A+ A A-

Nuta schyłku świata - rozmowa z zespołem Guantanamo Party Program

 
Jak bardzo brakowało mi jeszcze kilka lat temu takiego grania w Polsce! Połączenie doomu, psychodelii i hard-core'u, które ktoś kiedyś ochrzcił postmetalem, było u nas w głębokim podziemiu. Teraz można już mówić o prężnej polskiej scenie. Guantanamo Party Program to jedni z jej najmłodszych reprezentantów, ale już zdążyli zaznaczyć swoja obecność longplayem i splitem ze znajomymi kapelami. O przyjaźni między zespołami, oryginalności własnej muzyki, a przede wszystkim o zgoła niemetalowych  korzeniach opowiedzieli mi gitarzysta Wojtek Feret i wokalista Darek Liboski.


ProgRock.org.pl: Wyrośliście na gruzach zespołu Bonito, parającego się raczej deathem i grindem. Co spowodowało transformację Waszego stylu?

Wojtek Feret: W Bonito inspirowaliśmy się raczej screamo, noise. Rozpoczynając nowy projekt chciałem dać upust swojej fascynacji Today Is The Day i Converge. A ponieważ Kuba  (Przybyłek, perkusista, przyp. P.T.) non stop naparzał blasty, numery nabrały charakter ostro grindowy. Niestety trochę opornie nam szło. Grzesiek, który jako jedyny był wkręcony w kapele „neuro” zawsze chciał przemycić jakiś sludge'owy patent. Raz mu się udało, potem ja coś przyniosłem i nagle okazało się, że w takich wolnych, ciężkich numerach zgrywamy się najlepiej i wreszcie jest „to coś”. Wtedy GPP z pobocznego projektu stało się pełnoprawnym zespołem.
Darek Liboski: Bonito nie było zespołem ocierającym się ani o death, ani o grind. To była wypadkowa screamo, nosie`u i hard-core`u. Takie były początki GPP. Ciężko mówić o konkretnych fascynacjach. Chodziło po prostu o robienie rzeczy brutalnych, szalonych, szybkich i nieograniczonych przez jakieś ramy i stylistykę. Transformację spowodował fakt, że robiliśmy dość dużo numerów jak na półtora roku działalności. Jak już wspomniałem, nie planowaliśmy grać jak ktoś/ coś tam. Po prostu pomiędzy kawałki szybkie i brutalne wkradały się pomysły „walcowe”. Z czasem tych walców zaczęło pojawiać się więcej, bo zaczęło nam się podobać to, że muzyka kosztem spowolnienia nabiera większej mocy, mimo iż nie traci na brutalności. Tak mniej więcej w skrócie powstała obecna odsłona GPP.  

Czy Guantanamo Party Program traktujecie jako mini czy longplay? Trwa niedługo, raptem 33 minuty.
W: Zdecydowanie jako longplay. Nie wyobrażam sobie by miały się na nim znaleźć jeszcze kolejne kompozycje. W muzyce cenię sobie ekspresję i intensywność, a przydługie utwory, płyty czy też koncerty nudzą. Jeżeli nasza następna płyta miałaby trwać godzinę to tylko dlatego, że pojawiłyby się jakieś intra/outra, przerywniki, sample. Godzina muzy w naszym wydaniu byłaby niczym tortury w Guantanamo, hehe.
D: Dokładnie. Jesteśmy zwolennikami pozostawiania niedosytu niż przesytu. Poza tym w takim kształcie te 33 minuty – przynajmniej dla nas – stanowią monolit i dorzucenie jeszcze jednego numeru mogłoby go skruszyć.

Nazywacie swój styl apokaliptycznym hardcorem. Dlaczego? Moim zdaniem ma znacznie więcej punktów stycznych z metalem. Czy ma to może związek z drogą twórczą praojców takiego grania, Neurosis, którzy faktycznie wyszli od hardcore'u?
ImageW: Nasza muzyka to nuta schyłku świata – wizja końca fizycznego, jak i psychicznego… zarówno muzyka, jak i teksty inspirowane są mroczną stroną człowieczeństwa, stąd określenie "apokaliptyczny". Inspirujemy się głównie zespołami z szeroko rozumianej sceny h/c punk. Metal – praktycznie nie mamy z taką muzą styczności, a już na pewno kapele metalowe nie są dla nas inspiracją. Na pewno dużą inspiracją dla nas Neurosis, ale oprócz nich także Today Is The Day, Converge, His Hero Is Gone czy Godflesh – jak widzisz nie zamykamy się tylko w jednym stylu.
D: To proste. Wywodzimy się ze sceny hard-core punk. 70, a nawet może i 80% rzeczy, które słuchamy od lat to rzeczy tworzone przez ludzi pośrednio, bądź bezpośrednio związanych z tą sceną. Począwszy od Neurosis, przez Fugazi, Today Is The Day, różnej maści noise'y, crusty, grindy, hard core`y, których wymienianie tutaj zamieniłoby się w leksykon, a nie w wywiad. W związku z czym zdecydowany wpływ na nas i nasza twórczość miały kapele, które kreowały, bądź dawały podwaliny pod ciężką czy brutalną muzykę i to one, a nie kapele wywodzące się bezpośrednio z metalu spowodowały, że nasza muzyka brzmi, jak brzmi. Poniekąd dlatego nazywamy to hard core`em. A apokaliptyczny dlatego, że muzyka ta jednak wywołuje różne stany emocjonalne – przynajmniej w nas, poza tym teksty mają jednoznacznie przesłanie…

Stawia się Was w kręgu wykonawców postmetalowych, jak Neurosis, Isis czy Godflesh. Czy uznajecie to miejsce za właściwe czy może macie inne inspiracje?
W
: Częściowo na to pytanie odpowiedziałem powyżej. Wiesz, w każdym wywiadzie czy też recenzji GPP porównuje się nas do tej trójcy „post-metalu”: Neurosis, Cult of Luna, ISIS. Obawiam się tego, że ktoś kto przeczyta takie porównanie od razu wie co, jak i kiedy w naszej muzyce. Niektórzy może już od razu odrzucą naszą płytę przed przesłuchaniem. Mam cichą nadzieję, że ci, którzy jednak skuszą się na zapoznanie z twórczością GPP stwierdzą, że takie porównania to jednak tylko jakaś część, zalążek naszego stylu. Nie twierdzę, że jesteśmy jakoś niesamowicie oryginalni, chciałbym tylko, aby słuchacz wychwytywał echa kapel nie-post- metalowych, np. tych o których wspomniałem powyżej.
D: Ja również o inspiracjach wspomniałem powyżej. Przyznam, że początkowo mierziło mnie stawianie nas w kolejce kapel naśladowców, czekających na skapnięcie kropelki splendoru Neuro–Isis–Cult Of Luno–Red Sparrowesowo–Eyehategodowo–postmetalowego. Po głębszym zastanowieniu się jednak stwierdzam, że nie ma to tak naprawdę żadnego znaczenia. Po pierwsze, dzisiaj ciężko jest być oryginalnym, a my wcale się na to nie silimy i nie zamierzamy, a po drugie, jeśli komuś się podoba nasza muzyka, to, to właśnie jest zajebiste, a nie fakt, że porówna nas do 10 kapel, których echa słyszy w naszej muzyce, a których my akurat nie słuchamy.

Mimo obecnej w Waszej muzyce porcji psychodelii nadal można Was uznać za zespół ekstremalny.
W: Tak jak wcześniej wspomniałem lubię muzykę intensywną. Tworząc nowe numery staramy się balansować pomiędzy ciężkimi walcami a łagodnymi, przestrzennymi wypuszczeniami. Zarówno dziesięciominutowy walec, jak i tak samo długie smucenie jest po prostu nudne – dlatego oprócz mocnych partii dodajemy te pozwalające złapać oddech, dodać przestrzeni, powietrza. Jeżeli nasza muza uznawana jest za ekstremalną to miło, choć nie dążymy do tego by być radykalnymi.
D: Powtórzę to, co mówi Wojtek. Nie dążymy do radykalizmu i tworzenia na siłę czegoś mocnego. Nasza muzyka odzwierciedla nasze stany emocjonalne. Być może to ma wpływ na tą „ekstremalność”. Nie wiem. Chyba nie umiem się wypowiedzieć w tej kwestii racjonalnie i tak by ominąć buńczuczny banał.

Postmetal jako kierunek ma już kilkanaście lat. A co sądzicie o nowej fali deformatorów blacku, jak Amerykanie z Cobalt i Nachtmystium czy francuskie Deathspell Omega?
W: Niestety nie znam tych kapel, a sam black metal odrzuca mnie przez image tych przebierańców w kolcach i z wymalowanymi buźkami.
D: Mam podobne zdanie. Poza tym nie wiem, co rozumiesz pod pojęciem „deformatorzy”. To kojarzy mi się raczej źle. Z nowej fali blacku znam za to Wolves In The Throne Room i myślę, że w stosunku do nich należy raczej użyć stwierdzenia reformatorzy. Ale to tylko moje zdanie.  

Darku, czy planujesz kiedykolwiek urozmaicenie swojego wokalu także o czysty śpiew?
D: Już mieliśmy taki kawałek, w którym starałem się śpiewać. Niestety nie był to dobry pomysł. Po pierwsze nie umiem śpiewać, po drugie nie wydaje mi się, aby na chwilę obecną czysty śpiew wniósł coś dobrego do naszej muzyki. Raczej odwrotnie. A urozmaicenie poprzez nowinki technologiczne… nie jestem za bardzo zwolennikiem. Nie znam się na elektronicznych zabawkach dających różne efekty czy barwy takich jak używa np. Mike Patton czy Cedric Bixler Zavala. Ale też nie wykluczam możliwości użycia podobnych (czytaj: tańszych / prostszych) rzeczy w przyszłości.

Czy utożsamiasz się ze swoimi ponurymi, introwertycznymi tekstami? Jeśli tak – musisz być udręczoną duszą. Czy może po prostu wpisałeś się w konwencję charakterystyczną dla postmetalu?
D: Nigdy nie napisałem i nie napiszę – nawet do przysłowiowej szuflady – niczego, z czym się nie utożsamiam. Nie wiem, jaką jestem duszą. Nie mnie to oceniać. Choć faktycznie, nie patrzę na świat przez różowe okulary… A mój stosunek do ludzi jest raczej negatywny, co niestety wielu odczuwa… i niekoniecznie jestem z tego dumny… Warto jednak powiedzieć, że nie jestem jedynym autorem tekstów w GPP. Oprócz mnie pisze też Grześ (Sontowski, basista – przyp. P.T.). Chyba nie zdarzyło się jeszcze byśmy musieli sobie nawzajem tłumaczyć o co nam chodzi. Teksty nie są kwestią zarezerwowaną wyłącznie dla mnie. Po prostu poza mną i Grześkiem nikt się tego jeszcze w GPP nie podjął, co nie znaczy, że się nie podejmie.

Dlaczego zdecydowaliście się na teksty w języku polskim? Nie kusi Was, żeby powalczyć o zagranicznego odbiorcę?
W
: Polski język przede wszystkim stawia wyzwanie przed autorem, jak i słuchaczem. Poza tym… może dzięki temu będziemy oryginalni za granicą?
D: To raz, a dwa to fakt, że nie chce się silić na akcent. Mój angielski nie jest zbyt dobry i jakoś nie czuje się na siłach, aby nad tym popracować. Myślę, że nad tą kwestią zastanowimy się poważniej, jeśli pojawi się kiedyś jakaś możliwość wydania nas za granicą. Póki co ograniczymy się do tłumaczenia tekstów na język angielski we wkładkach płyt.  

Jak doszło do wydania splitu wspólnie z Echoes Of Yul i Sun For Miles?
D
: Banał. Myspace, wzajemnie uznanie dla swojej twórczości, chęć podjęcia współpracy, a skoro ze względu na koszty wspólne koncertowanie może nam się nie udawać zbyt często, to chociaż split wspólnie postanowiliśmy wydać.

Nie macie wrażenia, że ten split to taka deklaracja, okrzyk: Uwaga na podziemie, czaimy się tam!
D
: Wiesz co? Myślę, że każdy zespół, który wydaje cokolwiek myśli podobnie. Uwaga, nadchodzimy! Chcieliśmy pokazać 3 różne spojrzenia na muzykę ciężką. Każde jest na tyle oryginalne, że ma szansę się obronić samo. Pytanie tylko, czy trafi na ludzi otwartych, poszukujących w muzyce czegoś więcej niż szufladkowania. Oczywiście nie każdemu się to musi podobać i nie każdemu się spodoba, bo to niemożliwe. Ważne jest, że dużo różnych ludzi (czyli słuchających różnej muzyki) odbiera ten split pozytywnie. To dodaje pozytywnego kopa i bez względu na to ile sprzedamy płyt, ważnych jest tych kilka dobrych opinii, bo… bo to po prostu kurwa miłe.

Jesteście zespołem na wskroś gitarowym. Nie kusi Was bogatsze użycie  elektroniki, jak u Neurosis czy Cult Of Luna?
W
: Kusi, kusi, ale niekoniecznie dlatego, że powyżsi ją stosują i jest to „trendy na tej scenie”. Elektronika odpowiednio użyta może wnieść ciekawe tło, dodać przestrzeni. Na  splicie dzięki pracy Jarka z Echoes Of Yul właśnie taki efekt otrzymaliśmy – utwory uzyskały więcej przestrzeni i powietrza. Czy dzięki temu są lepsze od wersji z płyty – nie wiem, na pewno na swój sposób są równie czarujące… Czy zdecydujemy się na stawki elektroniczne na następnej płycie jeszcze nie wiadomo, nowe utwory tworzymy jako czysto gitarowe, może przed wejściem do studia coś pokombinujemy, a może już przy miksowaniu. Zobaczymy, jest to dla nas temat otwarty.
D: Ja w tej kwestii chyba jako jedyny stawiam veto… Wolę, byśmy bronili się tradycyjnym instrumentarium. Ale zespół to nie tylko Darek Liboski.

Kiedy planujecie wydanie kolejnego materiału?
W: Jeżeli czynniki przeważnie utrudniające – czyli kasa i terminy – nie będą nas powstrzymywać, to okres początku następnego roku jest bardzo prawdopodobny. W każdym razie do tego czasu musimy także zrobić resztę materiału. Póki co rozpoczynamy tworzyć czwarty numer.
D: To ja może sprecyzuję. Początek przyszłego roku, przełom zimy i wiosny najdalej powinniśmy być już w studiu. Natomiast kiedy się to ukaże, to już zależy od naszego wydawcy i na to mamy wpływ niewielki. Obecnie pracujemy nad materiałem i nieskromnie powiem, że to co mamy zapowiada się na potężniejsze niż to, co się ukazało…

Jak wygląda koncert Guantanamo Party Program? To energetyczny show czy  raczej dostojne, mroczne misterium?
W: Tutaj zdecydowanie widać naszą muzyczną przeszłość i zapatrywania – na scenie panuje emo violence, hehe! Dalecy jesteśmy od zapalania świeczek i betonowych nóg. Krew, zerwane struny i 100% zaangażowania – oto GPP na scenie.
D: Dokładnie. Polecam sprawdzić i samemu ocenić przy najbliższej nadarzającej się okazji!!!

Dziękuję za rozmowę!

rozmawiał Paweł Tryba

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.