01. Horizontal Gravitation - 10:57
02. Unhappy/Neverending - 9:21
Czas całkowity - 20:18
- Bartosz Stanik - gitara
- Jakub Pietryga - gitara basowa
- Piotr Szwarnóg - perkusja
oraz:
- Marcin Czapla - wokal
Plebiscyt 2017 - Yesternight z Płytą Roku
czwartek, 25 styczeń 2018 19:53 Dział: Felietony, eseje, referaty,...Nadszedł czas na ogłoszenie wyników w PLEBISCYCIE podsumowującym miniony 2017 rok, oragnizowanym co roku przez nasz Serwis ProgRock.org.pl. Wyniki zabawy mogliście poznać już w naszej audycji radiowej ROCKnPROG. Podczas jej trwania wylosowaliśmy także 5 nagród niespodzianek (płyty cd) dla uczestników głosowania. Oto nazwiska osób do których wyślemy nagrody: Jacek Jabłoński (Włocławek), Zbigniew Zigliński (Warszawa), Kinga Pawłowska (Zgierz), Andrzej Szućko (Nowogard) oraz Iwona Zdyb (Głuszyca).
11. AMAROK - Hunt |
12. LEPROUS - Malina |
13. ANATHEMA - The Optimist |
14. WOBBLER - From Silence to Somewhere |
15. THE RYSZARD KRAMARSKI PROJECT – Music Inspired By The Little Prince |
16. THRESHOLD - Legends Of The Shires |
17. MILLENIUM - 44 Minutes |
18. MIKE OLDFIELD - Return To Ommadawn |
19. PAIN OF SALVATION - In The Passing Light Of Day |
20. AYREON - The Source |
21. BJORN RIIS – Forever Comes To An End |
22. AYDEN - Identity |
23. GOV'T MULE - Revolution Come... Revolution Go |
24. STARSABOUT - Longing For Home |
25. KAIPA - Children Of The Sounds |
26. ULVER - The Assassination of Julius Caesar |
27. STEVE HACKETT - The Night Siren |
28. HIMMELLEGEME – Myth of Earth |
29. KEEP ROCKIN' - Screaming Out Your Name |
30. KRZYSZTOF LEPIARCZYK - Jakżeż Ja się Uspokoję |
31. KNIGHT AREA – Heaven and Beyond |
32. DISPERSE - Foreword |
33. DEEP PURPLE - inFinite |
34. THE TANGENT - The Slow Rust Of Forgotten Machinery |
35. DECAPITATED - Anticult |
36. LION SHEPHERD - Heat |
37. MARILYN MANSON - Heaven Upside Down |
28. BLACKBOX - Major Parkinson |
39. DRIFTING SUN - Twilight |
40. COSMOGRAF – The Hay-Man Dreams |
41. GARY NUMAN - Savage (Songs From A Broken World) |
42. SOLSTAFIR - Berdreyminn |
43. SONS OF APOLLO - Psychotic Symphony |
44. KAPREKAR'S CONSTANT – Fate Outsmarts Desire |
45. ALTERS - Dawn |
46. CAST - Power And Outcome |
47. ENSLAVED - E |
48. KANT FREUD KAFKA - Onírico |
49. BIG BIG TRAIN - Grimspound |
50. MOSTLY AUTUMN - Sight Of Day |
01. The Colours Of My Life - 5:16
02. Liferunner - 4:40
03. Are We Lost? - 7:32
04. Calling! - 4:15
05. My Father Always Said - 8:31
06. Lost Teddy Bear (Pt's 1-2) - 6:02
07. 44 Minutes - 8:22
08. Ending Title (bonus) - 7:50
Czas całkowity - 52:58
- Łukasz Gałęziowsk - wokal
- Ryszard Kramarski – instrumenty klawiszowe, gitara akustyczna
- Piotr Płonka – gitara, gitara akustyczna
- Dariusz Rybka – saksofon
- Krzysztof Wyrwa – gitara basowa, Warr guitar
- Grzegorz Bauer - perkusja
oraz:
- Karolina Leszko – wokal
Lista Przebojów ProgRock.org.pl - Notowanie 300/29.12.2023/
Jest to jednocześnie ostatnie notowanie naszej listy.
Misja dobiegła końca. Dziękujemy wszystkim za udział w głosowaniach.
01/ Here On Earth - Drzewo i kwiat (Nic nam się nie należy)
02/ Amarok - It’s Not The End (Hero)
03/ Less Is Lessie - One Minute At A Time (The Escape Plan)
04/ Mr Gil - Stone ( Love Will Never Come)
05/ Collage – What About The Pain? (A Family Album) ( Over And Out)
06/ Retrospective - Self-control (iNtroVert)
07/ Gallileous - Golem (Fosforos)
08/ Strange Pop - Goodbye Song - (Ten Years Gone)
09/ RSM - Awakening (NO!)
10/ Riverside - Self-Aware (ID.Entity)
11/ Diatom - Burza (Sól)
12/ Pinn Dropp - Vortex (...Calling from Some Far Forgotten Land)
13/ Er kwadrat - River Driver (Er Kwadrat)
14/ Michał Wojtas - Lore (Lore)
15/ Strange Pop - Friend (1979-1982)
16/ Millenium - A World Full Of Spies (Tales From Imaginary Movies)
17/ Dispelled Reality - Uczta (Świt)
18/ Pale Mannequin - Ty tam, to ja (Toń)
19/ Appleseed - Rise Up (Earn Heaven)
20/ Coramine - Fearlight (incl.)
Propozycje do Listy Przebojów.
21/ Music Inspired by - Perun (Slavs)
22/ Wij - Narwal (Przeklęte wody)
23/ Framauro - Like Father Like Son (Alea Iacta Est)
24/ Euphorizone – Invictus (Invictus)
25/ Ghostlight - Eternal Rain ( From Above)
26/ THE POSK – Acid (Ja Człowiek)
27/ Loonypark - The Shades Of A Darkness (Strange Thoughts)
28/ Andareda - Eksperyment człowiek (Eksperyment człowiek)
29/ Mercurius - Dark Pool (The Anatomy Of Depression)
30/ tRKproject - The Killing Songs Of Sirens (Odyssey 9999)
Poniżej prezentujemy Ranking Zwycięzców Listy Przebojów ProgRock.or.pl
Oto utwory które dzięki Waszym głosom znalazły się na szczycie naszej Listy.
Liczba przy tytule oznacza ilość tygodni spędzonych na 1 miejscu.
- Less Is Lessie - One Minute At A Time - 64
- Starsabout - Longing For Home - 58
- Tides From Nebula - Ghost Horses - 44
- Here On Earth - Drzewo i kwiat - 28
- Maciej Meller - Frozen - 21
- Frontal Cortex - Disappointed - 19
- Lebowski - White Elaphant - 18
- Hengelo - Try - 16
- Retrospective - Heaven Is Here - 8
- Hidden By Ivy - Rainmaker - 6
- Lebowski - The Last King - 5
- Art Of Illusion - Able To Abide - 4
- Amarok - It’s Not The End - 4
- Lizard - Omen - 3
- Lunatic Soul - Moving On - 2
Bardzo prosimy o głosy na naszą Listę Przebojów. Głosować można maksymalnie na 10 utworów (można też na mniej). Wybieramy spośród 30 utworów (20 na Liscie + 10 w Propozycjach) Nie ma znaczenia kolejność na Waszych listach, ponieważ każdy utwór, który umieścicie na swojej liście otrzyma jeden punkt. Swoje głosy możecie przesyłać na Facebooku naszego portalu korzystając z zakładki "Wyślij wiadomość". Raz w tygodniu głosy weryfikujemy i liczymy. Wyniki publikujemy w formie nowej playlisty na naszych kanałach informacyjnych. Intencją naszego pomysłu jest zaprosić naszych czytelników do słuchania krajowych wykonawców spod znaku szeroko pojętego rocka progresywnego na platformach streamingowych i tym samym przyczynić się do popularyzacji ich muzycznych dokonań.
01. Guedra - A New Pyramid - 4:55
02. Guedra - The Blue Lake of Understanding - 2:55
03. Guedra - Patience - 4:23
04. Guedra - Enter the Center - 6:09
05. The Golden Arc - The Persimmon Tree - 7:53
06. The Golden Arc - Turn the World Off - 2:14
07. The Golden Arc - America - 1:52
08. The Golden Arc - For a Pound of Flesh - 4:49
09. Vibrational - The System and Beyond - 6:51
10. Vibrational - Mysteries, Not Answers - 2:49
11. Vibrational - Altars of the Gods - 3:27
12. Vibrational - Everywhere At Once - 1:40
13. Vibrational - Insomnia - 3:31
14. Anunnaki - Lord Wind - 2:04
15. Anunnaki - Patterns of Light - 3:14
16. Anunnaki - A Compromise - 5:42
17. Anunnaki - Hissing the Wave of the Dragon - 4:12
18. Anunnaki - Everything's Falling Apart - 3:30
Czas całkowity - 1:12:10
- Ryan Hurtgen - wokal, instrumenty klawiszowe
- Johannes Luley - gitara, gitara basowa
- Jesse Nason - instrumenty klawiszowe
- Ben Levin - perkusja
01. Mar del Fuego - 4:22
02. Cryogenia - 3:49
03. Samsara - 1:36
04. The Love Inside - 8:52
05. Volcanic Streams - 5:55
06. The Yard - 5:27
07. Go - 4:49
08. Rivermaker - 5:08
09. Cause and Effect - 5:12
10.The Thrill Seeker - 4:38
Czas całkowity - 47:48
- Ryan Hurtgen - wokal
- Johannes Luley - gitara
- Jesse Nason - instrumenty klawiszowe
- Chris Tristram - gitara basowa
- Dicki Fliszar - perkusja
Somewhere In The Universe
01. Android B-612 - 4:15
02. The Little Prince - 5:09
03. The Rose With Four Thorns - 6:22
04. Galaxy Freaks - 6:34
Somewhere On The Earth
05. Snake From The Desert - 4:57
06. Fox's Secret - 6:56
07. In The Garden - 4:02
08. Five Hundred Million Little Bells - 7:44
Czas całkowity - 45:59
- Karolina Leszko - wokal
- Ryszard Kramarski - instrumenty klawiszowe, gitara akustyczna
- Marcin Kruczek - gitara
- Paweł Pyzik - gitara basowa
- Grzegorz Fieber - perkusja
Jakżeż ja się uspokoję. W hołdzie Stanisławowi Wyspiańskiemu
niedziela, 21 styczeń 2018 17:50 Dział: Lepiarczyk, Krzysztof01. Gdy - 5:26
02. Spokój - 2:53
03. Wesoły - 3:50
04. Meteor - 4:48
05. Napis na obrazie - 2:20
06. Twarze - 5:02
07. Czy - 5:18
08. Bóg - 4:40
Czas całkowity - 34:20
- Krzysztof Lepiarczyk - instrumenty klawiszowe
- Marek Smelkowski - wokal
- Jerzy Antczak - gitara
- Mateusz Mazurkiewicz - gitara basowa
- Grzegorz Bauer - perkusja
01. I Still Remember - 5:01
02. Dr Schouermann - 3:33
03. Arthroscopy - 4:10
04. After All... - 4:10
05. Lime - 5:19
06. Laryngocele - 6:11
07. Beauty - 3:59
08. Ganglion - 3:15
09. Keluj - 3:51
10. Nothing - 5:40
Czas całkowity - 45:09
- Krzysztof Lepiarczyk - wszystkie instrumenty
- Magda Grodecka – wokal (1,10)
- Aleksandra Kozubal – wokal (4)
- Sabina Godula – Zając – wokal (8)
- Marek Smelkowski – wokal (7), gitara (7)
- Michał Dolata – gitara
- Michał Bylica – trąbka(6)
PROG on DAYS 2018 | Łódź | Magnetofon |12-13.01.2018
sobota, 20 styczeń 2018 16:08 Dział: Relacje z koncertów
WSTĘP
Całe szczęście, że rok 2017 już się skończył i nastał zupełnie nowy rok 2018, a wraz z nim kolejne koncerty i wydarzenia. Czy festiwale muszą odbywać się wyłącznie latem? Zdecydowanie nie. Wówczas jest takie natężenie koncertowego ruchu, że wręcz warto nieco rozładować ten okres i zorganizować część imprez o innej porze roku. Takie pomysły mają w Łodzi. Najpierw w listopadzie odbyła się kolejna, trzecia już edycja festiwalu Prog The Night, a w styczniu trzeba było wrócić na pierwszą edycję imprezy nazwanej Prog On Days.
MIEJSCE
Festiwal Prog On Days został zorganizowany w łódzkim klubie Magnetofon. Jest to dawny klub Luka, a jeszcze wcześniej funkcjonowało w tym miejscu kino. Budynek ma prawdopodobnie dłuższą i bardziej barwną historię, ale mi udało się tyle uzyskać od łódzkich kolegów oraz… taksówkarzy. Niestety, położenie Magnetofonu pozostawia trochę do życzenia. Klub znajduje się nieco na uboczu, jest schowany w podwórku, aczkolwiek duży szyld widać z ulicy Zgierskiej, zatem namierzyć się da, a taksówki w razie czego nie są drogie. W środku klub wyposażony jest standardowo: duży bar, kilka dużych stołów, trochę dodatkowych miejsc do siedzenia z boku. Niezbyt duży parkiet znajduje się przed stołami, przez co zastanawiałem się czy osoby siedzące przy nich widzą coś, gdy część publiczności zgromadziła się przed nimi, jednak duża scena na podwyższeniu zdecydowanie ułatwiała widoczność. Nie do końca rozumiałem żelazne zasady wpuszczania publiczności do klubu przed koncertami. Uważam, że zmuszanie ludzi do stania na mrozie na kilka minut przed oficjalną godziną otwarcia bram nie jest w porządku, zwłaszcza, że obsługa klubu była obecna i mogła wpuścić. A już zorganizowanie palarni tuż przy szatni jest po prostu złym pomysłem. Wychodząc z klubu za każdym razem miałem wrażenie, że moja kurtka jest uszyta z nikotyny. Wiadomo, że nie miejsce się liczy, tylko ludzie, ale jednak to ludzie prowadzą dane miejsce.
I DZIEŃ
ABSTRAKT
Niewdzięczną rolę zespołu otwierającego festiwal otrzymał poznański Abstrakt. Ostatni raz widziałem Poznaniaków w marcu zeszłego roku, w warszawskiej Beerokracji, razem z poprzednim wcieleniem Beyond The Event Horizon oraz Thesis. Wówczas mała scena oraz umiarkowanej jakości nagłośnienie nie pozwoliło zespołowi należycie rozłożyć skrzydeł. Tym razem panowie z Abstrakt mieli do dyspozycji dużo miejsca oraz dużo lepsze brzmienie. To ostatnie może nie zawsze było idealne, zwłaszcza na początku przytrafiły się jakieś pojedyncze sprzężenia, ale tak naprawdę już rozpoczynający występ „Journey” zabrzmiał przyzwoicie. Przy tak ciężkiej i intensywnej muzyce trudno jest zachować krystaliczną czystość i selektywność dźwięku, ale zespół brzmiał tak, że nie utrudniało to odbioru ich twórczości. W muzyce Abstrakt najważniejszy jest klimat, transowość i emocje, a umiejętność wczucia się i słuchania z uwagą są kluczowe dla zrozumienia ich utworów na żywo. Koncertowa setlista wciąż jest zdominowana przez kawałki z debiutanckiego albumu „Limbosis”, ale podczas pierwszej edycji Prog On Days panowie zaprezentowali również dwa nowe utwory, jeszcze niezatytułowane, ale utrzymane w podobnym klimacie. Trochę zabrakło „Teratomy”, ale nadrobiło „Liars Symphony”. Abstrakt jest takim specyficznym zespołem, że nie tylko dobrze się ich słucha na żywo, ale również przyjemnie się ogląda samych muzyków w akcji oraz to co dzieje się za nimi. W tym pierwszym przypadku widać jak wszystkich nosi, każdy porusza się, podryguje, kiwa do rytmu. Ekspresyjny i charyzmatyczny wokalista Krzysztof Podsiadło na koniec nawet zszedł ze sceny i odśpiewał „Wolf” z poziomu parkietu. Wracając do tła za zespołem, w czasie występu na dużym ekranie wyświetlano wizualizacje. Jednak, nie były to jakieś niezrozumiałe mazaje, tylko krótkie, acz pełnowartościowe filmy, które wzmacniały klimat. Najsilniejsze wrażenie zrobiły na mnie fragmenty o mężczyźnie pozbawionym rąk, który otrzymuje nowoczesne protezy oraz sugestywna animacja z androidami, która wywoływała ciarki na plecach.
ART OF ILLUSION
Ten zespół nie miał łatwo, bo myślę, że większość zgromadzonej tego wieczoru w Magnetofonie publiczności miała bardzo duże oczekiwania wobec ekipy z Bydgoszczy. Była to przede wszystkim prapremiera ich drugiego, mocno wyczekiwanego albumu „Cold War Of Solipsism”, zatem pierwsza okazja by usłyszeć nowe utwory na żywo. A przynajmniej większość z nich. „Devious Savior” znany jest od dawna, ponieważ ukazał się na singlu, z kolei teledysk do „Allegoric Fake Entity” można obejrzeć już od kilku tygodni. Resztę, z wyjątkiem „Able To Abide”, grupa wykonała w czasie koncertu w Łodzi. Art Of Illusion znani są z perfekcjonizmu i umiejętności na wysokim poziomie, dlatego o wykonanie nie należało się martwić. Nowe utwory, po pierwszym kontakcie na żywo, wydają się być dość skomplikowane oraz techniczne i taki też był występ bydgoskiej grupy w czasie Prog On Days. Bardzo ciężkie brzmienie nie rozpieszczało wokalisty Marcina Walczaka, który czasem musiał walczyć o głos. Z kolei perkusista Kamil Kluczyński nie brał jeńców i łoił niemiłosiernie na swoim zestawie perkusyjnym, co mi osobiście kompletnie nie przeszkadzało. Jak zwykle, jednym z najciekawszych punktów występu Art Of Illusion były oczywiście solowe popisy gitarzysty Filipa Wiśniewskiego, choć nie było ich aż tyle, co przykładowo w zeszłym roku podczas występu na festiwalu im. Tomasza Beksińskiego w Toruniu. Wówczas zespół bardziej bazował jeszcze na debiutanckiej, w głównej mierze instrumentalnej płycie, ale prezentował też utwory z Marcinem, a także solowe popisy klawiszowca Pawła Łapucia. W Łodzi mieliśmy do czynienia z jednolitym, konsekwentnym koncertem zespołu, który zamiast łatać dziury, solidnie wykonuje kolejne kompozycje, które stanowią pewien monolit. Pewnie dlatego grupa zdecydowała się tym razem zrezygnować z utworów instrumentalnych. Przypuszczam, że nowe kompozycje można by lepiej ograć na żywo, ale pamiętajmy, że to był w większości ich pierwszy raz. Na osłodę, na bis usłyszeliśmy znany z debiutu, przebojowy „For Her”, którego refren śpiewał każdy kto znał, czyli prawie każdy kto był.
VOTUM
Jak wiadomo, Votum już nie jest tym zespołem, którym był jeszcze kilka lat temu. Zmiana wokalisty, zmiana stylu muzycznego na ostatniej płycie oraz wizualnego na koncertach. Wyjątkowo zmiana, a właściwie różnica wystąpiła też niespodziewanie w czasie łódzkiego koncertu. W składzie zespołu zabrakło gitarzysty Adama Kaczmarka, który w ostatniej chwili musiał zrezygnować z przyczyn osobistych. Oczywiście brakowało Adama, jego osobowości i nawet samej jego postaci na scenie, ale na brzmienie nie miało to większego wpływu, a zespół doskonale poradził sobie w trudnej sytuacji i wyszedł z niej obronną ręką. Świadczy to tylko o klasie i poziomie muzyków. Myślę, że każdy się ze mną zgodzi, że największą furorę podczas występu warszawskiej grupy zrobił wokalista Bartosz Sobieraj. Bartosz ma zupełnie inny styl niż jego poprzednik, inna jest też jego charyzma i zachowanie na scenie. Gdy widziałem zespół w stołecznej Progresji na koncercie promującym „:Ktonik:”, odniosłem wrażenie, że wówczas jeszcze nowy wokalista nie do końca potrafi się odnaleźć w nowej sytuacji i jest lekko skrępowany. Po tamtym człowieku nie ma już śladu. Obecnie Sobieraj jest zwierzęciem scenicznym, które generuje ogromne pokłady pozytywnej energii, którą zaraża publiczność i jednocześnie karmi się fluidami, które otrzymuje od fanów. To co Votum zrobili tego wieczoru w Magnetofonie nie mieści się w głowie. Tych emocji nie da się właściwie opisać, tak by niczego z nich nie uronić. Perfekcyjne wykonania, idealne, selektywne, choć bardzo ciężkie brzmienie i niezwykła magia grania na żywo. Bardzo dobre udźwiękowienie tego występu wyłącznie pomogło, bo kolejnymi utworami można było rozkoszować się bez problemów. Votum coraz bardziej odchodzi od poprzednich płyt, nagranych jeszcze z Maciejem Kosińskim, na rzecz materiału z „:Ktonik:”, nie mniej w setliście znalazło się miejsce na „Codę” z „Harvest Moon”. Nie zmienia to faktu, że największe szaleństwo wywołał „Satellite”, odegrany dwukrotnie, bo ponownie na bis. To był pierwszy moment na festiwalu, kiedy zdarłem gardło. Podsumowując, to był doskonały występ, jak na gwiazdę wieczoru przystało.
Pierwszy dzień festiwalu zakończyło krótkie afterparty przy fajnej, tanecznej muzyce z klasą.
II DZIEŃ
ANIMATE
Prog metalowy zespół z Będzina poznałem w zeszłym roku w lipcu, przy okazji festiwalu im. Tomasza Beksińskiego w Toruniu. Solidny występ otworzył wówczas drugi dzień imprezy, identycznie jak w Łodzi na Prog On Days. Po krótkim wstępie obejmującym filmik na ekranie w tle i elektroniczne, dźwiękowe intro (oba utrzymane w lekko industrialnym klimacie), panowie przyłożyli z „Threshold”. Chociaż głos wokalisty Roberta Niemca trochę ginął początkowo w ciężkiej zawierusze brzmieniowej, zostało to dość szybko skorygowane i później było tylko bardzo dobrze i lepiej. Jednak to co zwróciło moją uwagę najbardziej to praca sekcji rytmicznej Animate. Basista Przemek Skrzypiec i perkusista Sebastian Jezierski wykonali kawał fantastycznej roboty. Jak to wszystko pięknie chodziło! Właściwie każdy utwór cudownie kołysał. Mistrzostwo świata w kategorii „groove”. Poza tym, wszystko było na swoim miejscu, a setlista, mocno zbliżona do tej „toruńskiej”, pozwoliła przypomnieć sobie i jeszcze raz rozkoszować się już raz zasłyszanymi utworami. A jak wiadomo, najlepsze są te melodie, które już się kiedyś słyszało. Nie zabrakło „hiciorów” pokroju „Force Gravity”, poświęconego katastrofie w Czarnobylu „Back To Cold” czy zadedykowanego zmarłemu w zeszłym roku fotografowi Rafałowi Klękowi „Ghostmaker”. Ten rewelacyjny utwór został zresztą powtórzony na bis. Animate mają w swoim dorobku również kawałki instrumentalne: „My Emotions”, który stanowi swoisty wentyl bezpieczeństwa dla gitarzysty Marcina Treli, grającego w tym utworze indywidualnie długie i rozbudowane solo oraz „Snow Tail”, w którym gra już cały zespół, oczywiście z wyjątkiem Roberta. Swoją drogą wokalista Animate jest bardzo ciekawą postacią. Charakterystyczny, charyzmatyczny i wyluzowany facet. Po obowiązkowym coverze Rush „Animate”, Robert opowiedział krótko historię zespołu niczym Bogusław Wołoszański. Brakowało tylko czołgu w tle. Wokalista zaproponował również zabawę w powtarzanie jego zaśpiewów. Próbowaliśmy, ale mało kto ma takie możliwości jak Robert, więc wyszło dość zabawnie. Cóż więcej mogę powiedzieć, gdzie Dream Theater nie może, tam Animate pośle!
RETROSPECTIVE
Może nie powinienem od tego zaczynać, tylko stworzyć jakiś ładny wstęp, że zespół wszedł na scenę, że zaczął grać, że mieli energię, że widać było, że im się chce, że byli zaangażowani i skupieni od samego początku, że byli doskonale zgrani i przygotowani. Nie, nie będę tak zaczynał. Od razu bez ogródek napiszę, że to była absolutna petarda! Retrospective po prostu wyszli i pozamiatali! Nie mam pojęcia co się stało. Przecież oni grają tak ładnie, klimatycznie, emocjonalnie, wcale nie tak bardzo ciężko, tylko czasem mocniej dołożą do pieca. Najpopularniejszy przedstawiciel muzyki progresywnej z Leszna zagrał tak, jakby jutra miało nie być, jakby się mieli za chwilę rozpaść. Chociaż czułem się, jakbym to ja miał się za chwilę rozpaść. Emocje buzowały od samego początku, nie było litości, teraz albo nigdy. Ja w takich warunkach nie mogę pracować! Jak tu człowiek ma się spokojnie skupić jak go nosi na wszystkie strony i nie wiadomo czy śpiewać, skakać, krzyczeć, czy wyrywać płyty chodnikowe (a uwierzcie mi, że w stolicy mamy ten patent dobrze przećwiczony), czy może robić to wszystko na raz. Brzmienie było po prostu krystaliczne, czyściutkie i bardzo selektywne. Z jednej strony to dobrze, z drugiej to potrafi być pułapką, ponieważ jeśli dobrze słychać, to zarówno udane popisy, jak i wszelkie pomyłki, ale w tym przypadku nie było o tym mowy, było perfekcyjnie. Setlista również była idealna, przynajmniej moim skromnym zdaniem. Choć obiektywnie też nie jestem pewien, czy komuś mogło czegokolwiek brakować. Usłyszeliśmy zarówno wszystkie najważniejsze przeboje z „Lost In Perception” („The End Of The Winter Lethargy”, cudowny „Ocean Of The Little Thoughts”, „Lunch”, “Huge, Black Hole”), jak i chyba wszystkie najfajniejsze kawałki z ostatniej płyty “Re:Search” (m.in. „Rest Another Time”, mój ulubiony „Right Way”, potężny „Last Breath”, czy uroczy „Heaven Is Here”). Pojawiła się nawet reprezentacja debiutu („Asleep”) czyli dla każdego coś miłego. Ten występ był bardzo wyczerpujący fizycznie i emocjonalnie, ale niezwykle satysfakcjonujący. Pot ciekł mi po plecach, a myśli wypływały uszami. To był drugi i ostatni moment, kiedy ostro zdarłem sobie gardło.
ANVISION
Podczas finałowego występu festiwalu Prog On Days 2018 w Łodzi, który miała zaszczyt zamykać tarnowska potęga polskiego prog metalu – Anvision, krzyczałem znacznie mniej. Nie dlatego, że mi się nie podobało, tylko dlatego, że po Retrospective miałem już tak poważne problemy z gardłem, że ledwo mówiłem, o krzyczeniu już nie wspominając. W drugiej połowie występu trochę mi się poprawiło, więc mogłem dołączyć do rozentuzjazmowanego tłumu, choć był on już dość skromny. Szkoda, że część publiczności opuściła klub jeszcze w trakcie trwania występu Anvision. Rozumiem, że pora była późna, bo każdy z występujących zespołów dostał szansę zagrania długiego, pełnowartościowego występu, ale zdecydowanie warto było zostać. Sam początek był nieco trudny, myślę, że najbardziej dla zespołu, ponieważ wiele drobnych braków w brzmieniu powodowało, że panowie sprawiali wrażenie, jakby nie mogli się skupić, przez co wyglądali na spiętych. W trakcie trwania koncertu to wszystko powoli się wyrównywało i prostowało, trzeci w kolejności „The Astronaut” zabrzmiał już tak jak powinny również wcześniejsze „Private Paradise” i „Around The Corner”. Nie ma się jednak czym przejmować, Anvision niczym wino dojrzewali z każdą kolejną minutą i cudownie łoili tyłki. Wykonawczo nie było do czego się przyczepić, zespół był bardzo dobrze zgrany i przygotowany do występu należycie. Potężne brzmienie wzmacniało tylko ogólny efekt, choć czasem zespół mógłby brzmieć nieco mniej siłowo. W setliście dominowały kawałki z drugiej i jak na razie ostatniej płyty „New World”, która została zagrana w całości, z wyjątkiem „Gift Of Fate”. Nie zabrakło również najmocniejszych punktów z debiutanckiego krążka „AstralPhase”, takich jak wymienionego już „The Astronaut”, „S.O.D”, „Family Ties”, czy „Mental Suicide”, który wybrzmiał na bis razem z „Season Of The Witches” i „New World”, tworząc miażdżącą końcówkę występu. Trzeba jednak wiedzieć, że twardziele z Tarnowa są właśnie w trakcie nagrywania kolejnego krążka i z niego usłyszeliśmy bardzo fajny numer „Rules For Fools”, utrzymany w podobnym klimacie co dotychczasowa twórczość grupy. Pewnie mogliby tak grać bez końca, ale mam wrażenie, że wśród publiczności już nikt nie miał siły, bo wszystkie występy podczas obu dni solidnie dały nam w kość. Drugi dzień festiwalu, a wraz z nim cała impreza, zakończył się około 1 w nocy, jak by na to nie patrzeć, już w niedzielę.
PODSUMOWANIE
Pierwszą edycję festiwalu Prog On Days uważam za bardzo udaną i satysfakcjonującą. Organizatorom udało się zebrać fantastyczny skład i stworzyć niepowtarzalny klimat małego, muzycznego święta. Bardzo podoba mi się idea festiwalu prog metalowego, dzięki czemu można zebrać w jednym miejscu kapele, które najczęściej grają jak supporty przed bardziej znanymi, zwykle zagranicznymi kolegami. Oczywiście do kilku kwestii można by się przyczepić, ale nie ma to najmniejszego sensu. Bardzo dobre koncerty zrekompensowały wszystko. Takie wydarzenie to wspaniały początek muzycznego, progresywnego ro(c)ku. Jak tak dobrze zaczęliśmy, to ja aż boję się pomyśleć jak my skończymy. A mówiąc poważnie, będę wspominał Prog On Days z dużym uśmiechem na ustach, słuchając przywiezionych stamtąd pamiątek. Mam nadzieję, że imprezę uda się kontynuować i za jakiś czas znowu się spotkamy, by wspólnie brać udział w koncertach i cieszyć się ulubioną muzyką. I już wypatruję kolejnych wydarzeń, bo rok szykuje nam się bardzo ciekawy, przynajmniej jeśli chodzi o koncerty.
Przybył, zobaczył, wysłuchał, wrócił i spisał,
Gabriel „Gonzo” Koleński
Zdjęcia Krzysztof"Jester"Baran