Progresja zaprasza z przyjemnością na koncert Steve Rothery Band.
Gitarzysta i współzałożyciel kultowego zespołu Marillion pojawił się po raz pierwszy w Progresji w 2016 roku. Tym razem zapraszamy na 2 koncerty w Łodzi do zaprzyjaźnionego z nami klubu Scenografia.
Koncerty podczas których świętować będziemy 40lecie Steve’a Rothery’ego w Marilion będą wydarzeniami wyjątkowymi. Na oba dni przewidziana jest inna playlista!
Ze sceny usłyszycie m.in. utwory z płyt: Script of a Jester’s Tear, Misplaced Childhood, Clutching at Straws
Jako support Steve Rothery Band pojawi się Collage
Koncerty odbędą się 9 i 10 listopada tego roku.
Bilety w cenie 100 zł dostępne na www.progresja.com
01. Not Naming Any Names - 2:05
02. Try As I Might - 4:26
03. Threatening War - 6:37
04. Uncovering Your Tracks - 4:29
05. All That You've Got - 3:27
06. Far Below - 4:36
07. Pillar of Salt - 1:25
08. White Mist - 11:05
09. Shed a Light - 5:20
Czas całkowity - 43:30
- Bruce Soord - wokal, gitara
- Steve Kitch - instrumenty klawiszowe
- Jon Sykes - gitara basowa
- Gavin Harrison - perkusja
01. Soyuz One - 6:22
02. Hypomania - 3:44
03. Exit Suite - 3:40
04. Emperor Bespoke - 7:49
05. Sky Burial - 4:24
06. Fleeting Things - 4:24
07. Soyuz Out - 13:26
08. Rappaccini - 4:08
Czas całkowity - 47:57
- Jan Henrik Ohme - wokal
- Jon-Arne Vilbo - gitara
- Thomas Andersen - instrumenty klawiszowe
- Mikael Kromer - gitara, mandolina, skrzypce
- Kristian Torp - gitara basowa
- Robert Risberget Johansen - perkusja
01. Looking For Something Else - 16:54
02. Come To Me - 5:17
03. How Do You Feel? - 4:53
04. Something To Believe In - 7:34
05. Dare To Dream - 6:54
06. Where Dreams Come Alive - 7:26
07. Chrysalis - 15:08
Czas całkowity 1:04:06
- Jean Pageau - wokal, flet, instrumenty klawiszowe
- Michel St-Pere - gitara, gitara akustyczna, instrumenty klawiszowe
- Sylvain Moineau - gitara, instrumenty klawiszowe
- Antoine Michaud - instrumenty klawiszowe
- François Fournier - gitara basowa, instrumenty klawiszow
- Jean-Sébastien Goyette - perkusja
Pain Of Salvation | Kingcrow | 01.09.2018 | Progresja | Warszawa
wtorek, 04 wrzesień 2018 15:05 Dział: Relacje z koncertówPainMoże nie powinienem tak zaczynać, ale obawiałem się o frekwencję podczas tegorocznych koncertów Pain of Salvation w Polsce. Koniec wakacji, większość ludzi pozbyła się pieniędzy podczas wyjazdów na urlop lub na letnich festiwalach, niektórzy myślą już o powrocie (swoim lub swoich dzieci) do szkoły i muszą (siebie lub swoje dzieci) do tego przygotować. Z drugiej strony, była to dobra okazja, by zakończyć sezon letni z hukiem.
Rzeczywiście, w sobotni wieczór tłumów w warszawskiej Progresji nie było, ale nawet podczas występu supportującego Pain of Salvation Kingcrow, frekwencja była dość przyzwoita. Ten sympatyczny włoski zespół widziałem, również w Progresji, dwa lata temu, gdy grali z naszym Votum (wokalista Diego Marchesi miło wspominał ten występ). Wówczas Włosi promowali fantastyczny album „Eidos”. Obecnie przyjechali ze świeżym krążkiem, „The Persistence”. Utwory z tych dwóch płyt wypełniły setlistę Kingcrow. Z wcześniejszej panowie wykonali „At the same pace”, „The Moth” i „If only”, a z nowej tytułowy „The Persistence”, „Closer”, „Father” i „Drenched”. Występ Kingcrow, podobnie jak poprzedni, który widziałem, był bardzo żywiołowy, dynamiczny i przepełniony niezwykle pozytywną energią, która bije od Włochów, zwłaszcza od charyzmatycznego wokalisty. Diego często uśmiecha się, skacze po scenie, szaleje. On też dobrze bawi się przy tej muzyce. Nie przeszkodziło nawet to, że początkowo było trochę za głośno i niektóre dźwięki uciekały, ponieważ szybko zostało to skorygowane, dzięki czemu mogliśmy swobodnie cieszyć się fajnym koncertem sympatycznych Włochów.
Gdy rozejrzałem się wokół siebie około godziny 21:00, okazało się, że w klubie nieco się zagęściło, zwłaszcza jeśli chodzi o osoby w koszulkach z logiem gwiazdy wieczoru. Pain of Salvation ma w Polsce sporo fanów, co było widać również w Progresji. Po dłuższej przerwie Szwedzi dumnie pojawili się na scenie, powitani przez warszawską publiczność z dużym entuzjazmem. Nie byli dłużni i zaczęli mocno od najlepszych utworów z wciąż promowanej, zeszłorocznej płyty „In the passing light of day”. Na początku usłyszeliśmy złożony „On a Tuesday”, przebojowy, choć połamany rytmicznie „Reasons” i emocjonalny „Meaningless”. Do najnowszego wydawnictwa zespół powrócił pod koniec koncertu, prezentując jeszcze mocny „Full Throttle Tribe” i wzruszający utwór tytułowy, jak zwykle zadedykowany żonie wokalisty, Daniela Gildenlöwa. Bardzo mi zaimponowało, że Szwedzi nie skopiowali swojego występu z zeszłego roku, gdy grali w Inowrocławiu jako główna gwiazda festiwalu Ino Rock, lecz mocno odświeżyli zestaw granych przez siebie utworów. „Beyond the pale” i „Ashes” zostały zastąpione przez „Kingdom of Loss”, „Handful of Nothing”, “Pilgrim” czy “Used”. Dziwny żart z pokazywaniem okładek płyt winylowych poprzedziła jeden z najzabawniejszych momentów, czyli wykonanie „Disco Queen”. Można się śmiać, że ten utwór nie pasuje do twórczości Pain of Salvation, ale zabawa była przednia, niektórzy podłapali nawet zaśpiew „u u uu uu”. Poza tym wyjątkiem, zespół postawił jednak na ciężkie i dynamiczne kawałki, które doskonale brzmiały, ponieważ nagłośnienie było ustawione idealnie. Widać, że panowie są obecnie w bardzo dobrej formie i umiejętnie to wykorzystują. Nie wypominając nikomu metryki, można śmiało stwierdzić, że Pain of Salvation przeżywa obecnie drugą młodość. Na szczęście, zamiast jeździć szybkimi samochodami i kupować luksusowe wille z basenami, ci muzycy nagrywają dobre płyty i grają doskonałe koncerty.
Parę minut po 23:00 było już po wszystkim. To był bardzo udany wieczór. Z jednej strony urok końca wakacji (choć sam już od kilku lat ich nie mam), z drugiej początek mojego ulubionego miesiąca w roku i to w doborowym towarzystwie. Rozpoczyna się również bogaty sezon koncertów klubowych, czas ważnych decyzji i wyborów, na co iść, co odpuścić. Życzę wszystkim jak najwięcej takich dylematów.
Przybył, zobaczył, usłyszał, wrócił i spisał.
Gabriel „Gonzo” Koleński
01. Delusion Rain
02. Travel to the Night
03. If You See Her
04. Another Day
05. Wall Street King
06. Pride
07. The Last Glass of Wine
08. Shadow of the Lake
09. Dear Someone
10. Through Different Eyes
11. The Preacher's Fall
- Jean Pageau - wokal
- Michel St-Père - gitara
- Sylvain Moineau - gitara
- Benoît Dupuis - instrumenty klawiszowe
- François Fournier - gitara basowa
- Jean-Sébastien Goyette - perkusja
CD 1
01. Delusion Rain - 10:21
02. Travel to the Night - 8:46
03. If You See Her - 5:58
04. Another Day - 18:20
05. Wall Street King - 6:28
06. Pride - 7:26
07. The Last Glass of Wine - 6:51
08. Dear Someone - 6:17
CD 2
01. Shadow of the Lake - 12:11
02. A Song for You - 12:58
03. Through Different Eyes - 20:42
04. The Preacher's Fall - 4:14
05. Superstar - 8:50
06. Till the Truth Comes Out - 8:26
07. The Sailor and the Mermaid - 5:17
Czas całkowity - 2:23:05
- Jean Pageau - wokal
- Michel St-Père - gitara
- Sylvain Moineau - gitara
- Benoît Dupuis - instrumenty klawiszowe
- François Fournier - gitara basowa
- Jean-Sébastien Goyette - perkusja
W tym roku po raz jedenasty odbył się festiwal Ino Rock w Inowrocławiu. Miłośnicy rocka progresywnego mieli kolejną okazję by zebrać się tłumnie i posłuchać ciekawej muzyki. Tegoroczna edycja festiwalu, poza zespołami polskimi, została zdominowana przez progresywne gwiazdy z Norwegii. I to właśnie skandynawskie kapele nadały ton i klimat jedenastej edycji Ino Rock. Mam wrażenie, że polskie zespoły zostały tak dobrane, by pasowały do ogólnej atmosfery. I to się w pewnym sensie udało, choć trochę brakowało mocniejszego, mniej melancholijnego akcentu.
Zaczęło się bardzo miło i uroczyście. Szef organizującego festiwal Wydawnictwa Rock Serwis, Piotr Kosiński, został uhonorowany przez kolegów pamiątkową księgą ze zdjęciami. Były też kwiaty, inne prezenty i wzruszenie po każdej stronie. Po krótkiej ceremonii, punktualnie rozpoczęły się koncerty. Trzeba przyznać, że organizacyjnie, impreza została bardzo dobrze przygotowana. Praktycznie bez obsuwy, każdy koncert rozpoczynał się właściwie punktualnie, a przerwy pomiędzy występami poszczególnych wykonawców nie były długie.
HIPGNOSIS pokazało, że nawet w zmienionym składzie można zagrać świetny koncert, a czasem mniej znaczy lepiej. Bez gitary, z tylko jednym klawiszowcem, za to na dwa wokale, które okazały się strzałem w dziesiątkę. KuL jest obdarzona słodkim, anielskim głosem, który stanowi intrygujące połączenie z jej drapieżnym, nieco demonicznym wyglądem. Szkoda, że wokalistka rzadko utrzymywała kontakt wzrokowy z publicznością, ale śpiewała znakomicie. Uzupełniał ją męski głos drugiego wokalisty, który śpiewał lub wrzeszczał, zawsze w sposób bardzo pasujący do danego utworu. Dzięki temu „Cold” czy „Relusion” zabrzmiały wyjątkowo, w tym drugim nawet nie brakowało dodatkowych klawiszy.
Bardzo cieszy mnie wzmożona ostatnio aktywność AMAROK i jego coraz częstsze występy. Zespół Michała Wojtasa nabrał wiatru w żagle po ciepło przyjętej, wydanej w zeszłym roku płycie „Hunt”. Nie dziwi, że repertuar z ostatniego albumu zdominował występ w Inowrocławiu. Pięknie zabrzmiały „Anonymous”, „Idyll”, „Distorted Soul”, „Winding Stairs”, „Nuke”, ale też starsze kompozycje, jak „Landscapes” z albumu „Metanoia”. Najważniejsze, że występ udało się okiełznać pod względem technicznym, ponieważ ze względu na dużą ilość sprzętów i instrumentów, każdy koncert Amarok to poważne wyzwanie logistyczne. I choć nie udało się odnaleźć ustnika od duduku, zespół zaprezentował się profesjonalnie i stworzył niepowtarzalny klimat. Zachwycał gitarzysta i basista, Konrad Pajek, który wspaniale rozwija się jako wokalista, czego dał wyraz znakomicie śpiewając partie Mariusza Dudy i Colina Bassa w „Idyll” i „Nuke” (w lutym w Progresji nie było aż tak dobrze pod tym względem). W ramach ciekawostki dodam, że w Inowrocławiu wraz z Amarok, w roli klawiszowca wystąpił obecny gitarzysta Collage i dziennikarz muzyczny, Michał Kirmuć.
Dzień zamienił się w wieczór, kiedy na scenie pojawił się BJØRN RIIS wraz z zespołem. Gitarzysta Airbag ma na koncie już dwie płyty solowe, jeden mały album, a obecnie nagrywa nowy materiał. Gdy panowie wyszli na scenę, a po chwili z niej popłynęły pierwsze dźwięki „Forever comes to and end”, było wiadomo, że to będzie wyjątkowy koncert i tak też było. Muzyka, którą proponuje Bjørn Riis na swoich albumach jest łatwo przyswajalna, ale zazwyczaj dość smutna i melancholijna. Ten klimat było doskonale czuć w Inowrocławiu. Podziwiam Bjørna za to, że w ogóle zdecydował się zagrać, mimo że kilka dni wcześniej spotkała go osobista tragedia, bowiem artysta stracił matkę. To właśnie mamie muzyk zadedykował utwór „Where are you now”, który w tych okolicznościach zabrzmiał inaczej i niepowtarzalnie. W tym samym czasie zaczął padać deszcz. Przypadek? Kto wie… Emocje było słychać w każdej solówce, którą grał lider, ale że Bjørn Riis jest znakomitym gitarzystą to raczej każdy wie. Poza utworami z solowych płyt gitarzysty Airbag, takimi jak: „Getaway”, „Winter”, „Stay calm” czy „Lullaby in a car crash”, tego wieczoru, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, usłyszeliśmy również kompozycje macierzystej formacji Bjørna. „The greatest show on earth” i „Slave” zabrzmiały w sposób podobny do oryginałów, ale stanowiły miłe urozmaicenie. Nie tylko moim zdaniem, to był najlepszy występ na tegorocznym Ino Rock.
Występująca po zespole Bjørna Riis, również pochodząca z Norwegii, grupa SOUP, miała nie lada wyzwanie, by sprostać oczekiwaniom publiczności. Soup, choć są mało znani, mają już kilka albumów na swoim koncie, w tym wydany w zeszłym roku, fantastyczny „Remedies”. Choć bardzo lubię ten krążek, jakoś nie mogłem przekonać się do Norwegów na żywo. Niby wszystko było na swoim miejscu, panowie byli bardzo dobrze przygotowani, a ich występ był jak przejażdżka górska po ludzkich emocjach, ale osobiście miałem problem, żeby całkowicie się w tej muzyce zatracić. Nie pomogła nawet piękna oprawa świetlna, choć przyznaję, że był to najlepiej oświetlony występ całego festiwalu. Feeria przepięknych barw atakowała z każdej strony, tworząc niezwykłe tło dla tej ciepłej, niemal pastelowej muzyki. Może wcale nie było aż tak źle…
Tegoroczną edycję festiwalu Ino Rock zamknął norweski zespół GAZPACHO, dając urokliwy i bardzo emocjonalny występ. Poza fajną oprawą świetlną, choć bardziej stonowaną niż ta, którą mieli ich poprzednicy, zespół dysponował również wielkim ekranem z ciekawymi i bardzo wyraźnie widocznymi wizualizacjami. Wyświetlane grafiki uzupełniały muzykę zespołu i wzmacniały przekaz. Wzmocnione było również brzmienie, ponieważ Gazpacho zagrało tego wieczoru dużo mocniej niż na płytach. Mimo to, w tym roku trochę brakowało bardziej hard rockowego zacięcia. Obecnie Gazpacho promuje swój najnowszy album „Soyuz”, na którym misje kosmiczne zostały wykorzystane do opowiadania o przemijaniu. Ten melancholijny nastrój zdominował cały występ Norwegów, ponieważ na dobrą sprawę cała ich twórczość jest utrzymana w podobnej konwencji. Podczas Ino Rock zespół zaprezentował obszerne fragmenty swojego najświeższego krążka: „Soyuz one”, „Hypomania”, „Fleeting things”, „Emperor bespoke”, „Soyuz out”. Dodatkowo panowie wykonali różne kawałki ze swoich poprzednich płyt: „Black lily”, „Tick tock”, „Upside down”, „The walk”, „Molok rising”, „Massive illusion”. Biorąc pod uwagę obszerną dyskografię Gazpacho, trudno jest zaspokoić każdego lub zagrać chociaż po jednym utworze z każdego albumu, na co zwrócił uwagę sam lider grupy, Jan-Henrik Ohme. Wokalista generalnie próbował od czasu do czasu żartować, choć wychodziło to trochę sztywno, jak tekst o zbawiennym wpływie zwiększającego się stężenia alkoholu we krwi na pozytywny odbiór muzyki dochodzącej ze sceny. W trakcie występu Gazpacho było już tak zimno, że mało kto miał ochotę na piwo, a grzańców w ofercie nie było. Nie mniej, odbiór zespołu był pozytywny i dość ciepły. Późna pora, gwałtowne ochłodzenie i umiarkowana frekwencja spowodowały, że w tym roku gwiazdę wieczoru oglądała mniejsza grupa fanów niż chociażby Pain Of Salvation w zeszłym roku, gdy pod sceną było gęsto. Mimo to, występ Gazpacho był jak najbardziej udany i w bardzo sympatyczny sposób zwieńczył tegoroczną odsłonę Ino Rock.
I tak zakończyła się jedenasta edycja słynnego progresywnego festiwalu w Inowrocławiu. W tym roku było bardzo spokojnie, nostalgicznie, melancholijnie i nastrojowo. Nie jestem pewien czy takie dźwięki można określić mianem „muzyki końca lata”, ale myślę, że coś w tym jest. Z pewnością występujące zespoły pasowały do zmieniającej się na bieżąco aury. Ciepłe polskie lato zostało zrównoważone norweskim chłodem. Jednak muzyka rozgrzała serca publiczności, dzięki czemu ani deszcz, ani wiatr nie popsuł nikomu szyków. Jestem przekonany, że fani z przyjemnością wrócą za rok do Inowrocławia na kolejny festiwal. Tylko następnym razem ja poproszę o chociaż jeden zespół hard rockowy, bo choć tegoroczny klimat był niepowtarzalny, przydałoby się jakieś delikatne urozmaicenie. Albo wręcz niedelikatne…
Przybył, zobaczył, usłyszał, wrócił i spisał.
Gabriel „Gonzo” Koleński
Zdjęcia - Jan"Yano"Włodarski
01. Your Life Is The Glory - 4:52
02. Friends - 4:51
03. Chatbot - 4:27
04. Have A Nice Day - 4:06
05. Mike First Piano - 2:55
06. Drugs And Lies - 4:18
07. Sweden Project - 4:54
08. Keep The Heart - 4:47
09. No One Can Prove - 6:27
10. Fire Room - 4:26
Czas całkowity - 46:03
- Adam Płotnicki - wokal, instrumenty klawiszowe, perkusja, sampler
oraz:
- Karol Szolz - gitara
- Tom Horn - wokal (9)
- Michał Płotnicki - pianino (5)
- Ryszard Kramarski - moog (4)
- Zuzanna Kaczmarek - skrzypce (9)
7 września swoją premierę będzie miała najnowsza płyta formacji Thesis. Będzie to także początek trasy koncertowej zespołu. Premierę poprzedzi prezentacja najnowszego klipu.
– Płyta nazywa się „Kres”, zawiera 7 numerów, została nagrana w całości na setkę w Prusiewicz Studio w Owczarach koło Krakowa – informuje zespół. – Pracowaliśmy nad materiałem z Kacprem Kempistym, który pomagał nam od strony producenckiej i aranżacyjnej. Zależało nam, aby uchwycić na tym materiale energię na żywo, dlatego dbaliśmy, aby wszystko było nagrane na setkę łącznie z wokalem bez zbędnych potem dogrywek. Materiał zmiksowaliśmy na stole analogowym z tych samych powodów.
Premierze albumu „Kres” będzie towarzyszył specjalny koncert, stanowiący jednocześnie początek trasy promującej nowe wydawnictwo Thesis. Natomiast jeszcze 29 sierpnia zespół zaprezentuje najnowszy klip zapowiadający płytę.
Pierwsze koncerty Thesis zagra wspólnie z Leech, jednym z najważniejszych postrckowych zespołów z Europy, który przyjeżdża do Polski promować swoją nową płytę „For better or for worse”:
07/09 - Poznań Pod Minogą (+ Leech & Beyond The Event Horizon)
08/09 - Wrocław Liverpool (+ Leech & Beyond The Event Horizon & Radical Notion)
09/09 - Warszawa Pogłos (+ Leech & Beyond The Event Horizon)
20/09 - Gdańsk Wydział Remontowy (+ Orbita Wiru & Bregma)
21/09 - Toruń Dwa Światy (+ Orbita Wiru)22/09 - Rzeszów Vinyl
19/10 - Płock Rock 69 (+ Orbita Wiru)
Thesis - „Kres”
01. Zwęglone Skrzydła
02. Godziny
03. 7 Pięter
04. Wstyd
05. Aż Zabraknie Słów
06. Szum
07. Kres