Błąd
  • JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /images/Wywiady/Twilite
Uwaga
  • There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder:
A+ A A-

Hałas na akustykach - rozmowa z zespołem Twilite

Twilite to dowód na to, że Polska nie jest rosyjsko-niemieckim kondominium. Przynajmniej nie w sferze kulturowej. Folkowe ballady tworzone przez duet Paweł Milewski – Rafał Bawirsz mają zdecydowanie anglosaskie korzenie, choć ich wdzięk jest uniwersalny. Panowie mają na koncie debiutancki krążek Bits & Pieces, niedawno przypomnieli się ciekawym EP Else, a już wkrótce wydadzą kolejny album. Zamieniliśmy kilka słów w garderobie olsztyńskiego Andergrantu między występami Twilite i Something Like Elvis.

Jak to jest być jedynym w swojej kategorii zespołem w kraju? Podobne rzeczy robił przed Wami tylko Graftmann ale poszedł w inną stronę.
Paweł Milewski: Nie powiedziałbym, że jesteśmy jedyni. Może było tak na samym początku naszej działalności. Od tego czasu powstało sporo projektów w tych klimatach. Polecam choćby Adama Repuchę, to człowiek z niesamowitym talentem. Na dzień dzisiejszy nie czujemy się na polskiej scenie osamotnieni (śmiech)
Rafał Bawirsz: Choć można powiedzieć, że od nas się zaczęło.
PM: Ale trzeba zaznaczyć że nie zaczynaliśmy zespołu z myślą, że jest taka pusta muzyczna nisza, więc musimy ją wypełnić. Graliśmy to, co nam wyszło spod palców.

Poznaliście się na studiach. Jak sami mówiliście przed chwilą na scenie, używaliście wtedy gitar elektrycznych, akustyki przyszły później.
PM: Nie studiowaliśmy razem. Była impreza u mnie w domu, któryś z kolegów przyprowadził Rafała. Pogadaliśmy, okazało się, że lubimy podobną muzykę. Współpraca zaczęła się od wymiany płyt, a w którymś momencie postanowiliśmy tak pół żartem, pół serio zrobić coś swojego. A na gitarach elektrycznych graliśmy wcześniej, w swoich poprzednich zespołach.
RB: Chcieliśmy nazwać zespół Schlafrock. Taki senny rock (śmiech).
PM: Życie zmusiło nas do wyjazdu do Irlandii, tam już intensywniej pracowaliśmy nad muzyką
RB: Opanowaliśmy grę na akustykach, nauczyliśmy się śpiewać.
PM: Ja na przykład wcześniej w ogóle nie śpiewałem. Ale nie było wtedy jeszcze występów, nie komponowaliśmy własnych piosenek. Zespół na dobrą sprawę narodził się po powrocie z emigracji,  trochę przez nasze doświadczenia życiowe. Próbowaliśmy się jakoś na nowo odnaleźć w polskiej rzeczywistości, co nam się koniec końców nie udało. Stąd powstały pomysły na piosenki. Pracowaliśmy w ten sposób, że nagrywałem ich szkielety u siebie w Biskupcu i wysyłałem do dalszego opracowania Rafałowi, który mieszkał wtedy w Krakowie.
RB: To, co powstało wrzuciliśmy na Myspace i dopiero wtedy tak na serio pomyśleliśmy o sobie jako o zespole.

Ciężko tak pracować na odległość.
PM: Bywa to trochę wkurzające. Nie można na bieżąco konsultować swoich pomysłów, trzeba się zdać na przesyłanie plików. Rafał mieszka teraz w Poznaniu, ale tak czy inaczej nie możemy grać prób z prawdziwego zdarzenia. Spotykamy się dzień przed nagraniem, ogrywamy materiał i tyle jest wspólnego ćwiczenia.

Kogo nazwalibyście swoimi mistrzami jeśli chodzi o kompozycje?
PM: Nie mógłbym wskazać jakichś konkretnych nazw. Słuchałem dużo różnych wykonawców i każdy w jakimś stopniu wywarł na mnie wpływ. Wychowałem się na rzeczach typu Sonic Youth, My Bloody Valentine i sądzę, że ich duch przebija się i u nas. Nawet w naszych balladach lubimy czasami przypieprzyć (śmiech).
RB: Lubimy pohałasować na akustykach. Poza tym kwestia inspiracji jest płynna, fascynacje się zmieniają. Nie mamy jakiegoś jednego określonego wzorca.



Kilka miesięcy temu zamieściliście teledysk do Fire – utworu pochodzącego z udostępnionej za darmo w sieci EPki. Nie warto było zaczekać do drugiej długogrającej płyty?
PM:  Do drugiej płyty też planujemy teledyski, co najmniej dwa (śmiech). A z EPki Else chcieliśmy wyciągnąć ile się da. Można ją w fizycznej postaci nabyć na naszych koncertach. Chcieliśmy przypomnieć się słuchaczom i zrzucić balast utworów, które już od jakiegoś czasu ogrywaliśmy na koncertach, a które nie pasowały na kolejny longplay. A klip do Fire bardzo nam pomógł. Obejrzało go sporo osób, które wcześniej z naszą muzyka nie miały kontaktu, przeważały życzliwe komentarze. Mini album spełnił swoją rolę.

Podpisaliście niedawno kontrakt na trzy albumy. Czy to oznacza wzmożenie działalności, regularne próby?
PM: Ampersand Records nie chce nas jakoś strasznie cisnąć, wyznaczać jakieś wyśrubowane terminy.  Dobrą robotę zrobili już przy Else. Nagrywanie drugiej płyty zaczynamy już za kilka dni, ale nie wyznaczyli nam konkretnej daty premiery. Wydadzą ją, kiedy będzie gotowa. Bardzo zdrowy koleżeński układ.
RB: A czy włożymy większy wysiłek w promocję? To zależy także od odbioru płyty, jeśli się spodoba, będziemy na pewno bardziej widoczni. Już na Else było widać że się rozwijamy jako kompozytorzy, więc nowy album na pewno będzie trochę inny.
PM: Chcemy rozbudować aranżacje, dodać inne instrumenty. Póki co mamy proste demówkowe wersje. Sam jestem podjarany, bo nie do końca wiemy co z tego wyjdzie (śmiech). Kawałki mają na razie tylko robocze tytuły. Większość powstała w okresie ostatnich dwóch miesięcy, więc to co nagramy będzie nas portretować na bieżąco, takich jacy jesteśmy obecnie.

Przed chwilą graliście jako support Something Like Elvis. Debiutancki album Bits & Pieces wydaliście w należącej do braci Kapsa wytworni Electric Eye. Jak doszło do tej współpracy?
PM: Zwyczajnie. Bartek Kapsa wszedł na nasz Myspace, posłuchał piosenek, spodobało mu się i zaproponował nam nagranie płyty. To nas bardzo zmotywowało żeby doszlifować utwory, dotrzymać terminu wydania. W ogóle nie szukaliśmy wtedy wydawcy, nie mieliśmy własnej strony, nic. To stało się jakby przypadkiem, poza nami.

Albo raczej Wasza muzyka obroniła się sama.
PM: Z tego właśnie jesteśmy najbardziej zadowoleni. Wciąż istniejemy, nagrywamy, nie mając jakiegoś wielkiego ciśnienia na sukces.
RB: Ludzie słuchają naszych piosenek, chwalą je – to jest największa zachęta do pracy.

Rozmawiał: Paweł Tryba
Zdjęcia: Radosław Bielecki

{gallery}Wywiady/Twilite{/gallery}

zobacz też: Twilite

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.