Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 83

Mixtaped

Oceń ten artykuł
(10 głosów)
(2009, koncert DVD)
DVD 1 [MIXTAPED]:      
 
No-Man's complete The Bush Hall, London (29/08/08) live performance with 5.1 and stereo options (90 mins):     
 
1. Only Rain    
2. Time Travel In Texas    
3. All Sweet Things    
4. Pretty Genius    
5. All The Blue Changes    
6. Truenorth    
7. Wherever There Is Light    
8. Days In The Trees    
9. Lighthouse    
10. Carolina Skeletons    
11. Returning Jesus    
12. Mixtaped    
13. Things Change    
14. Watching Over Me

Live photo gallery - Including photos from all three of No-Man's first live concerts in 15 years with an exclusive soundtrack of the song "Housekeeping" (recorded live in Dusseldorf)      
 
DVD 2 [RETURNING]:     
 
1. Returning - An 85 minute career-spanning documentary including previously unseen footage, photos and images, and in-depth interviews with every member of No-Man past and present (including Tim Bowness, Steven Wilson, Ben Coleman and Chris Maitland)     
 
Extras   : 1. Complete videos for several No-Man songs spanning 1990-2008 (including Colours,Sweetheart raw, The Ballet Beast, and a new commissioned film for Back When You Were Beatiful)/   3. Rare live footage  / 4. No-Man "live timeline"
Tim Bowness - vocals
Steven Wilson - guitars

oraz
Michael Bearpark - guitars
Stephen Bennett - keyboards
Steve Bingham - violin
Andrew Booker - drums
Pete Morgan - bass

and
Ben Coleman - violin

1 komentarz

  • Agnieszka Lenczewska

    {intro}
    Przed koncertem Porcupine Tree we Wrocławiu spotkałam dawno nie widzianego, znajomego muzyka, fanatyka twórczości Stevena Wilsona. Umilając sobie czas oczekiwaniem na gwiazdę wieczoru ucięliśmy sobie rozmowę. A wiesz - byłem w Londynie na koncercie No-Man. Zresztą sama zobaczysz,- mnie trudno przegapić.

    Festina lente - spiesz się powoli. Tak ponoć zwykł mawiać Divus Augustus. Bez pośpiechu, acz skutecznie do przodu. Wielokrotnie przekładana premiera koncertowego zapisu koncertu No-Man mogła niejednego niecierpliwego fana wprowadzić w stan lekkiej irytacji. Ileż w końcu można czekać? I tu przychodzi na myśl, kolejna złota myśl Imperatora: czyżby pierwsze DVD zespołu miało ujrzeć światło dziennie na greckie kalendy (czyli nigdy)?

    Nieważne. JEST! W mroźny, grudniowy dzień listonosz był łaskaw: przesyłka dotarła na czas, zapach gorącej czekolady delikatnie pieścił nozdrza, nikt i nic nie rozpraszało uwagi. Warunki idealne do kontemplacji koncertu.

    Londyn w niedzielny wieczór, kiedy wszystkie żarówki są do połowy umazane niebieską farbą, jest miejscem odrażającym. Tylko długie ulice w kolorze błota, a światła dziennego i niedostatecznego oświetlenia jest akurat tyle, żeby widać było nagie niebo, niewypowiedziane zimne i płaskie.
    (Virginia Woolf)

    Zbudowane w 1905 (czyli pamiętające czasy młodości Virginii) roku Bush Hall, służyło pierwotnie jako sala taneczna, później jego rola zdewaluowała się do roli salonu bingo oraz taniej jadłodajni. Początek XXI stulecia stał się dla zaniedbanego Bush Hall szansą na nowe życie. Gruntowna rewitalizacja obiektu, szeroko zakrojone prace konserwatorskie zmieniły architektonicznego kopciuszka w cacuszko (uwierzcie - raj dla historyka sztuki) i jedno z lepszych miejsc koncertowych w Londynie.

    Tę właśnie lokalizację wybrali muzycy No-Man na inaugurację mini trasy koncertowej promującej znakomite "Schoolyard Ghosts". Koncert wyprzedany, sala wypełniona po brzegi fanami z różnych stron świata, ciekawych przeżycia tego czegoś, co na potrzeby recenzji nazwałam nieuchwytną magią No-Man. I cisnące się na usta pytanie: Jak zabrzmią po tych kilkunastu latach nie grania koncertów? Tych nielicznych koncertów dla wybranych.
    Mała scena, brak całkowitego koncertowego sztafażu (stroboskopy, efekty, wizualizacje, tancerki go-go, człowieka gumę możecie sobie podarować), oddana i zanurzona w dźwiękach publiczność oraz oni: KREATORZY DŹWIĘKÓW i JEZIORA MUZYCZNEJ MELANCHOLII. Intymna atmosfera, muzycy skupieni wyłącznie na muzyce (nie liczyłam słów, które wypowiedział Tim Bowness do publiczności, ale było ich niewiele), statyczni (Bowness praktycznie przylepiony do statywu mikrofonu), ktoś by nawet powiedział WYOBCOWANI. A jednak HIPNOTYZUJĄ widzów w Bush Hall, jak i tych przez telewizorem. Relacja pomiędzy zgromadzoną publicznością, a muzykami jest paradoksalnie widoczna i bardzo emocjonalna. To emocje przekazywane w każdym wersie tekstów Tima, akordzie gitary, czy przejmującym dźwięku skrzypiec. A głos Bownessa - jedyny w swoim rodzaju, tak charakterystyczny, paradoksalnie wydawać by się mogło, przeciętny. Będący jednocześnie niesamowitym nośnikiem smutku i melancholii.

    Przełożenie onirycznych dźwięków dopieszczonych w zaciszu studia, na koncertowy żywioł w przypadku "Mixtaped" udało się nadzwyczajnie. Aranżacje niemalże wszystkich utworów zostały zmienione. Czasami wręcz są ascetyczne w swej prostocie. Instrumentaliści skupieni są wyłącznie na dźwiękach, generowaniu muzycznej przestrzeni, wciągającej słuchacza, jak ruchome piaski. Słychać (i widać), że nie ma w przypadku "Mixtaped" skoków w bok muzyków, tak często spotykanego gwiazdorzenia. Muzycy stali się JEDNOŚCIĄ, pokazując, co oznacza idea grania zespołowego, do jednej bramki. Nie ma na tym wydawnictwie miejsca na indywidualne zagrania. Jest tylko jedno wielkie, zespołowe jezioro melancholii. Od pierwszych, delikatnych dźwięków skrzypiec w "Only Rain", aż do szarpanych, nerwowych dźwięków "Watching over Me".

    Zastanawiałam się, czy opisywać każdy utwór z osobna. Po przemyśleniach doszłam do wniosku, że nie ma w tym większego sensu. Moim zdaniem byłoby to nadużycie i manipulacja czytelnikiem. Każdy z was, ludzi o wielkiej wrażliwości dopasuje klocki w układance o nazwie No-Man do samego siebie, do swojego poziomu emocji, percepcji, sensualności. Mogę napisać tyle, że najnowsza (tak długo oczekiwana) propozycja zespołu to muzyczna uczta dla ucha i oka.

    Jak zwykle w przypadku muzycznych produkcji sygnowanych przez Stevena Wilsona, mix muzycznego materiału powala. Znakomita produkcja całości może pieścić ucho najwybredniejszego nawet audiofila. Że też w tym roku nie otrzymał nominacji do Grammy w kategorii: dźwięk przestrzenny.

    Kilka słów o bonusowym krążku: Na drugim, srebrnym dysku znalazł się ciekawy, trwający niemalże półtorej godziny dokument opowiadający historię zespołu, wzbogacony o niepublikowane wcześniej materiały. Ku uciesze fanów można w "Returning" przyjrzeć się wcieleniu Bownessa, jeszcze z bujną plerezą a la Zbigniew Wodecki, czy też ujrzeć młodziutkiego Stevena Wilsona w ciuchach wykopanych chyba w lumpexie. Nie mniej materiał dokumentalny porządkuje wiedzę na temat No-Man. Myślę, że niejeden no-manowy maniak będzie wniebowzięty. I to wszystko podane skromnie, bez napinania się i niepotrzebnego zadęcia. Dodatkowo na dysku znajdziemy zbiór teledysków (psycholog miałby na tej podstawie sporo do powiedzenia o panach Bowness/Wilson) oraz sceny usunięte z dokumentu.

    {coda]
    Znajomy muzyk rzeczywiście pojawił się w filmie kilkukrotnie (z powodu słusznej postury trudno go było nie zauważyć) - nie on jednak był tu gwiazdą, o ile w ten sposób można określić bohaterów pewnego sierpniowego wieczoru w Londynie.

    Zakończony niedawno 2009 rok upłynął pod znakiem Stevena Wilsona. To był jego rok: zarówno pod szyldem Porcupine Tree, działalności solowej, jak i reaktywowanego No-Man. Stachanowiec z tego Stefana, ale na szczęście ilość publikowanego przezeń materiału przekłada się na jego jakość.
    Majstersztyk!

    Ocena 5/5

    Agnieszka Lenczewska

    Agnieszka Lenczewska wtorek, 12, styczeń 2010 19:59 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.