A+ A A-

Prawdy trzeba szukać we własnym sercu - rozmowa z Kamilem Haidarem z zespołu Maqama.

 
Nie będę ukrywał - trochę obawiałem się tej rozmowy, Kamil Haidar, głos i mózg zespołu Maqama, to człowiek z Misją. W swojej dawnej formacji, Shahid, Kamil odkrywał przed słuchaczem przyczyny nieporozumień między światem Islamu a Zachodem (czyli, jakby nie patrzeć, teraz także i Polską). W Maqamie publicystyczne teksty Kamila zyskały wymiar jeszcze bardziej uniwersalny, mogą dotyczyć każdego człowieka. Wywiady z ludźmi, którzy chcą coś ważnego przekazać bliźnim, wbrew pozorom wcale nie muszą być łatwe. Jak to kiedyś ujął Edmund Niziurski, istnieje grupa artystów, którzy kochają ludzkość, ale nie znoszą ludzi. Kamila to na szczęście nie dotyczy. Jest otwarty, spokojny, choć czuje się roznoszącą go energię. Potrafi opowiadać o istotnych sprawach nie popadając w patos.

 

Progrock.org.pl: Kim czujesz się bardziej: muzykiem czy działaczem społecznym?

Kamil Haidar: Dobre pytanie. Powiedziałbym, że jestem działającym społecznie muzykiem.

Nie stronisz od publicystyki. Swoje poglądy przybliżałeś słuchaczom zespołu Shahid także w serii artykułów pod szyldem "Shahid Theory". Rozumiem, że Maqama to przedłużenie idei, które głosiłeś już wcześniej?

KH: Do pewnego stopnia na pewno. Skoro ja, mający takie a nie inne poglądy, zajmuję stanowisko wokalisty i tekściarza zespołu, to zabieram ze sobą także moje przemyślenia, Według mnie artysta i społecznik to bardzo bliskie sobie pojęcia. Te sfery powinny się przenikać! Maqama podobnie jak Shahid przekazuje dość poważne treści, nie stroni od polityki i socjologii.

A'propos powagi - maqama jest arabską opowieścią łotrzykowską, czyli czymś z definicji lekkim i wesołym. Błazenada jakoś do Was nie pasuje...

KH: To taki żart, gierka słowna. Chcieliśmy trochę to wszystko jakoś odciążyć, mieć jakąś niezobowiązującą nazwę. I maqamy idealnie nam do tego pasowały. Oto zespół złożony z czterech kolesi, którzy są łobuzami, ale takimi sympatycznymi. Takimi, których się lubi.

Tacy Złodzieje z Bagdadu?

KH: Coś w tym stylu. (śmiech)

Jesteś w połowie Syryjczykiem. Młodość spędziłeś w Syrii i Libii. Kiedy przeniosłeś się do Polski?

KH: Osiadłem z rodziną w Polsce bodaj w 1991 roku. Od tego czasu tu stacjonuję, co nie znaczy, że nie wyjeżdżam w rodzinne strony - zwłaszcza w ostatnich latach.

Czy na Twoją przyjaźń z Glacą miały wpływ wspólne korzenie?

KH: Trochę tak, ale zaczęło się inaczej. Od dawna ceniłem go jako muzyka. Poznaliśmy się na koncercie Tool w Warszawie w 2001 roku, zakumplowaliśmy. Arabskie pochodzenie pewnie też swoje zrobiło. Wiadomo - ciągnie swój do swego. Co zabawne - okazało się, że przebywaliśmy w Libii w tym samym czasie. Jego matka jest lekarzem, tak jak moi rodzice. Pracowali w tym samym szpitalu. Nawet mieszkaliśmy na tej samej ulicy, a poznaliśmy się dopiero w Polsce. Jaki ten świat mały! (śmiech)

Skoro przy medycynie jesteśmy - niedawno razem z Tiltem i Formą zagraliscie koncert charytatywny na rzecz fundacji Synapsis. Czy mógłbyś przybliżyć profil jej działalności?

KH: To jedna z najprężniej działających organizacji zajmujących się terapią dzieci autystycznych. Związani jesteśmy z Synapsis dwojako. Po pierwsze - pracuje tam mój przyjaciel. Po drugie - u syna Tomka Krzemińskiego (basisty Maqamy - przypis PT) zdiagnozowano autyzm. Niejako na własnym przykładzie możemy się przekonać, że Synapsis działa w pełni profesjonalnie. Od diagnostyki po rehabilitację. Mają naprawdę dobre wyniki.

Jeśli miałbym porównać muzykę Shahid i Maqamy, pomijając wszechobecne motywy arabskie, powiedziałbym, że o ile dawniej praca gitar zahaczała o lata 70te, może nawet o Led Zeppelin, o tyle teraz skupiłeś się na nowocześniejszym graniu.

KH: W ostatnim czasie czytałem książkę o Zeppelinach i katuję chłopaków w busie ich płytami (śmiech). A tak na poważnie - w Maqamie tworzenie riffów wziął na siebie Krzysiek Staluszka, ja odpowiadam za przekaz i trans. Chciałem, żeby wszystkie kawałki tak właśnie transowo brzmiały - taki był pomysł na "Maqamat". Muzyka arabska ma ten trans w sobie, my staraliśmy się go uzyskać używając rockowego instrumentarium

Nie przeszkodziło to w zachowaniu melodyjności.

KH: Nie stronię od melodii. Piękno muzyki opiera się na prostych, ale niebanalnych motywach. Trans wcale ich nie wyklucza.

Jak doszło do współpracy z Ewą Jabłońską przy nagrywaniu Maqamat?

KH: Grą Ewy zafascynowałem się dawno temu - widziałem Indukti na żywo pierwszy raz jeszcze przed wydaniem płyty "S.U.S.A.R". Zrobili na mnie piorunujące wrażenie. Obiecałem sobie, ze jeśli kiedyś napiszę utwór, do którego pasowałaby gra Ewy - od razu ją zaproszę. W ogóle uważam, że kobiece ręce potrafią zdjąć trochę ciężaru z muzyki granej przez facetów. Kontakt było dość łatwo nawiązać - Ewa była koleżanką Tomka Krzemińskiego. Mówię: była, bo teraz jest juz koleżanką nas wszystkich. Wysłałem jej utwory, a ona jeszcze tego samego wieczoru przysłała mi próbki. Bardzo jestem zadowolony z jej gry, zwłaszcza w "Tears" - zupełnie odmieniła ten kawałek. Po to z resztą zapraszam gości - żeby dodali od siebie coś, co wzbogaci muzykę. Tak samo było z Gutkiem. Dałem mu do zaśpiewania "Darfur" - utwór, który wydawał się dla niego zupełnie niekomfortowy, a on zaśpiewał wspaniale, choć zupełnie inaczej niż dotychczas, Po to też zaprosiłem Macieja Cierlińskiego, który zagrał na oudzie i lirze korbowej i Rafała Kołacińskiego z Masala Sound System - odcisnęli na utworach swoje piętno.

Początek "Exile" może się kojarzyć ze śpiewem muezzina.

KH: Tak to zabrzmiało, przede wszystkim jednak chciałem wziąć płytę w pewna klamrę. Otwierające całość "Exile" i finałowe "Tears" jako jedyne śpiewane są po angielsku i zawierają największą dozę tego odgórnie zaplanowanego transu - choć osiągnięty jest w nich odmiennymi środkami.

Teksty z Maqamat odbieram dwojako - tak jak dawniej opowiadasz o animozjach na linii Islam-Zachód, ale tym razem Twoje przemyślenia maja też głębszy, ogólnoludzki wymiar.

KH: Cieszę się. Mogłem przewidzieć, że kiedy wydam płytę dziennikarze od razu napiszą, że to manifest polityczny, komentarz do sytuacji na Bliskim Wschodzie i tak dalej. To wynika i z mojej wcześniejszej twórczości i moich konotacji etnicznych. Ale tym razem polityka nie była dla mnie bezpośrednim bodźcem do tworzenia tekstów. Postanowiłem objąć nimi szerszy obraz. Dlatego tym razem ich bohaterowie są fikcyjni. To w większości parabole, nawet w "Darfurze". Nie byłem tam, to nawet nie jest na dobrą sprawę tekst o Darfurze - to symbol pewnej sytuacji, która powtarza się w wielu miejscach na świecie.

Napisałbyś takie teksty kilka lat wcześniej? To słowa człowieka, który zdążył się już nie raz rozczarować.

KH: Nie, kiedy byłem młodszy, inaczej na wszystko patrzyłem. Czy to dobrze czy źle - nie wiem. To, co napisałem w Shahid, może dziś nawet mnie wydać się naiwne, ale było szczere. Ostatnio moje ideały bardzo mocno zderzyły się z rzeczywistością. Zobaczyłem od kuchni wiele rzeczy, które wcale nie są takie ładne, jak się może z pozoru wydawać. Nie wszyscy są bezinteresowni, nie wszyscy chcą pomagać ludziom - tak to wygląda. Trochę nawet się bałem czy to rozczarowanie nie za silnie będzie w tekstach pobrzmiewać. Teraz chciałbym popatrzeć na wszystko z perspektywy jednostki, od spodu, a nie od góry. Dla mnie wszystkie problemy w skali mikro i makro generalnie sprowadzają się do jednego - tłumi się ludzki indywidualizm. Spójrz choćby na Internet - jaki fantastyczny dostęp do informacji z jednej strony, a z drugiej cenzura tychże informacji. Indywidualizm, wolna myśl, zawsze pchały świat do przodu. Jeśli ich zabraknie, zabrniemy w ślepą uliczkę. O tym będą liryki na drugą płytę Maqamy.

Uspokoiłeś mnie mówiąc o drugim albumie. Czyli Maqama nie podzieli losu efemerycznego Shahid?

KH: To mam nadzieję jest mój ostatni zespół, z którym będę grał wiele lat. Sam powrót do aktywnego grania był dla mnie sprawą osobistą. Teraz równie ważne jest dla mnie przeskoczenie poziomu "zespołu jednej płyty".

A co z planami anglojęzycznej wersji Maqamat?

KH: Na początku chciałem, żeby wszystkie teksty były po angielsku, ale bałem się, że stracą pazur. Dlatego najpierw napisałem je po polsku, żeby sprawdzić odbiór krajowej publiczności. Wersja anglojęzyczna jest w planach, chciałbym nagrać wokale w kwietniu. Jeśli jednak nie będę zadowolony z tego, co powstanie - będę szturmował zagranicę ze znaną ci, w większości śpiewaną po polsku wersją "Maqamat".


Dlaczego Shahid rozpadł się po nagraniu tylko jednej płyty - "Sumud"?

KH: Proza życia. Z kolegami z tamtego zespołu jestem do dziś w dobrych stosunkach. Wszyscy wiedzą, jak wyglądają losy zespołów niszowych. Trzeba dużo samozaparcia, żeby wytrwać przy robieniu muzyki. Mnie się udało - założyłem Maqamę i gram dźwięki z własnej bajki.

Masz plany reedycji "Sumud"?

KH: Na chwilę obecną nie. Ostatnio wróciłem do tego albumu - nasz akustyk puszcza go w przerwach między koncertami. Trochę bym teraz na nim zmienił.

Bardzo podoba mi się teledysk do "Kartek na wietrze". Kto odpowiada za jego realizację?

KH: Zrobiliśmy to z mało jeszcze znaną drużyną z Wrocławia - Inborn Media. Byli w stanie zaproponować coś ciekawego przy niewielkim budżecie, a nas na superprodukcje jak na razie nie stać. Ale najważniejsze było to, że są świezi na tym polu. Cieszyli się, że zrobią coś nowego, nie reklamówkę, nie klip dla szemranych artystów, nazwiska pominę. Chcieli się wyszumieć, pytali czy będą mogli zrealizować pomysły, których nie pokazałaby telewizja. Odpowiedziałem: jeśli tylko będzie to można opublikować w Internecie - róbcie to! Samowolka! (śmiech).

"Kartki..." to najbardziej jednoznacznie polityczny utwór. Klip sugeruje, ze nienawiść bogatych państw i krajów rozwijających się jest obustronna.

KH: To chcieliśmy pokazać. Dodam, że zawsze miałem opory przed angażowaniem dzieci w klipy, akcje promocyjne i temu podobne. Ale dzięki ich udziałowi dotknęliśmy sedna problemu. Ja bynajmniej nie chcę uchodzić za obrońcę islamu, Afryki czy całego Trzeciego Świata. Moim zdaniem wiele ich bolączek - nie wiem, czy nie większość - to ich wina, wynika z ich zacofania i niedostosowania a nie tylko z przeszłości kolonizacyjnej, której nie można oczywiście odmówić udziału w ich sytuacji. Jeśli jednak nie ruszą w tę stronę, w którą kiedyś ruszyła np.: Europa, nie wygrzebią się z biedy i stagnacji. Ale nienawiść i ciemnota znajdą się zawsze po obu stronach barykady.

Jeszcze za czasów Shahid twierdziłeś, że większym zbrodniarzem od zamachowca jest ten, który go podjudza. Podtrzymujesz ten pogląd?

KH: Oczywiście. I wcale nie uważam tego za jakiś zamach na Islam. Ludzie, którzy nawołują innych do osobistego oddania się Bogu, np. przez wysadzenie, powiedzą swoje, a potem wracają do swoich domów. A tam jedzą wieprzowinę i popijają winem. Hochsztaplerów jest wszędzie pełno.

Za tekstem "Exile": I will run away from here as far as I can to the place where I will touch the naked truth itself. Gdzie jest miejsce, gdzie można doświadczyć czystej, nagiej prawdy?

KH: We własnym sercu i umyśle. Człowiekowi można odebrać wszystko, od pieniędzy po wolność. Ale jeśli ludzie nie wiedzą kim są, kim chcą być - oddają siebie na tacy innym. Trzeba zachować swoją tożsamość, żeby żyć według własnych, a nie czyichś zasad.

 

Rozmowę przeprowadził: Paweł Tryba

 

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.