ProgRock.org.pl: Zespół Osada Vida cieszy się popularnością wśród fanów polskiego nurtu progresywnego, ale jak w ogóle doszło do powstania Osady Życia i czego tyczy się ta nazwa?
Rafał Paluszek: Hmm... Jest taka wioska w Afryce, na terenie dzisiejszego Beninu, gdzie każde nowonarodzone dziecko powierzało się pytonom, które chroniły je przed niebezpieczeństwami nadchodzącymi z głębi dżungli. Nie wiem, czy ten rytuał odprawiany jest do dziś, ale sama wioska widnieje na mapach do dnia dzisiejszego. A nazwaliśmy się tak, gdyż wydało nam się odpowiednio dziwne i pokręcone i tak po prostu zostało.
Widzę w Was takie współczesne SBB. Tak samo jak oni przełamujecie stylistyczne bariery, łączycie przeróżne style... Jak sami określilibyście muzykę Osada Vida?
Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia. Szczerze to nawet o tym nie myślałem, gdyż chyba nie to jest najważniejsze. Gramy to, co uważamy za stosowne, nie zastanawiając się jak się nazywa.
Jeśli już o to pytasz o styl to myślę, że nie można go określić jednoznacznie. Każdy z nas słucha różnej muzyki, tak więc nasz styl jest swoistą wypadkową, co znacząco utrudnia sprawę wepchnięcia jej w jakiekolwiek ramy stylistyczne.
Ostatnia Wasza płyta „Uninvited Dreams” dołącza do grona albumów koncepcyjnych. Czy możesz Nam przybliżyć ideę tego albumu?
Płyta oscyluje w klimatach snów, ale tych niechcianych. Chodzi tu nie tylko o koszmary, choć nie znam osobiście osoby, która chciałaby, by zmory ją nachodziły. Jest wiele rzeczy o których śnimy, a których wizyty sobie nie życzymy, jednak nie mamy na to żadnego wpływu. Tak więc ta płyta jest właśnie o tym - o snach, które nie są przez nas pożądane, a mimo wszystko nas odwiedzają.
Kompozycje na Waszych płytach są bardzo złożone, jak więc powstają? Macie jakąś szczególną receptę, z której mogłyby skorzystać początkujące zespoły?
Na pewno bardzo dużo daje nagrywanie swoich prób, nie mówię tu o studio. Dyktafon, komórka, czy laptop wystarczą. Warto odsłuchiwać to wszystko w domu, wycinać fragmenty i skupiać uwagę na nich. Tak naprawdę to podczas improwizacji powstaje najwięcej fajnych pomysłów, które inaczej prędzej czy później uciekają w niepamięć. Podczas pracy nad naszym ostatnim albumem rejestrowaliśmy wszystko co się dało, przez co przetrwały wszystkie nasze pomysły, z których rodziły się kolejne motywy itd. Tak to wszystko powstało.
Skąd to otwarcie na muzykę świata na "Uninvited Dreams"? W "Is That Devil From Spain Too?" słychać Flamenco, a w "Childmare" - nuty orientalne.
Chyba stąd, że każdy z nas słucha innej muzyki, każdemu chodzi co innego po głowie. Staramy się nie ograniczać. Skoro jesteśmy zespołem - krąg naszych muzycznych zainteresowań tworzy bujny wachlarz stylów. Jeśli jest jakiś motyw, który fajnie współistniałby z muzyka rockową to na pewno prędzej, czy później będzie on wykorzystany. Jeśli znalazłby się jakiś hip-hopowy groove, który by się nam spodobał to pewnie już dawno można byłoby go usłyszeć. Tak było chociażby z flamenco.
Dlaczego według Was diabły pochodzą z Hiszpanii? Czy to przez te ich hiszpańskie bródki?
Z tym utworem wiąże się pewna historia. Nasz gitarzysta, Bartek Bereska, pracował nad nim godzinami w studio. Po wyjściu oznajmił wszystkim, iż utwór będzie się tak nazywał. Jako, że to on go skomponował, nie mieliśmy po prostu wyjścia. A'propos tytułu, nie mamy żadnych animozji do Hiszpanów, na pewno są to fajni ludzie. Jak już wcześniej rozmawialiśmy jest tu element flamenco, a także hiszpański ogień, którego może tyczyć się ten „diabelski” pierwiastek.
Na waszej ostatniej płycie, a także na trasie promującej wokalnie udziela się Natalia Krakowiak. Jak doszło do tej współpracy?
Podczas nagrywania partii wokalnych Łukasza w studio była obecna Natalia, nasza koleżanka. Pomagała mu pracować nad liniami, ogólnie nad wokalem. W pewnym momencie zaczęła śpiewać część naszego utworu, po którym wszyscy jednogłośnie orzekliśmy, że tego nam potrzeba. Głos Natalii można usłyszeć w utworach: „Lack of Dreams” oraz „Childmare (Goodnight Story)”.
Okładka "Body Parts Party" kojarzy mi się nieco z „Lateralus” Toola. To świadome nawiązanie?
Być może obie pozycje mają coś wspólnego, jednak nie jest to nawiązanie świadome. Pracując nad okładką w żaden sposób nie wzorowałem się na wspomnianej przez Ciebie płycie. Przejrzałem wiele atlasów anatomicznych, od wczesnego średniowiecza, po czasy współczesne. Ta magia starych rycin, oraz specyficzny klimat wydały mi się warte upamiętnienia na okładce naszego drugiego albumu.
Czy pracujecie nad czwartym koncept albumem? Jeśli tak, to czy możecie nam uchylić rąbka tajemnicy?
Nie wiemy czy będzie on koncepcyjny, ale raczej tak (śmiech). W zanadrzu mamy wiele nie wykorzystanych pomysłów, z resztą zawsze cierpieliśmy na ich nadmiar.
Myślę, że prace nad albumem zaczniemy na początku następnego roku.
Co prawda mamy już zamierzenia co do utworów, jednak są one na razie na drugim planie.
Priorytetem jest obecnie granie koncertów. Nagraliśmy trzy albumy, które były praktycznie nie znane. Jestem zdania, że poprzez liczne występy, nasza muzyka będzie mogła trafić do większej rzeszy odbiorców. Tak więc teraz skupiamy się tylko i wyłącznie na koncertowaniu.
W jakim stopniu do Waszej muzyki przenika to, czego słuchacie na co dzień?
Przenika jak najbardziej, pod warunkiem, że mówimy o zdrowej inspiracji, a nie o bestialskim zrzynaniu. To jest normalne, że muzyka, której słuchamy ma w nas jakiś oddźwięk.
Ja osobiście słucham bardzo dużo SBB, tak więc twoja uwaga była trafiona. W swojej historii zdążyli namieszać w muzyce. Teraz trochę ucichli, ale mają swoje lata. Ja ich uważam za swoich prekursorów, tym bardziej, że także są ze Śląska (śmiech).
Czy jest szansa, że Osada Vida nagra kiedyś tzw. Przebój? Taki o prostej, piosenkowej konstrukcji.
Nie, raczej nie. To byłoby coś na siłę, co nie leży w naszej naturze. „Body Parts Party” to jest album na którym gramy trochę przystępniej, jednak wątpię, żeby któryś z nas był chętny do stworzenia hiciora. Gramy muzykę, jaką gramy. Jesteśmy świadomi, że nie zaistniejemy Teleekspresie, Dzień Dobry TVN, czy innych segmentach mainstreamowych mediów. W żaden sposób do tego nie dążymy.
W innym przypadku słowo „nisza” zatraciłoby swój sens. Piękno, które odkrywają fani rocka progresywego odwiedzający kameralne koncerty jak chociażby ten w Koninie.
Dokładnie tak (śmiech).
Czasem wydaje mi się, że jeśli rock progresywny jest awangardą, to Wy jesteście awangardą awangardy. Gracie muzykę trudną nawet dla fanów dominującej w Polsce stylistyki neoprogresywnej. Nie wydaje się Wam czasem, że Wasza muzyka mogłaby zainteresować fanów jazzu?
Sądzę, że dla fanów jazzu gramy zbyt rockowo, a dla fanów rocka zbyt jazzowo.
Jak już wcześniej wspomniałem nie widzę większego sensu w określaniu czy muzyka nazywa się tak albo inaczej, czy łapie się w szeregi danego stylu. Jak już mówiłem, gramy wszystko to, co nam się podoba. Jazz także mieści się w kręgu naszych zainteresowań, tak więc siłą rzeczy elementy tej muzyki słychać w utworach Osada Vida. Gramy przede wszystkim muzykę dla otwartych umysłów, ludzi świadomych, bez ograniczeń.
Będąc w temacie już parę ładnych lat, jak oceniacie obecną sytuację na polskiej scenie progresywnej?
Polska scena rozwija się bardzo burzliwie. Mieliśmy przyjemność grać z kilkoma zespołami podczas trasy „Dealing with Dreams”. Poziom był różny, jednak kilka zespołów zrobiło na nas naprawdę świetne wrażenie. Na koncercie w Łodzi towarzyszył nam zespół Leafless Tree. Była to dla nas ogromna przyjemność, czuliśmy się aż rozsmarowani po ścianach. Naprawdę świetna muzyka, wspaniali ludzie, podobnie jak Acute Mind. Obecnie na rynek wypływa masa świetnych kapel. Jednak jest jeszcze obszerna grupa zespołów, wśród których kryją się diamenty, jednak nie mają odpowiedniego startu.
Nie znaleźli odpowiednich szlifierzy. Różnie z tym bywa. Podsumowując czy przyznasz, że w polskim rocku nastąpił „progress”?
Zdecydowanie tak. Powiem lepiej, Polska staje się powoli zagłębiem progresywnym (śmiech)
Klasyczne pytanie na zakończenie: Ulubiony utwór z ulubionej płyty?
Hmm Jest to „Heart”, którego nie gramy na koncertach. Pochodzi z płyty „Body Parts Party”.
Jestem jego kompozytorem, ale to nie dlatego jest moim ulubieńcem.Wiążą się z nim takie specyficzne emocje, które towarzyszą tylko tej kompozycji. Utwór robi na mnie wrażenie do dnia dzisiejszego, a przy każdym odsłuchu przechodzą mnie przysłowiowe „ciary”.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Ja również.
Rafał Paluszek: Hmm... Jest taka wioska w Afryce, na terenie dzisiejszego Beninu, gdzie każde nowonarodzone dziecko powierzało się pytonom, które chroniły je przed niebezpieczeństwami nadchodzącymi z głębi dżungli. Nie wiem, czy ten rytuał odprawiany jest do dziś, ale sama wioska widnieje na mapach do dnia dzisiejszego. A nazwaliśmy się tak, gdyż wydało nam się odpowiednio dziwne i pokręcone i tak po prostu zostało.
Widzę w Was takie współczesne SBB. Tak samo jak oni przełamujecie stylistyczne bariery, łączycie przeróżne style... Jak sami określilibyście muzykę Osada Vida?
Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia. Szczerze to nawet o tym nie myślałem, gdyż chyba nie to jest najważniejsze. Gramy to, co uważamy za stosowne, nie zastanawiając się jak się nazywa.
Jeśli już o to pytasz o styl to myślę, że nie można go określić jednoznacznie. Każdy z nas słucha różnej muzyki, tak więc nasz styl jest swoistą wypadkową, co znacząco utrudnia sprawę wepchnięcia jej w jakiekolwiek ramy stylistyczne.
Ostatnia Wasza płyta „Uninvited Dreams” dołącza do grona albumów koncepcyjnych. Czy możesz Nam przybliżyć ideę tego albumu?
Płyta oscyluje w klimatach snów, ale tych niechcianych. Chodzi tu nie tylko o koszmary, choć nie znam osobiście osoby, która chciałaby, by zmory ją nachodziły. Jest wiele rzeczy o których śnimy, a których wizyty sobie nie życzymy, jednak nie mamy na to żadnego wpływu. Tak więc ta płyta jest właśnie o tym - o snach, które nie są przez nas pożądane, a mimo wszystko nas odwiedzają.
Kompozycje na Waszych płytach są bardzo złożone, jak więc powstają? Macie jakąś szczególną receptę, z której mogłyby skorzystać początkujące zespoły?
Na pewno bardzo dużo daje nagrywanie swoich prób, nie mówię tu o studio. Dyktafon, komórka, czy laptop wystarczą. Warto odsłuchiwać to wszystko w domu, wycinać fragmenty i skupiać uwagę na nich. Tak naprawdę to podczas improwizacji powstaje najwięcej fajnych pomysłów, które inaczej prędzej czy później uciekają w niepamięć. Podczas pracy nad naszym ostatnim albumem rejestrowaliśmy wszystko co się dało, przez co przetrwały wszystkie nasze pomysły, z których rodziły się kolejne motywy itd. Tak to wszystko powstało.
Skąd to otwarcie na muzykę świata na "Uninvited Dreams"? W "Is That Devil From Spain Too?" słychać Flamenco, a w "Childmare" - nuty orientalne.
Chyba stąd, że każdy z nas słucha innej muzyki, każdemu chodzi co innego po głowie. Staramy się nie ograniczać. Skoro jesteśmy zespołem - krąg naszych muzycznych zainteresowań tworzy bujny wachlarz stylów. Jeśli jest jakiś motyw, który fajnie współistniałby z muzyka rockową to na pewno prędzej, czy później będzie on wykorzystany. Jeśli znalazłby się jakiś hip-hopowy groove, który by się nam spodobał to pewnie już dawno można byłoby go usłyszeć. Tak było chociażby z flamenco.
Dlaczego według Was diabły pochodzą z Hiszpanii? Czy to przez te ich hiszpańskie bródki?
Z tym utworem wiąże się pewna historia. Nasz gitarzysta, Bartek Bereska, pracował nad nim godzinami w studio. Po wyjściu oznajmił wszystkim, iż utwór będzie się tak nazywał. Jako, że to on go skomponował, nie mieliśmy po prostu wyjścia. A'propos tytułu, nie mamy żadnych animozji do Hiszpanów, na pewno są to fajni ludzie. Jak już wcześniej rozmawialiśmy jest tu element flamenco, a także hiszpański ogień, którego może tyczyć się ten „diabelski” pierwiastek.
Na waszej ostatniej płycie, a także na trasie promującej wokalnie udziela się Natalia Krakowiak. Jak doszło do tej współpracy?
Podczas nagrywania partii wokalnych Łukasza w studio była obecna Natalia, nasza koleżanka. Pomagała mu pracować nad liniami, ogólnie nad wokalem. W pewnym momencie zaczęła śpiewać część naszego utworu, po którym wszyscy jednogłośnie orzekliśmy, że tego nam potrzeba. Głos Natalii można usłyszeć w utworach: „Lack of Dreams” oraz „Childmare (Goodnight Story)”.
Okładka "Body Parts Party" kojarzy mi się nieco z „Lateralus” Toola. To świadome nawiązanie?
Być może obie pozycje mają coś wspólnego, jednak nie jest to nawiązanie świadome. Pracując nad okładką w żaden sposób nie wzorowałem się na wspomnianej przez Ciebie płycie. Przejrzałem wiele atlasów anatomicznych, od wczesnego średniowiecza, po czasy współczesne. Ta magia starych rycin, oraz specyficzny klimat wydały mi się warte upamiętnienia na okładce naszego drugiego albumu.
Czy pracujecie nad czwartym koncept albumem? Jeśli tak, to czy możecie nam uchylić rąbka tajemnicy?
Nie wiemy czy będzie on koncepcyjny, ale raczej tak (śmiech). W zanadrzu mamy wiele nie wykorzystanych pomysłów, z resztą zawsze cierpieliśmy na ich nadmiar.
Myślę, że prace nad albumem zaczniemy na początku następnego roku.
Co prawda mamy już zamierzenia co do utworów, jednak są one na razie na drugim planie.
Priorytetem jest obecnie granie koncertów. Nagraliśmy trzy albumy, które były praktycznie nie znane. Jestem zdania, że poprzez liczne występy, nasza muzyka będzie mogła trafić do większej rzeszy odbiorców. Tak więc teraz skupiamy się tylko i wyłącznie na koncertowaniu.
W jakim stopniu do Waszej muzyki przenika to, czego słuchacie na co dzień?
Przenika jak najbardziej, pod warunkiem, że mówimy o zdrowej inspiracji, a nie o bestialskim zrzynaniu. To jest normalne, że muzyka, której słuchamy ma w nas jakiś oddźwięk.
Ja osobiście słucham bardzo dużo SBB, tak więc twoja uwaga była trafiona. W swojej historii zdążyli namieszać w muzyce. Teraz trochę ucichli, ale mają swoje lata. Ja ich uważam za swoich prekursorów, tym bardziej, że także są ze Śląska (śmiech).
Czy jest szansa, że Osada Vida nagra kiedyś tzw. Przebój? Taki o prostej, piosenkowej konstrukcji.
Nie, raczej nie. To byłoby coś na siłę, co nie leży w naszej naturze. „Body Parts Party” to jest album na którym gramy trochę przystępniej, jednak wątpię, żeby któryś z nas był chętny do stworzenia hiciora. Gramy muzykę, jaką gramy. Jesteśmy świadomi, że nie zaistniejemy Teleekspresie, Dzień Dobry TVN, czy innych segmentach mainstreamowych mediów. W żaden sposób do tego nie dążymy.
W innym przypadku słowo „nisza” zatraciłoby swój sens. Piękno, które odkrywają fani rocka progresywego odwiedzający kameralne koncerty jak chociażby ten w Koninie.
Dokładnie tak (śmiech).
Czasem wydaje mi się, że jeśli rock progresywny jest awangardą, to Wy jesteście awangardą awangardy. Gracie muzykę trudną nawet dla fanów dominującej w Polsce stylistyki neoprogresywnej. Nie wydaje się Wam czasem, że Wasza muzyka mogłaby zainteresować fanów jazzu?
Sądzę, że dla fanów jazzu gramy zbyt rockowo, a dla fanów rocka zbyt jazzowo.
Jak już wcześniej wspomniałem nie widzę większego sensu w określaniu czy muzyka nazywa się tak albo inaczej, czy łapie się w szeregi danego stylu. Jak już mówiłem, gramy wszystko to, co nam się podoba. Jazz także mieści się w kręgu naszych zainteresowań, tak więc siłą rzeczy elementy tej muzyki słychać w utworach Osada Vida. Gramy przede wszystkim muzykę dla otwartych umysłów, ludzi świadomych, bez ograniczeń.
Będąc w temacie już parę ładnych lat, jak oceniacie obecną sytuację na polskiej scenie progresywnej?
Polska scena rozwija się bardzo burzliwie. Mieliśmy przyjemność grać z kilkoma zespołami podczas trasy „Dealing with Dreams”. Poziom był różny, jednak kilka zespołów zrobiło na nas naprawdę świetne wrażenie. Na koncercie w Łodzi towarzyszył nam zespół Leafless Tree. Była to dla nas ogromna przyjemność, czuliśmy się aż rozsmarowani po ścianach. Naprawdę świetna muzyka, wspaniali ludzie, podobnie jak Acute Mind. Obecnie na rynek wypływa masa świetnych kapel. Jednak jest jeszcze obszerna grupa zespołów, wśród których kryją się diamenty, jednak nie mają odpowiedniego startu.
Nie znaleźli odpowiednich szlifierzy. Różnie z tym bywa. Podsumowując czy przyznasz, że w polskim rocku nastąpił „progress”?
Zdecydowanie tak. Powiem lepiej, Polska staje się powoli zagłębiem progresywnym (śmiech)
Klasyczne pytanie na zakończenie: Ulubiony utwór z ulubionej płyty?
Hmm Jest to „Heart”, którego nie gramy na koncertach. Pochodzi z płyty „Body Parts Party”.
Jestem jego kompozytorem, ale to nie dlatego jest moim ulubieńcem.Wiążą się z nim takie specyficzne emocje, które towarzyszą tylko tej kompozycji. Utwór robi na mnie wrażenie do dnia dzisiejszego, a przy każdym odsłuchu przechodzą mnie przysłowiowe „ciary”.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Ja również.
Rozmowę przeprowadził: Mikołaj Grażul