Wcześniej miałem do czynienia z podobną książką Wiesława Królikowskiego, z tym, że tamta pozycja miała ukazać polski rock „w ogóle” więc obok Marka Grechuty i Dżambli był tam Maanam i Vader. Bardzo ciekawa była to książka, zawierająca krótką historię grupy i najczęściej recenzje kompletnych dyskografii danego zespołu. Po za tym, była bardzo ładna pod względem edytorskim. No, ale już trochę przeterminowana. Trudno w to uwierzyć, ale 98 rok był już całe 10 lat temu…
Tym bardziej Przewodnik miał tu szansę błysnąć. Wreszcie była szansa, na wypełnienie tej wydawniczej dziury. Nastawiłem się do całego przedsięwzięcia bardzo pozytywnie i kiedy wreszcie przyszła paczka z książką…
Niestety, już wygląd publikacji trochę zniechęca. Okładka przedstawia jakieś nie wiadomo co. Czyżby nie można było postarać się przynajmniej o jakąś okładkę płyty?? W środku też niestety nie jest najlepiej. Okładki płyt co prawda są, ale są one małego formatu i czarno białe, co nadaje całej pozycji wyglądu wysokiej jakości „kserówki” w okładce. To cięcie po kosztach powoduje, ze książka nie jest droga i większość osób może sobie na nią pozwolić, ale czy naprawdę warto było oszczędzać te kilka złotych?
Autor obrał sobie formę opisywania polskiej sceny na podstawie płyt, co zrodziło trochę skrzywiony jej obraz. Co prawda omówionych zespołów jest dużo, to niestety wygląda to w ten sposób, że nawet mierny zespół który wydal kilka płyt będzie zajmował więcej miejsca w książce, niż taki, który wydał jedną tylko pozycję, ale za to sto razy lepszą.
Następnie, taka forma spowodowała, że SBB (choć zespół to genialny) jest aż groteskowo rozrośnięty na tle innych zespołów. Czy naprawdę był powód do omawiania tylu wydawnictw koncertowych tegoż zacnego zespołu?
Autorowi brakuje też wyraźnie klucza, co do takich wykonawców jak Niemen, Grechuta, Klan, Nurt , Anawa i Skaldowie. Co do pierwszych dwóch wykonawców – dyskografia jest potraktowana zbyt zdawkowo jak na pionierów polskiego progresu. Przy okazji omawiania Klanu, nie ma ani słowa o słynnej „czwórce”, za to jest płyta „Po Co Mi Ten Raj”. Nurt za to ma omówioną tylko jedną płytę, za to brakuje wydawnictwa pt. „Motyle i Kloszardzi”.
Nie rozumiem, czemu tak mało miejsca zostało poświęcone Anawie – w końcu to jedna z najlepszych polskich płyt!
A co do Skaldów… nie bardzo rozumiem sens umieszczania bootlegów przy omawianiu ich dyskografii, kosztem kilku innych albumów.
I w tym momencie pojawia się chyba najważniejszy problem: kryterium. Nie wiadomo dlaczego autor wybierał te, a nie inne zespoły do głównej części przewodnika, a resztę umieszczał sobie w dziale zatytułowanym Pogranicza. Rozumiem, że słowo „rock” miało by tu być głównym kierunkowskazem, ale i tu w związku z tym są niejasności. Bo dlaczego w takim razie Czerwono – Czarni są ujęci jak rock progresywny, a Retrospective czy Osjan już nie. Przecież „Księga Chmur” jest milion razy bardziej progresywną płytą niż cokolwiek, co kiedykolwiek wyszło pod szyldem polskiego neo proga!
Od razu też nasuwa mi się pytanie – co tutaj robią Czerwone Gitary, składankowe płyty z Haliną Frąckowiak czy zespoły, który wydały dopiero materiały ca Cd-r, a brakuje zespołu Oranżada (który jak jeden z niewielu w Polsce czerpie inspirację z krautrocka).
No i jeśli Czerwone Gitary czy też Krzysztof Klenczon zasługują na miejsce w tej książce, to czemuż nie ma ani słowa, przy okazji omówienia Breakoutu o płycie „Blues”? Przecież każdy wie, że to bardzo ważna dla polskiego rocka płyta, a nie ma się co oszukiwać – jedno solo Kozakiewicza z „Gdybym Był Wichrem” zjada całą dyskografię Czerwonych Gitar na śniadanie. Ach, no i przy okazji – gdzie jest Blackout?? Nawet w Pograniczach nie ma o nich ani słowa, a dla pana Tadeusza Woźniaka miejsce się znalazło. Jakim cudem się to stało?
Takich kwiatków jest tu więcej – np. „Ballady” Kata (!) są omówione na równi z płytą Anawy…
{mospagebreak}
Kontynuujmy minusy (do plusów jeszcze dojdziemy). Na tylnej stronie okładki, pojawia się informacja, jakoby w Przewodniku znajdowały się omówienia płyt DVD. Otóż, jest to prawda tylko połowiczna. Płyty DVD owszem i są, przy nich są dokładne informacje co do wydania i listy utworów, ale omówienia zawartości to przy nich nie ma żadnego. A szkoda.
Nie będę czepiał się literówek – to normalka, zdarzają się w niemal każdej książce, a w tej nie jest ich za wiele. Jest jednak jeden błąd na który po prostu muszę zwrócić uwagę. Czemu w kilku opisach, między innymi w opisie grupy Test, pojawia się stwierdzenie „organ Hammonda”? Myślałem, ze to literówka, ale ponieważ pojawia się kilkukrotnie zakrawa to na najzwyczajniejszy w świecie błąd gramatyczny.
Dobrze, to znaczy nie dobrze, ale mogło być gorzej – teraz zajmijmy się plusami, bo i tych się kilka znajdzie.
Oczywiście bardzo chwali się osłuchanie autora. Dotarł do wielu mało znanych i zapomnianych kapel, i zamieścił o nich cenne informacje. A wyobrażam sobie, ze dotarcie do wiadomości o kapelach pokroju Zdrój Jana nie mogło być łatwe.
Zresztą, przesłuchanie tylu płyt, nawet jeśli by to były najbardziej znane kapele jest wysiłkiem sporym, i cieszę się, że ktoś ten wysiłek podjął. Ja bym chyba nie miał tyle silnej woli, żeby przemierzać ten cały gąszcz kapel.
Kolejnym ważnym plusem jest oczywiście informacja o praktycznie wszystkich wydaniach danego albumu oraz BARDZO cenna informacja na temat tego, jak dany album brzmi w danym wydaniu. Tego mi często brakuje w wielu opisach, nie tylko w książkach, ale i w sklepach internetowych, czy katalogach.
Nowatorstwem, jest zamieszczenie tak dokładnych informacji (to w dziale Varia) o wydawnictwach zajmujących się progiem w Polsce, oraz, rzecz już w ogóle nie spotykana, o audycjach radiowych w których jest puszczana muzyka około progresywna. To bardzo istotna informacja dla ludzi, którym dalej bliskie jest radio – wiedzą czego i o której godzinie i na jakich pasmach szukać. Bez tego Przewodnik były po prostu kolejnym katalogiem płyt, a tak może pretendować do miana prawdziwego przewodnika – wszak rock to nie tylko same płyty.
No i idea sama w sobie jest jak najbardziej słuszna – dobrze, że pomimo tych wszystkich wad, wydawnictwo takie się jednak ukazało. Jest ważnym dokumentem dla naszej, jeszcze cały czas raczkującej sceny.
Żywię wielką nadzieję, że recenzja ta nie zostanie potraktowana jak krytyka dla krytyki i głos zawiści kogoś, kto sam czegoś w życiu nie napisał, a teraz się czepia. Liczę na to, że moje uwagi autor weźmie sobie do serca, i poprawi Przewodnik przed następnym wydaniem, tak, abym ja, ani nikt inny nie miał powodów do narzekań. Plusy muszą okrzepnąć, a minusy trzeba zlikwidować. I niby to takie slogany rodem z ubiegłego systemu politycznego, ale chyba coś w tym jest.
I jeszcze jedna uwaga:
Panie Michale, naprawdę nie warto się spieszyć. Niech opisy staną się bardziej rzetelne, dłuższe – nawet jeśli miałoby by być to kosztem wartościowania płyt i odwoływania się do swojego własnego gustu.
Życzę powodzenia w przygotowywaniu kolejnych edycji Przewodnika.
Tym bardziej Przewodnik miał tu szansę błysnąć. Wreszcie była szansa, na wypełnienie tej wydawniczej dziury. Nastawiłem się do całego przedsięwzięcia bardzo pozytywnie i kiedy wreszcie przyszła paczka z książką…
Niestety, już wygląd publikacji trochę zniechęca. Okładka przedstawia jakieś nie wiadomo co. Czyżby nie można było postarać się przynajmniej o jakąś okładkę płyty?? W środku też niestety nie jest najlepiej. Okładki płyt co prawda są, ale są one małego formatu i czarno białe, co nadaje całej pozycji wyglądu wysokiej jakości „kserówki” w okładce. To cięcie po kosztach powoduje, ze książka nie jest droga i większość osób może sobie na nią pozwolić, ale czy naprawdę warto było oszczędzać te kilka złotych?
Autor obrał sobie formę opisywania polskiej sceny na podstawie płyt, co zrodziło trochę skrzywiony jej obraz. Co prawda omówionych zespołów jest dużo, to niestety wygląda to w ten sposób, że nawet mierny zespół który wydal kilka płyt będzie zajmował więcej miejsca w książce, niż taki, który wydał jedną tylko pozycję, ale za to sto razy lepszą.
Następnie, taka forma spowodowała, że SBB (choć zespół to genialny) jest aż groteskowo rozrośnięty na tle innych zespołów. Czy naprawdę był powód do omawiania tylu wydawnictw koncertowych tegoż zacnego zespołu?
Autorowi brakuje też wyraźnie klucza, co do takich wykonawców jak Niemen, Grechuta, Klan, Nurt , Anawa i Skaldowie. Co do pierwszych dwóch wykonawców – dyskografia jest potraktowana zbyt zdawkowo jak na pionierów polskiego progresu. Przy okazji omawiania Klanu, nie ma ani słowa o słynnej „czwórce”, za to jest płyta „Po Co Mi Ten Raj”. Nurt za to ma omówioną tylko jedną płytę, za to brakuje wydawnictwa pt. „Motyle i Kloszardzi”.
Nie rozumiem, czemu tak mało miejsca zostało poświęcone Anawie – w końcu to jedna z najlepszych polskich płyt!
A co do Skaldów… nie bardzo rozumiem sens umieszczania bootlegów przy omawianiu ich dyskografii, kosztem kilku innych albumów.
I w tym momencie pojawia się chyba najważniejszy problem: kryterium. Nie wiadomo dlaczego autor wybierał te, a nie inne zespoły do głównej części przewodnika, a resztę umieszczał sobie w dziale zatytułowanym Pogranicza. Rozumiem, że słowo „rock” miało by tu być głównym kierunkowskazem, ale i tu w związku z tym są niejasności. Bo dlaczego w takim razie Czerwono – Czarni są ujęci jak rock progresywny, a Retrospective czy Osjan już nie. Przecież „Księga Chmur” jest milion razy bardziej progresywną płytą niż cokolwiek, co kiedykolwiek wyszło pod szyldem polskiego neo proga!
Od razu też nasuwa mi się pytanie – co tutaj robią Czerwone Gitary, składankowe płyty z Haliną Frąckowiak czy zespoły, który wydały dopiero materiały ca Cd-r, a brakuje zespołu Oranżada (który jak jeden z niewielu w Polsce czerpie inspirację z krautrocka).
No i jeśli Czerwone Gitary czy też Krzysztof Klenczon zasługują na miejsce w tej książce, to czemuż nie ma ani słowa, przy okazji omówienia Breakoutu o płycie „Blues”? Przecież każdy wie, że to bardzo ważna dla polskiego rocka płyta, a nie ma się co oszukiwać – jedno solo Kozakiewicza z „Gdybym Był Wichrem” zjada całą dyskografię Czerwonych Gitar na śniadanie. Ach, no i przy okazji – gdzie jest Blackout?? Nawet w Pograniczach nie ma o nich ani słowa, a dla pana Tadeusza Woźniaka miejsce się znalazło. Jakim cudem się to stało?
Takich kwiatków jest tu więcej – np. „Ballady” Kata (!) są omówione na równi z płytą Anawy…
{mospagebreak}
Kontynuujmy minusy (do plusów jeszcze dojdziemy). Na tylnej stronie okładki, pojawia się informacja, jakoby w Przewodniku znajdowały się omówienia płyt DVD. Otóż, jest to prawda tylko połowiczna. Płyty DVD owszem i są, przy nich są dokładne informacje co do wydania i listy utworów, ale omówienia zawartości to przy nich nie ma żadnego. A szkoda.
Nie będę czepiał się literówek – to normalka, zdarzają się w niemal każdej książce, a w tej nie jest ich za wiele. Jest jednak jeden błąd na który po prostu muszę zwrócić uwagę. Czemu w kilku opisach, między innymi w opisie grupy Test, pojawia się stwierdzenie „organ Hammonda”? Myślałem, ze to literówka, ale ponieważ pojawia się kilkukrotnie zakrawa to na najzwyczajniejszy w świecie błąd gramatyczny.
Dobrze, to znaczy nie dobrze, ale mogło być gorzej – teraz zajmijmy się plusami, bo i tych się kilka znajdzie.
Oczywiście bardzo chwali się osłuchanie autora. Dotarł do wielu mało znanych i zapomnianych kapel, i zamieścił o nich cenne informacje. A wyobrażam sobie, ze dotarcie do wiadomości o kapelach pokroju Zdrój Jana nie mogło być łatwe.
Zresztą, przesłuchanie tylu płyt, nawet jeśli by to były najbardziej znane kapele jest wysiłkiem sporym, i cieszę się, że ktoś ten wysiłek podjął. Ja bym chyba nie miał tyle silnej woli, żeby przemierzać ten cały gąszcz kapel.
Kolejnym ważnym plusem jest oczywiście informacja o praktycznie wszystkich wydaniach danego albumu oraz BARDZO cenna informacja na temat tego, jak dany album brzmi w danym wydaniu. Tego mi często brakuje w wielu opisach, nie tylko w książkach, ale i w sklepach internetowych, czy katalogach.
Nowatorstwem, jest zamieszczenie tak dokładnych informacji (to w dziale Varia) o wydawnictwach zajmujących się progiem w Polsce, oraz, rzecz już w ogóle nie spotykana, o audycjach radiowych w których jest puszczana muzyka około progresywna. To bardzo istotna informacja dla ludzi, którym dalej bliskie jest radio – wiedzą czego i o której godzinie i na jakich pasmach szukać. Bez tego Przewodnik były po prostu kolejnym katalogiem płyt, a tak może pretendować do miana prawdziwego przewodnika – wszak rock to nie tylko same płyty.
No i idea sama w sobie jest jak najbardziej słuszna – dobrze, że pomimo tych wszystkich wad, wydawnictwo takie się jednak ukazało. Jest ważnym dokumentem dla naszej, jeszcze cały czas raczkującej sceny.
Żywię wielką nadzieję, że recenzja ta nie zostanie potraktowana jak krytyka dla krytyki i głos zawiści kogoś, kto sam czegoś w życiu nie napisał, a teraz się czepia. Liczę na to, że moje uwagi autor weźmie sobie do serca, i poprawi Przewodnik przed następnym wydaniem, tak, abym ja, ani nikt inny nie miał powodów do narzekań. Plusy muszą okrzepnąć, a minusy trzeba zlikwidować. I niby to takie slogany rodem z ubiegłego systemu politycznego, ale chyba coś w tym jest.
I jeszcze jedna uwaga:
Panie Michale, naprawdę nie warto się spieszyć. Niech opisy staną się bardziej rzetelne, dłuższe – nawet jeśli miałoby by być to kosztem wartościowania płyt i odwoływania się do swojego własnego gustu.
Życzę powodzenia w przygotowywaniu kolejnych edycji Przewodnika.
Autor: Rafał Ziemba