Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 72
A+ A A-

SBB - klub Stodoła - Warszawa, 30 marca 2012

Koncert naszej rodzimej legendy SBB zawsze gromadzi grupkę bardzo oddanych fanów, którzy doskonale wiedzą, czego się spodziewać po występie zespołu. Tak samo było i tym razem w piątek 30 marca 2012 roku. Frekwencja w warszawskiej Stodole może nie była imponująca, ale na pewno nie znalazł się tam nikt przypadkowy. Nawet miejsca siedzące, które zajmowały niecałe pół sali, od czasu do czasu świeciły pustkami. Ale to wszystko mało ważne, bo liczyło się to, co usłyszeliśmy ze sceny. Zespół wyszedł kilka minut po 20:00, a więc bardzo punktualnie jak na rockowe standardy.

Bardzo byłem ciekaw materiału z nowej płyty, która zdaniem wielu jest najlepszym dokonaniem SBB od czasów słynnego „Memento z banalnym tryptykiem” z 1980 roku. I rzeczywiście premierowy repertuar zabrzmiał bardzo przekonująco. Kilka utworów zrobiło naprawdę znakomite wrażenie (m.in. „Ameryka”). Nie zmienia to jednak faktu, że większość fanów spragniona była obowiązkowego w tym przypadku powrotu do przeszłości. I chyba nikt nie mógł czuć się zawiedziony, bo zespół wyszedł naprzeciw tym oczekiwaniom. Druga część koncertu to już muzyczna podróż w lata 70-te. Usłyszeliśmy fragment suity „Memento z banalnym tryptykiem”, pojawiły się też cytaty z albumów „Follow My Dream” („Żywiec Mountain Melody”, „Freedom With Us”) oraz „Welcome” („Rainbow Man” – zagrany na II bis). Koncert uzupełniły ponadto numery z krążków „Iron Curtain” („Camelele”), „Nastroje” („Pieśń stojącego w bramie”) i „Blue Trance” („Red Joe”), które powstały po właściwej reaktywacji grupy w 2000 roku.

 Skrzek, będący ciągle w niezłej formie wokalnej, z powodzeniem ozdabiał niektóre partie instrumentalne swoimi wokalizami. Czasem też chwytał za bas, co publiczność za każdym razem nagradzała sporymi owacjami. Jednak dopiero w otoczeniu instrumentów klawiszowych czuje się jak ryba w wodzie. Trzeba przyznać, że syntezator Mooga opanował do absolutnej perfekcji. Apostolis też dał pokaz swojego gitarowego kunsztu. Wspaniale uzupełniał klawiszowe pasaże Skrzeka. Zafundował też wszystkim zgromadzonym świetne solo perkusyjne, odegrane równocześnie z Ireneuszem Głykiem, który zastępował za zestawem perkusyjnym Gabora Nemetha. Sam Głyk zresztą bardzo dobrze wkomponował się w zespół.

 Może nie doświadczyliśmy w ten piątkowy wieczór jakiejś przebogatej scenografii, może nie kipiała z muzyków jakaś niesamowita energia, ale przecież nie tego oczekiwać można od SBB. Skrzek zabrał głos tylko raz na samym początku występu, a potem wraz z resztą zespołu cały czas robił swoje. Ukłonili się jeszcze na koniec, a na ich twarzach malowało się wyraźne zadowolenie z tak ciepłego przyjęcia przez warszawską publiczność. Koncert, trwający razem z bisami nieco ponad 2 godziny na pewno potwierdził jedno – muzyka w wykonaniu SBB jest nadal ponadczasowa i nie wymaga nie wiadomo jakiej oprawy. Widzieć garstkę młodych ludzi, wyraźnie zachwyconych płynącymi ze sceny dźwiękami – bezcenne. Weterani oczywiście wiedzą, co dobre, ale to właśnie głównie dzięki młodym pokoleniom fanów taka muzyka ma szanse przetrwać.

 Jakub Szwajkiewicz, Olsztyn

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.