Autor, jako teoretyk (profesor Akademii Muzycznej w Katowicach) i praktyk (kompozytor, kontrabasista) nie porywa się z motyką na słońce – temat zna na wylot, jazz to jego chleb powszedni. Dla kogo w takim razie napisał książkę? Dla fanów, specjalistów, kolegów po fachu, swoich studentów? Dla wszystkich po trochu... „Marzeniem autora – pisze we wstępie Jacek Niedziela – jest, by Czytelnik, obojętnie na jakim etapie się obecnie znajduje, po zapoznaniu się z treściami «Historii...» mógł wejść na wyższy stopień drabinki”, którą reprezentują następujące szczeble: laik, słuchacz, miłośnik, znawca, ekspert, fanatyk. Trudna sztuka zadowolenia potencjalnie szerokiego grona czytelników udaje się Jackowi Niedzieli. Laik po lekturze książki pokręci ze zdumieniem i zaciekawieniem głową, słuchacz z zainteresowaniem sięgnie jeszcze raz po znaną mu już dobrze płytę, miłośnik jazzu wszystko sobie raz jeszcze przemyśli, znawca będzie co rusz drzeć książkę na strzępy, nie zgadzając się z co drugim jej twierdzeniem, zaś fanatyk z pogardą odłoży ją na półeczkę, a przez myśl przemknie mu próżne: „ja bym to lepiej...”. I w tym tkwi główna siła „Historii...” – ma ona coś do zaoferowania każdemu.
{mosimage} Niezwykle ważną rolę w „wykładach” Niedzieli (choć nie pytajcie mnie o sens podtytułu – „100 wykładów” – jego uzasadnienia w publikacji nie znajduję) odgrywa kontekst historyczny, społeczny i kulturalny. Jazz nie istnieje zawieszony w próżni, nie jest oderwany od świata, w którym powstał – to jedna z głównych tez książki. Teza, wydawałoby się, że sama w sobie dość banalna, ale jej oczywistość niknie, gdy rozpoczniemy wraz z autorem wędrówkę po świecie jazzu i jego mrocznych zaułkach. Leitmotivem książki będą zbrodnie Białego człowieka wobec Czarnych mieszkańców Afryki, a następnie Ameryki, a powracający niemal na każdej stronie kontekst rasy i, trwającej niemal do dziś, nierówności społecznej będzie kluczowy dla „wykładów”. I przede wszystkim na tym tle omawiany jest jazz. Ale czy ów pryzmat, przez który autor spogląda na historię jazzu, zniekształca jego prawdziwy obraz...?
Ważne, że wszystkie daty, nazwiska, fakty, ciekawostki i anegdoty nie rozpływają się we wspomnianym wyżej tle. Na przestrzeni ponad 450 stron „Historii...” znajdziemy całe mnóstwo biografii muzyków, różnych zestawień i tabel, zdjęć i zapisów nutowych – słowem, wielu niezbędnych informacji. Całość książki jest dobrze ułożona, narracja – w większości przypadków – płynna. Jako ciekawostkę warto wymienić zachowanie w tekście oryginalnej (angielskiej) pisowni części cytatów, z założenia nieprzekładalnych na język polski. Zabieg to ciekawy, acz ryzykowny – nie od dziś wiadomo, że z Radą Języka Polskiego nie ma żartów...
{mosimage} Nieuniknione podczas lektury „Historii...” będą porównania zwłaszcza do takich klasycznych opracowań tematu, jak bardzo dobra trzytomowa „Historia jazzu” Andrzeja Szmidta czy fenomenalna wręcz pozycja „Od raga do rocka. Wszystko o jazzie”, autorstwa Joachima Ernsta Berendta. Ogromnym plusem publikacji Niedzieli jest jednak to, że autor stara się nie uwspółcześniać prac poprzedników, ale włączyć się do dyskusji, dołączyć do rozmowy na temat historii i rozwoju tego fascynującego gatunku muzycznego, jakim jest jazz. Kilka pomysłów zdaje się też Niedziela „pożyczać” od poprzedników. Np. od Szmidta „bierze” proponowaną listę lektur, wykaz płyt z danego stylu, które warto (trzeba!) posłuchać, nie wspominając już o tym, że pierwszy tom pracy Szmidta, zatytułowany „Rodowód”, zdaje się być swoistym punktem wyjścia dla „wykładów” Niedzieli.
Ponieważ jednak każdy kij ma dwa końce, czas zadać sobie pytanie: jakie są minusy omawianej książki? Autorowi „Historii jazzu” stawianie poważniejszych zarzutów mija się z celem. Kontrowersyjność, czy własne, oryginalne podejście do tematu, choć rzucają się w oczy, stanowią raczej zaletę publikacji, aniżeli jej wadę. Przy ogromie wykonanej przez Jacka Niedzielę pracy dopytywanie się o drobinki, typu: dlaczego kalendarium jazzu w absurdalny sposób urywa się na 1986 roku, albo dlaczego Bitches Brew znalazło się w owym kalendarium pod rokiem 1969 – mija się z celem.
Niestety, a stwierdzam to z ogromnym żalem, edycja książki pozostawia wiele do życzenia. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że „wykłady” wydane są starannie czy wręcz gustownie – ciekawy, niestandardowy rozmiar, estetyczna grafika na okładce, sama zaś okładka w wersji twardej i miękkiej. Problemy zaczynają się jednak z chwilą, gdy zaczniemy brnąć w tekst... Oto okaże się, że co jakiś czas akapity są ze sobą nie zestrojone, to tu, to tam kiksują formy gramatyczne, a chwilami fałsze wdzierają się do całych fraz. Nie będę tu przecież wymieniać wszystkich przecinków, które są tam, gdzie ich nie trzeba, lub też nie ma ich tam, gdzie ich miejsce... Przy zdaniach typu: „Szerzyły się gwałty wobec europejskiej rzeczywistości religijnej i poglądów na seks” w drobnostki wchodzić nie ma sensu. Domyślam się, że „wykłady” mają swój pierwowzór w tekście mówionym, nie wątpię, że wiele z tych potknięć w mowie przechodzi bez echa, ale nie zmienia to faktu, że książka drukowana rządzi się swoimi prawami, a redakcja „Historii...” jest zwyczajnie niestaranna. Szkoda, niezmiernie szkoda...
{mosimage} Troszkę też szkoda, że autor nie odważył się wkroczyć na teren jazzu po okresie fusion i tym samym zakończył swoją historię w tym samym miejscu, co Joachim Ernst Berentd w publikacji, która ukazała się w 1979 roku... Okres ostatnich trzech dekad autor zostawia sobie na czas, gdy nabierze pewności, że dzień dzisiejszy przeszedł do historii – ale czy to aby nie wymówka? Czy nie powinniśmy od autora wymagać próby naświetlenia zagadnień i problemów współczesnego jazzu? Kto to ma ułożyć i uporządkować, pokusić się o opis całego konglomeratu zjawisk ostatniego trzydziestolecia, jeśli nie muzyk, pasjonat i wykładowca, jeśli nie ktoś taki, jak właśnie Jacek Niedziela? Wiem, że jest to zadanie niełatwe, że w jazzie też skończył się czas wielkich narracji, stylów dominujących na przestrzeni danej dekady. Czy jednak różne jazzowe mody ostatnich lat nie zasługują na uszeregowanie, sklasyfikowanie i opisanie? Wydaje się to być wręcz obowiązkiem historyka. Obietnicę autora, że zostawia sobie opis tych zjawisk na „kolejne spotkania z Czytelnikami” traktuję zatem jako coś więcej, aniżeli retoryczny wykręt. W imieniu swoim, ale mam nadzieję, że i części czytelników mówię: „Panie Jacku, trzymamy Pana z słowo. Dziękujemy za 100 wykładów i już czekamy na kolejne spotkania”.
Jacek Chudzik