A+ A A-

Sto lat po zatonięciu Titanica - koncert Twelve Moons w mieście Kraka

14 kwietnia to dzień szczególny. W 1912 roku, tegoż dnia zatonął Titanic,  w 1939 roku ukazały się „Grona Gniewu”,  a w 1948 amerykanie przeprowadzili pierwszy wybuch jądrowy, czym wprawili w osłupienie przyjaciół Moskali. W roku 1935 urodził się Erich Von Daniken, dziesięć lat pózniej - Richie Blackmore. W Bangladesz’u  spadł największy w historii grad gdzie kulki lodu ważyły ponad kilogram i zabiły 90 osób, a w Anglii ukazał się debiutancki krążek, bliżej nikomu nie znanej grupy Iron Maiden.  14 kwietnia to również dzień szczególny w historii naszego kraju – urodziła się Pola Raksa, czyli piękna Marusia z Czterech Pancernych,  założono klub piłkarski Hetman Zamość,  odbyła się premiera filmu Dziewczęta z Nowolipek a w Krakowie zagrał Twelve Moons.  Prawie punktualnie, bez suportów, bez zbędnego zamieszania…  Poszedłem na ten koncert, bo po pierwsze wiem co grają i jak grają, po drugie , w składzie jest krakowska „sekcja marzeń” czyli  basista Krzysztof Wyrwa i bębniarz  Grzegorz Bauer, a gitary obsługują dwaj „wielcy” krakowskiej sceny muzycznej z którymi miałem kiedyś przyjemność grać, czyli Michał Matragon Worgacz i  Filip Wyrwa. Żeby raz na zawsze zakończyć pytania i spekulacje  – Krzysztof i Filip to nie rodzeństwo, choć grać potrafią jakby razem ćwiczyli od dziecka… 
Drugi powód był smutniejszy – to ostatni koncert w tym składzie…    w zapowiedziach miał być świętem Karmazynowej części publiczności, a ponieważ King Crimson to dla mnie jeden z ważniejszych tematów muzycznych – szykowałem się na ucztę… Wśród publiczności znalazło się  liczne grono krakowskich muzyków z zaprzyjaźnionych grup, bo nazwa Twelve Moons zawsze gwarantowała wysoki poziom koncertu. Tak było i tym razem. Najpierw intro potem od razu mocne uderzenie – „Red” . Znakomite. Potem „Dinosaur”, „Walking on Air”  i „Vroom”.  Karmazynowe szaleństwo…  Świetnie zagrane, dobrze nagłośnione, wyraznie „ chwyciło”  krakowską publiczność.  „Coda”, „On Time”, „Elephant Time”  i „Matte Kudasai”  sprawiły, że  kilka przypadkowych osób znajdujących się na Sali zostało fanami Twelve Moons…  Grupa poszła za ciosem i zaserwowała kolejno „Three of a Perfect Pair”,  „Book of Saturday” , „Frame by Frame” , „Indiscipline” ,  “Sleepers”, “Heartbeat” , “ The talking” Drum”  a na zakończenie  znakomite “Larks’ Tongues in Aspic” i “Easy Money”…  Koniec.  Nie, po TAKIM koncercie musi być bis… I był – “Moonchild”, “21st Century Schizod Man”  i oczywiście  „Epitaph”.  Wspaniały koncert. Wspaniały repertuar. Wspaniały zespół…. No a gdzie płyta ???  W planach. Dobrze , że choć tyle….  bo po występie było kilkadziesiąt osób zainteresowanych, co dobrze wróży przyszłej dystrybucji.  Cóż, trzeba się uzbroić w cierpliwość i konsekwentnie molestować zespół, bo po tym co pokazali na koncercie w „karmazynowym” repertuarze, podejrzewam, że ta płyta może być jedną z ważniejszych w waszych zbiorach…
Aleksander Król

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.