{mosimage}
Małomówny, nieosiągalny dla mediów, często chamski w kontaktach zarówno z bliskimi, jak i z obcymi, legendarny muzyk – Miles Davis – pod koniec życia postanowił przemówić. Jego autobiografia (przeniesiona z taśmy na papier przez Quincy’ego Troupe’a) po raz pierwszy ukazała się w Stanach w 1990 roku pod tytułem „Miles: The Autobiography”. Dzięki Wydawnictwu Łódzkiemu polski czytelnik mógł po nią sięgnąć już trzy lata później.
„Posłuchaj” – mówi Miles... Jest do bólu szczery. Jego język jest prosty, chwilami nawet wulgarny. Opowieść ożywa: poznajemy jego dzieciństwo, lata nauki „na uniwersytecie Bebopu w Minton’s pod kierunkiem profesorów Birda i Diza”. Miles oprowadza nas po huczącym jazzem Nowym Jorku, przedstawia nam muzyków, pozwala być świadkami narodzin kolejnych stylów muzycznych. „Posłuchaj” – mówi Miles i z estrad największych klubów przy 52 ulicy prowadzi nas prosto do obskurnych i śmierdzących spelun, pełnych prostytutek i handlarzy narkotyków i dalej – pokazuje co to znaczy upaść, jak dzięki heroinie zostać złodziejem i alfonsem. „Posłuchaj” – mówi Miles i pokazując blizny na własnym ciele opowiada historię walki czarnego niepokornego muzyka ze światem białego człowieka...
Davis nie wstydzi się swojego życia. Jako sybaryta z lubością wspomina o pieniądzach, jakie zarabia, chwali się swoim domem, chce byśmy mu zazdrościli jego żółtego ferrari, kolekcji obrazów, tego jaki jest przystojny i jak bardzo podoba się kobietom. Niewielu rzeczy żałuje. Nie próbuje pomijać ciemnych stron swojej biografii. Nie milczy na temat swoich słabości, nałogów, czy podłych rzeczy, które zdarzało mu się robić, często rodzinie i najbliższym. Nie wybiela okresu swoich, jak to określa, wakacji, kiedy to „seks i dragi zajęły miejsce zarezerwowane dotąd w moim życiu dla muzyki”. Jedyne co bagatelizuje, spychając na margines swej opowieści, to choroby i liczne pobyty w szpitalach...
Autobiografia Milesa to też nie pozbawiona specyficznego poczucia humoru, fascynująca lektura mieszająca fakty z anegdotami, opisy znanych i szanowanych muzyków, ze wspomnieniami o tych zupełnie zapomnianych. Davis odsłania tajemnicę swojej twórczości szczegółowo opowiadając o najważniejszych w jego życiu nagraniach. W jego wypowiedziach nieustannie obecny jest dystans do innych, ale i do samego siebie. Nie jest złośliwy, ale poprawność polityczną ma w głębokim poważaniu. Nie ma świętości, nie ma tabu, jest tylko muzyka, a ta dzieli się na dobrą i złą. I ten podział wydaje się być w świecie Milesa Davisa bezwzględny, pozbawiony odstępstw i wyjątków.
„Ja, Miles” to jednak przede wszystkim świadectwo miłości do muzyki. To dokument niewiarygodnej pasji, połączonej z „okrutnym talentem”, ukazujący nieustanną, chorobliwą wręcz chęć tworzenia i przekraczania kolejnych barier. Książka ukazuje muzyka nieograniczonego żadnymi horyzontami, wyzbytego wszelkich uprzedzeń, odrzucającego muzyczne bezpieczeństwo przedreptywania tam i z powrotem wciąż tych samych ścieżek, ukazuje – najprościej rzecz ujmując - jak człowiek stał się legendą.
„Wobec tego, jak przeżywam swoje życie, nic w nim nie jest wykluczone. Bez przerwy myślę o tworzeniu. Moja przyszłość zaczyna się gdy budzę się rano. Wtedy się zaczyna – kiedy się budzę i widzę pierwszy promień światła.”
autor: Jacek Chudzik