Skład wykonawców na pierwszy rzut oka mocno rozbieżny stylistycznie, a jednak pasujący do siebie, jak się później okazało niczym ulał. Bartosz Ogrodowicz to działający w pojedynkę, utalentowany kompozytor – pianista, który w całej progrockowej niszy znalazł dla siebie miejsce za syntezatorami i keyboardami, z których wyczarowuje muzykę o posmaku progmetalu i symfonicznego rocka z elementami muzyki folkowej. Xanadu to przedstawiciel rodzimej mrocznej sceny, w której dominują wpływy hard & heavy rocka, metalu i rocka neoprogresywnego. Wreszcie Lebowski. Zespół, który także na naszej muzycznej mapie rocka znalazł sobie miejsce grając melodic-rocka z elementami muzyki filmowej i eksperymentalnej.
{mosimage} Jako pierwszy wystąpił Bartosz Ogrodowicz, zabierając nas w krainę swoich nieprzeciętnych pomysłów kompozytorskich. Zaprezentował set oparty na poprzednich wydawnictwach nie zapominając o nowościach. Około 40 minut muzyki pełnej bardzo pozytywnej energii, oraz chwilami karkołomnych i szalonych, a za chwilę stonowanych i melancholijnych partii klawiszowych zabrało nas w krainę fantazji. Krainę w której wszechstronny Bartek może nosić miano Władcy Pierścieni, bowiem przy jednej z karkołomnych zagrywek spadła mu z palca obrączka, ale wprawiony klawiszowiec nie spuścił jej z oka i tuż po utworze, pomimo panującego na scenie mroku doskonale znał jej położenie. Zapytany po występie przez Adama Droździka (prezentera radia PiK prowadzącego koncert) o plany na przyszłość zapowiedział chęć współpracy z jednym z poznańskich chórów. Myślę, że to bardzo dobry pomysł, bowiem donośny, chóralny śpiew nie tylko wzbogaci niezwykłą muzykę, jaką Bartosz komponuje. Chór być może uwolni jeszcze więcej emocji, które z pewnością kipią w duszy utalentowanego klawiszowca. Trzymamy kciuki!
{mosimage} Po krótkiej przerwie nad sceną pojawiło się ogromne logo zespołu Xanadu, oraz światła symbolizujące ostatnie promienie słońca. Kujawiacy rozpoczęli występ od zagranego z werwą, instrumentalnego „Violent Dream part 1”, po którym pojawił się na scenie i przywitał się z widzami frontman zespołu, Mish żartując, że bardzo lubi ten utwór, bo zawsze gdy wchodzi na scenę tuż po jego zakończeniu to zbiera brawa, choć to jedyny utwór w którym nie śpiewa. Później ze sceny popłynęły dobrze nam znane utwory z albumu „The Last Sunrise”, z moim ulubionym nagraniem tytułowym na czele. Były także nieodłączne covery Anathemy i Marillion, które zespół Xanadu zaaranżował na swój sposób i trzeba przyznać, że zrobił to w dobrym stylu. Podsumowując występ bydgosko-toruńskiej formacji napiszę tylko, że widziałem już kilka koncertów Xanadu, ale ten był zdecydowanie najlepszy i można bez przesady rzec, że zespół jest na wyraźnej fali wznoszącej. Na odchodne obiecali, że już niedługo w ich repertuarze pojawią się nowe utwory, nad którymi pracują w studiu.
{mosimage} Finał był prawdziwą ucztą! Zespół Lebowski zagrał długi set, w którym tym razem nie dominowały już tak zdecydowanie utwory z albumu „Cinematic”, chodź wybrzmiała ze sceny lwia część tej płyty. Zatem pojawiło się bardzo dużo muzyki nowej, a nawet najnowszej! Zespół Lebowski zagrał min. dwa utwory, które publiczność zgromadzona w Oskardzie miała przyjemność wysłuchać pierwszy raz, bowiem nikt inny po za muzykami zespołu, menadżerem (Radek Ratomski) i nadwornym grafikiem (Wiktor Franko) tych kompozycji dotąd nie słyszał. Jak zapowiedział Marcin Grzegorczyk, zespół zabierze się teraz do pracy nad oszlifowaniem tego materiału i jeśli wszystko dobrze pójdzie to być może wyjdzie z tego nowy album. Mogę tylko napisać, że materiał zagrany na koncercie zwiastuje muzykę, w której usłyszymy min: nutkę orientu i ciut więcej mocy i dynamiki, choć oczywiście melodyjna, zmysłowa atmosfera znana nam z albumu "Cinematic" wciąż w muzyce zespołu Lebowski jest i niezmiennie czaruje słuchacza. To nie koniec debiutów tego wieczoru, bowiem ze sceny usłyszeliśmy zagrany po raz pierwszy na żywo utwór „137 sec.”. Nigdy dotąd Lebowski nie grali tej kompozycji. Co prawda zabrakło na żywo głosu Katarzyny Dziubak, która ma teraz o wiele poważniejsze zajęcia domowe, ale Marcin obiecał, że kiedyś namówi swoją drugą połowę na wspólny występ! Podsumowując koncert zespołu ze Szczecina, nie można zapomnieć o Radku Ratomskim, który schowany gdzieś na samym końcu sali, wyświetlał dla widzów przepiękne wizualizacje, rozbudzające jeszcze bardziej wyobraźnię słuchacza. Radek jest prawdziwym bohaterem drugiego planu, zupełnie jak w dobrym filmie, w którym aktorzy drugoplanowi często są niezwykłą częścią fabuły. Publiczność była zachwycona i oczarowana i oprawą i muzyką. Można bez przesady powiedzieć, że zespół Lebowski to już nie jest czołówka naszej sceny. To ekstraklasa światowa, którą możemy i nawet powinniśmy chwalić się na całym Świecie. Myślę, że już tylko kwestią czasu jest sukces międzynarodowy tego zespołu.
Na koniec słów kilka o organizatorach, którzy bardzo potrzebują naszej pomocy. Ryszard Bazarnik i jego Przyjaciele z Konina po raz kolejny stanęli na wysokości zadania, kontynuując dobrą robotę, jaką wykonywał nieodżałowany Robert Roszak. Niestety, lista sponsorów kurczy się z dnia na dzień, a skromne Stowarzyszenie In Art nie jest w stanie samo udźwignąć ciężaru finansowego, który niestety ciąży przed każdym kolejnym koncertem. Sala D.K. Oskard jest wymarzonym miejscem do odgrywania spektakli, w których głównym daniem jest muzyka podniesiona do rangi sztuki, taka jak chociażby rock progresywny. Ludzie związani z tzw. Konińską Sceną Progresywną bardzo starają się, by wspaniała sala Klubu w Koninie nie zapomniała o Stowarzyszeniu i byśmy jeszcze w przyszłości mogli cieszyć się jej gościnnością. Nie pozwólmy zmarnować tej szczytnej idei. Poniżej podaję numer konta bankowego Stowarzyszenia InArt. Jeśli jesteście w stanie pomóc w przedsięwzięciu, przekazując choć symboliczną kwotę to osoby związane z InArt i Art Rock Blok będą bardzo zobowiązane. Być może dzięki nasze pomocy odbędzie się kolejny mini-festiwal z rockiem progresywnym w roli głównej.
{mosimage} Jako pierwszy wystąpił Bartosz Ogrodowicz, zabierając nas w krainę swoich nieprzeciętnych pomysłów kompozytorskich. Zaprezentował set oparty na poprzednich wydawnictwach nie zapominając o nowościach. Około 40 minut muzyki pełnej bardzo pozytywnej energii, oraz chwilami karkołomnych i szalonych, a za chwilę stonowanych i melancholijnych partii klawiszowych zabrało nas w krainę fantazji. Krainę w której wszechstronny Bartek może nosić miano Władcy Pierścieni, bowiem przy jednej z karkołomnych zagrywek spadła mu z palca obrączka, ale wprawiony klawiszowiec nie spuścił jej z oka i tuż po utworze, pomimo panującego na scenie mroku doskonale znał jej położenie. Zapytany po występie przez Adama Droździka (prezentera radia PiK prowadzącego koncert) o plany na przyszłość zapowiedział chęć współpracy z jednym z poznańskich chórów. Myślę, że to bardzo dobry pomysł, bowiem donośny, chóralny śpiew nie tylko wzbogaci niezwykłą muzykę, jaką Bartosz komponuje. Chór być może uwolni jeszcze więcej emocji, które z pewnością kipią w duszy utalentowanego klawiszowca. Trzymamy kciuki!
{mosimage} Po krótkiej przerwie nad sceną pojawiło się ogromne logo zespołu Xanadu, oraz światła symbolizujące ostatnie promienie słońca. Kujawiacy rozpoczęli występ od zagranego z werwą, instrumentalnego „Violent Dream part 1”, po którym pojawił się na scenie i przywitał się z widzami frontman zespołu, Mish żartując, że bardzo lubi ten utwór, bo zawsze gdy wchodzi na scenę tuż po jego zakończeniu to zbiera brawa, choć to jedyny utwór w którym nie śpiewa. Później ze sceny popłynęły dobrze nam znane utwory z albumu „The Last Sunrise”, z moim ulubionym nagraniem tytułowym na czele. Były także nieodłączne covery Anathemy i Marillion, które zespół Xanadu zaaranżował na swój sposób i trzeba przyznać, że zrobił to w dobrym stylu. Podsumowując występ bydgosko-toruńskiej formacji napiszę tylko, że widziałem już kilka koncertów Xanadu, ale ten był zdecydowanie najlepszy i można bez przesady rzec, że zespół jest na wyraźnej fali wznoszącej. Na odchodne obiecali, że już niedługo w ich repertuarze pojawią się nowe utwory, nad którymi pracują w studiu.
{mosimage} Finał był prawdziwą ucztą! Zespół Lebowski zagrał długi set, w którym tym razem nie dominowały już tak zdecydowanie utwory z albumu „Cinematic”, chodź wybrzmiała ze sceny lwia część tej płyty. Zatem pojawiło się bardzo dużo muzyki nowej, a nawet najnowszej! Zespół Lebowski zagrał min. dwa utwory, które publiczność zgromadzona w Oskardzie miała przyjemność wysłuchać pierwszy raz, bowiem nikt inny po za muzykami zespołu, menadżerem (Radek Ratomski) i nadwornym grafikiem (Wiktor Franko) tych kompozycji dotąd nie słyszał. Jak zapowiedział Marcin Grzegorczyk, zespół zabierze się teraz do pracy nad oszlifowaniem tego materiału i jeśli wszystko dobrze pójdzie to być może wyjdzie z tego nowy album. Mogę tylko napisać, że materiał zagrany na koncercie zwiastuje muzykę, w której usłyszymy min: nutkę orientu i ciut więcej mocy i dynamiki, choć oczywiście melodyjna, zmysłowa atmosfera znana nam z albumu "Cinematic" wciąż w muzyce zespołu Lebowski jest i niezmiennie czaruje słuchacza. To nie koniec debiutów tego wieczoru, bowiem ze sceny usłyszeliśmy zagrany po raz pierwszy na żywo utwór „137 sec.”. Nigdy dotąd Lebowski nie grali tej kompozycji. Co prawda zabrakło na żywo głosu Katarzyny Dziubak, która ma teraz o wiele poważniejsze zajęcia domowe, ale Marcin obiecał, że kiedyś namówi swoją drugą połowę na wspólny występ! Podsumowując koncert zespołu ze Szczecina, nie można zapomnieć o Radku Ratomskim, który schowany gdzieś na samym końcu sali, wyświetlał dla widzów przepiękne wizualizacje, rozbudzające jeszcze bardziej wyobraźnię słuchacza. Radek jest prawdziwym bohaterem drugiego planu, zupełnie jak w dobrym filmie, w którym aktorzy drugoplanowi często są niezwykłą częścią fabuły. Publiczność była zachwycona i oczarowana i oprawą i muzyką. Można bez przesady powiedzieć, że zespół Lebowski to już nie jest czołówka naszej sceny. To ekstraklasa światowa, którą możemy i nawet powinniśmy chwalić się na całym Świecie. Myślę, że już tylko kwestią czasu jest sukces międzynarodowy tego zespołu.
Na koniec słów kilka o organizatorach, którzy bardzo potrzebują naszej pomocy. Ryszard Bazarnik i jego Przyjaciele z Konina po raz kolejny stanęli na wysokości zadania, kontynuując dobrą robotę, jaką wykonywał nieodżałowany Robert Roszak. Niestety, lista sponsorów kurczy się z dnia na dzień, a skromne Stowarzyszenie In Art nie jest w stanie samo udźwignąć ciężaru finansowego, który niestety ciąży przed każdym kolejnym koncertem. Sala D.K. Oskard jest wymarzonym miejscem do odgrywania spektakli, w których głównym daniem jest muzyka podniesiona do rangi sztuki, taka jak chociażby rock progresywny. Ludzie związani z tzw. Konińską Sceną Progresywną bardzo starają się, by wspaniała sala Klubu w Koninie nie zapomniała o Stowarzyszeniu i byśmy jeszcze w przyszłości mogli cieszyć się jej gościnnością. Nie pozwólmy zmarnować tej szczytnej idei. Poniżej podaję numer konta bankowego Stowarzyszenia InArt. Jeśli jesteście w stanie pomóc w przedsięwzięciu, przekazując choć symboliczną kwotę to osoby związane z InArt i Art Rock Blok będą bardzo zobowiązane. Być może dzięki nasze pomocy odbędzie się kolejny mini-festiwal z rockiem progresywnym w roli głównej.
Oto dane pod które można kierować nawet najmniejsze wsparcie:
Alior Bank 45 2490 0005 0000 4500 9605 4400
Stowarzyszenie Społeczno Kulturalne InArt
ul. Zakole 5/38
62-510 Konin
koniecznie z dopiskiem: "ArtRockBlok darowizna"
Zdjęcia i tekst - Krzysiek 'Jester' Baran
{gallery}koncerty/250212Konin{/gallery}