A+ A A-

Życie po życiu, czyli Paul is dead

Multiinstrumentalista, kompozytor, poeta, malarz i obrońca środowiska naturalnego –  William Cambell jest jednym z bardziej znanych artystów XX wieku. Uważany przez niektórych za geniusza, od połowy lat ’60 regularnie nagrywa albumy solowe i współpracuje z różnymi grupami. Jego płyty rozeszły się po świecie w dziesiątkach milionów egzemplarzy. Jego ostatni album – Memory Almost Full – ukazał się rok temu. Jak wszystkie swoje płyty wydał go pod pseudonimem, bowiem od ponad 40 lat William Cambell przedstawia się publiczności jako... Paul McCartney.

Kim jest tak naprawdę Cambell? Kanadyjskim policjantem? Z pewnością człowiekiem łudząco podobnym do McCartney’a... W swoim czasie wziął udział w konkursie sobowtórów. Wyniki tego konkursu nigdy nie zostały ogłoszone światu, ale zwycięzca odebrał swoją nagrodę – został Beatlesem.

Niektórym wydaje się, że istnieje jakaś spiskowa teoria dziejów, że wszechświatowy związek cyklistów, bądź organizacja jemu podobna, próbuje przejąć stery nad światem. Inni są przekonani, że odwiedzają nas przybysze, goście, ufo. Zdarza się, że niektórzy z nas wciąż wierzą w św. Mikołaja... Ten tekst traktuje o innej legendzie, o micie, który – niczym widmo – od lat krąży nad przemysłem muzycznym. A zatem – dawno, dawno temu...

W nocy z 8 na 9 listopada 1966 roku John, George, Ringo i Paul pracowali w studiu nad kompilacją swoich nagrań. Praca przeciągnęła się do samego rana. Atmosfera była napięta. W pewnym momencie coś poszło nie tak. Wybuchła kłótnia między Paulem a resztą zespołu. O piątej nad ranem zdenerwowany Paul McCartney wybiegł ze studia. Wsiadł do swojego samochodu i odjechał.

Być może Paul nie zauważył zmieniającego się światła na skrzyżowaniu. Być może dały o sobie znać zmęczenie połączone z poranną szarówką na drodze i ulewnym deszczem, który wtedy padał. Być może Paul zagapił się, zobaczywszy piękną dziewczynę idącą chodnikiem...? Tragiczny w skutkach wypadek wyglądał makabrycznie. Zmiażdżony i płonący samochód Paula po krótkiej chwili eksplodował. Zwłoki kierowcy zostały tak zniszczone, że ich identyfikacja okazała się niemożliwa. Tablica rejestracyjna nie pozostawiała jednak wątpliwości – człowiekiem, który zginął w wypadku był Paul McCartney.

Brian Epstein, manager Beatlesów, zareagował instynktownie – kupił czas. Wyłożył sporą sumę pieniędzy na wykupienie i zniszczenie nakładu jednej z gazet, która za kilka godzin miała opisać okoliczności wypadku. Jeszcze większych pieniędzy potrzebował, by kupić to, co bywa najdroższe – milczenie. Udało mu się. Nikt nic nie wiedział. Nic się nie wydarzyło. Beatlesi zyskali chwilę wytchnienia, ale musieli odpowiedzieć sobie na pytanie: co dalej? Zespół miał zobowiązania, podpisane kontrakty, zdobył już popularność przynoszącą krociowe zyski i co najważniejsze – cały czas był na fali. Pojawiło się więc rozwiązanie, które pozwalało mieć wszystko – i rybkę i akwarium. Wystarczyło tylko, by życie toczyło się dalej. Potrzebny był nowy Paul. Skąd go wziąć? To proste – należało zorganizować konkurs na sobowtóra. Pomysł tyleż genialny, co szalony...

...i przede wszystkim skuteczny. Kilka drobnych operacji plastycznych, które przebył William Cambell i mozolne wyuczenie się odpowiedniego akcentu sprawdziły się w warunkach, które śmiało można nazwać bojowymi. Nikt nic nie zauważył. Przynajmniej do czasu... To ‘drobne’ oszustwo zostało bowiem zdemaskowane w 1969 roku, podczas audycji w lokalnej stacji radiowej w Detriot. Do prowadzącego audycję Russa Gibba zadzwonił anonimowy słuchacz, prosząc o puszczenie Revolution 9 od tyłu. I tak się zaczęło – w świat poszła wiadomość: Paul is dead.

Beatlesi i ludzie blisko związani z zespołem dementowali tę informację wielokrotnie. Zaprzeczali jej w wywiadach radiowych i wypowiedziach prasowych. Zdarzało się, że reagowali na nią śmiechem, bywało jednak i tak, że reagowali na nią nerwowo. Wydawać by się mogło, że przez cztery dekady nikt nie puścił ‘pary z ust’. Ale powiedzenie czegoś wprost nie jest czasem konieczne, czasem bywa też – z pewnych powodów – niemożliwe. Beatlesi pozostawili w swym dorobku wiele śladów wskazujących, że Paul nie żyje. Do fanów zespołu należy odnalezienie tych śladów i prawidłowe ich zinterpretowanie.

Pobieżny przegląd najciekawszych dowodów na to, że Paul is dead rozpocznijmy od tekstów piosenek Beatlesów. Yesterday, niewinna, sentymentalna piosenka, która miała przyśnić się Paulowi, przynosi nam przerażający wers: „Suddenly, I'm not half the man I used to be. There's a shadow hanging over me”. Czy to wymaga komentarza? Na albumie Rubber Soul znajdziemy takie oto zdania: „Would she still believe it when he's dead?” (Girl), „With lovers and friends I still can recall. Some are dead and some are living” (In my life), czy wreszcie „We'll forget the tears we cried” (Wait). Intrygujące? Na Sierżancie Pieprzu znajdziemy kolejne bynajmniej nie dwuznaczne sformułowania. Słuchając tytułowej piosenki usłyszymy: „I don't really want to stop the show”. Czyżby próba wytłumaczenia się? Może to wszystko, to tylko przypadek, gra słów. Może... Ale czy to nie brzmi jak przypomnienie tragicznego wypadku Paula: „Wednesday morning at 5 o'clock as the day begins” (She’s leaving home), „He blew his mind out in a car. He didn't notice that the lights had changed. A crowd of people stood and stared. They'd seen his face before, nobody was really sure if he was from the house of Lords” (A Day in the Life)? A kiedy ci „ludzie, którzy zdobyli świat a stracili duszę” śpiewają „If they only knew” (Within you without you), to co mają tak naprawdę na myśli?

Przytaczać wersy z tekstów różnych piosenek, aby udokumentować tezę, że Paul jest martwy, można w zasadzie w nieskończoność. Przejdźmy teraz jednak od tekstu do dźwięku. Przekonajmy się co można usłyszeć w piosenkach, które wszyscy dobrze znamy... które wydawało nam się, że dobrze znamy. Zamiast doszukiwać się podprogowych przekazów (co w przypadku Beatlesów może okazać się groźne – vide Helter skelter), puśćmy dwa utwory od tyłu... Czy możliwe jest, aby w słowach Let it be i fragmencie: „let it be, let it be, let it be”, usłyszeć kilkukrotnie powtórzone „he’s dead”? Odpowiedź można znaleźć tu: link. W kilku innych piosenkach ponoć usłyszeć można podobne słowa. Czasem trudno będzie je odróżnić od szumów taśmy, a czasem... Revolution 9 z Białego albumu jest utworem, który może przyprawić o gęsią skórkę. Banalne „number nine” słuchane od tyłu przeistacza się w przerażające „turn me on dead man” (link).

Kolejną grupą dowodów, potwierdzających, że Paul is dead będą zdjęcia Beatlesów i okładki ich płyt. Dziwnym zbiegiem okoliczności McCartney jest na nich zazwyczaj w jakiś sposób wyszczególniony, wyróżniony z grupy, z jakiegoś powodu notorycznie wskazuje się na niego – czemu? Dlaczego na okładce Revolvera jest jedynym Beatlesem odwróconym bokiem? A co z okładką Yesterday and Today? Dlaczego w jednej z jej wersji Paul siedzi w jakimś kufrze (trumnie)? Dlaczego na okładce Sierżanta Pierprza właśnie na Paula wskazuje Shiva? Znowu – na okładkach znajdziemy wiele wskazówek, mniej lub bardziej przekonywujących. Jednak jedna z okładek informować nas będzie o śmierci McCartneya niemal wprost. Która? Oczywiście – Abbey Road.

Obrazek przedstawia zdjęcie ulicy. Po pasach przechodzi czterech Beatlesów. Niby nic ciekawego. Ale czy przypadkiem ten pochód nie jest alegorią pogrzebu? Kapłan ubrany na biało kroczy z przodu, za nim ubrany na czarno idzie grabarz, następna osoba – Paul – symbolizuje zmarłego, a za nim, niczym za trumną, idą żałobnicy. Dlaczego McCartney miałby według tej symboliki być martwym? Jako jedyny z czwórki jest bosy, co może podkreślać jego łączność z ziemią. Jako jedyny idzie z prawej nogi, podkreślając swoją odrębność, inność wśród pozostałych postaci. Wreszcie, w prawej dłoni trzyma papieros i niby nic w tym dziwnego, ale sam McCartney był – w przeciwieństwie do Cambella – leworęczny... A papieros? – to przecież gwóźdź do trumny! Warto jeszcze zwrócić uwagę na choćby dwa szczegóły. Po pierwsze Paul znajduje się na trasie jadącego samochodu, co mówi nam o możliwym wypadku. Po drugie, na rejestracji stojącego po lewej stronie Garbusa, przeczytamy „LMW 28 IF”. Transkrypcja wydaje się oczywista: „Linda McCarntey Weeps”, „miałby 28 lat gdyby”...

Paul is dead – legendę tą popierać można setkami „dowodów”. Przedstawić większości nie sposób. Ale i te, opisane powyżej – dla niektórych – przesądzają sprawę. Bo czy nie można dojść do wniosku, że William Cambell rzeczywiście całkiem dobrze urządził się w skórze McCartney’a?

Prawda więc, czy mistyfikacja? Czy Beatlesi zagrali w pewną specyficzną grę ze swoimi fanami? Czy produkowali fałszywe dowody, tworzyli kalambury słowne i głowili się nad pomysłami graficznymi swych okładek, tylko po to, by raz jeszcze przekazać światu prostą i nonsensowną wiadomość: Paul is dead?

A może to jakiś głupi żart? Może na okładkach w ogóle nic nie ma i niepotrzebnie doszukujemy się w nich różnych śladów i symboli, a cała ta bujda jest – tylko – chwytem marketingowym? Przecież Lennon był na tyle skłócony z McCartneyem w pewnym okresie, że wypaplałby wszystko z miłą chęcią. Przecież Cambell musiałby się okazać prawdziwym geniuszem muzycznym... i nie tylko gdy idzie o grę na basie. Jakim sposobem połowa „dowodów” może dotyczyć płyt z lat 1965 i 1966, skoro Paul miał zginąć w listopadzie 1966 roku? A piosenki puszczane od tyłu? Tam nie ma prawa być żadnego przekazu. Słyszymy tylko to, co chcemy usłyszeć.

Turn me on dead man... Wierzymy w to, w co chcemy wierzyć...

Tak czy inaczej, w pożałowania godnej sytuacji znajduje się sam zainteresowany – Paul McCartney. Czasami może być łatwiej udowodnić, że nie jest się wielbłądem, niż to, że się wciąż żyje.

Jacek Chudzik


zobacz też: McCartney, Paul
                    Paul McCartney - poza mitem?

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.