A+ A A-

Stars Die: The Delerium Years 1991-1997

Oceń ten artykuł
(22 głosów)
(2002, album kompilacyjny)
Disc A - 1991-93: 73:24 
1. Radioactive Toy (10:10)
2. Nine Cats (3:51)
3. And the Swallows Dance Above the Sun (4:02)
4. Nostalgia Factory (7:33)
5. Voyage 34 - Phase One (12:54)
6. Synesthesia - extended version (7:54)
7. Phantoms (3:14)
8. Up the Downstair (10:09)
9. Fadeaway (6:16)
10. Rainy Taxi (6:52)

Disc B - 1994-97: 72:55
1. Stars Die (5:06)
2. The Sky Moves Sideways - Phase One (18:37)
3. Men of Wood (3:34)
4. Waiting (4:28)
5. The Sound of No-one Listening (8:12)
6. Colourflow in Mind (3:49)
7. Fuse the Sky (4:33)
8. Signify II (6:04)
9. Every Home is Wired (5:13)
10. Sever (5:31)
11. Dark Matter (8:12)

Czas całkowity: 146:19
- Steven Wilson / vocals, guitars, keyboards - Colin Edwin / bass - Chris Maitland / drums, percussion, backing vocals - Richard Barbieri / keyboards - Suzanne J. Barbieri / voices on "Up The Downstair"

1 komentarz

  • Michał Jurek

    Z rzadka zabieram się za słuchanie, a jeszcze rzadziej za recenzowanie kompilacji. Wolę poznawać twórczość danego artysty z regularnych albumów, wychodząc z założenia, że tylko tak można dostrzec koncept i kontekst, w którym dane nagranie jest osadzone. Uczynię jednak wyjątek i pokuszę się o notkę dotyczącą płyty 'Stars Die: The Delerium Years 1991-1997' Procupine Tree. Dlaczego? Niechaj czyta, kto ciekawy :-)

    Splątane są losy 'Stars Die...'. Początkowo tego albumu na CD w ogóle nie było, bo ukazał się gdzieś w połowie lat dziewięćdziesiątych na kasecie (miałem ją nawet kiedyś), i to z tego, co się orientuję, jedynie w Polsce. Pan Wilson doszedł jednak do wniosku, że sam pomysł kompilacji jest na tyle udany, że żal z niego całkowicie rezygnować i warto jakoś podsumować lata spędzone w wytwórni Delerium. Ale nie byłby Steven W. Stevenem W., gdyby przy okazji nie wprowadził nieco zamętu, bo wydana pierwotnie w 2002 roku płyta zawierała inny zestaw nagrań od rzeczonego wydawnictwa kasetowego, rozrosła się przy tym do albumu podwójnego. Sięgnął też pan Stefan do swoich przepastnych archiwów i wydobył na światło dzienne kilka nagrań, których do tej pory nie było dane fanom usłyszeć.

    W rezultacie powstało bardzo efektowne wydawnictwo, rzetelnie podsumowujące działalność Porków w latach 1991-1997. Każda z 4 wydanych w tym czasie płyt studyjnych ma swoją reprezentację, choć oczywiście można dyskutować dlaczego taką, a nie inną. Ja np. z debiutu wolałbym 'It Will Rain for A Million Years' zamiast dziwacznego 'And the Swallows Dance...', doskwiera mi brak 'Always Never' z 'Up the Downstair' czy the 'The Moon Touches Your Shoulder' z 'The Sky Moves Sideways'. Ale rozumiem, że coś trzeba było wybrać, a coś wyrzucić. Bardzo fajnie natomiast, że na 'Stars Die...' weszły nagrania spoza regularnych płyt, jak np. długaśna pierwsza część 'Voyage 34' czy 'Rainy Taxi' z epki 'Staircase Infinities'.

    Osobna sprawa to nagrania niepublikowane, a tych mamy na 'Stars Die' całkiem sporo, i w większości nie są one dostępne poza tym wydawnictwem. Możemy więc posłuchać wydłużonej wersji 'Synesthesii', akustycznego, psychodelicznego 'Phantoms' czy skocznego 'Men of Wood' z przesterowaną, brudną gitarą. Podobnie ma się sprawa z trudno dziś osiągalnymi nagraniami singlowymi, a też ich tu parę pan Stefan upchnął. Znajdziemy np. przepiękne 'Colourflow in Mind' ze świetnym solem gitarowym czy troszkę orientalizujący 'Fuse in the Sky'. No i oczywiście także tytułowy utwór 'Stars Die', będący jedną z piękniejszych piosenek pana Stefana, bliski jego solowym dokonaniom z 'Cover Versions' na przykład. Dlaczego nie wszedł na 'The Sky Moves Sideways' jako regularny utwór, tego nie wie nikt, nawet sam Stefan W. (powiada, że mu nie pasował do koncepcji, ale że zawsze żałował usunięcia 'Stars Die' z 'The Sky Moves...'). Choć akurat 'Stars Die' nie jest może aż takim rarytasem, bo na dwupłytowej wersji 'The Sky Moves Sideways' też ten utwór znajdziemy.

    Podsumowując, 'Stars Die...' to album z kategorii 'dla każdego coś miłego'. Ci, którzy jeszcze się z Porkami nie zetknęli w szerszym wymiarze, mogą spokojnie zaczynać poznawanie ich muzyki od tej właśnie płyty. Fani dostają garść rzadszych utworów i niepublikowanych rarytasów, i to nie jakichś garażowych demówek, ale rasowo wyprodukowanych utworów, które w niczym nie ustępują nagraniom z płyt studyjnych. Ale co najważniejsze, 'Stars Die...' znakomicie wypada jako całość, nie tylko udanie prowadząc słuchacza przez psychodeliczny okres w działalności Porcupine Tree, ale też urzekając słuchacza mnogością aranżacyjnych i melodycznych pomysłów lidera grupy. Słuchając tych nagrań nie mogę się wprost nadziwić, jak to kiedyś zgrabnie potrafił pan Stefan łączyć psychodelię i chwytliwe melodie, a i jakie sola gitarowe krzesał... I tylko szkoda, że w późniejszych latach postanowił skierować zespół na metalowe tory, co (moim zdaniem) na dobre Porkom nie wyszło. Ale to oczywiście kwestia gustu, i temat na inną reckę :-)

    Tak czy inaczej, w kategorii album kompilacyjny 'Stars Die...' bezsprzecznie zasługuje na:
    5/5

    Michał Jurek niedziela, 09, styczeń 2011 17:34 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.