ProgRock.org.pl

Switch to desktop

Tambourine Freak Machine

Oceń ten artykuł
(2 głosów)
(2008, album studyjny)
1. The River (10:12)
2. Sunrise (5:13)
3. Masters Of War (5:11)
4. The Freedom Seed (15:16)
5. Rocco's Revenge (1:46)
6. Dreamweaver 2 (3:42)

Czas Całkowity: 41:20
- Lorenzo Woodrose  (  vocals, guitars, organs, piano )
- Fuzz Daddy  ( drums, percussion, tablabox, cellphone )
- The Moody Guru  ( bass, tambourabox, pianostrings )
- Manoj Ramdas  ( theremin, musicbox )
- The Hobbit  ( guitars, Roland R66, space echo )
- Ralph A. Rjeily  ( tape treatments, FX Chain )
- Janine Neble  ( vocals )
- Aron  ( guitars )
- The Twilight Princess  ( chinese flute, vibes )

1 komentarz

  • Rafał Ziemba

    W rok po debiucie światło dzienne ujrzał drugi album Dragintears zatytułowany 'Tambourine Freak Machine'. Przyniósł pewne, choć niewielkie zmiany stylistyczne. Nie ma się czemu zresztą dziwić. Za całość muzyki w dalszym ciągu odpowiedzialny jest Lorenzo Woodrose. No, prawie za całość. Swoje pięć gorszy wtrącił tu jeszcze Bob Dylan.

    Zaskoczeni?

    ...tak naprawdę, to wpuszczam was trochę w przysłowiowe maliny. Po prostu tym razem Lorenzo zdecydował się na opublikowanie własnej wersji dylanowskiego klasyka - 'Masters Of War'.

    Wrócimy do niego nieco później. Na krążku mamy tylko sześć numerów, więc pozwolę sobie na komfort omawiania ich w kolejności w jakiej są na płycie.

    'The River' to typowy jednostajny space rock, niewiele różniący się od tego znanego z debiutu Dragontears. Wokal Lorenzo jest w dalszym ciągu tak samo charakterystyczny, ciągle przesterowany i przepuszczony przez sito efektów. Muzyka zawiera jakby mniej melodii niż kiedyś i opiera się na kosmicznych dźwiękach. W zasadzie to wszystkie instrumenty tworzą jedynie jednostajne tło dla wokalu. Niby nic nadzwyczajnego, ale niesamowicie wciąga i pozwala się odprężyć. Zawsze ceniłem to w space rocku, że pozwala trochę się wyłączyć i odetchnąć. Dziesięć minut relaksujących dźwięków. Zapewniam, że działa lepiej niż płyty z cyklu Odgłosy Natury.
    Płynnie przechodzimy w 'Sunrise'. Wydaje mi się, że chyba każdy space rockowy zespół ma, lub będzie miał, numer o takim tytule. W każdym razie jak do tej pory spotkałem już ich sporo.
    Tym razem twórca postawił na bardziej rockowe brzmienie i charakterystyczną melodię. Jestem prawie pewien, że podobny refren słyszałem już gdzieś, kiedyś w dzieciństwie... Może to był INXS? Na pewno nie Vanilla Ice ani Ace Of Base:)
    I tak po pięciu minutach przechodzimy do 'Masters Of War'. Genialne wykonanie nadzwyczajnego numeru. Nawet Pearl Jam tak dobrze go nie grał (porównajcie wersję z koncertu Live At Benaroya Hall z wersją Dragontears). Co w nim jest takiego szczególnego? Po pierwsze TEKST. Są to jedne z najlepszych wersów jakie zna muzyka rockowa. I w ogóle jakakolwiek muzyka. Nie ma drugiego takiego. Przynajmniej ja nie znam. A ile Wy znacie tekstów które nie są o miłości a pozostają aktualne od prawie pięćdziesięciu lat?
    Po drugie MUZYKA. W przeważającej części tylko dwa, stale powtarzane akordy. Do tego głębokie brzmienie, którego z racji czasu w jakim powstał, brakowało oryginałowi. Cudo.
    Zaraz po nim kolejna chwila wytchnienia. Przynosi nam ją piętnastominutowy 'The Freedom Seed'... Tym razem nie ma się już co obawiać o elektroniczne rytmy. Lorenzo postawił na naturalność i dobry klimat. Jeśli zdarzy wam się usnąć przy tej muzyce, to nie dlatego, że jest nudna. Po prostu posiada ona specyficzną wibrację, która powoduje błogość, zamiast zirytowania czy nudy. Jeśli trzy akordy obudowane są dobrą aranżacją to można je grać przez długi czas. Także w tym tkwi siła space rocka.
    'Rocco's Revenge' przynosi dawkę niepokoju. Trochę klimatu z utworu 'A Saucerful Of Secrets' (z początkowej części) i szczypta z debiutu Hawkwind. Trwa to niecałe dwie minutki i przechodzimy do 'Dreamweaver 2'. Dopiero w tym krótkim numerze mamy troszkę elektroniki znanej z debiutu. Ale w porównaniu z kompozycjami z '2000 Micrograms Form Home', to naprawdę mała dawka nowoczesności. I bardzo dobrze. Najlepiej takiej muzyce wychodzi naturalność, przestrzeń i głębokie brzmienia. Komputery nie stanowią istoty kosmosu.

    'Tambourine Freak Machine' to krok naprzód w stosunku do swego poprzednika. Lorenzo udowodnił, że potrafi tworzyć piękny space rock, który powinien zadowolić każdego fana gatunku.
    Ostatnio ciągle słucham różnych dokonań tego pana. I wciąż nie mam dosyć. Z niecierpliwością czekam na kolejną odsłonę Dragontears...

    4,5/5

    Rafał Ziemba wtorek, 16, luty 2010 22:19 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Top Desktop version