Kiedy zorientowaliście się, że Wasza muzyka ma walor ilustracyjny? Nawet Wasza nazwa jest nawiązaniem do filmu braci Cohen.
Myślimy raczej, że nasza muzyka ma bardziej walor narracyjny niż ilustracyjny. Staraliśmy się, by każdy utwór, będąc częścią spójnej albumowej całości opowiadał własną, wyjątkową historię. Pozostawiamy indywidualnej wrażliwości słuchaczy możliwe interpretacje. Czasem, wysyłamy delikatne podpowiedzi wizualizacjami, którymi ilustrujemy nasze koncerty. Nazwa „Lebowski” powstała na długo zanim wyklarowała nam się wyraźna koncepcja Cinematic. Została przyjęta przez aklamację – jest jak szyta dla nas na miarę.
Pracowaliście nad Cinematic pięć lat. Co było powodem? Chęć dopieszczenia materiału czy tzw. proza życia?
Na czasie, jaki zajęła nam praca nad albumem, zaważył przede wszystkim sposób pracy jaki wybraliśmy. Pierwotnie założyliśmy, że będzie to krótka sesja, brzmiąca surowo i naturalnie, bez wnikania w detale. Nie byliśmy jednak zadowoleni z rezultatów, jakie w ten sposób osiągnęliśmy i po roku, rozpoczęliśmy miksy w zasadzie od nowa. Do tego doszedł czas, jaki poświęciliśmy na aranże i zmiany w budowie utworów. Decydując się na sesję we własnym studiu, otworzyliśmy przed sobą możliwość dopracowania wszelkich detali, na jakich nam zależało: umieszczania drugich, trzecich planów, szukania barw instrumentów, używania sampli, dbałości o niuanse. Bywa to niebezpieczne, gdyż można się zatracić w pracy, poprawiając materiał bez końca. Nam zajęło to właśnie cztery lata.
Nie ograniczaliście się przy doborze instrumentarium. Jest duduk, cymbały, waltornia... Uczyliście się na nich grać specjalnie na potrzeby konkretnych utworów?
Ze względów technicznych i budżetowych nie mieliśmy możliwości zaproszenia muzyków, którzy zagraliby na wspomnianych instrumentach a także saksofonach, trąbkach, harfie, akordeonie, kontrabasie i wielu innych. Z pomocą przyszła nam technika samplingu, dzięki której mogliśmy te partie zarejestrować sami.
Jak doszło do Waszej współpracy z Katarzyną Dziubak z Dikandy?
Do współpracy doszło w sposób dosyć naturalny, gdyż Kasia jest żoną Marcina Grzegorczyka. Tak, że wszystko zostało w rodzinie.
Skoro Cinematic jest soundtrackiem do nieistniejącego filmu, zdradźcie proszę jego fabułę. Może ktoś pokusi się o dokręcenie obrazu.
Staraliśmy się właśnie by sama muzyka opowiadała własne historie i tworzyła obrazy w wyobraźni słuchacza. Treść i siła tego przekazu w dużej mierze zależy od wrażliwości i wcześniejszych doświadczeń konkretnego odbiorcy. Wierzymy, że to co robimy jest na tyle inspirujące, by każdy mógł stać się reżyserem własnego filmu. Gdyby jakiś twórca podjął się realizacji filmu na podstawie Cinematic, z pewnością nie chciałby byśmy ograniczali jego wyobraźnię i wizję, narzucając mu nasze przesłanie.
Album dedykowaliście wielkim osobowościom polskiego kina - dlaczego akurat im?
Oczywiście moglibyśmy wymienić wiele nazwisk mistrzów polskiej kinematografii, które powinny zostać uhonorowane i zapamiętane. To wybór czysto subiektywny. Z konieczności wymieniliśmy tylko tych, których głosy można usłyszeć na płycie. Tadeusz Łomnicki – mistrz, aktor totalny; Wojciech Jerzy Has – twórca chyba najważniejszego polskiego filmu – Pamiętnika znalezionego w Saragossie, Zbigniew Cybulski – legenda; Zdzisław Maklakiewicz - postać kultowa i tragiczna zarazem; Leon Niemczyk – już choćby za Nóż w wodzie powinien otrzymać Oscara a przecież jego filmografia to ponad pół tysiąca obrazów.
Może to moja nadinterpretacja, ale odnoszę wrażenie, że interesują Was raczej filmy o walorach artystycznych niż komercja. Wiemy, kogo z dawnych polskich aktorów i reżyserów chcieliście uhonorować. A kto według Was mógłby dziś być ich następcą?
Nie snobujemy się na koneserów sztuki. Kino, podobnie jak muzyka, ma w dużej mierze walory rozrywkowe. Chodzi o to, by w ciekawy sposób opowiedzieć dobrą historię. Natomiast zupełnie inną sprawą jest to, co nas do tworzenia inspiruje i co po obcowaniu z dziełem sztuki zostaje w pamięci odbiorcy. Dobry film nie potrzebuje 3D by wywrzeć wrażenie na widzu. Polskie kino współczesne… Z nim jest chyba podobnie jak z polską piłką nożną. Wyprzedza nas już nawet Gabon. Po roku 89 powstało zaledwie kilka filmów wartych wspomnienia. Piętno telenoweli i łatwych pieniędzy w reklamie zdegenerowało mainstreamowe środowisko filmowe. Choć Dom zły to naprawdę dobre kino.
Zastanawiam się jak wyglądają Wasze koncerty. Łączycie jej z jakimiś ciekawymi wizualizacjami?
Wizualizacje stają się powoli integralną częścią naszych koncertów. Cały czas pracujemy nad tym, by obraz był spójny z muzyką i jak najlepiej oddawał jej charakter i nastrój.
Czy chcieliście nawiązać do różnych gatunków filmowych? Old British Spy Movie już tytułem zdradza atmosferę, o Encore sami powiedzieliście, że miało mieć francuski klimat, Human Error i Spiritual Machine są trochę futurystyczne.
Gdy powstawały utwory na Cinematic, zanim jeszcze wyklarowała się wizja dźwięków do nieistniejącego filmu, zależało nam by ogarnąć najszersze możliwe spektrum muzyczne, ograniczone jedynie naszymi gustami. Zastanawialiśmy się gdzie jeszcze nie byliśmy i próbowaliśmy kolejnym utworem w tę właśnie stronę wyruszyć. Efektem są tak różne utwory jak wspomniany Old British Spy Movie, o prostej, piosenkowej budowie, elementy world music w Trip to Doha czy 137 sec., rozbudowane wielowątkowe utwory jak Cinematic czy Human Error, spójna impresja tematyczna jak Encore, czy na koniec nieco patetyczny i nastrojowy The Storyteller.
W Human Error pojawia się głos komputera HAL z 2001: Odysei Kosmicznej. Moim zdaniem wsamplowując wypowiedź tego cybernetycznego psychopaty nadaliście przyjemnemu utworowi nowy, niepokojący wymiar.
Z tym utworem jest w ogóle ciekawa historia, gdyż na płycie zabrzmiał w taki właśnie bardzo zaskakujący dla nas przyjemny i łagodny sposób. W rzeczywistości, czyli na próbach i koncertach ten utwór ma zupełnie inny charakter, bardziej rockowy i drapieżny. Płyta ukazała jego inne oblicze, z którym bardzo dobrze kontrastuje złowieszczy komunikat o „ludzkim błędzie”.
Muszę o to zapytać - dlaczego w Iceland, skoro już wykorzystaliście dialogi z Hydrozagadki, nie dodaliście komendy dla krokodyla?
Wybieraliśmy te kwestie, które działały na nas muzycznie a klimatem nawiązywały do nastroju utworu. Do Islandii pasowały nam właśnie dialogi oddające raczej dramatyzm i patos niż groteskę. „Piękne chmury!”
W jakim kierunku zamierzacie podążyć na następnej płycie? Nadal będzie filmowo czy może pojawi się jakiś nowy koncept?
Równolegle z pracą nad albumem powstawał nowy materiał Lebowskiego. Skończyliśmy już dziesięć utworów, a pomysłów mamy na drugie tyle. Słuchając ich odnosimy wrażenie, że kolejna płyta będzie mocniejsza, bardziej osadzona stylistycznie w ramach jednego gatunku i mniej eklektyczna niż Cinematic. Nie planujemy raczej bezpośrednich nawiązań filmowych, bo z tym tematem już się zmierzyliśmy?
zobacz też: Lebowski