmniej nadużyciem. Grawitacja była szczelnie wypełniona publicznoscią, która w dużej mierze składała się z osób w wieku lat około pięćdziesięciu, pamiętającą jeszcze pierwszą inkarnację zespołu. Skoro wszyscy ci ludzie przyszli zobaczyć swoich ulubieńców po tylu latach, to ich muzyka musiała być dla nich czymś naprawdę istotnym. Spora reprezentacja braci studenckiej też nie dziwiła. Grawitacja znajduje się w podziemiach dużego akademika, a wstęp był darmowy. Moim zdaniem – słuszne posunięcie! W ten sposób zreformowany Art. Rock mógł się zaprezentować znacznie większej rzeszy odbiorców. Zreformowany, bo obok pierwotnych członków: Mirosława Dublana (śpiew), Krzysztofa Zawistowskiego (gitara) i Andrzeja Dondalskiego (bas) pojawił się młodszy od nich o ponad dwadzieścia lat perkusista, Adam Grzelak. Jak dowiedziałem się dzień wcześniej od Mirosława Dublana, pan Adam musiał trafić do zespołu wyrokiem Opatrzności. Trzy dekady temu bębniarzem Art. Rock bardzo chciał zostać jego ojciec. Marzenie udało się spełnić latorośli!
Krótka zapowiedź Grzegorza Kasjaniuka i zaczęli. Ciężko i z wykopem, dokładnie tak jak powinien brzmieć utwór o tytule „Ciężkie buty”. Rzeczywiście, w tym akurat Art. Rocku zdecydowanie więcej pierwiastka „hard”, choć i na progres jest miejsce. Jak zabrzmieli weterani po tylu latach przerwy? Świetnie! Zespół pracował jak dobrze naoliwiona maszyna. Sekcja dawała solidną ytmiczną podstawę gitarowym popisom Krzysztofa Zawstowskiego, a wokalista, hmmm…. Musiał się krygować mówiąc przed koncertem, że najwyższa forma dopiero przyjdzie, bo znakomicie dawał sobie radę i jako śpiewak, i jako showman. Scena Grawitacji jest dość ciasna, nie pozwala na spektakularne miotanie się całego zespołu ( co było boleśnie widoczne na przykładzie gitarzysty - skulonego z boku sceny, choć z nieodłącznym uśmiechem), więc pan Mirosław miotał się za czterech. Wyszedł w skórzanych spodniach (element entourage’u sprzed trzech dekad) i polarze, ale bluzy pozbył się już po kilku utworach, pozostając w czarnym T-shircie. Maszerował, zastygał w rozkroku a’la David Coverdale, był wszędzie naraz. Zero tremy, mnóstwo luzu i bezpośredniości. Nowy perkusista przedstawił się słuchaczom w długiej, kilkuminutowej solówce. Panowie sypali swoimi starymi kompozycjami, ale pojawiło się też kilka nowości zapowiadających płytę! Nie wiem jak liczyć – drugą? Pierwszą? Na pewno pierwszą z prawdziwego zdarzenia! Odzew na nowe utwory był dobry, ale olsztyniacy najcieplej przyjęli jednak piosenki z dawnych lat. Mi, jako olsztyniakowi bardzo świeżej daty, za pierwszym podejściem najbardziej spodobała się podniosła ballada „Szklany Płacz” i „Chandra”, ponoć największy przebój w repertuarze zespołu. Nie dość, że chwytliwy jak diabli, to jeszcze z nieodmiennie aktualnym tekstem. Chandrę można mieć i być złym, bo szaro, bo nudno, bo komuna. Ale można i dziś, bo nie ma się jak wyrwać z „wyścigu szczurów”, bo nie ma czasu żeby przestać zarabiać a zacząć się wreszcie cieszyć życiem. A recepta na chandrę też jak świat światem pozostaje ta sama: „A co tam, pójdę na jednego. Upiję się!”. Żałuję, że nie miałem ze sobą kamery. Mógłbym dla potomnosci uwiecznić niezwykłą scenę – „Peter” i „Dżawor” sączący piwko i wspólnie wpatrujący się w scenę, na której szaleją ich mentorzy.
Na koncerty chadzam regularnie, ale takiej petardy na scenie dawno nie widziałem! Podobne wrażenie odnieśli moi koledzy, na których wymusiłem wspólne wyjście do Grawitacji. Kręcili nosem: Art. Rock? A co to? Półtorej godziny później pytali czy nie mam może na półce „Upiornego Tanga”. Nie miałem, ale z kilkoma utworami z płyty się zapoznałem i mogę jasno powiedzieć, że ówcześni „producenci” nieraz wyrządzili muzyce zespołu krzywdę. Mam nadzieję, że nowy materiał wreszcie ukaże klasę Art. Rock. Bo o prezentację live jestem spokojny. A swoja drogą – nikomu nie chcę wypominać wieku, ale panowie Dublan, Zawistowski i Dondalski młodzieżą już nie są. Mimo to więcej w nich entuzjazmu niż u niejednego zblazowanego nastolatka. To jest postawa! To jest własnie, moi drodzy, rock’n roll!
Setlista
1. Ciężkie buty
2. To życie
3. Dziś wybaczam
4. Szklany płacz
5. Upiorne tango
6. Blady świt
7. Klatka z dziewczynami
8. Pierwszy raz
solo perkusyjne
9. Chandra
10.Przebudzenie
11.Blues- bez miłości
12.Strachu nie zgubisz
13. Tam gdzie sypia sen
14. Cries Mary
15. Znaki zapytania
16. Instrumentalny
17. Łotr
Relacja i zdjęcia: Paweł Tryba
{gallery}/koncerty/ArtRock{/gallery}