Ile razy ja słyszałem ten tekst, gdy rozmawiałem z kimś o muzyce. Że kiedyś była lepsza muzyka, lepsze zespoły albo że obecne wydawały kiedyś lepsze płyty. Czy rzeczywiście tak jest? Zastanówmy się nad tym przez chwilę.
Dla każdego dobra muzyka oczywiście oznacza co innego, ja poruszam się głównie w obszarze muzyki rockowej, dlatego też zwykle o tym gatunku rozmawiam z innymi ludźmi. Kiedy powstała jedyna słuszna „lepsza” muzyka? To zazwyczaj zależy od wieku rozmówcy. Dziwnym przypadkiem najczęściej „lepszą” muzykę grano gdy dany delikwent był piękny, młody, prawdopodobnie w liceum lub na studiach. Wówczas nie musiał pracować lub nie robił tego za często, nie miał poważnych zmartwień, często chodził na koncerty, jeździł na festiwale, miał wielu przyjaciół, z którymi często się spotykał, miał też dziewczynę albo kilka (nie ocieniam). Wtedy słuchał mnóstwo muzyki, poznawał kolejne zespoły i gatunki, miał na to czas, cieszył się życiem i muzyką. Obecnie, 15 lat później, ten sam człowiek ma pracę, żonę, czasem już dziecko, a nawet wkurzającego kota. Samochód trzeba zatankować, dziecko odebrać z przedszkola, kota nakarmić, od żony potem wysłuchać, że źle odebrał i źle nakarmił. Znajomych została garstka, bo połowa wyjechała by pracować za granicą, na koncerty nie ma czasu, na festiwal nie pojedzie, bo dziecko za małe, muzyka za głośna dla żony, no i namiot odpada. To nic dziwnego, że i muzyka mu zbrzydła.
Muzyka zwykle jest bardzo silnie związana z emocjami i wspomnieniami. Sam pamiętam czego słuchałem w poszczególnych latach, w kim się wtedy podkochiwałem lub z kim byłem. To oczywiste, że najbardziej podoba nam się to co dobrze się kojarzy.
Bardzo popularne jest też porównywanie ze sobą poszczególnych dekad. To też jest dość zabawne. Czasem słyszę, że najlepsza muzyka była w latach…to zależy od indywidualnych upodobań. Pokolenie obecnych 60-ciolatków (moi rodzice) powie chórem, że w latach 70-tych, pokolenie obecnych 30-tolatków (mój brat) powie, że w 90-tych. Czy ktokolwiek ma rację? Nie sądzę. Nie wyobrażam sobie udowadniania wyższości The Beatles nad Black Sabbath nad Iron Maiden nad Nirvaną nad The White Stripes nad The Black Keys, itd. Te dekady, te zespoły, te style są po prostu inne. Albo się je lubi albo nie, co nie oznacza, że któryś jest lepszy lub że kiedyś był. Podobnie mówi się o muzyce pop, zwykle że w latach 80-tych ten gatunek był fajny i bardziej ambitny niż teraz. Naprawdę Madonna robiła bardziej inteligentną muzykę niż Katy Perry? Inną na pewno (brzmienie, instrumenty, możliwości techniczne, moda) ale czy rzeczywiście lepszą? Nie chcę być niemiły i tendencyjny, ale dla mnie szmira to szmira.
Kiedy słyszę, że Bon Jovi się zepsuło i sprzedało, bo kiedyś grali super muzę, a teraz to chłam, ogarnia mnie pusty śmiech. Oczywiście, że nucę „Living on a prayer” pod prysznicem, nie jestem z kamienia. Ale zmiana stylu nie oznacza spadku formy. Słysząc w radiu najnowszy singiel Bon Jovi (w dniu gdy to piszę jest to „This house is not for sale”, choć chyba jest coś jeszcze nowszego) myślę sobie, że ten kawałek nie mógłby się znaleźć na „Slippery when wet”, bo kompletnie by tam nie pasował stylistycznie, ale sam utwór nie jest zły ani nawet gorszy. To po prostu inna muzyka w innej rzeczywistości, ale tak samo prosta, chwytliwa i zarabiająca kupę forsy.
Ciekawe rzeczy powstały zarówno 20, 30, 40, 50 lat temu, jak i powstają obecnie. Za 20, 30, 40 czy 50 lat też powstaną. Kiedyś trudniej było zaistnieć i rozpowszechnić swoją muzykę. Dziś wystarczy jedno kliknięcie. Dociera do nas ogromna ilość nowych rzeczy, dlatego może w zalewie mniej czy bardziej amatorskich nowinek trudniej wyłowić prawdziwe perełki. Kiedyś jak ktoś się już przebił, to zwykle znaczyło, że coś potrafi i poruszy tłumy. Dziś może zaistnieć ktokolwiek, bo łatwiej to zrobić. Czy to oznacza, że jest lepiej lub gorzej? Moim zdaniem nie, jest po prostu inaczej.