A+ A A-

Dlaczego warto przeczytać książkę Ziuta Blues Marcina Babko?

Profil mamy jasno wyrażony w nazwie serwisu, więc żeby wdrożyć progmaniaków w temat zapytam: kogo Jan Akkerman w połowie lat 80. nazwał najlepszym gitarzystą w Polsce? Darka Duszę, wioślarza i – przede wszystkim – tekściarza Shakin' Dudi! Poza tym zaznaczyć należy, że bohater omawianej książki wielokrotnie współpracował ze znanym z Grupy Niemen i SBB Jerzym Piotrowskim. Tyle w kwestii jakichkolwiek związków Ireneusza Dudka z progiem. Innych nie uświadczysz. Ale i tak napiszę o Ziuta Blues,  bo kurcze, sporo książek o muzyce w życiu przeczytałem, ale tę połknąłem nawet szybciej niż Białą Gorączkę Lemmy'ego. Czyli błyskawicznie!

 

Ziuta Blues jest pełnym portretem Ireneusza Dudka. Nie laurką, która, przemilcza albo niweluje  wady bohatera, nie autobiografią napisaną na zasadzie: ja contra reszta świata. Marcin Babko, choć niewątpliwie fan, uniknął podstawowej pułapki czyhającej na biografa (hagiografa?)-entuzjastę: nie ograniczył się do głosów „za”. Przedstawił różne punkty widzenia, nie zawsze chwalące poczynania jednego z najbardziej uznanych polskich bluesmanów. Sama sylwetka autora „Kameralnego bluesa” została nakreślona mocno i zdecydowanie. Irek to człowiek kochający muzykę (zwłaszcza w jej tradycyjnych odmianach) ponad wszystko, a przy tym wierny swoim zasadom i tradycyjnym wartościom. Także w momentach życiowych upadków. Autor nie raz podkreśla, że Dudek nawet w okresie choroby alkoholowej co tydzień był w kościele, nie zważając na kaca. Przytacza też szereg nieprzyjemności, jakie muzyk miał w związku z zakazem sprzedaży piwa na Rawie Blues. Okazuje się, że żarliwy katolik też może być rogatą duszą. Nie ma w Ziuta blues wybielania bohatera na siłę. Marcin Babko stawia kawę na ławę: tak, Dudek był alkoholikiem. Owszem, niektórzy współpracownicy wypominają mu niskie stawki i drakońskie w ich mniemaniu kryteria doboru krajowych wykonawców na Rawę. Jak najbardziej, Dudek i Tadeusz Nalepa – było nie było, najwybitniejsi popularyzatorzy bluesa w Polsce – nie przepadali za sobą. Ale z drugiej strony mamy też obraz obrotnego organizatora i biznesmena, a przy tym człowieka z muzyczną wizją, który potrafił zachować dyscyplinę i narzucić ją zespołowi nawet w latach nałogu (żadnego picia przed wejściem na scenę!). Dudek jawi się jako człowiek o bardzo mocnym charakterze, przekonany o swoich racjach. Co najważniejsze – taki wizerunek wyłania się zarówno z wypowiedzi osób chwalących, jak i ganiących działania Irka. Bo książka Babko opiera się w dużej mierze na obszernych relacjach świadków danych wydarzeń. Oczywiście dużo mówi sam bohater, jego muzyczni kompani z Darkiem Duszą na czele, żona artysty, ale też cała czołówka rodzimego rocka. Ciekawie czyta się zwłaszcza opowieści Zbigniewa Hołdysa, ukazujące nonsensy funkcjonowania sceny rockowej w schyłkowym PRL. Dzięki temu wielogłosowi czytelnik może wreszcie zrozumieć jak to możliwe, że w jednej osobie pana Irka kryje się poważny bluesman i sceniczny rozrabiaka Shakin' Dudi, jak udaje się Dudkowi połączyć te dwa wcielenia. A już nie wchodząc w psychoanalizę – najlepsze historie pisze życie. A życie Dudka było barwne (choć także naznaczone osobistymi tragediami) i przypadło na ciekawe dla polskiej muzyki czasy.

Już za uczciwe dziennikarskie podejście do tematu należy się autorowi Ziuta Blues szacunek, ale nie tylko za to. W pierwszych swych rozdziałach, opisujących początki kariery twórcy Rawy Blues Babko chcą nie chcąc musiał opisać zjawisko znacznie szersze – powstanie śląskiej sceny bluesowej. To zadanie na osobną książkę, ale to co dostajemy w Ziuta Blues jest naprawdę solidnym wprowadzeniem do tematu. Autor przywołuje artystów czczonych do dziś (Rysiek Riedel, Skiba) i tych zapomnianych (Jan „Jana” Janowski) i świetnie oddaje atmosferę muzykującego Śląska. Jeśli ktoś kiedyś pokusi się o monografię na temat tego fenomenu – solidną bazę już ma. Poza tym pierwsze lata profesjonalnej kariery Dudka to ostatni w sumie okres w polskiej fonografii, kiedy o płytę było naprawdę trudno. Stąd wspomnienia z okresu działalności pierwszych poważnych projektów bluesmana (Apokalipsa, Irjan) stanowią wypełnienie białych plam w historii rodzimego rocka. A i pierwsze kroki późniejszych mistrzów śląskiego brzmienia w pełni uzasadniają tezę Dudka, że „nawet Stonesi na początku mieli łatwiej”. Z Keitha Richardsa niby taki chojrak, ale jakoś wątpię, żeby musiał kraść z latarni w nocy pierwszego maja głośnik-”szczekaczkę”, żeby przerobić go na wzmacniacz. Że o diecie złożonej wyłącznie z chleba ze smalcem nie wspomnę! Dzisiejsi polscy rockmani mogą potraktować Ziuta blues jako przeznaczony dla nich odpowiednik „Jak hartowała się stal” i docenić ułatwienia, które mają dziś.

Autor: Paweł Tryba

 

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.