2. All The Blue Changes (7:48)
3. The City In A Hundred Ways (2:23)
4. Things I Want To Tell You (9:03)
5. Photographs In Black And White (10:03)
6. Back When You Were Beautiful (5:07)
7. The Break-up For Real (4:11)
Czas całkowity: 47:11
- Steven Wilson ( instruments )
gościnnie:
- Michael Bearpark ( guitar )
- Stephen Bennett ( noise )
- Ben Castle ( clarinets )
- Peter Chilvers ( space-bass )
- Roger Eno ( harmonium )
- David Picking ( percussion, trumpet, sounds )
1 komentarz
-
Dwa lata po genialnym albumie 'Returning Jesus' ukazał się jego następca - płyta o intrygującym tytule 'Together We're Stranger'. Album musiał zmierzyć się z oczekiwaniami fanów, zadającymi sobie jedno podstawowe pytanie: czy zespołowi uda się utrzymać wysoką formę i nie obniżyć lotów?
Michał Jurek środa, 01, sierpień 2012 18:03 Link do komentarza
Cóż, udało się. Choć, jak to dotąd w przypadku No-man bywało, także i tym razem zespół zaproponował coś nowego i nie ograniczył się tylko do rozwijania pomysłów i wątków zawartych na poprzedniej płycie. Tym razem No-man postawili na jeszcze bardziej rozbudowane, niemal suitowe formy, ograniczając jednak aranżacyjny przepych do minimum. Kompozycje, choć długie, są zarazem bardzo oszczędne dźwiękowo, niemal ascetyczne. Na pierwszy plan wysuwa się Tim Bowness oraz historie szeptane i melorecytowane jego pełnym przejęcia głosem.
Czy to dobrze? I tak, i nie, zależy co kto lubi. Tim Bowness potrafi zaczarować swoim głosem i niewątpliwe dla jego wiernych fanów płyta 'Together We're Stranger' stanowi najwybitniejsze osiągnięcie zespołu. Z drugiej strony, No-man, którzy już wcześniej jawili się mistrzami kreacji niepowtarzalnego nastroju, wiodąc słuchaczy do krainy sennych marzeń, tutaj przeszli samych siebie. Ujmę to w ten sposób: trans, w który wprowadza zespół słuchaczy nagraniami zawartymi na 'Together We're Stranger' jest na tyle głęboki, że dla niektórych słuchaczy może się zakończyć w objęciach Morfeusza.
Pierwsze 4 nagrania tworzą coś na kształt zamkniętej całości, co zresztą wyróżniono na okładce. Pierwsze z nich, tytułowe 'Together We're Stranger', wyłania się stopniowo zza zasłony plam dźwiękowych i kilku nut wygrywanych na klarnecie przez Bena Castle. Później słychać instrumenty klawiszowe, kilka gitarowych akordów i Tim Bowness zaczyna swoje szeptanki o zmarnowanych szansach i trwaniu razem, mimo że się już razem nie jest. A na zakończenie Steven Wilson zaczyna improwizować na gitarze. Po ośmiu minutach z okładem nagranie urywa się nagle, ustępując miejsca najlepszemu chyba utworowi na płycie, czyli 'All The Blue Changes'. Już nie jest tak sennie, perkusja szemrze, odzywa się bas (gra na nim stary znajomy Peter Chilvers), a Tim Bowness stopniowo się rozkręca: 'All the blue changes, all the blue chains, all the blue changes rearranged'. Ale i tak największe wrażenie stopniowo gasnąca druga część utworu, z wplecioną melorecytacją Tima Bownessa i Stevena Wilsona.
'The City In A Hundred Ways' to króciutki instrumentalny przerywnik, w którym prym wiedzie klarnet. Utwór płynnie przechodzi w ośmiominutowy, ascetyczny 'Things I Want To Tell You', w którym oprócz szemrania instrumentów klawiszowych i kilku brzdąknięć gitary akustycznej nie dzieje się zbyt wiele. Wynagradza to natomiast z nawiązką Tim Bowness.
I tak kończy się suitowa część albumu. Przed nami jeszcze trzy utwory. Pierwszy z nich to 'Photographs In Black And White'. Wiem, że to nagranie ma wielu zwolenników, i tudno odmówić im racji. 'Photographs In Black And White' to początkowo minimalistyczna ballada, którą wyróżnia w zasadzie jedynie zjawiskowa partia klarnetu. Jednak po upływie pięciu minut zaczyna robić się nerwowo. Emocjonalny głos Tima Bownessa przepuszczony przez vocoder i dudniący klarnet basowy przygotowują do finału, w którym niemal drone'owymi brzmieniami gitary raczy nas Steven Wilson. Jest na czym ucho zawiesić. Później nadchodzi czas 'Back When You Were Beautiful'. Ot, niby melodyjna ballada, z fajną partią organów i gitary akustycznej, okraszona efektami głosowymi. Ale to tu pada moja ulubiona fraza z całego albumu: 'friendship comes, but it mostly goes'. A gdy jeszcze Steven Wilson znienacka zaczyna grać solo na banjo, robi się magicznie.
No i wreszcie finał. 'The Break-Up For Real', przejmująca opowieść o zmarnowanych latach i koszmarze następującego po nich rozstania. I znowu: niby to tylko kilka prostych dźwięków, ale wszystkie padają w odpowiednim miejscu i czasie. Nie można też przeoczyć pięknej gitarowej solówki Stevena Wilsona. Piękne nagranie.
'Together We're Stranger' to album bezsprzecznie wart poznania. I choć czasem chciałoby się, by zespół zagrał z trochę większym nerwem, to i tak końcowy efekt zawarty na płycie robi duże wrażenie. Jednak aby album docenić, trzeba mu poświęcić trochę czasu i w skupieniu wysłuchać, co panowie z No-man chcieli nam przekazać. Najlepiej słuchać 'Together We're Stranger' wieczorem, przy przytłumionym świetle i ze szklanicą wypełnioną czymś odpowiednim ;-). Do czego wszystkich gorąco zachęcam!