A+ A A-

Buenos Agres: Zróżnicowane gusta

Buenos Agres to bodaj pierwsza od czasów Riverside polska kapela, której flirt z art rockiem nie musi skazać na niszę. Mają w sobie wyrafinowanie Archive i kopa godnego nu metalu. Pierwsza Epka kwintetu z Bielska Białej odbiła się szerokim echem nie tylko w progresywnym światku. Co na to sam zespół?


Są zespoły, które coś skomponują, coś nagrają i czekają może coś się wydarzy. Ale to chyba Was nie dotyczy Ledwo wyszedł mini album, a Wy już nagrywacie longa, związaliście się z prężnym managementem. Jesteście głodni sukcesu?

Spokojnie, jeszcze nie nagrywamy LP. Planujemy wejść do studia dopiero pod koniec roku, jeśli oczywiście pozwolą na to zdrowie i finanse. Fakt faktem, dość dużo się u nas dzieje, ale to wcale nie wygląda tak szybko jak stwierdziłeś. Po wydaniu EP od razu pojawiły się problemy. Pierwszy z zespołu odszedł basista Łukasz, a miesiąc po nim klawiszowiec Grzegorz. W czasie kiedy powinniśmy zając się promowaniem naszej płytki poprzez m.in. granie koncertów, szukaliśmy ludzi na ich miejsce. W międzyczasie oczywiście wysyłaliśmy materiał do różnego rodzaju wytwórni i agencji artystycznych i tak naprawdę to dopiero dwa miesiące temu Fantom Media zainteresowało się nasza działalnością… i oto jesteśmy. Czy głodni sukcesu pytasz? Na pewno na nowo zaczynamy wierzyć, że możemy coś skromnie osiągnąć.

Z masterem materiału pojechaliście aż do Berlina. W Polsce nie udało się uzyskać zadowalającego Was brzmienia?

To nie tak. Szukaliśmy w Polsce, ale trudno było nam znaleźć dobrego masterowca, który nie spłaszczyłby tego co udało nam się uzyskać już podczas nagrań i miksu… Chris Bauer został nam polecony przez naszego realizatora nagrań, Piotra Mędrzaka z Red House Studio. Piotrek powiedział: „Chris będzie „czuł” Waszą muzykę. Na próbę wyślę mu For me”. Intuicję miał rewelacyjną. Bauer nie tylko miło nas zaskoczył, bo zwracając na jego renomę w Europie jak i w Stanach, to naprawdę bardzo poważnie podszedł do tematu, jak i całego zespołu. Pełen profesjonalizm.

Na okładce Waszego pierwszego EP jest zdjęcie wykonane podczas prawdziwej powodzi. Chcieliście autentyzmu?

Zaznaczmy, że autorem zdjęcia jest Damian Puła i że jest to niepoprawiane, bez żadnych photoshopów ujęcie. Zrobione zostało podczas powodzi w 2010 roku w Tychach – Paprocanach.
Trudno powiedzieć, czy chcieliśmy autentyzmu… tak wyszło. Przede wszystkim oczekiwaliśmy czegoś, co zadowoli nasze zróżnicowane gusta. Zdjęcie Damiana urzekło nas wszystkich. Doskonale pasuje do nas, bo odzwierciedla istotę naszej muzyki na tej EP.

Już po nagraniu mini albumu przeszliście spore zmiany kadrowe. Czy w osobach nowych członków doszły nowe inspiracje?

O tak, to na pewno. Nowe osoby to świeże pomysły, aranżacje i zupełnie zróżnicowane inspiracje. Także śmiało można spodziewać się, że longplay będzie brzmieć inaczej niż nasza EP.

Macie teraz w składzie DJa – taka konfiguracja najbardziej kojarzy się z nu metalem. Czy może wykorzystacie miksy Łukasza w inny sposób?

Łukasz od samego początku dostał wolna rękę. Od razu kiedy do nas przyszedł zaczęliśmy robić nowe kawałki, aby mógł dostosować do nich własną wizję. Dopiero później przegrywaliśmy stare numery. Wydaje nam się, ze efekt może zaskoczyć..

Co byście powiedzieli, gdybym określił Waszą muzykę takim kompendium tego, co najlepsze w ostatnim piętnastoleciu? Jest u Was i współczesny progres pod Porcupine Tree i zwłaszcza Archive, ale też metalowe uderzenie jak u Deftones czy Guano Apes.

Cóż… ( śmiech ) bardzo zacne towarzystwo. Dziękujemy.

Nie czujecie może, że zbudowaliście pomost między progrockiem mającym opinię muzyki dla mózgowców z graniem dla szerszego grona odbiorców?

A powinniśmy czuć? Jeśli jest tak jak mówisz, to nie pozostaje nam nic tylko się cieszyć.

Aniu, ćwiczysz jakoś swój wokal? Ma rzadką na współczesnej scenie moc.

Dziękuję jeśli tak twierdzisz. Korzystałam kiedyś z porad kilku osób, które zawodowo zajmują się śpiewem, ale nie ćwiczę regularnie. Wychodzę z założenia, że ważniejsza od techniki jest umiejętność przekazywania emocji. Ale tego to chyba się nie da nauczyć.

Te pojedyncze uderzenia w klawisze na początku „Do S. (EKG)” mają imitować kardiomonitor?

Tak, dokładnie. Klawisze – kardiomonitor, stopa perkusji – rytm serca. Skrót „Do S.” czytaj:
„Do Serca” .

W „Time For Change” poszliście w rap metal. To bardzo żywiołowy numer. Jak reaguje na niego publiczność?

„Time For Change” to nasza koncertowa bestia ( śmiech ). Ma tak pozytywny przekaz i energię, która udziela się nie tylko nam, ale przede wszystkim naszym odbiorcom. Publiczność przy nim szaleje.

Zapowiadacie, że na następnym wydawnictwie znajdą się także kawałki bardziej radiowe. To wymóg rynku czy tak Wam po prostu wyszło?

Niestety, to raczej wymóg. Jako zespól mamy raczej skłonności do dość rozbudowanych, progresywnych, zmiennych rytmicznie numerów. Jednak zdajemy sobie sprawę z tego, że jeśli chcemy, aby nasza twórczość trafiła w szersze gremium to musimy się dostosować do wymaganego czasu radiowego. Przecież na takie ustępstwo nas stać… (śmiech ).

Rozmawiał: Paweł Tryba

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.