A+ A A-

Every Country’s Sun

piątek, 03 listopad 2017 19:17 Dział: Mogwai

1. Coolverine - 6:16
2. Party in the Dark - 4:02
3. Brain Sweeties - 4:43
4. Crossing the Road Material - 6:58
5. Aka 47 - 4:16
6. 20 Size - 4:44
7. 1 Foot Face - 4:31
8. Don't Believe the Fife - 6:23
9. Battered at a Scramble - 4:02
10. Old Poisons - 4:30
11. Every Country's Sun - 5:37

Czas całkowity - 56:02

- Stuart Braithwaite - gitara
- Barry Burns - gitara, instrumenty klawiszowe
- Dominic Aitchison - gitara basowa
- Martin Bulloch - perkusja

Black Butterflies

środa, 01 listopad 2017 09:14 Dział: Metus

01. I'm adrift - 5:33
02. into dreamland - 6:19
03. where black butterflies live - 4:18
04. and time goes on - 3:56
05. I close my eyes - 5:16
06. wake up in the land where shadows do not reach - 5:07
07. the sky's so inky black there - 4:39
08. and in that very vastness of oblivion - 3:40
09. I'm Wanderer - 4:12


 

Czas całkowity - 43:00



 

- Marek Metus Juza - wokal
- Dagmara Ćwik - wokal
- Piotr Bylica - wiolonczela
- Agnieszka Reiner – skrzypce
- Krzysztof Lepiarczyk - instrumenty klawiszowe
- Marcin Kruczek - gitara
- Krzysztof Wyrwa - gitara basowa
- Grzegorz Bauer - perkusja


 


 

Crippled Black Phoenix na jedynym koncercie w Polsce!

wtorek, 31 październik 2017 18:31 Dział: News

Wrocławska agencja Core-Poration Koncerty oraz ProgRock.org.pl z przyjemnością zapraszają na jedyny w ramach jesiennej trasy koncert Crippled Black Phoenix w Polsce! Grupa znana z nietuzinkowego podejścia do post-rocka promuje właśnie wydany wyłącznie w formie winylowej album "Destroy Freak Valley" oraz poprzedzający go, zeszłoroczny i doskonale przyjęty krążek "Bronze". Brytyjczykom na trasie towarzyszyć będą Jonathan Hulten oraz Earth Electric.


CRIPPLED BLACK PHOENIX

dark rock / prog rock / alternative

Założona w 2004 przez byłego perkusistę Electric Wizard i Iron Monkey Justina Greaves’a oraz basistę Mogwai Dominica Aitchinsona formacja, to zjawisko niezwykłe na mapie światowego rocka alternatywnego. Nie sposób jednoznacznie zaszufladkować twórczość tego ośmio, a czasami dziewięcioosobowego zespołu. Wynika to z ciągłych poszukiwań stylistycznych muzyków, którzy w swojej twórczości łączą eksperymentalne brzemienia z klasyką rocka, progresywność ze space rockiem a mocne gitarowe uderzenia przeplatają melancholijnymi balladami. Co najważniejsze, ów muzyczny eklektyzm spina niesamowita atmosfera i nostalgiczna zaduma. Jak pisał Artrock: „Dla osób lubujących się w muzyce rozbudowanej, epickiej, a przy tym wciąż bardzo emocjonalnej i organicznej, jest to pozycja obowiązkowa.”. Ostatnim wydawnictwem Crippled Black Phoenix jest EP „Horrific Honorifics”, na której wykonują covery Swans, Opeth czy Arbouretum, w swoim, jak na nich przystało, niepowtarzalnym stylu. Wielokrotnie odwiedzali Polskę i zawsze zostawiali po sobie niezapomniane wrażenia, bo koncertowo są zespołem kompletnym i doskonałym. W ramach listopadowej trasy koncertowej wystąpią Polsce jeden raz. Koncert odbędzie się w czwartek 16 listopada we Wrocławiu w Klubie Pralnia. 


Jonathan Hulten

acoustic / alternative

Tribulation to jeden z najbardziej obiecujących obecnie szwedzkich zespołów metalowych, a jego filarem jest nie kto inny jak Jonathan Hultén. Ten utalentowany, niezwykle płodny artysta (także grafik, autor okładek, publikujący pod nazwą „Necromantic Arts”), a przede wszystkim gitarzysta wyśmienitego Tribulation rozpoczął niedawno działalność solową. Jego akustyczny występ będzie doskonałym wstępem do koncertu Crippled Black Phoenix.


Earth Electric

classic rock / hard rock

Norweg Rune "Blasphemer" Eriksen sporo czasu poświęcił ekstremalnej scenie metalowej. Długie lata praktykował w Mayhem czy Aura Noir, a efekty tych praktyk były co najmniej bardzo dobre. Muzyk dalej udziela się w Aura Noir, lecz fascynacje klasycznym rockiem w wykonaniu Black Sabbath, Deep Purple, czy Pink Floyd, pchnęły go do powołania Earth Electric. Zespół ten powołał do życia wraz z portugalską wokalistką Carmen Simões, znaną m.in. ze współpracy z Moonspell. W tym roku nakładem Season of Mist Records ukazał się debiutancki album kapeli 'Vol.1: Solar'.


CRIPPLED BLACK PHOENIX
Jonathan Hulten
Earth Electric

16 listopada 2017 | Wrocław, Klub Pralnia | godz. 19:00

Bilety:
55 zł - przedsprzedaż w punktach sieci Ticketpro (EMPiK, Media Markt itp) oraz Sklep Maksel (Rynek, DH Feniks, 5 piętro).
65 zł - w dniu koncertu

Wydarzenie FB: KLIK

PROG ON DAYS na przywitanie roku 2018.

niedziela, 29 październik 2017 09:04 Dział: News

magnetofonW dniach 12 - 13 stycznia 2018 r. w Klubie MAGNETOFON w Łodzi (ul. Zgierska 26a) odbędzie się ciekawie zapowiadająca się impreza PROG ON DAYS. Nowe przedsięwzięcie w zamyśle ma być cyklem mini-festiwali skupiającym czołowe polskie zespoły z kanonów rocka progresywnego, progmetalu oraz post rocka. Na pierwszy ogień pójdzie bardzo silny skład sześciu zespołów, których bliżej chyba żadnemu, choć trochę obeznanemu w naszej scenie fanowi nie potrzeba przedstawiać. W piątkowy wieczór 12 stycznia zobaczymy bowiem kolejno: ABSTRAKT, ART OF ILLUSION oraz VOTUM zaś w sobotę: ANIMATE, RETROSPECTIVE oraz ANVISION. Po zakończeniu każdej koncertowej części organizatorzy zapraszają na tradycyjne after-party podczas którego nie zabraknie dodatkowych atrakcji. Karnety na tę imprezę są już dostępne. Można je nabyć w sklepiku internetowym pod adresem: http://progsinshop.8merch.com/ Do 11 listopada 2017 obowiązuje specjalna, promocyjna cena! Warto się pośpieszyć!

Poniżej krótkie charakterystyki wykonawców:

PIĄTEK - 12 STYCZNIA 2018

Abstrakt - zespół o bardzo wyjątkowym brzmieniu. Bodaj jedynym takim w naszym kraju! Fuzja prog rocka, post rocka i metalu poparta elementami psychodelii oraz wizualizacjami wyświetlanymi nad sceną. Pozycja skierowana do fanów takich zespołów jak: Tool, Blindead czy Riverside. Debiutancki album "Limbosis" odbił się szerokim echem nie tylko w Polsce. Zespół bowiem dzięki swemu niepowtarzalnemu brzmieniu zaistniał także w wielu zagranicznych stacjach radiowych, portalach a dobre recenzje pozwalają z wielkim optymizmem patrzeć w przyszłość, zwłaszcza że Abstrakt właśnie przygotowuje swój nowy materiał i zapewne podzieli się nim z nami na PROG ON DAYS!

-----------------
Art of Illusion - Wielu fanów progmetalu mówi, że tak właśnie powinien dziś grać zespół którego nazwa zaczyna się od literek D.T. Bydgoszczanie mają to wszystko, co słynny zespół zza oceanu trochę utracił! Obok znakomitej techniki i fantastycznych umiejętności każdego z członków zespołu, w ich muzyce są: melodia, artyzm, szczery spontan, polot i pomysł na siebie na przysłowiową piątkę z plusem! Jest też świetny głos, o barwie tak wyjątkowej że tam za Oceanem mogą sobie tylko o takim pomarzyć! Tak! Wiemy! Dla wielu oddanych fanów DT to trochę nie do wyobrażenia... przyjdźcie zatem zobaczyć Art Of Illusion! Jesteśmy przekonani że ich muzyka zostanie już z Wami na zawsze! Bydgoski zespół przygotowuje się powoli do wydania swego drugiego albumu długogrającego. Na pierwszym "Round Square Of The Triangle" było mnóstwo grania instrumentalnego. Tym razem głos Marcina pojawi się znacznie częściej!

------------------
Votum - O warszawskim zespole kiedyś mówiło się, że grają jak Riverside. Ta łatka przylgnęła wówczas do nich bardzo mocno. Dziś Votum to zupełnie inna bajka. To zespół który przede wszystkim wypracował swoje wyjątkowe brzmienie, jakie zawdzięcza min. współpracy ze słynnym producentem Davidem Castillo (współpracownikiem takich zespołów jak Katatonia, Bloodbath czy Opeth). I to właśnie takich brzmień możecie sie spodziewać podczas ich koncertu w Łodzi. Będą promować swój znakomity, najnowszy album ":KTONIK", który zarówno w naszym kraju jaki w całej Europie wciąż zbiera entuzjastyczne recenzje. A doświadczenie sceniczne zespół posiada potężne! W końcu grali na jednej scenie z takimi zespołami jak: Korn, Opeth, Katatonia, Pain of Salvation, Anathema, Riverside i wieloma innymi! To będzie wieczór że palce lizać!!!

-------------------

SOBOTA - 13 STYCZNIA 2018

Animate - O Śląskiej formacji można powiedzieć tak: wszyscy o nich od dawna słyszeli, ale mało kto widział na żywo! Na szczęście ten stan rzeczy ma się teraz zmienić! Zespół wreszcie złapał wiatr w żagle i nie tylko zaczyna częściej koncertować, ale i wreszcie bo wielu latach wyda swój debiutancki album, na który wielu fanów polskiego rocka progresywnego czeka bardzo długo! Nazwa Animate kojarzy się z utworem Rush... Owszem panowie czasem wykonują go na koncertach, są też fanami Kanadyjczyków, ale... ich muzyka to przede wszystkim fuzja soczystego rocka i metalu, oscylująca wokół klasycznych fascynacji z obydwu tych nurtów. Uwaga! To kopie i to niesamowicie, a frontman Robert Niemiec potrafi porwać publiczność do niesamowitej zabawy przed sceną, czemu dowiódł choćby w lipcu przy okazji 11 Festiwalu Rocka Progresywnego im. Tomasza Beksińskiego w Toruniu. Szykujcie kondycję bo trzeba będzie skakać!!!

--------------------
Retrospective - Jedna z najprężniej działających polskich grup oscylujących wokół progrockowo/post metalowych brzmień. Aktywni wydawniczo, aktywni koncertowo - zarówno w naszym kraju jak i po za jego granicą. Swoją muzykę inspirują twórczością artystów z bardzo szerokiego spektrum gatunkowego. Nie zamykają się ściśle w jednej stylistyce. Często podróżują w rejony różnych odmian rocka, od tego art, po ten hard. Potrafią kreować klimatyczne muzyczne pejzaże przepełnione emocjami, ale również niespodziewanie drasnąć zaskoczonego słuchacza ostrym pazurem. Różnorodność ta i kontrasty spojone w całość sprawiają, że ich muzyka jest wyjątkowa. Obecnie promują swój najnowszy album "RE:Search" wydany w barwach niemieckiego wydawnictwa Progressive Promotion Records.

---------------------
AnVision - Mówi się ostatnio "Jest AnVision, jest zabawa!!!". I nie ma w tym ni krzty przesady. Zespół z Tarnowa bowiem jest doskonale znany zarówno jako świetny warsztatowo i scenicznie band rockowy, ale i jako grupa świetnych ludzi po za sceną! Spodziewajcie się zatem nie tylko znakomitego show o zabarwieniu rockowo-metalowym, ale i harców podczas After Party, bo w tych także są mistrzami! A tak poważniej, to AnVision ostatnio osiąga coraz większe sukcesy. Są znani już w całej Europie, podróżując tu i tam między innymi z Tarją Turunen. Obecnie promują swój najnowszy album "New World", ale znając "płodność muzyczną" tych wesołych panów to spodziewajcie się też już nowych utworów, szykowanych na kolejne długogrające wydawnictwo. Dobra zabawa gwarantowana!

virgil steve

Po tym, jak Steve Howe zapowiedział wydanie ukończonej płyty, którą nagrał razem ze swoim niedawno zmarłym synem Virgilem, ostatnio podzielił się również pierwszymi dźwiękami z nachodzącego albumu. Poniżej znajdziecie możliwość posłuchania tytułowego utworu „Nexus”:


11 września 2017 roku, najmłodszy syn Steve’a Howe’a Virgil, niespodziewanie zmarł w wieku 41 lat. Zespół Yes natychmiast odwołał wszystkie nadchodzące koncerty w ramach trasy “Yestival”. Wspólny album Steve’a i Virgila, „Nexus” został ukończony przed rozpoczęciem trasy koncertowej i miał ukazać się w tym roku. Steve Howe postanowił nie rezygnować z tych planów:

“Virgil i ja dopiero co zakończyliśmy nagrywanie “Nexus”, który zawiera 11 kompozycji Virgila, do których ja dodałem pasujące partie gitar. Dostarczyliśmy materiał do InsideOutMusic w sierpniu, by wydać całość 17 listopada. Zaczęliśmy pracować razem w 2016 roku, kiedy wspólnie wybraliśmy 9 fragmentów z jego puli pomysłów zagranych na pianinie, które regularnie podsyłał za każdym razem gdy napisał i nagrał coś nowego. Zacząłem dogrywać do tych fragmentów partie gitar, później prezentowałem je Virgilowi. Następnie, on zaskakiwał mnie dodając kolejne ścieżki, których wcześniej nie słyszałem. Utwory przekształcały się z prostych duetów w coś większego i lepszego, raczej pełen obraz niż tylko niewyraźny zarys. “Free Fall” i “Nick’s Star” pochodzą z wcześniejszych sesji, drugi z nich jest poświęcony zmarłemu, najlepszemu przyjacielowi Virgila, Nickowi Hirschowi. „Nexus” pokazuje zupełnie inne oblicze umiejętności Virgila jako kompozytora i klawiszowca, na jego prawach. Był wszechstronnie utalentowany, zarówno obsługując klawisze i komputer, siedząc za zestawem perkusyjnym, czy podczas swoich regularnych setów DJ-skich lub w radiu, zawsze dawał z siebie wszystko. Mam nadzieję, że dopiero co ukończona muzyka będzie stanowiła należyty hołd dla jego życia i dziedzictwa.”

Thomas Waber (Label manager/A&R International, InsideOutMusic) & Stefan Franke (Product Manager, InsideOutMusic):
“Nagłe odejście Virgila Howe’a głęboko zszokowało cały zespół InsideOutMusic, zwłaszcza że stało się to kilka godzin po tym jak zaakceptował pierwsze wydanie “Nexus”. To miał być początek nowej, ekscytującej muzycznej współpracy, a obecnie stało się najsmutniejszym albumem, nad którym pracowaliśmy. Pozostawiliśmy decyzję opublikowania „Nexus” Steve’owi i szanujemy to, że postanowił kontynuować projekt tak jak wcześniej ustalaliśmy. Sami jesteśmy ojcami i możemy sobie tylko wyobrażać, jak ciężko jest poradzić sobie z taką stratą. Mamy szczerą nadzieję, że wszystkim spodoba się „Nexus”, mimo okoliczności, w których się ukazuje. Nasze myśli są z rodziną Howe w tym trudnym czasie.”

„Nexus” ukaże się 17 listopada nakładem InsideOutMusic. Steve Howe zagrał na albumie na gitarach, Virgil na pozostałych instrumentach. Obrazek zdobiący okładkę płyty jest autorstwa pięcioletniej córki Virgila, Zuni.

Poniżej okładka oraz lista utworów:nexus


01. Nexus (04:57)
02. Hidden Planet (03:27)
03. Leaving Aurura (03:40)
04. Nick's Star (03:41)
05. Night Hawk (03:35)
06. Moon Rising (03:31)
07. Passing Titan (04:06)
08. Dawn Mission (05:07)
09. Astral Plane (03:37)
10. Infinite Space (02:08)
11. Freefall (02:09)

11 lutego 2017r. na zakończenie pierwszej części europejskiej trasy promującej wydany w 2016r. album "Your Wilderness" zespół The Pineapple Thief pojawił się w wypełnionej po brzegi londyńskiej Islington Assembly Hall. Podczas tego niesamowitego koncertu zespołowi towarzyszyli perkusista Gavin Harrison (Porcupine Tree, King Crimson) i gitarzysta Darran Charles (Godsticks). Wspólnie zagrali nowe utwory z "Your Wilderness" ("In Exile", "No Man's Land" i "The Final Thing On My Mind") oraz klasyki z poprzednich albumów ("Nothing At Best", "Show A Little Love" i "Simple As That").
Lider zespołu Bruce Soord: "Był to ostatni koncert tej części trasy i jednocześnie wielkie przedsięwzięcie natury techniczno-organizacyjnej. Mieliśmy 15 kamer, gigantyczny wysięgnik, lecz - co najważniejsze - wypełnioną salę. Napięcie było więc ogromne, lecz tamtego wieczoru gwiazdy ewidentnie nam sprzyjały i był to jednej z najbardziej pamiętnych koncertów w naszej dotychczasowej karierze. Na specjalnej edycji blu-ray znalazło się wszystko z wyjątkiem zlewozmywaka! To pełny zapis koncertu, zdjęcia dokumentalne i wywiady, dwa różne miksy 5.1 surround: naturalny i dyskretny i mnóstwo bonusów. To bez wątpienia najpełniejsze i najlepsze wydanie "Your Wilderness".
Na CD zamieszczono 14 utworów, Blu-ray i DVD to filmowy zapis koncertu z dwoma miksami 24/96 DTS-HD MA 5.1 surround (naturalny i dyskretny) i miks stereo 24/96 high-resolution. Oprócz tego znalazł się tam album "Your Wilderness" w wersjach 24/96 DTS-HD MA 5.1 surround i stereo 24/96 high-resolution, bonusowy materiał "8 Years Later" w wersji stereo 24/96 high-resolution oraz niepublikowanej wcześniej 24/96 DTS-HD MA 5.1 surround, akustyczny bonusowy album z pięcioma utworami w wersjach 24/96 DTS-HD MA 5.1 surround i stereo 24/96 high-resolution, film dokumentalny "Where We Stood", film dokumentujący prace nad wideoklipem "In Exile", akustyczna wersja "Tear You Up" w wykonaniu Bruce'a Soorda i oficjalne wideoklipy do "In Exile" i "No Man's Land".

Lista utworów:wherenews

01.Tear You Up - 04:58
02.The One You Left To Die - 04:31
03.No Man's Land - 04:31
04.Alone At Sea - 05:42
05.That Shore - 04:55
06.Reaching Out - 09:29
07.In Exile - 04:59
08.Take Your Shot - 04:38
09.Show A Little Love - 04:20
10.Fend For Yourself - 04:14
11.Part Zero - 06:4
12.Simple As That - 04:09
13.The Final Thing On My Mind - 10:07
14.Snowdrops - 06:54]
15.Nothing At Best - 04:56]


Wykonawca: THE PINEAPPLE THIEF
Tytuł‚: Where We Stood
Nr katalogowy: KSCOPE490
Nośnik: CD+DVD
Nr EAN: 802644849072
Kod cenowy: GBB4
PPD: 39,98Nr katalogowy: KSCOPE535
Nośnik: bluray
Nr EAN: 802644853574
Kod cenowy: GBB9
PPD: 48,98
Nr katalogowy: KSCOPE953
Nośnik: 2LP, 180 gram
Nr EAN: 802644895314
Kod cenowy: GBE1
PPD: 87,98
Data premiery: 6.10.2017
Wytwórnia: Kscope

 

 

 

Koncerty w środku tygodnia to ciężki kawałek chleba. Dotyczy to w szczególności małych, klubowych koncertów, ponieważ stadiony i duże hale zapełniają się ostatnimi czasy raz za razem. Ale zdarza się też, że klubowe koncerty, i choć nieco większe wciąż zaliczane jako "klubówki", sprzedają się na pniu. Tak to niestety bywa, że kiedy zespół jest w europejskiej trasie i odwiedza Polskę to dzień tygodnia nie ma większego znaczenia - trasa musi być dzień po dniu z ewentualnymi przerwami. I tak w ubiegłą środę zawitałem do Wrocławia, gdzie swój jedyny w Polsce i pierwszy zarazem koncert grały zespoły: francuski Uneven Structure oraz australijski Voyager. Publiczność niestety nie dopisała.

I nieobecni mają czego żałować, bo koncert okazał się znakomitym show, w szczególności jeśli chodzi o zespół z Australii, ale o tym za chwilę. Co spowodowało niską frekwencję - trudno powiedzieć. Obie kapele to młode, ale już znane i cenione zespoły, więc cena biletów (40/50 zł) była bardzo adekwatna, żeby nie powiedzieć niska (dla porównania Leprous w Warszawie kosztuje 99 zł, a to moim zdaniem tylko niewiele bardziej popularny zespół). Dojazd do Wrocławia - bardzo dobry z niemal wszystkich kierunków, choć o powrocie w nocy pociągiem można zapomnieć. Baza noclegowa też dobra, w końcu duże miasto. Trudno więc powiedzieć co było powodem, nie dziwiły mnie w związku z tym dość ponure miny ludzi z Wild Bread Booking, czyli organizatorów koncertu. Takie "wtopy" faktycznie potrafią podcinać skrzydła, oby jednak nie. Niemniej szkoda, że miłośnicy progresywnego grania nie zjechali do Wrocławia tego dnia tłumniej. Była reprezentacja z Poznania, ze Śląska, z Krakowa nawet (pozdrowienia dla chłopaków z Disperse), no i z nieodległego Leszna również. Ale to wciąż dało niespełna 50, może 60 osób w sumie. Najbardziej nie spisał się chyba sam Wrocław...

Dosyć jednak narzekania, zresztą po ostatniej relacji z koncertu Moanaa ponownie narzekam na frekwencję. Przechodzę więc już do konkretów. Koncert rozpoczynał lokalny zespół Mentally Blind, na który niestety dość znacznie sie spóźniłem. Udało mi się jednak zobaczyć coś około połowy ich koncertu, co dało mi pewien obraz tego jaką muzykę prezentują. Jest to tzw. metal core z elementami djentu i delikatnymi zacięciami progresywnymi. Na scenie grupa miała jednak dość mało miejsca, a jak wiadomo takiej muzyki o wiele lepiej się słucha (i ogląda) kiedy muzycy mają okazję po scenie pobiegać, poskakać, energicznie pomachać głowami itd. Troszkę więc ten koncert ucierpiał z punktu widzenia wizualnego, ale muzycznie było całkiem przyjemnie. Grupa zaprezentowała materiał ze swoich dwóch EP-ek i jeśli dobrze pamiętam to co zapowiadał wokalista - były też utwory z przygotowywanego, debiutanckiego albumu. Choć nie jestem wielkim miłośnikiem takiej muzyki to i tak koncert mi się spodobał. Jedyne do czego mogę się trochę przyczepić to maniera wokalisty, która była dokładnie taka jaką niespecjalnie trawię. Ale instrumentalnie nie mam grupie nic do zarzucenia, kawał porządnego core'owego grania.

Niedługo po Wrocławiakach na scenie pojawili się pochodzący z Perth w Australii muzycy Voyager. Po szybkim zainstalowaniu się na scenie grupa rozpoczęła swój koncert. Początkowo dość nieśmiało, ale po kilku taktach muzycy złapali rytm i luz. Wystarczy powiedzieć tyle: po dwóch utworach niemal cała publiczność była kupiona. Grupa promuje aktualnie wydany w tym roku krążek "Ghost Mile" i to utwory z tego wydawnictwa zdominowały set. Ale znalazło się również miejsce na kilka starszych kompozycji oraz cover... Darude. A zgadnijcie jaki utwór? Wokalista zapowiedział ten krótki cover słowami "I know you love techno". Wracając do setu - z nowego albumu usłyszeliśmy "Ascension", "Misery is only Company" i połączone tak samo jak na albumie "To The Riverside" i tytułowy "Ghost Mile". Z poprzedniego krążka usłyszeliśmy natomiast "Lost" (to tutaj zespół wplótł cover "Sandstorm"), chyba najbardziej znany utwór zespołu - "Hyperventilating" oraz "The Meaning of I" na finał. Całość zabrzmiała rewelacyjnie! Selektywność na najwyższym poziomie, było głośno, ale nie był to tzw. "nieznośny hałas", wszystko na odpowiednim levelu. I moc jaką dawało to brzmienie dało się po prostu poczuć, nie tylko patrząc na tryskających energią muzyków (być w takiej formie po niemal całej trasie - szacunek!). Szkoda tylko, że set zespołu trwał dokładnie 45 minut, moim zdaniem zasługują na zdecydowanie dłuższe sety, a może nawet na własną trasę koncertową. Ale wszystko jeszcze przed nimi, niech zdobywają świat i czym prędzej zawitają do Polski ponownie. Ja po koncercie nabyłem płytę i koszulkę, a samą ich muzyką będę zarażał znajomych, bo jestem po prostu zachwycony tym co zaprezentowali.

Na deskach klubu D.K. Luksus, czyli wcześniejszego Carpe Diem, po kilkunastu minutach zameldowali się muzycy Uneven Structure. Grupa jest rozpoznawalna i doceniana przede wszystkim wśrod miłośników technicznego, djentowego grania, któremu blisko do takich zespołów jak Monuments, Vildhjarta czy Textures. Ale zespół zyskał już całkiem spore uznanie generalnie w środowisku muzyki progresywnej. Wspomniałem gdzieś na początku tekstu o koncercie Leprous, który kosztuje prawie stówę - jeśli porównać oba zespoły tylko na Facebooku to mają niemal taką samą ilość polubień (Leprous 63 tys., Uneven Structure 59 tys.). Wiem, że nie to jeszcze o niczym nie świadczy, a polubienia da się kupić itd., ale o jakąś skalę porównawczą daje. Stąd tym bardziej moje zdziwienie, że na wrocławskim (jedynym w Polsce!) koncercie zjawiło się aż tak mało ludzi. Francuzi promują właśnie najnowszy album "La Partition" wydany w tym roku i to właśnie z niego utwory zdominowały setlistę. Nie będę wymieniał tytułów, bo album znam zbyt powierzchownie, by je zapamiętać, ale to jest jedyne wydawnictwo zespołu jakie przesłuchałem przed koncertem i sporą część utworów po prostu poznałem. Niemniej brzmiało to z początu dość słabo. Zespół jakby zupełnie bez mocy, ale to wina chyba akusytka - wydawało mi się w ogóle, że grupa przyjechała bez swojego dźwiękowca i nagłaśniał ich klubowy akustyk. Serio? Na takim poziomie? No więc wypadło to blado, w szczególności w porównaniu z wcześniejszym koncertem. Muzycy Uneven Structure również wydawali się nieco zdeprymowani niską frekwencją, ponieważ mieli dość nietęgie miny, a i zachęcania do wspólnej zabawy trochę brakowało. Koncert obejrzałem z ciekawością, ale w ogóle mnie nie porwał, niestety. Dopiero dwa ostatnie numery po intensywnych korektach brzmienia zabrzmiały w miarę solidnie.

Warto jednak było tego dnia wybrać się do Wrocławia. W szczególności na koncert Voyager, którego płytę i koszulkę po koncercie zakupiłem. Nie wiadomo kiedy zechce się im ponownie przylecieć do Europy z odległej Australii - więc tym bardziej niech żałują ci, którzy sobie ten koncert odpuścili, bo prędko okazji może sie nie zdarzyć. Główna gwiazda koncertu wypadła nieco słabiej, głównie ze względu na nagłośnienie, ale i widoczne po muzykach zniechęcenie, chociaż tutaj nie chciałbym nikogo oskarżać, bo jeśli faktycznie tak było - to znaczy o braku profesjonalizmu. Również lokalny Mentally Blind spisał się całkiem nieźle. Szkoda tylko, że tak niewielu obecnych mogło te koncerty zobaczyć, ocenić i docenić.

 

 

 

Sands Of Time

czwartek, 19 październik 2017 15:16 Dział: Scardust

01. Sands of Time: Overture - 4:37
02. Sands of Time: Eyes of Agony - 3:26
03. Sands of Time: Dials - 8:08
04. Sands of Time: Hourglass - 5:43
05. Sands of Time: Sands of Time - 5:41
06. Arrowhead - 5:07 Show lyrics
07. Out of Strong Came Sweetness - 5:32
08. Queen of Insanity - 4:39
09. Blades - 4:24
10. Gift Divine - 6:27

Czas całkowity - 53:44

- Noa Gruman - wokal
- Yoav Weinberg -perkusja
- Yadin Moyal - gitary
- Yanai Avnet - gitara basowa
- Alex Nicola - instrumnety klawiszowe

On We Sail

czwartek, 19 październik 2017 12:19 Dział: Samurai Of Prog, The

01. On We Sail - 6:21
02. Elements of Life - 7:54
03. Theodora - 5:55
04. Ascension - 5:19
05. Ghost Written - 9:40
06. The Perfect Black - 9:30
07. Growing Up - 5:42
08. Over Again - 4:06
09. Tigers - 10:34

Czas całkowity - 65:01

- Steve Unruh - vocals, violin, flute, Classical guitar (6)
- Marco Bernard - Rickenbacker bass
- Kimmo Pörsti - drums, percussion, backing vocals (3), mixing

oraz:
- Michelle Young - vocals (3)
- Mark Trueack - vocals (5)
- Daniel Fält - vocals (9)
- Srdjan Brankovic - electric guitars (1)
- Rubén Álvarez - electric (2,3,5) & acoustic (2) guitars
- Jacques Friedmann - electric guitars (4)
- Jacob Holm Lupo - electric guitars (5)
- Flavio Cucchi - Classical guitar (6)
- Brett Kull - electric guitar (7,9)
- Kerry Shacklett - keyboards (1,7), vocals (7), acoustic & electric guitars (7)
- Octavio Stampalía - keyboards (2)
- Luca Scherani - keyboards (3)
- David Myers - keyboards (4), grand piano (8)
- Sean Timms - keyboards (5)
- Oliviero Lacagnina - keyboards (6)
- Stefan Renström - keyboards & vocoder (9)
- Roberto Vitelli - Moog Taurus pedals (9)

Czwartek to już niemal piątek, a więc idealny czas żeby wyskoczyć sobie gdzieś, na przykład na koncert. W zeszły czwartek tak właśnie postanowiłem zrobić, wsiadłem po pracy w auto i wybrałem się do Poznania na występ zespołów, z których przynajmniej jeden nie był mi obcy - a to wystarczy by zdecydować się na taką wycieczkę. W szczególności jeśli ten zespół dopiero co wydał znakomity album, nie opuszczający mojego odtwarzacza przez dłuższy czas. Mowa oczywiście o Moanaa z Bielska-Białej. Ale najpierw kilka słów wstępu oraz kilka słów o formacjach supportujących tego wieczoru bielszczan.

Koncert miał miejsce w doskonale znanym wszystkim poznańskim Klubie U Bazyla. Organizatorami koncertu był sam klub oraz Moanaa, ale na wydarzeniu na Facebooku widnieje również Left Hand Sounds. Szkoda tylko, że koncert nie był specjalnie mocno promowany, bo frekwencja była bardzo mizerna - to mały pstryczek w nos organizatorom. Klub ma już swoją wypracowaną renomę i chwała Tomaszowi za to, że pozwala też czasami zagrać tam młodszym kapelom. Śledzę profile U Bazyla i LHS, ale wielu przypomnień o tym koncercie niestety nie było, a szkoda, bo to kawał dobrej sztuki był. Bardziej jednak ponarzekać powinienem na poznańskie środowisko post-rockowe czy post-metalowe. Znam kilku czy kilkunastu muzyków z tamtejszych zespołów, których nazw wspominał nie będę (domyślą się, że o nich mowa jeśli to przeczytają), a nie widziałem na koncercie ani jednego. Później jest marudzenie, że nikt na ich koncerty też nie chodzi i w ogóle tak trudno cokolwiek zorganizować. Chłopacy z Moanaa sobie poradzili, zagrali dla niespełna 40 osób (tyle naliczyłem, a część z nich stanowili muzycy pozostałych zespołów i znajomi) i to zagrali fantastycznie.

Pierwsi na scenie pojawili się muzycy Allan Hills. Jest to młodziutki poznański projekt, który powstał chyba jeszcze w tym roku i wiosną opublikował swoje debiutanckie EP. Nazwa zespołu obiła mi się już o uszy, pewnie przy okazji jakichś innych koncertów, ale ich muzyka była mi kompletnie obca. Jak się okazało grupa prezentuje klasyczny post-rock, coś z klimatów Tides From Nebula czy Spoiwo. Nie zauważyłem w tej muzyce niestety ani grama oryginalności, choć jest to wciąż solidnie wykonana sztuka. Ciekawym jej elementem i bodaj jedynym, który w moim odczuciu może w przyszłości jakoś zespół wyróżnić były solówki gitarowe Magdaleny Kusiak. Dopiero po fakcie doczytałem, że grupa nagrywała swoje EP w czteroosobowym składzie, jednak na profilu na Facebooku zespół figuruje jako trio. A może w czwórkę byłoby nieco więcej przestrzeni i mocy również na koncercie? Zabrakło mi bowiem drugiej gitary, która dała by tę przestrzeń i moc. W całym tym krótkim występie to "coś" było po prostu nieobecne, ale widać też było że muzycy są nieco zestresowani, czego doskonałym potwierdzeniem był falstart po wejściu na scenę. Nie będę wieszał psów na Allan Hills, grupa jest bardzo młoda i może jeszcze odnajdzie swoją niszę. Natomiast z taką muzyką może być ciężko, bo zespołów parających się post-rockiem w ostatnich latach wyrosło jak grzybów po deszczu i co gorsza większość z nich to kalki tych bardziej znanych formacji. Ale poczekamy i zobaczymy. To był koncert bez fajerwerków, ale całkiem poprawny, poza kilkoma wpadkami, które nawet jako nieznający utworów wyłapałem. No ale dość narzekania, kawę piło się przy tym całkiem miło.

Po krótkiej przerwie na scenie zameldowali się muzycy Obsidian Mantra. Ten zespół pozwoliłem sobie sprawdzić jeszcze przed koncertem i przesłuchałem dwukrotnie ich debiutancki krążek "Existential Gravity", który premierę miał w czerwcu tego roku. Wiedziałem więc mniej więcej czego się spodziewać - death metalu z naleciałościami djentu, ciętymi riffami i nieco motoryczną rytmiką. Grupa również pochodzi z okolic Poznania, ale na scenie istnieją już nieco dłużej, bo pierwsze swoje wydawnictwo - EP "Burden Brought by Whispers" wydali w 2015 roku. Widać było zdecydowaną różnicę w podejściu do koncertu pomiędzy poprzednim zespołem, a Obsidian Mantra. Weszli pewnie na scenę, rozstawili i momentalnie zaczęli łoić. Mocny to był kawał muzyki, której najbliżej chyba do Opeth (czego potwierdzeniem była koszulka perkusisty), ale nie brakuje tutaj również połamańców z jakich słynie choćby Meshuggah. Wszystko to jest w odpowiednich proporcjach, zgrabnie skonstruowane i połączone w niezbyt długie, ale też nieprzesadnie krótkie utwory. Bardzo mocnym punktem całości jest napędzająca wszystko sekcja rytmiczna, tutaj ukłony przede wszystkim przed młodo wyglądającym (nie sprawdzałem metryki) Mateuszem Witanem, który co rusz bombardował przejściami i gradobiciem bębnów, w tym nawet kilka razy solidnymi blastami. Koncert Obsidian Mantra zabrzmiał odpowiednio mocno, za co podziękować należy obsłudze klubu - bo za konsoletą jak dobrze poznałem stał Dyżurny Akustyk Bazylowy (nie znam, więc niech tak będzie ochrzczony przeze mnie). Set składał się przede wszystkim z utworów z nowego albumu, choć nie znam go jeszcze aż tak dobrze, żeby stwierdzić to z pełną pewnością. Być może pojawił się jeden czy dwa utwory z debiutanckiej EP, ale niestety nie jestem w stanie sobie tego przypomnieć. Niemniej koncert bardzo mi się podobał, jak tylko grupa skończyła to nabyłem zarówno EP jak i "Existential Gravity", a potem pozostało już tylko czekać na danie główne tego wieczora - Moanaa.

Bielszczanie pojawili się na scenie niemal punktualnie o 21:00. Zrobiło się też na deskach nieco więcej miejsca, bo poznikały sprzęty supportów, przez co od razu dało się zauważyć, że muzykom Moanaa na scenie jest trochę... luźniej. Ale taka przewaga headlinerów. Grupa rozpoczęła tak samo jak rozpoczyna się wydany w zeszłym roku "Passage", tj. monstrualnym kilkunastominutowym "The Process" w obu częściach wraz z ponad minutowym intro. Już od pierwszych dźwięków było wiadomo, że tutaj nie będzie żadnych kompromisów - potężne i klarowne brzmienie oraz dodające nieco klimatu wizualizacje w tle. Muzycy Moanaa skryci gdzieś w kłębach dymu i jednolitym świetle od samego początku czarowali. Ich post metalowego misterium nie zakłóciły nawet małe problemy techniczne gdzieś w środkowej części koncertu. Koledzy muzycy - kiedy coś takiego się dzieje to działajcie właśnie tak jak zrobiła to Moanaa! Krótki komunikat ze strony wokalisty: "Spaliliśmy piec, dajcie nam chwilę" i po chwili dodane w kierunku do perkusisty "Weź coś nabij". Tak właśnie rozpoczęła się improwizowana część koncertu, z której powstał klimatyczny soundscape na perkusję, bas i doprawione elektroniką/efektami wokale. A w międzyczasie piec został zastąpiony (użyczył go gitarzysta Obsidian Mantra) i wszystko wróciło na właściwe tory. Moanaa zaprezentowała set składający się niemal po równo z materiału z "Passage" oraz debiutanckiego długograja "Descent". Cały koncert był tak skonstruowany, że utwory niemal łączyły się w jedną, olbrzymią kompozycję. I to był dobry zabieg, bo dzięki temu klimat nie ginął, aczkolwiek z drugiej strony widać było, że publiczność nie bardzo wie kiedy ma podziękować zespołowi za kolejne utwory, czyt. bić brawo. Żeby z takiej konsternacji publikę wyprowadzić trzeba by dodać jakiegoś tła z sampli między utworami i sprawa załatwiona. I jeszcze słów kilka o tym jak muzycznie można by zakwalifikować muzykę Moanaa. Jest to mroczny, klimatyczny post rock, któremu niedaleko do nagrań Isis, Neurosis czy niektórych kompozycji Melvins. Z naszego podwórka warto przytoczyć tutaj Blindead, o których zresztą wspomniałem nawet znajomemu, bo tuż po koncercie Moanaa napisałem do niego SMS'a o treści "Blindead ma poważną konkurencję". No może ciut jeszcze z tym przesadziłem, ale naprawdę niedaleko ma Moanaa (zauważyliście, że mam problem z odmianą tej nazwy? Jak to w ogóle powinno być - Moanyy? Moaniee?) do tego poziomu.

OK, rozpisałem się, pora na podsumowanie. Wróciłem z koncertu bogatszy o cztery płyty: 2x Obsidian Mantra i 2x Moanaa (debiutanckie EP i długogrający "Descent", "Passage" posiadałem już wcześniej). Po koncercie dnia następnego głównie słuchałem płyt, które zakupiłem. Koncert wspominam do dziś bardzo pozytywnie i... czy muszę pisać coś jeszcze? Było po prostu znakomicie! I niech wstydzą się nieobecni. Do nich głównie mam apel: wspierajmy młode kapele i chodźmy na ich koncerty, a wtedy na nasze też ludzie zaczną przychodzić. Bo tak to działa, karma wraca. A na koniec moje podziękowania wszystkim trzem zespołom: Allan Hills, Obsidian Mantra i Moanaa za to, że dla tak wąskiego grona stworzyły tak klimatyczny wieczór. Warto było tego dnia być U Bazyla.

Sprawdź Allan Hills na FB: https://www.facebook.com/allanhills 
Sprawdź Obsidian Mantra na FB: https://www.facebook.com/ObsidianMantra 
Sprawdź Moanaa na FB: https://www.facebook.com/Moanaaband

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.