Do Progresji przybyłem około godziny 20.00. Niestety nie miałem możliwości dotrzeć do klubu wcześniej (koncert rozpoczął się o godzinie 18.00), ale pocieszałem się faktem, że przede mną była jeszcze cała muzyczna śmietanka tego wieczoru. Udało mi się zdążyć na sam początek występu brytyjskiego Annotations of an Autopsy, który towarzyszy Frontside podczas trasy koncertowej zespołu po kraju. Przed Brytyjczykami w Progresji wystąpił polski Drown my Day oraz rosyjski My Autumn i z mojej wizji lokalnej wynikało, że szczególnie nasi wschodni sąsiedzi zaprezentowali się niezwykle pozytywnie. Wróćmy jednak do Annotations of an Autopsy. Muzycy zaprezentowali publiczności mieszankę deathcore, grindcore oraz death metalu i trzeba przyznać, że Brytyczykom nie można było niczego zarzucić. Mimo niezbyt obfitego muzycznego stażu zaprezentowali się naprawdę pozytywnie i ze swej roli „otwieracza” koncertu wywiązali się bardzo dobrze. Warto zwrócić uwagę szczególnie na jedną rzecz. Gdy muzycy rozpoczynali swój koncert jedynie parę osób z widowni machało swymi głowami w rytm muzyki. Gdy zaś go kończyli, pod sceną oglądaliśmy niegasnący, energiczny młyn. Niech to posłuży za najlepszą rekomendację dla Annotations of an Autopsy.
Największym pozytywnym zaskoczeniem był dla mnie jednak występ kolejnego Sylosis. Przyznam się, że o zespole wiedziałem niewiele, dlatego bardzo ciekawiło mnie to, jak zaprezentuje się przed polską publicznością. O ile Frontside już na żywo widziałem, po Textures spodziewałem się muzycznego show na wysokim poziomie, to Sylosis był dla mnie pewnego rodzaju znaku zapytania, który błyskawicznie zamienił się w olbrzymi, nacechowany pozytywnie wykrzyknik. Sylosis niemal zmiotło z powierzchni ziemi poprzedników Annotations of an Autopsy, które zaprezentowało się przecież bardzo pozytywnie! Tak intensywnej scenicznej zabawy pod sceną nie potrafiły wykrzesać nawet występujące w dalszej kolejności Frontside oraz Textures! Od muzyków z Sylosis czuć było niebywałe muzyczne doświadczenie, a wokalista i gitarzysta zarazem (należy pochwalić jego świetne arpeggia) świetnie zachęcał publiczność do zabawy z muzyką zespołu. Ta niczym potulny baranek wykonywała to raz popularne ściany śmierci, to raz młynki, a od czasu do czas samoistnie wpadała na nowe sposoby wyrażania swej aprobaty dla zespołu. Przyznam, że tak wyśmienitego występu Brytyjczyków się nie spodziewałem. Muzycy z niebywałą łatwością podbili warszawską publiczność i aż żal było żegnać się z nimi po wybrzmieniu ostatniej nuty po 45 minutach setu formacji. Oby zawitali do Polski ponownie jak najprędzej!
Niezmiernie nurtowało mnie czy kolejny zespół, którym był polski Frontside, przeskoczy poprzeczkę tak wysoko zawieszoną przez poprzedników. Przed zespołem postawiono naprawdę ciężki zadanie, ale koniec końców zostało one zakończone powodzeniem. Na pierwszy rzut oka widać było, że duża część publiczności przyszła na koncert w dużej mierze ze względu na koncertujących Polaków, świetnie się bawiąc przy muzyce zespołu. Zresztą Marcin „Auman” Rdest ze swoim znanym już dobrze optymizmem, sceniczną pewnością siebie i charyzmą świetnie komunikował się z publicznością, dodając jej prawdziwej energii jakże potrzebnej do wspólnej zabawy. Tak jak można było się spodziewać usłyszeliśmy dość przekrojowy materiał zespołu z delikatnym naciskiem na najnowsze wydawnictwo muzyków. Z najnowszego krążka Frontside zaprezentował m.in. tytułowy Zniszczyć wszystko, Pociągasz za spust czy Nie ma we mnie Boga (czyli najlepsze kompozycje z albumu) oraz takie klasyki jak Wspomnienia jak Relikwie, Nie ma chwały bez cierpienia, Bóg stworzył szatana czy niezwykle rzadko grany Katharsis. Trzeba przyznać, że Fronstside zaprezentował się naprawdę bardzo dobrze, a publiczność niezwykle ciepło przyjęła zespół i świetnie się przy nim bawiła. Niezwykle długie i donośne domaganie się przez nią bisu było tego jednoznacznym dowodem.
Po występie Frontside przyszła pora na gwiazdę wieczoru. Zanim jednak Textures miało możliwość zaprezentowania swoich umiejętności część publiczności opuściła Progresję. Sam tłumaczyłem sobie ten fakt wieloma czynnikami. Sporo osób przyszło na koncert być może tylko i wyłącznie ze względu na dość popularny Frontside, a niszowy w Polsce (za to bardzo popularny za granicą) Textures ich prawdopodobnie nie interesował. Wpływ na ten fakt miała zapewne pewnie późna już godzina (Holendrzy wyszli na scenę po 23.00) i to, że od pewnego okresu na ul. Kaliskiego ograniczony był ruch nocnych autobusów. Dodajmy jednocześnie, że cały koncert trwał naprawdę długo (od godziny 18.00) i naprawdę ciężkim zadaniem mogło być przetrzymanie w Progresji ponad sześciu godzin. Tych, którzy tego wieczora klub przedwcześnie opuścili więc w pewien sposób rozgrzeszam. Z drugiej jednak strony informuję: była to najgorsza rzecz jaką mogliście zrobić.
Ten wieczór nawet mimo świetnych występów Syrosis oraz Frontside należał jednak do Textures. Holendzy rozpalili publiczność do czerwoności. Najlepszym dowodem tego był fakt, że gdy muzycy rozpoczynali koncert, energicznie poruszało się pod sceną jedynie kilka osób, a gdy go kończyli, parędziesiąt osób pod sceną emanowało muzycznym szaleństwem. Textures całkowicie podbili początkowo nieufną zespołowi, podejrzliwą publiczność i wyrzucili ją w nieznane przestrzenie kosmosu. Przyznam się szczerze, że taką osobą byłem ja sam. Holendrzy po prostu kupili zarówno mnie, jak i kolejne, i kolejne rzędy fanów ciężkich brzmień. Od formacji bił prawdziwy profesjonalizm, energia, sceniczne doświadczenie, a zespół zaimponował mi szczególnie tym, że w ogólnie nie przejął się dość chłodnym przyjęciem przez polską publiczność. Ba! Textures roztopił ten nieufny lód i wdusił w serca słuchaczy entuzjazm, pasję oraz ogromną sympatię do zespołu i jego muzyki. Jestem pewny, że zespołowi przybyło wielu, wielu fanów. Co ciekawe formacja nie skupiła się na promowanym w trakcie trasy najnowszym krążku formacji pt. Dualism (usłyszeliśmy z niego bodajże tylko trzy kompozycje). Ten fakt wynikał najpewniej z tego, że podczas pierwszej swej wizyty w Polsce, formacja chciała zaprezentować swój materiał bardziej całościowo. Podsumowując, muszę z pełną odpowiedzialnością przyznać, że Textures zaprezentowało się genialnie! Kolejnego koncertu Holendrów na pewno nie przegapię, a sam występ ogromnie zachęciła mnie do głębszej penetracji muzycznej oferty zespołu.
Jestem pewien, że nikt nie wyszedł tego wieczoru rozczarowany. Zarówno fani Frontside, Textures oraz Syrosis z pewnością nie mieli na co narzekać. Zarówno te trzy czołowe kapele, jak i zespoły występujące przed nimi, zaprezentowały się na naprawdę bardzo wysokim poziomie. Nawet ja, mimo tego iż musiałem w wyniku koncertu przerzucić pewną część moich obowiązków, a do domu dotarłem po godzinie 2.00 w nocy, do tej pory jestem wieczorem w Progresji oczarowany. Mimo tego, że w swym życiu z muzycznej perspektywy widziałem już wiele, to koncert Textures oraz Frontside wraz z gośćmi będę wspominał, jako jedno z najlepszych muzycznych wydarzeń, w których brałem udział. Było niesamowicie!