Skoro już teraz wiemy że takie zespoły były, i możemy podać setki ich przykładów, wniosek nasuwa się sam. Kultura rockowa nie ograniczała się tylko do tych krajów w których ludzie posługują się angielskim na co dzień jako językiem urzędowym. Pierwszy mit zostaje tym samym obalony.
Musimy założyć, że Rock prezentuje pewne uniwersalne wartości, które potrafią oddziaływać na dusze i umysły ludzi w różnym wieku na całym świecie. Pewnie każdego w tej kulturze pociąga co innego. Jednych moda (bo nie oszukujmy się – rock się zuniformizował), innych muzyka (i tych mam nadzieję jest najwięcej) a jeszcze 40 lat temu do bycia takim a nie innym zachęcało coś innego. BUNT. Cóż, czasy się zmieniają, dziś bunt został zastąpiony przez SKANDAL. Czyli w zasadzie jednorazową pozę na bunt. Świadomie medialne występki gasnących „gwiazd” świadczą o tym dobitnie.
Ale powróćmy do drugiej połowy lat 60. Rock niósł ze sobą nowe przesłanie, nowe wartości, nowy model życia. Oraz głośną muzykę która denerwowała rodziców. Musiało zadziałać. I zadziałało bardzo ciekawie. W zasadzie w każdym kraju inaczej.
W Polsce, jak większość zdaje sobie sprawę nie było zbyt sprzyjających warunków do zasiania rockowego ziarna. Utrudniony przez panujący system przekaz wartości z zachodu, nawet tego najbliższego oczywiście powodował bunt, ale niestety w ogromnej liczbie przypadków niczym nie poparty. Kultura młodzieżowa, która u nas nie była „rockowa” tylko „beatowa”, nie miała wielu szans na wykazanie się. Okazało się jednak, że jest przerwa w murze, dzięki której udało się niektórym zespołom przedostać na światło dzienne. Klan, Nurt, Blackout, Breakout, SBB, Budka Suflera a nawet Czesław Niemen i Skaldowie. Nie możemy mówić oczywiście o żadnej zorganizowanej scenie, ale ROCK został przyjęty i tutaj. W kulawej trochę formie z racji tak małej ilości zespołów, ale zawsze to coś. Co ciekawe, zarówno tekstowo jak i muzycznie kapele te stały na wysokim poziomie i do dziś są bardzo cenione za zachodzie, choć przecież nie były tak bardzo nim nasycone. Choć Blackout trochę przez przypadek zbliżył się tekstowo do kapel z USA.
Pojawiły się i u nas pierwsze komuny, na ulicach zaczęto widywać ludzi wyglądających „inaczej”. Powstała publiczność rockowa, a wytwórnie dość niechętnie zaczęły wydawać płyty w małych egzemplarzach.
Jak już stwierdziłem wcześniej, każdy kraj ma swoją specyfikę rockowego grania. Najdobitniej jest to widać w tzw. Folk rocku, gdyż zespoły uprawiające ten gatunek często czerpią garściami z tradycyjnej kultury swojego kraju, bądź regionu. U nas takim przykładem mogą być Skaldowie, w Rumuni - Phoenix, w Chile – Los Jaivas. Rock stwarza jednak pole do tego, aby łączyć ze sobą wiele kultur i wiele tradycji. Na takiej między innymi zasadzie powstała Niemiecka scena rockowa, która przyjęła nazwę „Krautrock”.
Musimy założyć, że Rock prezentuje pewne uniwersalne wartości, które potrafią oddziaływać na dusze i umysły ludzi w różnym wieku na całym świecie. Pewnie każdego w tej kulturze pociąga co innego. Jednych moda (bo nie oszukujmy się – rock się zuniformizował), innych muzyka (i tych mam nadzieję jest najwięcej) a jeszcze 40 lat temu do bycia takim a nie innym zachęcało coś innego. BUNT. Cóż, czasy się zmieniają, dziś bunt został zastąpiony przez SKANDAL. Czyli w zasadzie jednorazową pozę na bunt. Świadomie medialne występki gasnących „gwiazd” świadczą o tym dobitnie.
Ale powróćmy do drugiej połowy lat 60. Rock niósł ze sobą nowe przesłanie, nowe wartości, nowy model życia. Oraz głośną muzykę która denerwowała rodziców. Musiało zadziałać. I zadziałało bardzo ciekawie. W zasadzie w każdym kraju inaczej.
W Polsce, jak większość zdaje sobie sprawę nie było zbyt sprzyjających warunków do zasiania rockowego ziarna. Utrudniony przez panujący system przekaz wartości z zachodu, nawet tego najbliższego oczywiście powodował bunt, ale niestety w ogromnej liczbie przypadków niczym nie poparty. Kultura młodzieżowa, która u nas nie była „rockowa” tylko „beatowa”, nie miała wielu szans na wykazanie się. Okazało się jednak, że jest przerwa w murze, dzięki której udało się niektórym zespołom przedostać na światło dzienne. Klan, Nurt, Blackout, Breakout, SBB, Budka Suflera a nawet Czesław Niemen i Skaldowie. Nie możemy mówić oczywiście o żadnej zorganizowanej scenie, ale ROCK został przyjęty i tutaj. W kulawej trochę formie z racji tak małej ilości zespołów, ale zawsze to coś. Co ciekawe, zarówno tekstowo jak i muzycznie kapele te stały na wysokim poziomie i do dziś są bardzo cenione za zachodzie, choć przecież nie były tak bardzo nim nasycone. Choć Blackout trochę przez przypadek zbliżył się tekstowo do kapel z USA.
Pojawiły się i u nas pierwsze komuny, na ulicach zaczęto widywać ludzi wyglądających „inaczej”. Powstała publiczność rockowa, a wytwórnie dość niechętnie zaczęły wydawać płyty w małych egzemplarzach.
Jak już stwierdziłem wcześniej, każdy kraj ma swoją specyfikę rockowego grania. Najdobitniej jest to widać w tzw. Folk rocku, gdyż zespoły uprawiające ten gatunek często czerpią garściami z tradycyjnej kultury swojego kraju, bądź regionu. U nas takim przykładem mogą być Skaldowie, w Rumuni - Phoenix, w Chile – Los Jaivas. Rock stwarza jednak pole do tego, aby łączyć ze sobą wiele kultur i wiele tradycji. Na takiej między innymi zasadzie powstała Niemiecka scena rockowa, która przyjęła nazwę „Krautrock”.
{mospagebreak title=Strona 3}
Muzycznie zespoły oscylowały wokół tradycyjnie pojmowanego rocka psychodelicznego, ale zaczęły go wzbogacać o zabawy z elektroniką oraz brzmieniem. Sami muzycy wywodzili swój muzyczny rodowód bardziej od awangardy niż rocka. Krautrock upodobał sobie też daleki wschód, i motywy z folku tamtych regionów często pojawiały się w utworach takich grup jak Agitation Free czy Amon Dull II. Jeszcze jedna ważna rzecz która charakteryzowała tamtą scenę, to cecha rzadko spotykana na gruncie ambitnej muzyki, czyli poczucie humoru i dystans do własnej twórczości. A że rock przełamuje bariery nie tylko muzyczne, ale i etniczne, to w grupie Can wokalistą był Azjata. Nie da się ukryć, że nie zawsze teksty stały na pierwszym miejscu., a mocną częścią sceny były grupy instrumentalne takie jak Cluster i Ash Ra Tempel. Teksty gdy się pojawiały były bardzo psychodeliczne i niezrozumiale, aczkolwiek są wyjątki od tej reguły. Necronomicon poświęcił całą swoją płytę na zajęcie się rażącą niesprawiedliwością społeczną, a Mythos na swoim pierwszym albumie snuł przerażające wizje ludzkiej zagłady.
Rzecz miała się podobnie we Francji. Tam za sprawą zespołu Magma ruszyła nowa scena którą dziś nazywamy Zeuhl. Zeuhl to słowo napisane w języku Kobaian, wymyślonym przez perkusistę Magmy. Jeśli chodzi o muzykę jest to mieszanka fusion, neoklasycyzmu i modernizmu. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. O tekstach nie ma co wspominać, gdyż wszystkie pisane są w tym dziwnym języku (o ile w ogóle się pojawiają). Ale będąc jeszcze przy okazji Francji, chciałbym wspomnieć o zespole Gong. Był on często zaliczany do różnych stylów muzycznych, choć najbliższe mu moim zdaniem były rock psychodeliczny i szeroko rozumiana awangarda. Zespól ten jest o tyle ważny, że w jego składzie byli muzycy wielu narodowości, oraz fakt napisania przez nich swego rodzaju „epopei hippisowskiej”, czyli trzech płyt z cyklu Radio Gnome Invisible.
Bardzo ciekawie też, na naszej rockowej mapie przedstawiają się Włochy. Tam powstał bardzo unikalny styl znany dziś jak Włoski Rock Symfoniczny. Żeby zachować swój specyficzny klimat, zespoły posługiwały się swoim narodowym językiem, a duże znaczenie dla muzyki miało z którego regionu Włoch zespół się wywodził. Niesamowicie inspirująca do dziś muzyka kapel takich jak Jacula, PFM, Cervello czy Banco Del Mutuo Soccorso mniej się chyba postarzała niż klasyków z Wysp.
A teraz pobawię się w kronikarza i podam trochę pojedynczych przykładów krajów Europejskich i zespołów z nich pochodzących. Oczywiście tylko tych ważniejszych, niemożliwym jest niestety wymienienie wszystkich. A więc jak już jesteśmy na zachodzie... W Hiszpanii królował rock symfoniczny i folk rock. Warto znać Azahar, Itoiz, Los Canarios czy Mezquita. Podobnie jak we Włoszech w Hiszpanii także specyfika regionu z którego zespół się wywodzi oddziałuje na jego muzykę.
Z Grecji pochodził bardzo znany folk rockowy Aphrodite’s Child, w którym grał Vangelis i śpiewał Denis Russos (to nie żart). Z bardzo egzotycznej dla nas Rumunii wywodził się genialny folk rockowy Phoenix, który przygotowując swoją najlepszą płytę „Cantafabule” najpierw spędził dwa lata na studiowaniu ludowej kultury swojego kraju. No powiedzmy sobie szczerze – komu dziś by się tak chciało? A wtedy nie można było sobie przecież wszystkiego sprawdzić w Wikipedii W krajach Skandynawskich mieliśmy pełny przekrój rockowych gatunków i mnóstwo świetnych kapel. W Danii był Culpeper’s Orchard, Midnight Sun, Thors Hammer, w Finlandii – Wigwam, Kalevala, Tasavallan Presidentti, w Szwecji – Kebnekaise, Algarnas Tradgard, Panta Rei, w Norwegii – Aunt Mary, Folque, Popol Ace i wiele wiele innych. Nawet Islandia miała swoje rockowe zaplecze, chociażby w takich kapelach jak Geysir czy Pursaflokkur.
Acha no i w naszych kochanych demoludach rock działał bardzo prężnie. W Jugosławii było Bijelo Dugme (ktoś pamięta jeszcze, ze na gitarze grał tam Goran Bregovic?), na Słowacji był Collegium Musicum, ale najlepiej rock usadowił się na Węgrzech. Nasi bracia i od szabli i od szklanki okazali się bardzo wrażliwym narodem na muzykę i ideały nowej kultury. Oczywiście najbardziej znanym zespołem węgierskim jest Omega, która swój pierwszy album wydała już w 1967 roku i gra do dziś, ale były też inne zespoły jak chociażby Piramis i Locomotiv GT. No dobra, może już wystarczy tego bezmyślnego wymieniania, chyba osiągnąłem już swój cel, jeśli o Europę chodzi.
A przecież jak wiadomo świat się na Europie nie kończy, i zostało nam kilka innych kontynentów do obskoczenia. Zacznijmy od Ameryki Południowej i Środkowej.
W prawie każdym kraju na tym dość dużym kontynencie funkcjonowała rockowa scena, i to często dość różna od Europejskiej. Choć zespoły pokroju Ladies WC czy Los Amigos De Maria starały się grać bardzo po Europejsku, to już kapele takie jak Los Jaivas z Chile, Wara z Boliwii i Bubu z Argentyny grały już bardzo po swojemu. Sama scena Ameryki Południowej nie jest zbyt zróżnicowana. Albo była to psychodelia albo folk rock. Tak czy owak, przekaz ideologiczny był niesamowicie ważny. Bardzo dużo muzyków pozostawało pod wpływem bardzo hippisowskich ideałów, do tego stopnia nawet, ze w Meksyku funkcjonowała kapela pod nazwą Banda Peace&Love. Choć już w tym samym Meksyku istniał zespół o dość odważnej nazwie La Revolucion De Emiliano Zapata, a piewcy komunizmu z Chile czyli Los Jaivas też nie mieli łatwo podczas dyktatury Pinocheta. Ale nawet mimo to, udało im się dostać dofinansowanie od rządu do swojego koncertu rejestrowanego w Peruwiańskim Machu Picchu. Kiedyś wydane na Vhsie dziś można oglądać to na DVD. Niby pomysł nie oryginalny, bo Pink Floyd zrobiło coś podobnego kilkanaście la wcześniej w Pompejach, ale Pink Floyd zrobiło prawie wszystko jako pierwsze na gruncie rocka.
Rzecz miała się podobnie we Francji. Tam za sprawą zespołu Magma ruszyła nowa scena którą dziś nazywamy Zeuhl. Zeuhl to słowo napisane w języku Kobaian, wymyślonym przez perkusistę Magmy. Jeśli chodzi o muzykę jest to mieszanka fusion, neoklasycyzmu i modernizmu. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. O tekstach nie ma co wspominać, gdyż wszystkie pisane są w tym dziwnym języku (o ile w ogóle się pojawiają). Ale będąc jeszcze przy okazji Francji, chciałbym wspomnieć o zespole Gong. Był on często zaliczany do różnych stylów muzycznych, choć najbliższe mu moim zdaniem były rock psychodeliczny i szeroko rozumiana awangarda. Zespól ten jest o tyle ważny, że w jego składzie byli muzycy wielu narodowości, oraz fakt napisania przez nich swego rodzaju „epopei hippisowskiej”, czyli trzech płyt z cyklu Radio Gnome Invisible.
Bardzo ciekawie też, na naszej rockowej mapie przedstawiają się Włochy. Tam powstał bardzo unikalny styl znany dziś jak Włoski Rock Symfoniczny. Żeby zachować swój specyficzny klimat, zespoły posługiwały się swoim narodowym językiem, a duże znaczenie dla muzyki miało z którego regionu Włoch zespół się wywodził. Niesamowicie inspirująca do dziś muzyka kapel takich jak Jacula, PFM, Cervello czy Banco Del Mutuo Soccorso mniej się chyba postarzała niż klasyków z Wysp.
A teraz pobawię się w kronikarza i podam trochę pojedynczych przykładów krajów Europejskich i zespołów z nich pochodzących. Oczywiście tylko tych ważniejszych, niemożliwym jest niestety wymienienie wszystkich. A więc jak już jesteśmy na zachodzie... W Hiszpanii królował rock symfoniczny i folk rock. Warto znać Azahar, Itoiz, Los Canarios czy Mezquita. Podobnie jak we Włoszech w Hiszpanii także specyfika regionu z którego zespół się wywodzi oddziałuje na jego muzykę.
Z Grecji pochodził bardzo znany folk rockowy Aphrodite’s Child, w którym grał Vangelis i śpiewał Denis Russos (to nie żart). Z bardzo egzotycznej dla nas Rumunii wywodził się genialny folk rockowy Phoenix, który przygotowując swoją najlepszą płytę „Cantafabule” najpierw spędził dwa lata na studiowaniu ludowej kultury swojego kraju. No powiedzmy sobie szczerze – komu dziś by się tak chciało? A wtedy nie można było sobie przecież wszystkiego sprawdzić w Wikipedii W krajach Skandynawskich mieliśmy pełny przekrój rockowych gatunków i mnóstwo świetnych kapel. W Danii był Culpeper’s Orchard, Midnight Sun, Thors Hammer, w Finlandii – Wigwam, Kalevala, Tasavallan Presidentti, w Szwecji – Kebnekaise, Algarnas Tradgard, Panta Rei, w Norwegii – Aunt Mary, Folque, Popol Ace i wiele wiele innych. Nawet Islandia miała swoje rockowe zaplecze, chociażby w takich kapelach jak Geysir czy Pursaflokkur.
Acha no i w naszych kochanych demoludach rock działał bardzo prężnie. W Jugosławii było Bijelo Dugme (ktoś pamięta jeszcze, ze na gitarze grał tam Goran Bregovic?), na Słowacji był Collegium Musicum, ale najlepiej rock usadowił się na Węgrzech. Nasi bracia i od szabli i od szklanki okazali się bardzo wrażliwym narodem na muzykę i ideały nowej kultury. Oczywiście najbardziej znanym zespołem węgierskim jest Omega, która swój pierwszy album wydała już w 1967 roku i gra do dziś, ale były też inne zespoły jak chociażby Piramis i Locomotiv GT. No dobra, może już wystarczy tego bezmyślnego wymieniania, chyba osiągnąłem już swój cel, jeśli o Europę chodzi.
A przecież jak wiadomo świat się na Europie nie kończy, i zostało nam kilka innych kontynentów do obskoczenia. Zacznijmy od Ameryki Południowej i Środkowej.
W prawie każdym kraju na tym dość dużym kontynencie funkcjonowała rockowa scena, i to często dość różna od Europejskiej. Choć zespoły pokroju Ladies WC czy Los Amigos De Maria starały się grać bardzo po Europejsku, to już kapele takie jak Los Jaivas z Chile, Wara z Boliwii i Bubu z Argentyny grały już bardzo po swojemu. Sama scena Ameryki Południowej nie jest zbyt zróżnicowana. Albo była to psychodelia albo folk rock. Tak czy owak, przekaz ideologiczny był niesamowicie ważny. Bardzo dużo muzyków pozostawało pod wpływem bardzo hippisowskich ideałów, do tego stopnia nawet, ze w Meksyku funkcjonowała kapela pod nazwą Banda Peace&Love. Choć już w tym samym Meksyku istniał zespół o dość odważnej nazwie La Revolucion De Emiliano Zapata, a piewcy komunizmu z Chile czyli Los Jaivas też nie mieli łatwo podczas dyktatury Pinocheta. Ale nawet mimo to, udało im się dostać dofinansowanie od rządu do swojego koncertu rejestrowanego w Peruwiańskim Machu Picchu. Kiedyś wydane na Vhsie dziś można oglądać to na DVD. Niby pomysł nie oryginalny, bo Pink Floyd zrobiło coś podobnego kilkanaście la wcześniej w Pompejach, ale Pink Floyd zrobiło prawie wszystko jako pierwsze na gruncie rocka.
{mospagebreak title=Strona 4}
W Afryce jak można się spodziewać nie było zbyt dobrych warunków do rozwoju muzyki w ogóle, nie tylko rocka, ale nawet i tam w RPA powstawały kapele. Choć pewnie większość ich członków była biała (spekuluję, nie mam niestety dokładnych informacji), to i tak fajnie, że nawet w Afryce można znaleźć te same lub podobne idee co na każdym innym kontynencie. Warto wymienić zespoły Abstract Truth, Freedom’s Children i Canamii.
I zbliżając się do końca została jeszcze Azja. Okazuje się, że nawet na tym największym kontynencie, tak różnym od naszego (głównie za sprawą przekonań religijnych) uniwersalna zasada rocka działa. Głos młodego pokolenia głośno wybrzmiewał na Filipinach, w Hong Kongu, Indiach, Indonezji, Izraelu, Japonii, Korei Południowej, Malezji, Turcji, a nawet w Bahrainie. W muzyce zespołów Azjatyckich widać ogromny wpływ, jaki miał rodzimy folklor na rockowych twórców. Czy zespoły grały rocka progresywnego jak Shark Move (Indonezja), psychodelię jak Churchirll’s (Izrael) czy hard rock jak Blues Creation (Japonia), zawsze w którymś momencie muzyczne dziedzictwo wypływa na wierzch. Tylko teksty zazwyczaj były wyśpiewywane po angielsku. Najwyraźniej języki narodowe Azji nie należą do tych które dobrze brzmią z przesterowaną gitarą. No i warto wspomnieć o tym, że wcale nie śpiewano o mordowaniu się nawzajem w imię religii czy różnic narodowościowych, lecz o pokoju i miłości, a jeśli nie o tym, to tematy były dość neutralne. Dla przykładu. Japoński zespół Cosmos Factory wydał w 1973 roku płytę „An Old Castle In Transylvania”. Czas na krótkie podsumowanie.
Teraz dopiero po skrótowym przedstawieniu części rockowej mapy świata, widać dobitnie, że historia rocka nie jest taka, jaką się ją zazwyczaj przedstawia. Nikt nie miał monopolu na granie i jest to jak najbardziej pozytywne zjawisko. Okazuje się, że na każdym kontynencie, w prawie każdym kraju zaistniał człowiek rockowy, a ideały które młodzi ludzie przyjęli za swoje w USA są prawie identyczne z tymi którzy przyjęli za swoje mieszkańcy Meksyku, Włoch, RPA i Izraela. Można tym samym udowodnić tezę, że rock jest „zasadą uniwersalną” i przekazuje wartości które są dostępne i czytelne dla każdego, niezależnie od jego przekonań religijnych, koloru skóry, czy czegokolwiek innego co nas na co dzień różni. I szkoda tylko patrzeć, że w dzisiejszej muzyce, i dzisiejszym przekazie to wszystko co tak ważne dla ROCKA powoli gdzieś zanika z biegiem lat i obecnie jest prawie niewidoczne.
I zbliżając się do końca została jeszcze Azja. Okazuje się, że nawet na tym największym kontynencie, tak różnym od naszego (głównie za sprawą przekonań religijnych) uniwersalna zasada rocka działa. Głos młodego pokolenia głośno wybrzmiewał na Filipinach, w Hong Kongu, Indiach, Indonezji, Izraelu, Japonii, Korei Południowej, Malezji, Turcji, a nawet w Bahrainie. W muzyce zespołów Azjatyckich widać ogromny wpływ, jaki miał rodzimy folklor na rockowych twórców. Czy zespoły grały rocka progresywnego jak Shark Move (Indonezja), psychodelię jak Churchirll’s (Izrael) czy hard rock jak Blues Creation (Japonia), zawsze w którymś momencie muzyczne dziedzictwo wypływa na wierzch. Tylko teksty zazwyczaj były wyśpiewywane po angielsku. Najwyraźniej języki narodowe Azji nie należą do tych które dobrze brzmią z przesterowaną gitarą. No i warto wspomnieć o tym, że wcale nie śpiewano o mordowaniu się nawzajem w imię religii czy różnic narodowościowych, lecz o pokoju i miłości, a jeśli nie o tym, to tematy były dość neutralne. Dla przykładu. Japoński zespół Cosmos Factory wydał w 1973 roku płytę „An Old Castle In Transylvania”. Czas na krótkie podsumowanie.
Teraz dopiero po skrótowym przedstawieniu części rockowej mapy świata, widać dobitnie, że historia rocka nie jest taka, jaką się ją zazwyczaj przedstawia. Nikt nie miał monopolu na granie i jest to jak najbardziej pozytywne zjawisko. Okazuje się, że na każdym kontynencie, w prawie każdym kraju zaistniał człowiek rockowy, a ideały które młodzi ludzie przyjęli za swoje w USA są prawie identyczne z tymi którzy przyjęli za swoje mieszkańcy Meksyku, Włoch, RPA i Izraela. Można tym samym udowodnić tezę, że rock jest „zasadą uniwersalną” i przekazuje wartości które są dostępne i czytelne dla każdego, niezależnie od jego przekonań religijnych, koloru skóry, czy czegokolwiek innego co nas na co dzień różni. I szkoda tylko patrzeć, że w dzisiejszej muzyce, i dzisiejszym przekazie to wszystko co tak ważne dla ROCKA powoli gdzieś zanika z biegiem lat i obecnie jest prawie niewidoczne.
Autor: Rafał Ziemba