Jeden z najbardziej charyzmatycznych wokalistów neoprogresywnego rocka na koncertach w Polsce! Fish już w październiku wystąpi w pięciu polskich miastach, na koncertach tych artysta po raz ostatni wykona w całości kultowy album swojego macierzystego zespołu Marillion, "Clutching at Straws" z 1987 roku oraz utwory ze swojej najnowszej płyty zatytułowanej "Weltschmerz", której premiera przewidziana jest na ten rok. Bilety już w sprzedaży, zapraszamy!
Fish doskonale znany jest w Polsce zarówno z występów z Marillion jak i ze swojej solowej działalności. To właśnie z Marillion nagrał takie kultowe już dla rocka progresywnego albumy jak m.in. “Script For A Jester’s Tear”, “Fugazi”, “Misplaced Childhood” czy też "Clutching at Straws", po nagraniu tej ostatniej płyty Fish rozstał się z Marillion i poświęcił solowej karierze. Jako artysta solowy Fish porusza się w stylistyce współczesnego popu, tradycyjnej muzyki folk oraz oczywiście rocka, a przez słuchaczy Radia Planet Rock uznany został za jeden z najlepszych głosów w muzyce rockowej. Jako Fish nagrał 10 albumów solowych, a dyskografię artysty zamyka krążek “A Feast Of Consequences”, który ukazał się w 2013 roku i uznany został za jedną z najbardziej porywających płyt w karierze Szkota. Fish ma też na swoim koncie współpracę z takimi muzykami jak np. Tony Banks czy Peter Hammill. W tym roku premierę ma mieć najnowszy studyjny album Fisha, "Weltschmerz", o którym artysta już wcześniej wypowiadał się, że musi on być „wyjątkowy na każdym poziomie", o czym będzie można się przekonać już jesienią!
Metal Mind Productions
zaprasza
FISH + support
15.10.18 - Poznań, MTP2
16.10.18 - Kraków, Kwadrat
18.10.18 - Warszawa, Progresja
20.10.18 - Bydgoszcz, Artego Arena
21.10.18 - Gdańsk, Stary Maneż
Otwarcie bramek: 19:00
Start: 20:00
Ceny biletów - Kraków:
120 PLN (w przedsprzedaży)
140 PLN (w dniu koncertu)
Bilety już do nabycia na stronach:
shop.metalmind.com.pl, www.eventim.pl, www.ebilet.pl, www.biletin.pl
Wszelkie informacje o sprzedaży biletów: tel. 32/205 25 00 (wew. 126), 32 253 71 82, e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript., www.metalmind.com.pl
Sprzedaż wysyłkowa: 32 / 253 71 82, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript., shop.metalmind.com.pl
Informacje i bilety - pozostałe koncerty:
15.10. - Poznań, MTP2 (http://www.ranus.pl/koncert.html, ceny: 120 PLN /do 30.06, 145 PLN/ do 1.10, 170 PLN/ do 15.10 )
18.10. - Warszawa, Progresja (https://progresja.com/events/, ceny: 120 PLN/ do 17.10, 140 PLN/ 18.10)
20.10. - Bydgoszcz, Artego Arena ( http://www.klubkuznia.pl/wydarzenia, ceny / w przedsprzedaży/ w dniu koncertu: VIP – 140/160 PLN, II kat. – 120/ 140 PLN, III kat. – 100/ 120 PLN, IV kat. – 80/ 100 PLN, wszystkie kategorie biletów – miejsca siedzące)
21.10. - Gdańsk, Stary Maneż (http://www.eventim.pl/, ceny: 110 PLN/ do 30.06 – miejsca stojące, 160 PLN/ do 30.06 – miejsca siedzące, 135 PLN – stojące do 21.10, 185 PLN – siedzące do 21.10)
- Od wydania ostatniej płyty zespou Osada Vida „After-Effect” minęło kilka lat. Jak z perspektywy czasu oceniasz ten album?
LbassRzeczywiście, od czasu wydania „After-Effect” minie w tym roku 3 lata... Muszę uczciwie przyznać jednak, że zarówno ten, jak i pozostałe cztery studyjne albumy Osada Vida oceniam bardzo pozytywnie, bo to przecież moje dzieci :-) A jak to dzieci – akceptuję bezwarunkowo, mając jednocześnie pełną świadomość istnienia ich zalet i wad. Osada Vida jako zespół rozwija się naturalnie z płyty na płytę i to słychać zarówno w warstwie kompozycyjnej, jak i techniczno – realizacyjnej. Naturalnym stało się dla nas wprowadzenie większej ilości powietrza i przestrzeni w naszej muzyce, więcej wpadających w ucho melodii. Myślę, że każdy kolejny album jest dobrym udokumentowaniem miejsca, w którym znajdowaliśmy się w danym momencie. Wierzę, że nie inaczej będzie i tym razem, przy okazji wydania nowej płyty.
- Co obecnie dzieje się z Osada Vida ?
Aktualnie w Osadzie i dookoła dzieje się bardzo wiele Nie chcę już wracać do tego, dlaczego tak długo trzeba było czekać na ponowną aktywność Osady i rozstrząsać przyczyn chwilowego zastoju. Nie przestaliśmy działać, jako grupa, ani na moment, choć nasza ostatnia aktywność koncertowa i studyjna oscyluje wokół roku 2015... Ważne, że aktualnie jesteśmy znowu w komplecie i wraz z nowym, młodym wokalistą kończymy właśnie nowy albym Osada Vida. Premiera nowej płyty przewidziana jest na maj 2018. Nie zdradzamy jeszcze, kto teraz dzierży mikrofon w Osadzie i umila nam czas swoimi śpiewnymi wersami. Mogę zdradzić natomiast, że skończyliśmy niedawno prace nad wideoklipem do najnowszego singla, którego premiera będzie miała miejsce w pierwszy dzień wiosny, tj. 21.03.2018. Wtedy wszystko będzie jasne w temacie nowego składu, a nowa muzyka rozwieje wszelkie wątpliwości i obawy co do kondycji Osada Vida AD 2018. Dodatkową atrakcją niech będzie również fakt, że w klipie wystąpił ekskluzywnie popularny i lubiany aktor – liczę, że Wam się spodoba :-) Bądźcie zatem czujni i pozostańcie w kontakcie z Osadą Vida za pośrednictwem FB i www, bo warto.
- Opowiedz nam o swoich muzycznych planach na przyszłość.
Jak już wspomniałem powyżej – w tej chwili najważniejsze dla nas jest dokończenie nowej płyty. Nagraliśmy już większość instrumentów, ale pozostały nam do nagrania tzw. „smaczki”, o które zawsze dbamy, a także miks całości. Tym razem obok klasycznego fortepianu i kwartetu smyczkowego, na płycie znajdzie się również miejsce dla klarnetu oraz lutni i paru innych egzotycznych gitar. Jasiu Mitoraj, nasz gitarzysta, pełniący tym razem również rolę producenta płyty, ma głowę pełną pomysłów na różne brzmienia, więc wierzę, że będzie „na bogato” :-) Już niedługo będziemy mogli zdradzić szczegóły nowego wydawnictwa OV, które chcielibyśmy przedstawić światu 25.05.2018. Jesienią 2018 natomiast, planujemy odwiedzić parę miast i zaprezentować na żywo nowe oblicze Osada Vida – z nowym wokalistą i z nowym materiałem. Oczywiście na koncertach nie zabraknie również starszych utworów – planujemy sięgnąć nawet po rzeczy najwcześniejsze. Sam jestem ciekaw, jak to zabrzmi po 10 latach :-)
- Śledzisz współczesny rynek muzyczny? Poznałeś może jakiegoś ciekawego i wartego uwagi wykonawcę?
Współczesny rynek muzyczny to hasło, które de facto kryje w sobie bezkresny obszar wydawniczo – radiowo – internetowy. Nie sposób dzisiaj chyba być w 100% na bieżąco ze wszystkim, co dzieje się na tzw. rynku muzycznym. Z drugiej strony też, ja reprezentuję rocznik, który raczej jest już bardziej wierny pewnym gatunkom i wykonawcom niż szuka za wszelką cenę nowinek. Co nie znaczy, że nie jestem na takowe otwarty Słucham bardzo dużo bardzo różnej muzyki. Ostatnio bardzo pozytywne wrażenie zrobiły na mnie ostatnie płyty Trivium, Orphaned Land, Arch Enemy, BLS, Mastodon, ale również Stevena Wilsona, Pain Of Salvation, Opeth, Threshold, jak i Nothing But Thieves, Foo Fighters czy Lao Che. Jeśli do tego dodałbym nowe płyty P!nk, Sia i Depeche Mode, to już widać, że moja muzyczna głowa przypomina nieco to, co Kandinsky
proponował w okresie abstrakcjonizmu :-)
- Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia wszystkich planów.
Bardzo dziękuję za zainteresowanie i wsparcie. Pozostańcie z nami, oczekujcie nowej muzyki i zapraszamy wszystkich na koncerty Osada Vida. Pozdrowienia! :-)
To będzie jedna z najciekawszych jazzowych premier tego roku! Już w najbliższy piątek, 16 lutego, ukaże się nowy solowy album jednego z najwybitniejszych polskich instrumentalistów, "Parallel Worlds" Apostolisa Anthimosa. Płytę promuje teledysk do utworu "Back to the North".
Na "Parallel Worlds" znajdzie się 14 kompozycji Apo w jazzowych aranżacjach, będą to w większości nowe utwory, jak i te starsze w odświeżonych, zaskakujących wersjach. "Od lat chciałem usłyszeć moje utwory w innej odsłonie, z fortepianem i saksofonem, bardziej na 'jazzowo'. Nie lubię szufladek, a grając na bębnach, jest to dla mnie świat równoległy, który towarzyszy mi przez całe życie. Nagrałem parę płyt na bębnach z Tomkiem Stańko, kilka autorskich albumów, z Józefem Skrzekiem, z SBB. Zagrałem z Jimem Beardem, Gilem Goldstinem, Mattem Garrisonem i z Patem Methenym, który utwierdził mnie, w tym co robię i dodał skrzydeł." - tak o genezie powstania nowego krążka mówi sam artysta.
Płyta nagrana została we wrześniu zeszłego roku w studio MAQ Records, a Apostolisowi towarzyszyli tutaj młodzi, znakomici muzycy: Robert Szewczuga na basie, Piotr Matusik na instrumentach klawiszowych oraz Olaf Węgier na saksofonie: "Cieszę się, że znalazłem tak zdolnych muzyków, którzy czują muzykę tak jak ja. Roberta znam od lat, graliśmy w moim trio gitarowym. Piotr Matusik to bardzo utalentowany pianista i muzyk, Olaf Węgier - świetny saksofonista, wnieśli oni sporo świeżości i tchnęli nowego ducha w to, co słyszałem od lat." - komentuje Anthimos.
Apostolis Anthimos uznawany jest za jednego z najciekawszych instrumentalistów. Nieodłącznie kojarzony jest z bluesem, ale również i z muzyką z pogranicza jazzu i rocka. Choć zaczynał jako gitarzysta, jest także znakomitym perkusistą, pianistą oraz basistą. Od 1971 roku współtworzy legendarny zespół SBB, jedną z najważniejszych formacji w historii polskiego rocka. Współpracował z Tomaszem Stańko, zarówno podczas koncertów, jak i projektów płytowych, grał też z Czesławem Niemenem. W 1994 roku zadebiutował jako solista albumem "Days We Can't Forget", a w kolejnych latach ukazały się płyty: "Back to the North" (2006) i "Miniatures" (2008). Prowadził zespół Theatro, a od ponad dekady gra z własnym trio w polskiej oraz międzynarodowej odsłonie, gdzie wspomagają go Gary Husband i Etienne Mbappe. Regularnie nagrywa i koncertuje na całym świecie, czy to z SBB, czy solo. "Parallel Worlds" to już szósta solowa płyta Apostolisa
Lista utworów:
1. STORY I
2. PINNOCHIO'S DREAM
3. BACK TO THE NORTH
4. GORIS
5. BAR WAH WAH
6. MANHATTAN CIRCUS
7. PARALLEL WORLDS
8. IN THE BIG CITY
9. SUNRISE
10. McCOI
11. TATA
12. 2/5/1
13. MUSSAKA IN EVENING
14. STORY II
01. Double Down - 7:36
02. Equal Minds - 10:19
03. Sizzurp - 10:45
04. Playing Chess With Barney Rubble - 9:04
05. The Self Licking Ice-cream Cone - 13:08
06. Plutocracy - 4:38
07. Agent Orange - 9:46
08. Emmetropia - 9:00
09. Odin's Wig - 1:54
Czas całkowity - 1:16:10
- Dominique Vantomme - instrumenty klawiszowe
- Michel Delville - gitara
- Tony Levin - gitara basowa, Chapman Stick
- Maxime Lenssens - perkusja
TOUNDRA zapowiada wydanie nowego albumu zatytułowanego "Vortex".
niedziela, 18 luty 2018 17:04 Dział: News
Grający instrumentalnego rocka hiszpański zespół Toundra zapowiedział wydanie swojego piątego albumu studyjnego. Nowy krążek będzie zatytułowany „Vortex” i ukaże się 27 kwietnia 2018 roku. Poprzednia płyta grupy „IV” osiągnęła spektakularne drugie miejsce na listach sprzedaży w Hiszpanii.
Okładka “Vortex” została zaprojektowana przez Frana Rodrígueza, który współpracował między innymi z Weezer. Zespół następująco skomentował tytuł albumu:
“19 września 2012 roku przyjechaliśmy do klubu Vortex Surfer Musiklub w Siegen, małym miasteczku w Niemczech. Zagraliśmy tam koncert. Klub był wypełniony po brzegi i wszystko tego wieczoru, łącznie z ciepłym przyjęciem ze strony publiczności, było niesamowite. Zakochaliśmy się w tym małym klubie i domu obok, w którym spaliśmy tamtej nocy.
Od tamtego momentu, graliśmy w Vortex jeszcze 5 czy 6 razy i za każdym razem panowała tam ta radosna atmosfera tworzona przez publiczność, dlatego zdecydowaliśmy się nazwać najnowszy album „Vortex”. Porzuciliśmy rzymskie liczby, ponieważ obecnie chcemy podziękować wszystkim promotorom, pracownikom klubów, wytwórniom, agencjom koncertowym, fanom i wszystkim, którzy przez te wszystkie lata pomagali nam spełniać nasze marzenia. Nie możemy się doczekać aż usłyszycie nową muzykę.”
Poniżej lista utworów na płycie:
1. Intro Vortex
2. Cobra
3. Tuareg
4. Cartavio
5. Kingston Falls
6. Mojave
7. Roy Neary
8. Cruce Oeste
Po wydaniu trzech pierwszych albumów własnym sumptem, w 2014 roku Toundra związała się z wytwórnią Superball/Century Media, w barwach której wydała album „IV” w 2015 roku. Od tamtej pory zespół zagrał ponad 100 koncertów w 17 krajach.
Łódzka formacja Tune w najlepsze promuje swój najnowszy materiał ukryty pod nazwą "III". Koncerty przyjmowane są entuzjastycznie, a nowy materiał przypada do gustu bardzo szerokiemu spektrum odbiorców w naszym kraju. W najbliższą sobotę o godz. 20.00 łodzianie zagrają na własnych śmieciach, w Klubie Scenografia (ul. Zachodnia 81/93).
Tune to grupa grająca szeroko pojętego rocka alternatywnego. Założony w 2011 roku zespół posiada na swoim koncie dwa ciepło przyjęte albumy studyjne „Lucid Moments” oraz „Identity”. W tym roku zespół wydaje swój trzeci album i rusza w trasę koncertową promującą to wydawnictwo. Koncert w Łodzi będzie jednym z serii koncertów na których usłyszycie utwory z najnowszej płyty.
Bilety dostępne w klubie Scenografia (ul.Zachodnia 81/83) oraz na stronach internetowych:
https://www.biletomat.pl/koncerty/tune-6203/
https://biletyna.pl/event/TUNE-Klub-Scenografia-Lodz-e65582.html
Wydarzenie na Facebooku:
01. Canción de E - 3:05
02. Destruidnos juntos - 8:58
03. Hijos de la rabia - 9:00
04. Interrogatorio - 1:40
05. El grito del padre - 8:50
06. Contigo - 3:22
07. Un hombre - 10:05
08. Europa muda - 10:22
Czas całkowity - 55:22
- Francisco Contreras - wokal
- David López - gitara
- Esteban Girón - gitara
- Alberto Tocados - gitara basowa
- Álex Pérez - perkusja
Niekwestionowany przebój lat 70. ubiegłego wieku, czyli „Dziewczyna o perłowych włosach” zabrzmi 18 sierpnia we Wrocławiu (Pergola) i 19 sierpnia w Warszawie (Park Sowińskiego). Podczas pobytu w Polsce, węgierskiej gwieździe towarzyszyć będzie na scenie Creedence Clearwater Revived (UK/USA).
OMEGA
Omega to jeden z najpopularniejszych rockowych bandów z lat 70. Zaczęli tworzyć w tym samym czasie, co Rolling Stones, a polskiej publiczności znani są głównie dzięki hitowi “Dziewczyna o perłowych włosach”. Polska publiczność pokochała także takie utwory, jak "Czarodziejski biały kamień", "Koncert o północy", "Lenę" czy "Nie znam twojego imienia". Albo angielski "Never Feel shame". Wyrwali się z bloku wschodniego i zdobyli międzynarodową sławę. Lider Omegi - Gabor Presser ukończył konserwatorium w klasie fortepianu w Budapeszcie. Większość stworzonego repertuaru stanowią utwory w języku węgierskim.
"Gyöngyhajú lany", bo tak brzmi oryginalny tytuł największego przeboju Węgrów, powstał w 1969 roku i dosyć szybko przypadł do gustu szerokiej publiczności. To pełna dramatyzmu ballada z charakterystycznym refrenem. O warstwę liryczną utworu zadbała Anny Adamis, żona byłego perkusisty Józsefa Lauxa. Zespół zadebiutował albumem "Trombitás Frédi és a rettenetes emberek" (przyp. "Trębacz Frédi i straszni ludzie") w 1968 roku.
Od początku swojej działalności nagrali kilkanaście płyt, które na stałe wpisały się do w historię muzyki rockowej. Najpopularniejsze krążki to "10000 lépés" (1969), "Élő Omega" (1972), "Omega 5" (1973) i "Gammapolis" (1979). Ich ostatni, podwójny album - "Szimfonia & Rapszodia" to połączenie rockowych korzeni z muzyką klasyczną.
Creedence Clearwater Revived
To tribute band, hołdujący legendarnej kapeli Creedence Clearwater Revival. W skład zespołu wchodzą Peter Barton i Johnnie Guitar Williamson (The Animals), Chris Allen (obecnie Troggs, ex Lieutenant Pigeon / Denny Laine / The Animals / Silson Spencer Hawkes) oraz Wally Day (ex- Lipstick / New Amen Corner).
Miło jest nam zaprosić Państwa na kolejną ciekawie zapowiadającą się imprezę progrockową, której patronujemy. Odbędzie się ona 23 lutego w Grudziądzu. Przedsięwzięcie nazwane jako PROGROCKOWY AKCENT zagości w Klubie Akcent (Grudziądz, ul. Wybickiego 38). Wystąpią cztery zespoły: dwa lokalne MEGARAŻ oraz THE BROKEN BRIDGES a także stołeczne TRACES TO NOWHERE oraz ANVISION z Tarnowa.
Koncerty rozpoczną się po godz. 18:00. Bilety są już dostępne w przedsprzedaży (25 PLN). W dniu koncertu będziecie je mogli nabyć przed wejściem do Klubu w cenie 30 PLN.
POLECAMY I ZAPRASZAMY
Pod poniższym linkiem więcej informacji w facebook'owym "wydarzeniu":
Warsaw Prog Days 2018 | Warszawa | Progresja |10.02.2018
wtorek, 13 luty 2018 16:54 Dział: Relacje z koncertówWSTĘP
Zawieszenie organizowanego przez stołeczny klub Progresja festiwalu Warsaw Prog Days, które miało miejsce w zeszłym roku, było dla mnie osobiście dość smutnym faktem, ponieważ odbywająca się w Warszawie coroczna impreza już od dobrych kilku lat dostarczała mnóstwo wrażeń i atrakcji. Bardzo się ucieszyłem na wiadomość, że festiwal wraca. Najnowsza odsłona trochę zaskoczyła repertuarem, skład zapowiadanych zespołów był nieco karkołomny, ale jak się okazało, propozycja prawie każdej kapeli „z innej parafii” stanowiła ciekawe urozmaicenie, zarówno pod względem czysto stylistycznym, jak i w kwestii budowy dynamiki festiwalu.
HERE ON EARTH
Młodzi adepci klimatycznego grania z Katowic póki co najczęściej otwierają kolejne imprezy, ale jak to się mówi, od czegoś trzeba zacząć. Zespół rozpoczął swój występ od jednego z nowych utworów. „Dream Walk” rzeczywiście przypomina wędrówkę przez sen. Nowe utwory Here On Earth różnią się od materiału z debiutu, gdzie jest dużo łomotu i ciężkich riffów. Podobnie jak wspomniany już nowy kawałek, „Alterity” i „Layers”, które również zapowiadają nadchodzącą drugą płytę, prezentują bardziej stonowane i przede wszystkim przestrzenne oblicze zespołu, który ma szansę na nadanie swojej twórczości większej oryginalności. Oczywiście pozostajemy w melancholijnym klimacie, który muzycy zaczerpnęli chociażby z płyt Katatonii, a wokalista Krzysztof Wróbel tylko potęguje swoim delikatnym i dość smutnym głosem, który dobrze pasuje do całości. Jednak nowe kompozycje pokazują, że czasem lżej znaczy lepiej, choć w niczym nie ujmuje to zagranym tego wieczoru „Pearls Before Swine” i „Time”, które reprezentowały debiutancki krążek „In Ellipsis”. Zespół był bardzo dobrze zgrany, panowie umiejętnie mieszali nowe kawałki ze znanymi z debiutu. Jednak nic nie zmieni faktu, że najważniejszym bohaterem tego występu było brzmienie. Soczysty, potężny, ale selektywny dźwięk pozwolił zespołowi pokazać się z jak najlepszej strony. To był zdecydowanie najlepiej nagłośniony koncert Here On Earth jaki widziałem.
GALLILEOUS
Chyba mało który polski zespół wykonał taką woltę stylistyczną, jak Gallileous. Zaczynając swego czasu od śmierdzącego siarką funeral doom metalu, zespół z Wodzisławia Śląskiego odpłynął, a właściwie odleciał w stronę energetycznej mieszanki hard rocka, stonera i space rocka. Biorąc pod uwagę rosnącą w zawrotnym tempie ilość kapel grających tego typu muzykę, od razu nasuwa się pytanie czy coś ich wyróżnia? Otóż wokalistka. I może nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Anna Pawlus-Szczypior nie jest kolejną nijaką wokalistką rockową, która coś tam śpiewa, tylko ma moc i pazur godny co najmniej Beth Hart. Dorzućmy do tego nawet lepszą prezencję i zwierzęcy magnetyzm, a otrzymamy przepis na świetną…frontmankę? Frontwoman? W każdym razie lidera albo właściwie liderkę. Oczywiście bez obudowania głosu Anny odpowiednią muzyką i brzmieniem, ciekawa barwa i moc nie wystarczyłyby. Na żywo zespół bazuje na materiale z wydanej w zeszłym roku płyty „Stereotrip” i przyznaję, że na scenie te utwory brzmią dużo bardziej przekonująco. Tej całej energii, mocy i potęgi brzmienia nie da się wiarygodnie zamknąć na płycie. Takie dźwięki potrzebują przestrzeni i kontaktu z żywym człowiekiem. Muzyka Gallileous idealnie pasuje do takiego klubu jak Progresja, gorący klimat stworzony przez zespół idealnie równoważył chłód panujący przez większość wieczoru w obszarze parkietu. Luz, spontaniczność i dystans muzyków ze Śląska wyróżniały ich na tle pozostałych, raczej poważnych i skupionych zespołów, przynajmniej do pewnego czasu, ale tylko podczas tego występu można było zatańczyć twista!
AMAROK
Zespół Michał Wojtasa powrócił po wielu latach nową płytą i wreszcie koncertami, które nastąpiły nawet przed ukazaniem się „Hunt” na rynku. Nie zmienia to faktu, że oczekiwania publiczności wobec tego występu były wysokie, przypuszczam, że część osób przyszła specjalnie dla Amarok. To co od razu zwracało uwagę to duża ilość sprzętu na scenie. Podczas nagrywania ostatniej płyty, Wojtas z ekipą ostro pofolgowali sobie jeśli chodzi o instrumentarium. Gra Michała Wojtasa na harmonium czy thereminie jest bardzo widowiskowa i robi duże wrażenie na żywo, miłym akcentem było również zaproszenie grającego na duduku Sebastiana Wielądka do wspólnego wykonania „Two Sides”. Mniej przekonująco wypadł basista Konrad Pajek, który zaśpiewał w „Idyll” w zastępstwie za Mariusza Dudę. Konrad jest bardzo dobrym instrumentalistą, ale nie tak dobrym wokalistą. Największą wadą występu były jednak irytujące problemy techniczne, przede wszystkim wyłączające się mikrofony Wojtasa. W pewnym momencie technicy co chwilę wchodzili na scenę, by coś poprawić lub zamienić, a to przeszkadzało w odbiorze muzyki i niszczyło atmosferę występu. Należy dodać, że tę unikalną atmosferę zespół naprawdę pieczołowicie i w większości wypadków bardzo udanie budował podczas swojego koncertu. Muzykom udało się stworzyć intymny klimat oraz zgrabnie połączyć nowe utwory z wcześniejszymi, ponieważ warszawski koncert Amarok wyszedł poza materiał znany z „Hunt” (odegrany w całości z wyjątkiem „In Closeness”, „Unreal” i utworu tytułowego). Tego wieczoru usłyszeliśmy również „Khana” z debiutu, pierwszą część „Neo Way” oraz „Landscape” i tytułowy z „Metanoi”. Nie da się jednak ukryć, że najbardziej magicznym momentem było odegranie zjawiskowego „Nuke”, oczywiście wspólnie z Colinem Bassem, który długą chwilę później zagrał solowy koncert przy akompaniamencie muzyków Amarok.
Po tym występie spora część osób opuściła klub, co nie do końca jest dla mnie zrozumiałe, choć to na tym etapie rozpoczęły się poważne opóźnienia i przeciąganie kolejnych przerw, które powodowały niemiłosierne wydłużenie czasu trwania festiwalu. Strach pomyśleć co by było gdyby tego wieczoru wystąpił również Lion Shepherd, którego koncert został odwołany w ostatniej chwili z powodu choroby wokalisty.
COLIN BASS & AMAROK
Raczej nikogo nie zdziwi, że na koncert Colina Bassa warto było czekać, co nie zmienia faktu, że trwało to długo. Wypięcie i usunięcie, tudzież tylko przesunięcie całego sprzętu Amarok zajęło ekipie technicznej sporo czasu, a za chwilę muzycy ponownie się podpinali, przynajmniej częściowo. Jednak jeśli zapomnimy o wszystkich utrudnieniach i nieubłaganie biegnącym czasie, pozostanie tylko pozytywne wrażenie po fantastycznym koncercie. Colin Bass grał z całym podstawowym składem Amarok oraz Maciejem Mellerem (niegdyś Quidam, obecnie Meller Gołyźniak Duda i Riverside), który głównie pełnił rolę speca od solówek, którymi dzielił się z Michałem Wojtasem, który jako akompaniator pełnił rolę gitarzysty i dodatkowego wokalisty (tzw. „backing vocals”, bo „chórki” brzmi trochę słabo). Przez cały czas na scenie był obecny również Konrad Pajek, czasem jako basista, gdy Colin Bass okazjonalnie łapał za gitarę akustyczną, a w pozostałych momentach Konrad grał na gitarze. Oznacza to, że chwilami na scenie było aż trzech gitarzystów, w dodatku wszyscy doskonale nagłośnieni! Muzycy wytworzyli radosną atmosferę wspólnego grania, nie sprawiali wrażenia specjalnie speszonych, ale też żaden z Polaków się nie wychylał. Wiadomo, Król może być tylko jeden. Colin Bass swoją charyzmą mógłby obdzielić co najmniej tuzin różnych zespołów i nadal wiele by mu zostało. Nie chcę zaglądać nikomu w metrykę, ale muszę przyznać, że kompletnie nie widać po nim wieku. Muzyk tryska energią, utrzymuje dobry kontakt z publicznością i doskonale śpiewa. Upływ czasu odcisnął delikatne piętno na jego głosie, ale tak naprawdę tylko go uszlachetnił, nie uszkodził. Mimo swojej dojrzałości i ogromnego doświadczenia, Bass pozostał spokojnym i skromnym człowiekiem, za co bardzo go szanuję. Cieszy również ogromnie, że wokalista Camel (tak, tak, do czerwca już niedaleko) wciąż tworzy nowe solowe utwory, co ironicznie skomentował: „tak, wciąż zdarza mi się pisać nowe kawałki”. Tego wieczoru usłyszeliśmy „Nowhere to run” z ładnym, nastrojowym początkiem i energetyczną drugą połową. Poza tym, przeplatały się przede wszystkim utwory z doskonałego albumu „An Outcast Of The Islands” („As Far As I Can See”, „Holding Out My Hand”, „ Burning Bridges” i pięknie wykonany na koniec „Goodbye To Albion”) oraz ostatniego jak do tej pory „At Wild End” (tytułowy, „Walking To Santiago” i „Darkness On Leather Lake”). Jedyną odskocznią był pochodzący z płyty “In The Meantime” utwór “When will you ever learn?”. Ten występ był najbardziej czarujący i uroczy podczas całego festiwalu.
COOGANS BLUFF
Na wieńczący najnowszą odsłonę Warsaw Prog Days koncert niemieckiego Coogans Bluff znowu trzeba było długo czekać. Muzycy wyszli na scenę dopiero ponad 30 minut po północy. Spowodowało to, że Niemców oglądała garstka ludzi, a wielka szkoda, bo to co panowie wyczyniali na żywo było nieprawdopodobne! Na scenie pojawiła się garstka sierściuchów, którzy wyglądali jakby urwali się ze sklepu z deskami surfingowymi z Hawajów. Chudzi, dziwni, w większości z długimi włosami i brodami oraz nieobecnym wzrokiem. Jednak gdy zaczęli grać, było oczywiste, że jeńców brać nie będą! Kapitalna energia i kanonada dźwięków generowana przez raptem 5 muzyków poderwałaby z grobu umarłych. Widać to było też pod sceną, publiczność momentalnie ożywiła się, choć mało kto miał jeszcze siłę. Mieszanka rock’n’rolla, fusion, space rocka i psychodelli z perkusistą grającym jak na sterydach i niezmordowaną sekcją dętą (puzonista grał również na klawiszach) chlastała potężną ścianą dźwięków. Mimo to, całość brzmiała wystarczająco selektywnie. Niestety, dane mi było zobaczyć tylko pierwszą połowę występu, z przyczyn logistycznych i czysto fizycznych. Zespół skupił się wówczas głównie na prezentowaniu materiału z wydanej w 2016 roku genialnej płyty „Flying To The Stars”, w tym pięknie rozwijającego się utworu tytułowego oraz „N.R.I.H.C”, który został zaśpiewany inaczej, mniej siłowo. Kosmiczna tematyka towarzyszyła kosmicznym dźwiękom, którymi zespół wystrzeliwał nas w daleką przestrzeń, w której pewnie niejeden chętnie by już pozostał.
PODSUMOWANIE
Gdyby nie to, że impreza mocno rozjechała się w czasie, powiedziałbym, że był to niemal idealny jednodniowy festiwal. Zróżnicowany repertuar, wszyscy wykonawcy na wysokim poziomie, bardzo dobre brzmienie. Jedyne problemy techniczne to mikrofony Amarok, ale przy takim przedsięwzięciu to i tak drobiazg. Wydarzenie nadrabiało wyluzowaną i zaskakująco bezpretensjonalną atmosferą. Po poszczególnych koncertach muzycy swobodnie przechadzali się po klubie, rozdawali autografy i pozowali do zdjęć, również Colin Bass. Cieszę się, że Warsaw Prog Days zostało reanimowane. Mam nadzieję, że będzie to trwały powrót, a nie jednorazowy zryw.
Przybył, zobaczył, usłyszał, wrócił i spisał,
Gabriel „Gonzo” Koleński