A+ A A-

Śmierć Bunny'ego Munro - Nick Cave

(2009)
{mosimage}Od kilku lat szczęśliwy mąż. Ojciec dzieciom. Narkotyki rzucił kilkanaście lat temu. Szósty krzyżyk stuka. Można by pomyśleć, że Nick Cave się ustatkuje. Ale skąd! On? Fakt, płyty od „The Boatman’s Calling” do „Nocturama” były spokojniejsze, ale potem znów zaczęły się muzyczne szaleństwa – i w Bad Seeds, i zwłaszcza w Grinderman. Do tego zwiększenie aktywności na polu muzyki filmowej, scenariusz krwawego westernu, a teraz powieść. Druga. Wydana dwadzieścia lat po debiucie. O ile psychotyczną atmosferę „Gdy oślica ujrzała anioła” można było od biedy wyjaśnić przyjmowanymi wtedy przez Cave’a hurtowo prochami, teraz usprawiedliwienia nie ma. Spójrzmy prawdzie w oczy – Nick to nieuleczalny wariat, ma to wpisane w osobowość, może właśnie to szaleństwo jest dla niego paliwem? Bo normalny człowiek nie napisałby czegoś takiego jak „Śmierć Bunny’ego Munro”.

Tytułowego bohatera nie można lubić. Trudno mu choć współczuć. Bunny’ego Munro można nazwać człowiekiem tylko w biologicznym tego słowa znaczeniu. Bo w życiu codziennym jest jakimś oślizgłym bezkręgowcem. Glistą. Amebą. Bunny jest nałogowym erotomanem i ma znakomite możliwości, aby swój proceder uprawiać. Pracuje jako akwizytor kosmetyków i ma świetne wyniki sprzedaży. Także dzięki sypianiu z klientkami. Ale tego też mu mało. Nie gardzi prostytutkami, jest ekspertem w stosowaniu pigułki gwałtu. A kiedy nie ma w okolicy żadnej kobiety, masturbuje się myśląc o Kylie Minogue albo Avril Lavigne (autor w specjalnej nocie przeprosił je na końcu książki, miał za co!). Co najgorsze, Bunny kompletnie nie rozumie, dlaczego jego żona, wiedząca o wyskokach męża praktycznie od dnia ślubu, potrzebowała coraz więcej leków psychotropowych. I dlaczego wszyscy obarczają go winą za jej samobójczą śmierć? No i najgorsza sprawa – jak teraz ma wychować swojego dziesięcioletniego synka? Przecież nie ma pojęcia o opiece nad dzieckiem!

Nie wiem jaki cel przyświecał Nickowi kiedy pisał tę historię, ale dokonał wielkiej sztuki – stworzył jednego z najbardziej odrażających bohaterów literackich w historii. Bunny kopuluje, pije, okrada klientów, a jednocześnie nie zauważa jak małym i podłym jest człowiekiem. Dla niego wszystkie te zachowania po prostu są normą. Jednocześnie Munro podąża drogą ku zagładzie – autor wyraźnie sygnalizuje to już w pierwszym zdaniu książki, by z każdą stroną potęgować wrażenie nadciągającego kataklizmu. Bunny, z początku typowy bon vivant, stopniowo zaczyna tracić grunt pod nogami, jakby śmierć żony była spustem dla całej serii coraz większych porażek – na polu rodzinnym, zawodowym i, co dla typa pokroju Bunny’ego najgorsze, seksualnym. Munro zaczyna wierzyć, że jest żałosny dopiero wtedy, gdy świat wytrąca go z błogiego samozadowolenia. Kolejne stadia degradacji bohatera wyznaczają kolejne, dźwięcznie zatytułowane księgi: „Jebaka”, „Domokrążca”, „Trup”. Ale „Śmierć...” to nie tylko studium ludzkiej ohydy, w głębi serca Bunny nosi też iskierkę dobra. Zakamuflowaną tak sprawnie, że ujawnia się dopiero w surrealistycznym finale, w momencie przejścia bohatera do innego (lepszego? Gorszego? Nie mamy wskazówek czy Munro dostąpił odkupienia) świata. Nadzieją dla Bunny’ego jest miłość między nim a synem. Chłopiec kocha tatę bezwarunkowo, podziwia go nawet w momentach porażek. Tak, jakby Cave chciał skontrastować egoizm dorosłych z dziecięcym idealizmem.

Oczywiście Nick nie napisał zwykłej powieści obyczajowej, to byłoby za proste! Cave to wszak urodzony turpista, dlatego poziom brutalizacji i zwulgaryzowania fabuły może budzić tyleż podziw, co odruch wymiotny. Prawdziwe i wyimaginowane akty seksualne opisane są anatomiczną dosłownością, w której Nick, co najdziwniejsze, nie zatraca jednak swojej artystowskiej maniery. Świat realny miesza się z nadprzyrodzonym i wyśnionym w równych proporcjach, chwilami ciężko dociec co jest prawdą, a co tylko maligną udręczonych bohaterów. Duch żony jest jeszcze jakoś uprawniony logiką opowieści. Ale seryjny morderca bezkarnie paradjący przed kamerami w centrach handlowych, prześladująca Bunny’ego betoniarka? Takich diabłów z pudełka Nick wyciąga znacznie więcej i jakimś cudem udaje mu się wtopić je w akcję bez żadnego dysonansu. To się nazywa talent – ułozyć wciągającą historię z nieprzystających do siebie elementów.

„Śmierć Bunny’ego Munro” jest książką diametralnie odmienną od „Gdy oślica ujrzała anioła”. Tamta była epickim dramatem całej społeczności, tym razem dostaliśmy tragedię w skali mikro, ograniczoną do jednej dysfunkcyjnej rodziny. Jest też napisana innym, znacznie prostszym językiem, akcja płynie bardziej wartko.Ostało się jednak to, co jest osią całej twórczości Cave’a – poczucie absurdu ludzkiego losu. Intrygująca powieść, choć na pewno nie dla każdego.

Paweł Tryba

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.