Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 72
A+ A A-

Prince - 02.07.2011 - Gdynia, Opener Festival

{mosimage} Powiedziano o Nim wiele – nazwano księciem kiczu, symbolem wyuzdania, wreszcie cudownym dzieckiem i najbardziej muzykalnym karłem świata. Prince, bo o Nim mowa, z całą pewnością odmienił oblicze muzyki lat 80., nadał nowy kierunek jej rozwoju, stał się muzą, a nawet współautorem sukcesu takich wykonawców jak: Paula Abdul, Martika, Sheena Easton, Shinead O'Connor czy zespół The Time i The Bangles, dla których tworzył pod licznymi pseudonimami.
Jest samoukiem, który opanował grę na wielu instrumentach po to chyba tylko, aby móc zrealizować każdą swoją muzyczną wizję. Sam pisał teksty i nagrywał muzykę na swoje płyty, stał się także ich producentem i wciąż wymagał od siebie coraz więcej.
Mały Książę jest bardzo pracowitym i płodnym artystą, ma w swoim dorobku ponad 30 płyt i jak sam mówi, muzyka z niego wypływa, a nawet śni o niej. Muzyk nadal tworzy, choć stał się artystą niekomercyjnym, nie zabiega o reklamę i rozgłos, dozuje siebie w iście lekarskich dawkach. Impreza 2 lipca 2011r. w Gdyni na Opener Festival była miejscem, które Prince WYBRAŁ na swój koncert.

Na scenie głównej Artysta pojawił się o 22.10. Ubrany w skrzący złoty strój był, jak się wkrótce miało okazać, najjaśniejszym punktem całego festiwalu. Emanował od Niego blask i dostojeństwo godne książęcego rodu. Skromna oprawa artystyczna występu tylko wzmocniła Jego pozycję na scenie i w pełni ukazała wielki talent. Z muzyków towarzyszących podczas koncertu na szczególną uwagę zasłużyli John Blackwell (perkusja) oraz Morris Hayes (klawisze), z którymi Prince na stałe współpracuje. Poza tym Książę na scenie otoczył się pięcioma równie pięknymi, co  utalentowanymi artystkami: Cassandrą O'Neal, Idą Nielsen, Andy Allo, Shelby J., Liv Warfield.   

Na początek zabrzmiał utwór Laydown z najnowszej płyty 20TEN, później usłyszeliśmy wiązankę największych przebojów, w tym: Let's Go Crazy, Delirious, Nothing Compares 2 U, czy Controversy. Od pierwszych taktów Prince nawiązał z publicznością świetny kontakt i widać było, że granie dla nas sprawia mu ogromną przyjemność, a reakcja ludzi łechce Jego ego. Był w świetnej formie, żartował, przekomarzał się z nami, popisywał wokalem i grą na gitarze. Set składający się z kolejnych hitów Artysty (When Doves Cry, Alphabet St., Sign O The Times, Darling Nikki, I Would Die 4U) udowodnił, że Jego muzyka żyje i nadal brzmi świeżo. Prince chętnie przemawiał do publiczności, która jak zahipnotyzowana reagowała na każdego Jego słowo. Tłum falował w rytm muzyki Księcia, a i On dwoił się i troił na scenie.

Gdy zabrzmiało Purple Rain zgasły światła, gitara elektryzowała słuchaczy i wtedy przekonałam się, że Książę potrafi nie tylko świetnie operować instrumentem, ale też posiada klucz do ludzkich serc, które bezapelacyjnie otworzył tego wieczoru. Swoją charyzmą i talentem oczarował wszystkich. Momentami kokietował tłum pytając zalotnie: ”jesteście ze mną?”, „kochacie mnie?”. W finale utworu z nieba spadł deszcz purpurowo-złotego konfetti, gitara łkała ostatnie dźwięki i wydawało się, że to koniec tego wspaniałego widowiska.

 {mosimage}Prince jednak powrócił na scenę po kilkuminutowej przerwie i bisował cztery razy. Za każdym razem, gdy wbiegał na scenę, wydawał się mieć więcej energii. „Mógłbym grać dla was całą noc” – mówił i uśmiechając się figlarnie pytał: „Czy chcecie iść już do domu?”. W pierwszym bisowym utworze oddał hołd zmarłemu przed dwoma laty Michaelowi Jacksonowi wykonując jego Don't Stop' Til You Get Enough, co wywołało wielki aplauz widowni. Wśród tłumu słychać było okrzyki: „Umarł król, niech żyje król!”...

W kolejnych odsłonach przypomniał publiczności utwory zespołu The Time (Cool, The Bird oraz Jungle Love), których zresztą sam jest autorem, następnie grupy Sylvester (Dance) czy Ohio Players (Love Rollercoaster). Były to aranżacje pełne gitarowego brzmienia, a w coverze grupy Wild Cherry Play That Funky Music, Prince zachwycił funkowym groovem doprowadzając słuchaczy do ekstazy. Całość dogrywki przeplatały utwory Księcia: Baby I'm a Star oraz Sometimes it Snows in April, podczas którego nawiązał do panującej wokół aury i zaśpiewał: "Sometimes it snows in April, sometimes it rains in Poland too...".

Podczas dwugodzinnego show Prince pozostawił konkurencję daleko w tyle, znać było Jego ogromny talent i dar oczarowywania publiczności. Grał na emocjach równie sprawnie co na gitarze, to pozwalając łkać strunom w takt ballad, to drgać w rasowym funkującym transie godnym Jamesa Browna.
Gdy już pewne było, że to naprawdę koniec koncertu spojrzałam na zasnute chmurami niebo, nic to –  tej nocy widziałam już najjaśniejszą z gwiazd – the one and only... PRINCE!

autor: Mariola Kempa-Wojtas
© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.