Kartka z kalendarza… Riverside – 08.05.2004
08.05.2004 sobota w Łodzi.
Ten dzień pamiętam z dwóch powodów. Pierwszy ten, który zna cała Polska, to strzelanina policji do studentów na Juwenaliach i drugi , jakże ważny dla mnie z perspektywy czasu - to był mój pierwszy koncert Riverside.
O koncercie dowiedziałem się z audycji muzycznej w radio PR3 „Noc muzycznych pejzaży” , prowadzonej przez pana Piotra Kosińskiego. Swoją drogą dziękuję za ten program, bo muszę przyznać, że pan Piotr i ta audycja mocno ukierunkowała mój muzyczny gust. Dodatkowo tata (red. Jan Yano Włodarski) zadbał już, abyśmy obaj znaleźli się na tym koncercie. Dzięki temu ja, student nie idę na Juwenalia ze znajomymi, a ląduję z tatą w klubie Dekompresja na koncercie Riverside w ramach trasy Progressive Tour 2004.
Nie pamiętam jaki to był dzień, czy świeciło słońce, czy padał deszcz. Pamiętam za to inne szczegóły. Ludzi nie było dużo, to były takie czasy. Mało popularna muzyka, zespół jeszcze mniej znany i wspomniane Juwenalia zrobiły swoje. Tłumów nie było. Do klubu nie było kolejki. Pamiętam, że naszą uwagę przykuł ochroniarz, który nas wpuszczał. Nie znaliśmy go , a był „to niezły paker” (w tamtym czasie klub Dekompresja to kolebka życia rokowego w Łodzi i często tam bywaliśmy). W oczekiwaniu na koncert wydarzyła się jeszcze jedna ważna z perspektywy czasu historia dla nas. Kupiliśmy czipsy, w których był konkurs. Nie pamiętam dokładnie co i jak, ale nagrodą dodatkową była tabliczka z własną nazwą ulicy. Pamiętam - mówiłem ze śmiechem do taty, że jak wygramy tablicę, to nazwiemy ją „ul.Riverside”. Jak wiecie los bywa przewrotny. Kilka dni po koncercie okazało się, że wygraliśmy, a część z was może kojarzyć wspomnianą wyżej tablicę jaka od tej pory towarzyszyła nam na różnych koncertach Riverside.
Samego koncertu z perspektywy czasu już nie pamiętam , ani supportu Anamor, ani koncertu Riverside. Pamiętam tylko, że byłem po nim zadowolony. Była to muzyka, która zdecydowanie do mnie trafiła i która jest ze mną po dziś dzień. Pamiętam też, że ochroniarz, który wpuszczał nas do klub okazał się perkusistą (MItlof jak coś to alternatywę pracy zawsze masz). Po koncercie był też czas, aby porozmawiać z zespołem, podpisać płytę i zrobić zdjęcia. Oczarowało mnie to wtedy i do dziś jest to dla mnie super sprawa, kiedy po koncercie możesz się spotkać ze swoimi idolami i zwyczajnie pogadać.
Każdy z was pewnie ma jakąś podobną historię związaną z Riverside. Jak wszyscy wiemy, ich muzyczna kariera trwa do dziś a czas, gdzie na koncercie w klubie było 30 osób jest dla nich historią, podobnie jak moje wspomnienia równo z przed 16 lat.
*Zdjęcie użyte w tekscie pochodzą z innych okresów