Godzina 19:00, sala powoli się wypełnia.
20:00 - cykl koncertów w ramach IRC otwiera Lebowski utworem „Trip to Doha”. Wybór to nieprzypadkowy, gdyż ta właśnie kompozycja rozpoczyna album „Cinematic” z 2010 roku.
Zespół na żywo wypada świetnie. Wyciszona, stonowana atmosfera krążka, zostaje momentami przekształcona w dynamiczne i agresywne formy rockowej ekspresji. Jednym ze sprawców jest perkusista Krzysztof Pakuła, prezentujący rozszerzone i dynamiczniejsze partie perkusyjne, w porównaniu z tymi znanym z płyty. Drugim „winowajcą” jest gitarzysta Marcin Grzegorczyk, który eksperymentując z brzmieniami, nadaje swej gitarze raz ambientowe przestrzenie, raz metalową potęgę i surowość.
Cały zespół w ryzach trzyma klawiszowiec Marcin Łuczaj, ciężko pracując za swym imponującym instrumentarium, by oddać złożoność faktur i harmonii „Cinematica”. Obrazu dopełnia druga połowa solidnej sekcji Lebowskiego - basista Marek Żak, któremu wyraźną przyjemność sprawiało ogrywanie nowego instrumentu.
Pierwszy numer i pierwsze wrażenie jak najbardziej pozytywne. Każdy, kto znał Lebowskiego tylko z płyty, był z pewnością mile zaskoczony wiernością wykonania w połączeniu z „tym czymś” – koncertową ekspresją, rockowym pazurem. Drugi utwór to baśniowy „Aperitif for a Breakfast (O.M.R.J.)”, płynnie przechodzący w tytułowego „Cinematica”. Sam łączący utwory temat zapada w pamięć, gdy furkoczące wystrzały z Łuczajowego Nord Leada, kontrastuje Grzegorczyk, grając na gitarze elektronicznym smyczkiem (z cudzoziemska zwanym „ebow”).
To pokazało, z jaką łatwością Lebowski porusza się w wybranej przez siebie stylistyce muzycznej i jak skutecznie przychodzi im granie na emocjach słuchaczy. Wrażenie potęgują jeszcze klimatyczne wizualizacje, dopełniające przekazu. Każda kompozycja oprawiona jest własnym filmem, stanowiącym spójny przekaz z muzyką.
Utwór czwarty to specjalnie przygotowana niespodzianka z okazji koncertu w Berlinie. Po zapowiedzi premierowego utworu pt. „Berlin”, wśród niemieckiej widowni zapanowało lekkie poruszenie. Zespół zapewnił słuchaczom 9-minutową przejażdżkę po Berlinie, chociaż, po co niektórych zauważyć można było, że bujali gdzieś w świecie swej wyobraźni. Nie był to koniec podróży. Prosto ze stolicy Niemiec, muzycy zabrali widzów na „Islandię”. Chłodne, oszczędne nuty utworu, przeplatane dialogami Zdzisława Maklakiewicza i Romana Kłosowskiego w połączeniu z ogromnym kobiecym okiem spoglądającym majestatycznie z ekranu, robiły piorunujące wrażenie. Utwór szósty to kolejna premiera pt. „Split Universe”. Tytuł trafiony, nie ma tu łatwych harmonii i melodii, jest swoisty rozłam, potężne gitary tworzą tygiel, w którym można się zatracić. Jednym słowem: solidna dawka energii.
Utwór numer siedem i powrót na ziemię a ściślej do Francji, za sprawą „Encore”. Kto zna płytę, temu tłumaczyć nie trzeba na czym polega jego „francuskość”. Po nim kolejne zaskoczenie, czyli premiera - „Slightly Inhuman”. Przy tej okazji warto nadmienić, że Lebowski bardzo trafnie dobiera tytuły swych kompozycji. Lekko nieludzka, to trafne określenie atmosfery panującej w tym numerze. Nie wiem czy to tylko u mnie, ale słuchając „Slightly Inhuman” czułem, jak odzywa się we mnie ta „ciemna strona mocy”. Różnorodne emocje lały się ze sceny potokiem.
Wraz ze „Spiritual Machine” można mówić było o powrocie na bezpieczny i znajomy obszar. Jak sami muzycy mówią, jest to ich najbardziej „rockowa” kompozycja.
Koncert zamknęła pięknie brzmiąca i skłaniająca do refleksji aleja miraży „Mirage Avenue”, której na ekranie towarzyszyły cudne baleriny.
Gdyby nie napięty harmonogram koncertu, gdyż w kulisach czekał już świetny niemiecki „Crystal Palace”, berlińska publiczność nie pozwoliłaby Lebowskim zejść ze sceny. Międzynarodowy debiut szczecinian wypadł okazale. Bez kompleksów zaprezentowali się na tle scenicznych wyjadaczy z Włoch i Niemiec, co dobrze wróży na koncertową przyszłość Lebowskiego.
Setlista:
1. Trip to Doha
2. Aperitif for a Breakfast (O.M.R.J.)
3. Cinematic
4. Berlin (premiera)
5. Iceland
6. Split Universe (premiera)
7. Encore
8. Slightly Inhuman (premiera)
9. Spiritual Machine
10. Mirage Avenue
20:00 - cykl koncertów w ramach IRC otwiera Lebowski utworem „Trip to Doha”. Wybór to nieprzypadkowy, gdyż ta właśnie kompozycja rozpoczyna album „Cinematic” z 2010 roku.
Zespół na żywo wypada świetnie. Wyciszona, stonowana atmosfera krążka, zostaje momentami przekształcona w dynamiczne i agresywne formy rockowej ekspresji. Jednym ze sprawców jest perkusista Krzysztof Pakuła, prezentujący rozszerzone i dynamiczniejsze partie perkusyjne, w porównaniu z tymi znanym z płyty. Drugim „winowajcą” jest gitarzysta Marcin Grzegorczyk, który eksperymentując z brzmieniami, nadaje swej gitarze raz ambientowe przestrzenie, raz metalową potęgę i surowość.
Cały zespół w ryzach trzyma klawiszowiec Marcin Łuczaj, ciężko pracując za swym imponującym instrumentarium, by oddać złożoność faktur i harmonii „Cinematica”. Obrazu dopełnia druga połowa solidnej sekcji Lebowskiego - basista Marek Żak, któremu wyraźną przyjemność sprawiało ogrywanie nowego instrumentu.
Pierwszy numer i pierwsze wrażenie jak najbardziej pozytywne. Każdy, kto znał Lebowskiego tylko z płyty, był z pewnością mile zaskoczony wiernością wykonania w połączeniu z „tym czymś” – koncertową ekspresją, rockowym pazurem. Drugi utwór to baśniowy „Aperitif for a Breakfast (O.M.R.J.)”, płynnie przechodzący w tytułowego „Cinematica”. Sam łączący utwory temat zapada w pamięć, gdy furkoczące wystrzały z Łuczajowego Nord Leada, kontrastuje Grzegorczyk, grając na gitarze elektronicznym smyczkiem (z cudzoziemska zwanym „ebow”).
To pokazało, z jaką łatwością Lebowski porusza się w wybranej przez siebie stylistyce muzycznej i jak skutecznie przychodzi im granie na emocjach słuchaczy. Wrażenie potęgują jeszcze klimatyczne wizualizacje, dopełniające przekazu. Każda kompozycja oprawiona jest własnym filmem, stanowiącym spójny przekaz z muzyką.
Utwór czwarty to specjalnie przygotowana niespodzianka z okazji koncertu w Berlinie. Po zapowiedzi premierowego utworu pt. „Berlin”, wśród niemieckiej widowni zapanowało lekkie poruszenie. Zespół zapewnił słuchaczom 9-minutową przejażdżkę po Berlinie, chociaż, po co niektórych zauważyć można było, że bujali gdzieś w świecie swej wyobraźni. Nie był to koniec podróży. Prosto ze stolicy Niemiec, muzycy zabrali widzów na „Islandię”. Chłodne, oszczędne nuty utworu, przeplatane dialogami Zdzisława Maklakiewicza i Romana Kłosowskiego w połączeniu z ogromnym kobiecym okiem spoglądającym majestatycznie z ekranu, robiły piorunujące wrażenie. Utwór szósty to kolejna premiera pt. „Split Universe”. Tytuł trafiony, nie ma tu łatwych harmonii i melodii, jest swoisty rozłam, potężne gitary tworzą tygiel, w którym można się zatracić. Jednym słowem: solidna dawka energii.
Utwór numer siedem i powrót na ziemię a ściślej do Francji, za sprawą „Encore”. Kto zna płytę, temu tłumaczyć nie trzeba na czym polega jego „francuskość”. Po nim kolejne zaskoczenie, czyli premiera - „Slightly Inhuman”. Przy tej okazji warto nadmienić, że Lebowski bardzo trafnie dobiera tytuły swych kompozycji. Lekko nieludzka, to trafne określenie atmosfery panującej w tym numerze. Nie wiem czy to tylko u mnie, ale słuchając „Slightly Inhuman” czułem, jak odzywa się we mnie ta „ciemna strona mocy”. Różnorodne emocje lały się ze sceny potokiem.
Wraz ze „Spiritual Machine” można mówić było o powrocie na bezpieczny i znajomy obszar. Jak sami muzycy mówią, jest to ich najbardziej „rockowa” kompozycja.
Koncert zamknęła pięknie brzmiąca i skłaniająca do refleksji aleja miraży „Mirage Avenue”, której na ekranie towarzyszyły cudne baleriny.
Gdyby nie napięty harmonogram koncertu, gdyż w kulisach czekał już świetny niemiecki „Crystal Palace”, berlińska publiczność nie pozwoliłaby Lebowskim zejść ze sceny. Międzynarodowy debiut szczecinian wypadł okazale. Bez kompleksów zaprezentowali się na tle scenicznych wyjadaczy z Włoch i Niemiec, co dobrze wróży na koncertową przyszłość Lebowskiego.
Setlista:
1. Trip to Doha
2. Aperitif for a Breakfast (O.M.R.J.)
3. Cinematic
4. Berlin (premiera)
5. Iceland
6. Split Universe (premiera)
7. Encore
8. Slightly Inhuman (premiera)
9. Spiritual Machine
10. Mirage Avenue
Autor tekstu: HK
Zdjęcia: Holger Schade
{gallery}/koncerty/IRC{/gallery}
Zdjęcia: Holger Schade
{gallery}/koncerty/IRC{/gallery}