Kolejnym utworem był Birds, przejmująca, pięknie rozwijająca się muzycznie ballada dedykowana przez artystkę jej zmarłemu ojcu. Po nim zabrzmiały Fallen i Bridge the Roads, tytułowy utwór z płyty Franki De Mille, z pięknym refrenem i dynamiczną gitarą akustyczną. Utwór ten spowodował żywiołową reakcję publiczności. Po nim przyszedł czas na So Long, mój ulubiony, chyba najbardziej nastrojowy i wywołujący przyjemny dreszcz na plecach utwór, a opowiadający o trudnej drodze pomiędzy dzieciństwem a dorosłością. Franka w jego interpretacji i ruchu scenicznym bardzo przypominała mi Kate Bush, którą jak wiem sama również ceni. W dalszej części koncertu artystka postanowiła utrzymać nastrój i zaprezentowała nam Oh my, cudowną balladę z towarzyszeniem fortepianu i sekcji smyczkowej. Przy pogodnym You'll Never Know, a później przy utworze Solo, publiczność zgromadzona pod sceną była już zupełnie oddana France, odpowiadając na jej gesty i odwzajemniając posyłane ze sceny uśmiechy – zaistniała niewidzialna, ale wyczuwalna więź. Franka podczas koncertu w Lublinie zaprezentowała, oprócz otwierającego koncert I pray for You, jeszcze trzy nowe utwory: Farewell it will be, Where the Black Crows go i Let us talk, które znajdą się na przygotowywanej na przyszły rok, zupełnie nowej płycie. Wcześniej jednak zabrzmiał przecudnej urody Gare Du Nord w części śpiewany w języku francuskim, a opowiadający o siostrach rozdzielonych przez koleje losu. Utwór ten Franka napisała dla własnej siostry. Cała płyta panny De Mille jest bardzo osobista, piosenki opowiadają o tym czego artystka sama doświadczyła, o trudnej młodości i o sprawach ostatecznych, ale i o nadziei. Koncert formalnie zakończyła piosenka Come On (utwór otwierający płytę Bridge the Roads) i chyba najbardziej, jeśli mogę użyć tego słowa przebojowa pozycja na płycie, promująca wydawnictwo w mediach. Na koniec Franka zaproponowała Nam piosenkę meksykańską La Martiniana będącą również jej ukłonem w stronę zmarłego ojca, który bardzo lubił muzykę z tego kręgu kulturowego. Podczas całego występu czuło się, że artystka daje całe swoje serce. Słuchacze dali się oczarować smutnym, ale wykonanym z dużym ładunkiem emocji piosenkom. Owacjom nie było końca, Franka przedstawiła jeszcze towarzyszących jej muzyków, a na scenie pojawił się dyrektor lubelskiego festiwalu z kwiatami dla artystki. Po koncercie były autografy i pamiątkowe zdjęcia, a w powietrzu nadal pozostawała magia niedawno zakończonego koncertu. Repertuar przedstawiony przez Franke De Mille to utwory ambitne, ocierające się o piosenkę poetycką, ale o korzeniach bliskich takim artystom jak Patti Smith, Kate Bush czy Tori Amos. W warstwie muzycznej przeważa gitara akustyczna i sekcja smyczkowa (wiolonczela i skrzypce). Sama wokalistka określa swoją muzykę jako „acoustic-baroque-folk”. Jednak najlepiej posłuchać wieczorową porą płyty Franki lub wybrać się na jej koncert, bo z pewnością do Nas wróci, ma już w Polsce spore grono fanów.
Skład zespołu:
Kevin Armstrong - lead guitar (muzyk Iggy Pop, Morrissey, David Bowie, Sinead O’Connor and many more)
Rupert Gillett - piano/guitar
Antonia Pagulatos - violin
Leonie Adams - cello
Matt Dean - Drums
Sandy Beales - bass
Paweł Jasiurski
{gallery}koncerty/deMile2011_Lublin/{/gallery}