Zaproszone zespoły stworzyły bardzo dobry przegląd tego, co obecnie dzieje się na rodzimej scenie rocka progresywnego. Muzycy , tradycyjnie wywoływani przez gospodarza imprezy, Adama Droździka zaprezentowali sześć ciekawych i oryginalnych setów koncertowych, przedstawiając kilka odłamów progresywnego gatunku. Na scenie zobaczyliśmy więc dwóch absolutnych debiutantów płytowych AD 2011: Tune i Xanadu. Pierwsi, czyli łódzki zespół Tune zaprezentowali ciekawą mieszankę z głębokimi wpływami art-rocka i post-rocka, popartą bardzo dobrą grą instrumentalną oraz nietuzinkowym tematem koncepcyjnym (debiutancki album "Lucid Moments"), znakomicie interpretowanym przez charyzmatycznego wokalistę Jakuba Krupskiego-Marię. {mosimage} Drudzy, czyli bydgosko-toruńskie Xanadu, zagrali żywiołowy koncert, w którym obok dość mrocznego i ostrego brzmienia mogliśmy delektować się ciekawymi melodiami i odczuwać prawdziwe muzyczne emocje. Na festiwalu miało miejsce także spore zaskoczenie, a dla niektórych nawet rodzaj szoku. Była to dość karkołomna odmiana wizerunku zespołu Animations, który postanowił dość zdecydowanie wzmocnić swoje brzmienie i zatrudnić nowego, bardzo dobrze czującego się w takich klimatach wokalistę Frantza Wołocha. W finale pierwszego dnia festiwalu znakomitą formę sceniczną zaprezentował wołomiński zespół Openspace, w którym od kilku już lat pokrywane są ogromne nadzieje na przyszłość. Utwory z albumu "Elemntary Loss", ze sceny brzmiały wybornie, a nowy gitarzysta zespołu, Mateusz Owczarek udowodnił, że jego wybór nie był przypadkowy. Zagrał tak, jakby w Openspace grał od kilku lat, tymczasem jego przygoda z zespołem trwa ledwie kilka tygodni. Absolutnym strzałem w dziesiątkę było zaproszenie zespołu Lebowski, który zafundował widzom prawdziwą baterię emocji przedstawiając znakomity set, oparty na albumie "Cinematic". {mosimage} Choć nie tylko! Usłyszeliśmy także zupełnie nowe utwory! Po tym koncercie wszyscy zgodnie kiwali głowami na "tak" i mówili, że muzycy ze Szczecina to absolutna ekstraklasa, w dodatku w skali europejskiej! Imprezę zakończył warszawski zespół Love De Vice, przenosząc nas w czasie ku latom 70-tym, bowiem właśnie z tego okresu , min. od zespołów takich jak: Led Zeppelin, Deep Purple czy Pink Floyd wyraźnie czerpią wenę twórczą. Nie obce im są także klimaty oparte na nowszych formach rockowych, chwilami nawet nieco odbiegającymi od czystego rocka progresywnego. W dodatku muzycy zespołu obcują także formami folkowymi, głównie wywodzącymi się z kultury wschodniej. W tym miejscu wielki pokłon dla Tomka "Ragaboya" Osieckiego, który ze swym tajemniczym instrumentem, przypominającym sitar znakomicie wpisał się w muzykę zespołu: raz to dość przebojową, odjechaną, rock n rollową a za chwilę bardziej wysmakowaną, zaskakującą i nietuzinkową.
{mosimage} Więcej o V Festiwalu Rocka Progresywnego w Gniewkowie przeczytacie w najbliższym wydaniu Biuletynu PodProgowego, tymczasem zapraszamy do zapoznania się z naszą foto-relacją.
Ps. Ogromne słowa uznania należą się Adamowi Warakomskiemu, odpowiedzialnemu podczas festiwalu za inżynierowanie dźwiękiem. Adam, nie dość że soki wyciskał z wszelkich możliwych sprzętów, to jeszcze był dobrą duszą imprezy.
Pozdrowienia także za świetne towarzystwo dla: Kasi i Michała Włodarskich, Janka "Yano" Włodarskiego, Marcina Łachacza, Olka Króla, Adama Droździka, Rysia Bazarnika i Włodka Wojciechowskiego.
W imieniu swoim i zapewne nie tylko dziękuję Wam!
Krzysiek "Jester" Baran
{gallery}koncerty/Gniewkowo2011{/gallery}
Ps. Ogromne słowa uznania należą się Adamowi Warakomskiemu, odpowiedzialnemu podczas festiwalu za inżynierowanie dźwiękiem. Adam, nie dość że soki wyciskał z wszelkich możliwych sprzętów, to jeszcze był dobrą duszą imprezy.
Pozdrowienia także za świetne towarzystwo dla: Kasi i Michała Włodarskich, Janka "Yano" Włodarskiego, Marcina Łachacza, Olka Króla, Adama Droździka, Rysia Bazarnika i Włodka Wojciechowskiego.
W imieniu swoim i zapewne nie tylko dziękuję Wam!
Krzysiek "Jester" Baran
{gallery}koncerty/Gniewkowo2011{/gallery}