A+ A A-

Podsumowanie Plebiscytu 2014

niedziela, 18 styczeń 2015 21:50 Dział: Felietony, eseje, referaty,...

Pleb 2014 2Nadszedł czas by podsumować tegoroczny Plebiscyt Serwisu ProgRock.org.pl. Bardzo dziękujemy Wam za jak zawsze liczny udział oraz skrupulatne wypełnienie swoich TOP-Piętnastek. Zdecydowana większość uczestników naszego plebiscytu głosowała na więcej niż jedną płytę, za co również bardzo Wam dziękujemy, bo dzięki temu wyniki są sprawiedliwe i miarodajne. W zabawie udział wzięło 185 osób. Uważamy to za bardzo dobry wynik!

Nagrody w tegorocznym Plebiscycie wyloswali: Katarzyna Borys, Roman Szturc, Tomek Zajączkowski oraz Mariusz Okoński. Serdecznie gratulujemy :)

Oto wyniki naszej zabawy:

1 3

4 10

11 50

Round Square Of The Triangle

piątek, 16 styczeń 2015 21:32 Dział: Art of Illusion

01. Intro - 1:28
02. Distance - 8:40
03. Instinct - 7:00
04. For Her - 6:23
05. Round Square - 5:33
06. The Triangle - 7:04
07. Thrown Into The Fog - 7:09
08. Shattered Mirror - 3:46
09. The Rite Of Fire - 9:05
10. Disconnection - 8:52

Czas całkowity - 1:04:59

 


- Filip Wiśniewski - gitara
- Paweł Łapuć - instrumenty klawiszowe
- Mateusz Wiśniewski - gitara basowa
- Kamil Kluczyński - perkusja
oraz:
- Marcin Walczak - wokal (4,8,9)
- Tomasz Glazik – saksofon barytonowy (6)
- Emilia Mielewczyk – flet (4)

 

Podsumowanie i remanent AD 2014 w odtwarzaczu Gabriela Koleńskiego

Crippled 20141. Crippled Black Phoenix - White light generator - podobnie jak rok temu, zadecydowały emocje, dlatego na pierwsze miejsce wybrałem album może nie najlepszy, ale taki który wywarł na mnie największe wrażenie i wywołał największe emocje, towarzyszł mi najcześciej w przeróżnych okolicznościach (nie słuchałem go chyba tylko w toalecie). Kiedyś skreśliłem ten zespół, dziś jestem jego fanem. Tu jest wszystko czego oczekuję od muzyki - eklektyzm, melodie, chwytliwość, zadziorność, oryginalność, dobre teksty i wrażliwość. Niech żyje anarchia! Niech żyje CBP!

2. Lunatic Soul - Walking on a flashlight beam - dla mnie Mariusz Duda jest postacią wybitną na polskim rynku, a jego muzyka działa jak rentgen, prześwietlając na wylot wszystkie emocje współczesnego, wrażliwego człowieka. Słuchanie jego najnowszego dokonania jest czasem bolesne, bo jak wszystko co Duda stworzył, cholernie prawdziwe. Do tego ta zdolność dokonywania analiz społecznych w nienachalny i niepretensjonalny sposób. Autor po prostu mówi co widzi i robi to mądrze. Jednocześnie wszystko to brzmi niezwykle oryginalnie (wszystkie te instrumenty, aranżacje, brzmienia), co tylko potwierdza, że Polacy potrafią!

3. Pendragon - Men who climb mountains - zwykle staram się nie brać za bardzo do serca tego co muzycy mówią o swoich płytach tuż przed ich wydaniem, ale w tym przypadku można było wierzyć w każde słowo Nicka Barretta! Przestał gonić za nowoczesnością, wrócił do tego co umie najlepiej i stworzył wciągający, emocjonalny album, który chwyta za gardło i serce i prowadzi poprzez trudności, zarówno te związane z odkrywaniem nowych lądów, jak i te przeciętne, życiowe.

4. Ian Anderson - Homo erraticus - temu facetowi nie dość, że wciąż się chce, to on wciąż naprawdę może! Chociaż określenie "chodząca legenda" jest mocno pretensjonalne i wyświechtane, ciężko jest oprzeć się wrażeniu, że tu pasuje znakomicie. Ian Anderson nadal tworzy albumy, które są bardzo dopracowane, pieczołowicie przygotowane, zawierają szczegółowy koncept, opowiadają pewną historię. Do tego są muzycznie ciekawe. To nie jest tylko kwestia sentymentu, ale naprawdę dobra i wartościowa muzyka z charakterystycznym klimatem.

5. The Allman Brothers Band - Play all night - Live at the Beacon Theatre 1992 - jako fan koszul w kratę, w dodatku ostatnio coraz częściej delikatnie obmacujący się z muzyką bluesową nie mogłem przejść koło tego wydawnictwa obojętnie. Zdaje sobie sprawę, że jest to tak naprawdę koncert drugiego składu Allmanów, bez zmarłych wiele lat wcześniej Duane'a Allmana i Berry'ego Oakley'a, za to z genialnym Warrenem Haynesem znanym z Gov't Mule. Przekrojowy materiał, świetne brzmienie i niepowtarzalny klimat, który wylewa się prosto z głośników.

6. Mastodon - Once more round the sun - cóż za zaskoczenie! "The Hunter" jest dobrą płytą, ale gdy usłyszałem, że Amerykanie ponownie chcą kroczyć obraną na tym albumie ścieżką, martwiłem się czy nie przedobrzą. Niepotrzebnie! Rozwinęli mniej więcej podobną konwencję (krócej, szybciej, łatwiej), ale mocno ją przewietrzyli. W rezultacie otrzymaliśmy zestaw zwartych, bardzo melodyjnych ale ciężkich kawałków, które nie tylko wyrywają z butów, ale też wciągają i przykuwają uwagę. Można machać banią, można medytować, co kto lubi!

7. RPWL - Wanted - aktualnie jest to mój ulubiony niemiecki zespół, nie bez przyczyny. Piękne melodie, wspaniały klimat, mnóstwo emocji i niepowtarzalny głos i talent Yogiego Langa. Najnowszy album diametralnie różni się od poprzedniego. Zamiast rozbudowanego koncept albumu otrzymujemy zestaw prostszych, zwartych utworów, ale wszystkie elementy, które wymieniłem na początku tego tekstu zostały zachowane! A w wersji na żywo to już majstersztyk!

8. Opeth - Pale communion - ta płyta wywołała kontrowersje, dlatego musiała się znaleźć w moim zestawieniu! A poważnie, mi odpowiada to nowe, progresywne wcielenie Szwedów. To tak jakby utalentowany historyk opowiadał o swoich przodkach i tłumaczył skąd się wziął. Uważam, że ekipa Akerfelda całkiem umiejętnie prowadzi swoje wykłady teoretyczno-praktyczne. W przeciwieństwie do niektórych, moim zdaniem da się tej płyty słuchać i to z przyjemnością, ale wymaga to cierpliwości i czasu.

9. Thesis - Z dnia na dzień na gorsze - ten zespół pokazuje, że trzeba robić swoje i ciężko pracować i potwornie kochać swoją pasję, żeby robić wszystko w swoim tempie, na swoich zasadach i zawsze wychodzić z twarzą. A do tego z klasą! Zmienił się w zespole wokalista, zmienił się język tekstów, za to nie zmieniły się przekaz i siła wyrazu, a nawet śmiem twierdzić, że znacznie się umocniły. Bardzo dobry, równy materiał, niezbyt długi, ale treściwy, pod każdym względem. Należy pochwalić również brzmienie, podobnie jak wszystko w tym zespole, osiągnięte własnym sumptem.

10. Bjorn Riis - Lullabies in a car crash - słuchając tej płyty czuję się jakbym rozmawiał z przyjacielem, który musi się wygadać i opowiedzieć o wszystkich swoich słabościach, problemach, błędach, smutkach i rozterkach. W dodatku potrafi o tym wszystkim opowiadać w niezwykle piękny, szczery sposób. Niesamowicie  intymna twórczość odsłaniająca wrażliwą duszę muzyka.

11. Pink Floyd - The endless river - kolejny mocno kontrowersyjny materiał. Niestety, faktycznie należy zastanowić się kto tak naprawdę stworzył materiał na tą płytę, ale prawda jest również taka, że David Gilmour czuwał nad jej zawartością i raczej nie pozwoliłby na wydanie pod słynnym szyldem materiału, który nie osiągałby pewnego poziomu. Nie jest to poziom klasycznych dokonań Pink Floyd, ale traktując to w charakterze ciekawostki trzeba przyznać, że większość tych utworów tworzy piękny klimat i jest jak najbardziej w stylu słynnego kwartetu. Urokliwa, transowa muzyka.

12. Vesania - Deus ex machina - żeby pokonać przeciwnika, można zarówno zasunąć mu kopa, jak i podać truciznę. Vesania niejako stosuje obie te metody, bo pod płaszczykiem miażdżącej sekcji rytmicznej i gitar, sprzedaje dużo podskórnego, naprawdę przerażającego mroku i schizofrenii, które oddziałując podświadomie, robią to znacznie mocniej niż wysiłki różnych kapel metalowych, które dwoją się i troją i niewiele z tego wynika. Ekipa Oriona nie tylko kopie po twarzy, ale też jednocześnie sączy to swoje delikatne, jadowite szaleństwo.

13. Echoe - Spot for us - że co? Że mini album? Że mało znana polska grupa? I co z tego? Liczy się poziom i klasa. A tu są naprawdę wysokie! Pierwszy album grupy nie był aż tak porywający, ale na "Spot for us" panowie zdecydowanie rozwinęli skrzydła. Dużo świetnych pomysłów na siebie, ciekawe aranżacje, stylowe brzmienie i sięganie po różne wpływy i mamy mariaż doskonały. Bardzo kibicuję temu zespołowi i zdecydowanie czekam na więcej.

14. Superdrama - The Promise - to tak z cyklu "ktokolwiek słyszał, ktokolwiek zna?!". Jeśli ktoś zna i słyszał to wie, że usłyszeć warto. Wybuchowa mieszanka rocka psychodelicznego i symfonicznego, dużo transu i pięknych partii instrumentalnych, ale nie brak na "The Promise" również zgrabnych melodii i refrenów, śpiewanych przez zwariowanego, podobnie jak cała ta muzyka, wokalistę.

15. Illusion - Opowieści - zespół oczywiście nie mający niczego wspólnego z rockiem progresywnym, ale moim zdaniem to jeden z ważniejszych, wciąż aktywnych polskich zespołów rockowych. Cieszę się, że reaktywowali się z sukcesem i nową płytą. Bardzo dojrzała muzyka, z ciekawymi, zmuszającymi do myślenia tekstami i ogromną porcją potężnych, ołowianych riffów.

Gabriel Koleński

progrock.org.pl

Maciej Hanusek

poniedziałek, 05 styczeń 2015 09:41 Dział: Solówka - ankieta dla gitarzystów

01.Imię i Nazwisko.
Maciej Hanusek

02.Grupa, lub projekt muzyczny w którym obecnie występujesz?
The Gate i Muzyka Sfer (projekt solowy).

03.Ile miałeś lat kiedy stwierdziłeś, że chcesz zostać gitarzystą?
Myślę, że pierwsze przejawy fascynacji gitarą miałem będąc małym dzieckiem, mając 15 lat zacząłem grać.

04.Czy jest jakiś zespół, a może konkretny utwór, który miał bezpośredni wpływ na Twoją decyzję?
Takich zespołów jest kilka. W czasie kiedy zaczynałem grać na gitarze, słuchałem bardzo dużo rocka i metalu gotyckiego. Myślę, że w tym czasie największe inspiracje czerpałem z takich zespołów jak Closterkeller, Artrosis, Moonlight, później ciężej - Madder Mortem, Therion. To były moje początki.

05.Czy pamiętasz swoje pierwsze gitary?
Oczywiście. Zaczynałem od klasyków, czyli Defil (akustyczny) i Jola 2! Obie miały taką akcję strun, że zmieściłby się pod nimi kot… :) Później pojawił się Mensfeld Fingertip, a wraz z nim szansa na rozwój techniki. Po nim nastąpiła epoka Ibanez’ów RG. Bardzo dobrze wspominam ten czas. Na tych gitarach na prawdę można fruwać palcami.

06.Jakich gitar używasz teraz?
Parker Nitefly w konfiguracji 3x single DiMarzio Custom - obecnie jest to mój jedyny instrument.

07.Czy masz jakiś wymarzony model na którym chciałbyś zagrać?
O tak. Są na świecie dwa takie modele - The Red Special i Ibanez Jem Evo. Oczywiście mam na myśli oryginały należące do właścicieli.

08.Wolisz pracować w studio czy występować na scenie?
Obie strony uwielbiam - jedna to raj dla wyobraźni, a druga to raj dla emocji.

09.Czy jest jakiś artysta z którym chciałbyś odbyć mały "jam session"?
Tak, Bobby McFerrin! Improwizowanie z nim to wznoszenie się na wyższy poziom świadomości.

10.Czy jest jakiś utwór w którym zagrałeś z którego jesteś szczególnie dumny?
Nigdy nie myślałem o tym w taki sposób. Są momenty, które lubię szczególnie. Myślę, że wynikają one ze złapania ulotnej chwili, nastroju.

11. Czy zajmujesz się komponowaniem muzyki, piszesz teksty, aranżujesz utwory?
Tak, komponuję i aranżuję muzykę. Teksty też piszę, choć rzadziej.

12.Czy umiesz grać na innych instrumentach?
Tak. Gram trochę na pianie i na basie. Nie obce mi są niektóre instrumenty perkusyjne - gram na gongach, misach dźwiękowych, trochę darabuce i djembe. No i syntezatory.

13.Czy masz jakieś hobby nie związane z muzyką?
Kolekcjonuję uśmiechy! :) Ostatnimi czasy moją bardzo silną pasją jest coaching i szeroko pojęty rozwój osobisty. Uwielbiam street art - od sztuk wizualnych po performance.

14. Czy niekomercyjne, tematyczne strony poświęcone muzyce mogą pomóc w promocji zespołu? Czy zaglądasz na ProgRock.org.pl ?
Myślę, że tak. Oczywiście wszystko zależy od treści. Na ProgRock.org.pl zaglądam często.

 

W zeszłym roku postanowiłem, że moje głosy do Plebiscytu 2013 okraszę krótkim uzasadnieniem i jak pamiętam wyszedł z tego całkiem pokaźny artykuł (przeczytać możecie go tutaj). Tym razem, idąc jakoby za ciosem, a może i zaczynając jakąś moją małą coroczną tradycję na ProgRock.org.pl, celowo napiszę słów nieco więcej niż tylko kilka, o każdym z moich typów do Plebiscytu 2014 na album roku. Dodatkowo dołączam małą próbkę muzyczno-wizualną. Ot żeby czytało się Wam wygodniej i żebyście mogli sprawdzić nausznie o czym piszę. Postanowiłem też, że podobnie jak w roku poprzednim w mojej Top 15 znajdą się trzy albumy polskie. Cóż - bardzo dobrze działo się w naszym kraju w progresywnej muzyce w 2014 roku, i szkoda, że tylko trzy albumy przyjąłem sobie wybrać do głosowania, ale o tym napisałem w dalszej części artykułu.

I jeszcze tak tytułem wydłużonego wstępu muszę zaznaczyć, że rok miniony był BARDZO obfity w świetne oraz bardzo dobre albumy - nie tylko z gatunku szeroko rozumianej muzyki progresywnej. Świetnie działo się na scenie metalowej, i troszkę tego przemyciłem do swojego rankingu, bardzo dobrze było również na scenie alternatywnej, elektronicznej czy industrialnej - takie wydawnictwa też przemyciłem w zestawieniu. Ale z tego samego powodu zaraz po moim rankingu znajdziecie kilka akapitów podsumowujących moim zdaniem najciekawsze wydawnictwa, które albo nie znalazły się w Top 15 z powodu braku miejsca, albo zwyczajnie zbytnio odstają gatunkowo od pojęcia "progresywny".

Niestety znalazło się również kilka wydawnictw, na których się zawiodłem. Czasami stricte muzycznie, a czasami z innych powodów. Było też kilka bardzo dobrych debiutów, ale o tym wszystkim napisałem w kilku akapitach znajdujących się zaraz po moim rankingu. Takie małe podsumowanie roku 2014 w głośnikach Pana Dina.

15. PINKROOM - Unloved Toy (1 pkt.)

Moją listę postanowiłem otworzyć propozycją polską. Długo zastanawiałem się które wydawnictwo tutaj umieścić, postanowiłem, że będzie to właśnie "Unloved Toy" Pinkroom. Na tym albumie otrzymujemy dużą dawkę muzycznego szaleństwa i multum eksperymentów. Jest ich nawet więcej niż na debiutanckim "Psychosolstice"! I tak "Tides In Eye" płynie w psychodelicznym rytmie uzupełnione ciekawą elektroniką i połamaną linią basu, "Moodroom v.3" zaskakuje jazzową awangardą, "Flash" spokojnie mogłoby być kompozycją spod ręki pana Frippa, natomiast "In Train" zdobią ładne damskie wokalizy (gościnnie Elena Isakova) nadające utworowi orientalnego smaczku. Dla mnie jednak najciekawsze i najlepsze są utwory najbardziej zbliżone do tych, których słuchalismy na "Psychosolstice", czyli otwierający album "Blow", "Seven Levels" oraz "Unwanted Toys". Pinkroom trzyma poziom, choć "Unloved Toy" nie jest aż tak dobrym albumem jak ich debiut. Niemniej jednak z pewnością zasługują na miejsce w moim zestawieniu! PS. Wideo poniżej to trailer, ponieważ oficjalnego do tej płyty jeszcze nie ma.

14. RISHLOO - Living As Ghosts With Buildings As Teeth (2 pkt.)

Swego czasu zespół ten narobił sporo zamieszania w sieci debiutanckim albumem "Eidolon", fantastycznym zresztą. I choć formacja miała już w dorobku jeden album to właśnie "Eidolon" okazał się sporym sukcesem. Później był jeszcze całkiem udany "Feathergun", a potem... cisza. W tym czasie grupa doświadczyła sporych turbulencji. Otóż z zespołu odszedł wokalista, czyli akurat dla ich muzyki osoba bardzo istotna, Rishloo zmieniło nazwę na The Ghost Apparatus. Ruszyła zbiórka na "debiutancki" album i kiedy wszystko było już praktycznie gotowe muzycy zdecydowali, że krążek wydadzą pod szyldem Rishloo. A to wszystko dlatego, że wokalista niczym syn marnotrawny powrócił do macierzystej formacji. Tak powstał "Living As Ghosts With Buildings As Teeth", album monumentalny, klimatyczny, przywracający gdzieś w tyle głowy pierwsze odsłuchania wspomnianego "Eidolon". Kompozycje znowu są nieszablonowe, wszystkie składają się w spójną całość. Andrew Mailloux znowu śpiewa jak natchniony, po rozłące z zespołem powrócił w jeszcze lepszej formie. Czyżby pracował nad sobą w czasie tej przerwy? To nieistotne, Rishloo wydało świetny album, który spokojnie ustawić można niedaleko za "Eidolon" w dotychczasowej dyskografii grupy.

13. AMPLIFIER - Mystoria (3 pkt.)

Panowie z Amplifier nadal na fali. Od czasu znakomitego dwupłytowego "The Octopus" (był to 2011 rok) zdołali wydać już dwa albumy i dwie EP! Niesamowitą płodnością charakteryzuje się ten zespół, a co więcej - wcale nie są to wydawnictwa wymuszone. Dowiódł tego wydany w 2013 bardzo udany "Echo Street". Dowodzi tego również najnowszy album "Mystoria". Tym razem Brytyjczycy serwują nam dawkę o wiele mocniejszej muzyki, choć nadal utrzymanej w dość charakterystycznym dla Amplifier psychodelicznym, space rockowym klimacie. Kompozycje na "Mystoria" są obwarowane zadziornymi riffami oraz mocną, momentami wręcz heavy metalową sekcją rytmiczną. Instrumentalne "Magic Carpet" czy hard rockowe "Black Rainbow" pokazują, że Amplifier posiada drapieżne rockowe pazury, a tego brakowało troszkę na "Echo Street". Być może dlatego następujący po nim album jest zdecydowanie mocniejszy. Ale też nie jest pozbawiony typowych dla tego zespołu "piosenkowych" momentów, co najlepiej słychać w "Cat's Cradle". Jedyne czego brakuje mi na "Mystoria" to jakiegoś dłuższego utworu na wzór tych, jakie znalazły się na dwóch poprzednich albumach. Tak czy inaczej Amplifier pogrywa sobie nadal na wysokim poziomie. Żeby jeszcze tylko zechcieli ponownie przyjechać do Polski na jakiś koncert...

12. CO.IN. - Homo Ovis (4 pkt.)

Druga polska propozycja, w moim przypadku dosyć oczywista. Jestem wielkim fanem dokonań CO.IN. i chociaż "Homo Ovis" to wydawnictwo post mortem, to bardzo się cieszę, że w końcu ujrzało światło dzienne, po tylu latach. Płyta to ciężkostrawna, wymagająca wsłuchania i przełamania swoich muzycznych uprzedzeń. CO.IN. serwuje tutaj metal w bardzo nieszablonowej wersji, z dużą dawką elektroniki oraz multigatunkowych zapożyczeń. Mamy tu coś z jazzu, rock alternatywny, szczyptę orientu, industrialu, core'ową energię, nutkę awangardy ("101120"). Eklektyczny misz-masz, ale w jak fantastycznym wydaniu. Płyta bowiem jest całkowicie spójna. Wspaniale wypadają takie kompozycje jak "Steam" czy "No One's Shuffle", ale dobrych pozycji jest cała gama. Zdaję sobie sprawę, że CO.IN. nie trafi do szerszej rzeszy progresywnych odbiorców, ale dla mnie - jako fana - ten album zwyczajnie musiał znaleźć się w zestawnieniu. Polecałbym też przynajmniej próbę zasmakowania w twórczości tej nieistniejącej już wrocławskiej grupy. A to, że CO.IN. znalazło się na 12. miejscu w moim rankingu jest całkowicie obiektywne, bo "Homo Ovis" spokojnie może konkurować z dużo bardziej znanymi albumami, tak w Polsce jak i na świecie.

11. SÓLSTAFIR - Ótta (5 pkt.)

Mroźna i tajemnicza Islandia już nieraz dostarczała nam fantastycznych muzycznych emocji. W końcu z tego małego państewka pochodzi chociażby Sigur Rós czy Björk. Warto jednak spojrzeć też na tamtejszą scenę metalową, bo oto właśnie tam zrodził się wspaniały zespół. Choż w przypadku Sólstafir określenie to jest dość niefortunne. Formacja ta działa od przeszło 20 lat, jednak zaczynała jako grupa black metalowa. "Ótta" to jednak kompletnie inna bajka, rewolucja w brzmieniu Sólstafir, ponowne narodziny. I choć juz "Köld" oraz "Svartir Sandar" wyznaczały nowy kierunek to chyba dopiero najnowszy krążek jest tym, co zaplanowali sobie osiągnąć muzycy Sólstafir. Grupa serwuje nam mroczny, klimatyczny, romansujący z post rockiem album, przepełniony emocjami oraz okryty dosyć chłodną aurą. Kiedy słucha się "Ótta" to wręcz czuć skandynawski chłód, ale jednocześnie coś w sercu pęka, a głowa myśli jakie to piękne. Specyficznie brzmiąca perkusja, shoegaze'owe brzmienie gitar czy niespieszne riffy romansują z fortepianem, smyczkami, ambientowymi przestrzeniami oraz rozmarzonym wokalem. Śpiew w języku islandzkim, dosyć egzotycznym oraz tajemniczym, ale bardzo melodyjnym, dodatkowo nadaje kolorytu całości. "Ótta" słucha się z wielką przyjemnością, album gwarantuje prawdziwą muzyczną podróż. Oby Sólstafir utrzymał kierunek, w którym się zwrócił, bo muzyka ta ma potencjał i przyszłość.

10. SOEN - Tellurian (6 pkt.)

To dopiero drugi album tej międzynarodowej formacji, która już zdobyła szerokie grono fanów i dość spory rozgłos. Pierwszy ich album "Cognitive" często porównywany był do muzyki Tool i faktycznie ewidentnie z nią romansował. "Tellurian" natomiast to o wiele bardziej złożona rzecz. Kompozycje stały się bardziej rozbudowane, a samej płyty słuchać należy z nieco większą uwagą i skupieniem. Na "Tellurian" brak takich przebojowych numerów jak "Savia" czy "Delenda". Mamy za to kompozycje przestrzenne, niejednolite i niejednoznacze, wręcz ociekające mrocznym acz dziwnie przytulnym klimatem. Słuchając po raz kolejny tego albumu naszła mnie niegdyś myśl, że jest to doskonałe zwierciadło dla współczesnej muzyki progresywnej. Soen bowiem czerpie inspiracje zarówno z bardzo znanych wykonawców jak i z młodszych lub mniej znanych formacji. Dzięki tak szerokiemu spektrum oraz sprytnemu zmieszaniu wszystkich tych składników i ustawieniu ich po swojemu Soen stworzył coś bardzo unikatowego, a ich muzyka stała się wyjątkowo charakterystyczna. "Tellurian" to prawdopodobnie jeszcze nie ten punkt, do którego Soen zmierza, ale album ten już wyraźnie wskazuje kierunek i wielki potencjał zespołu, który jest przecież stosunkowo młody.

09. KRIMH - Krimhera (7 pkt.)

Przedstawiam jedno z moich tegorocznych odkryć - Krimh. Rzecz dla ludzi o mocnych nerwach, niestroniących od najcięższych odmian metalu. Jest to solowy projekt Kerima Lechner'a, perkusisty, który w latach 2009-12 bębnił w polskiej deathmetalowej wizytówce, czyli zespole Decapitated. Oprócz tego udzielał się też w Behemoth czy Vesania jako muzyk sesyjny, nie powinien być więc obcy fanom krajowej sceny metalowej. Ja jednak dopiero w tym roku natrafiłem na jego projekt solowy, czyli Krimh, pod szyldem którego ukazał się całkiem niedawno album "Krimhera". Jest to drugie wydawnictwo Lechner'a, podobnie jak debiutancki "Explore" sfinansowane przy pomocy fanów. Jest to album instrumentalny, z wyjątkiem utworu "Czarna Śmierć", w którym gościnnie zaśpiewał Patryk Zwoliński z Blindead. Sztuka to bardzo mocna, w której niemało jest death czy black metalowych zagrywek. Sztuka to nowoczesna, urzekająca, klimatyczna, świetna technicznie i realizacyjnie. Sztuka to w końcu taka, do której z pewnością pasuje przymiotnik "progresywna", choć na pierwszy rzut ucha nie jest to takie oczywiste. Kto nie lubi metalu ten pewnie i do Krimh się nie przekona. Ja obiecałem kilka mocniejszych rzeczy tutaj przemycić - i to właśnie jedna z nich. Dodatkowo album "Krimhera" pokazuje jak dobre albumy tworzyć można prawie w pojedynkę, z finansowym wsparciem fanów. Gorąco polecam!

08. ALCEST - Shelter (8 pkt.)

Ten zespół to dla mnie spora zagadka. Niby podążyli drogą, którą przetarło już wielu wykonawców, m.in. Anathema czy Katatonia, czyli drogą zdecydowanego łagodzenia brzmienia, jednak w ich przypadku jest nie jest to aż tak nagłe i stanowcze. Na "Shelter" bowiem Alcest kompletnie odcina się od swoich black metalowych korzeni, rozpoczyna śmiałą wędrówkę po shoegaze’owych oraz post-rockowych przestrzeniach. Niemniej nie robi tego nagle, ponieważ już wcześniejsze wydawnictwa wskazywały, że zespół stoi na rozdrożu. Drogi były dwie: wracamy do mrocznego, mocnego grania lub stajemy się łagodnymi, delikatnymi, rozmarzonymi wędrowcami. Francuski duet wybrał drugą opcję, moim zdaniem ciekawszą. I chociaż "Shelter" potrafi ululać do snu to jednak kryje w sobie coś magicznego, wciągającego. "L'éveil des Muses" czy "Délivrance" najlepszymi tego przykładami. Z recenzji wiem, że sporo osób na ten album narzeka - ja jednak odnajduję w nim dokładnie to, czego nie zaserwowała mi Anathema na "Distant Satellites". "Shelter" to właściwa alternatywa, bardziej interesująca oraz absorbująca.

07. IAMTHEMORNING - Belighted (12 pkt.)

W tej płycie jest coś takiego, że jak zacznie się jej słuchać - to trudno się oderwać. A przynajmniej ja tak mam, ponieważ nieczęsto słucham tak zmyślnego połączenia progresywnego rocka z muzyką klasyczną i folkową. W dodatku z damskim wokalem, raczej balladowego grania. Rosyjski duet Iamthemorning debiutuje albumem "Belighted" w szeregach wytwórni Kscope i już na samym początku zaskakuje całkiem ciekawym wydawnictwem. W skład zespołu wchodzi pianista Gleb Kolyadin, który zarazem jest świetnym kompozytorem, oraz wokalistka Marjana Semkina obdarzona głosem delikatnym, urzekającym, momentami nieco baśniowym. Zespół wspiera cały szereg muzyków klasycznych (przede wszystkim kwartet smyczkowy), ale również, a może przede wszystkim, Gavin Harrison obsługujący wszystkie instrumenty perkusyjne. Dzięki temu muzyka często wędruje w rytmy podobne do niektórych nagrań Porcupine Tree, aczkolwiek podobieństwo to na pierwszy rzut ucha jest dość nieoczywiste. Niemniej jednak całość brzmi bardzo charakterystycznie i klimatycznie. Dawno nie słuchałem takiego zmysłowego i delikatnego grania z tak dużym zainteresowaniem. "Belighted" ma w sobie to coś, co pozwala mi z czystym sumieniem umieścić ten album na wysokiej siódmej pozycji.

06. LESSER KEY - Lesser Key (9 pkt.)

Lesser Key to jak dla mnie zdecydowanie debiut roku! I choć zespół pochwalić się może wyłącznie krótką, bo składającą się z sześciu utworów, epką "Lesser Key", to wydawnictwo to z pewnością zasługuje na wysoką pozycję w moim zestawieniu. Zakładałem sobie, że żadne EP nie znajdzie się w moim rankingu, ale w tym wypadku po prostu musiałem zrobić wyjątek. W skład Lesser Key wchodzą Andrew Zamudio (wokal), Brett Fanger (gitara), Justin Hanson (perkusja) i przede wszystkim basista Paul D'Amour, znany oczywiście z Tool. Zespół na "Lesser Key" zaprezentował muzykę, która z pewnością spodoba się wszystkim fanom Tool, w tym także mnie, i z pewnością wypełni pustkę jaką tworzy ciągły brak nowego albumu Maynarda i spółki. Niemniej Lesser Key to w pełni indywidualny twór, posiadający własny charakter i pomysł na siebie. Mało tego, Lesser Key nagrało mini-album, jakiego Tool by się wstydzić zwyczajnie nie mógł. Wystarczy posłuchać wspaniałego "Parallels" by odkryć w tym zespole niesamowity potencjał i pomysł na siebie. Warto też sięgnąć po singlowe "Intercession". Po prostu świetna płyta, szkoda tylko, że tak krótka. Ja jednak z niecierpliwością i wypiekami na twarzy czekam na pełnowymiarowy album. Może już w przyszłym roku?

05. THOT - The City That Disappears (10 pkt.)

Cóż, ten album to kolejna dość nieoczywista pozycja w progrockowym podsumowaniu roku. Ale Thot to wyjątkowa formacja, która jak tylko coś wydaje to potrafi mnie zwyczajnie oczarować. Tym razem jednak dość długo nie mogłem się przekonać do "The City That Disappears". Album jest przesycony elektronicznymi brzmieniami, włącznie z perkusją i przesterowanymi gitarami, co sprawia, że odbiór tej muzyki wymaga czasu i pewnego przyzwyczajenia do post-industrialnych dźwięków. Mimo wszystko krążek ten brzmi doskonale. Mamy tutaj energetyczne "Rhythm.Hope.Answers", przebojowe "Citizen Pain" czy hipnotyzujące "Blank Street". Do tego troszkę smaczków post-rockowych (finał "Traces"), troszkę klasyki - solo pianina w końcowej części "Blank Street", a nawet powiew punk rocka, chociażby w refrenie wspomnianego "Rhythm.Hope.Answers". Wokalista Grégoire Fray jest do tego bardzo ekspresyjny, a zakres możliwości ma naprawdę ciekawy. Od rytmicznej melorecytacji w "HTRZ", przez krzykliwe "Citizen Pain", aż po pięknie wyśpiewane "Traces". "The City That Disappears" charakteryzuje się też tym, że muzyka nań sprawia wrażenie sporej przestrzeni, wolności, ale zarazem niesie słuchacza razem ze sobą. Dacie się zniewolić? Ja się oddałem całkowicie. Album ma tylko jeden minus... jest troszkę za krótki. Niemniej jednak w pełni zasługuje na tak wysoką pozycję.

04. MASTODON - Once More 'Round The Sun (13 pkt.)

Jak grać progresywny metal nadający się dla stacji radiowych? Ano trzeba grać jak Mastodon. To czego dokonali panowie z Atlanty jest po prostu urzekające. "Once More 'Round The Sun" to kontynuacja drogi obranej na "The Hunter", czyli przemycania progresywnej muzyki do mainstreamu. Mastodon już od samych początków objawiał się jako progresywna formacja, ale przełomem było genialne (niestety przez wielu fanów proga niedoceniane) "Crack the Skye". Później zespół spuścił z tonu ukierunkowując się w stronę bardziej melodyjnego grania. Na "Once More 'Round The Sun" mamy wszystko: chwytliwe riffy i wokale, fantastyczne przejścia, ciekawe połamańce rytmiczne oraz sporo bardzo dobrych solówek. Utwory są krótkie, tylko "Asleep In The Deep" oraz "Diamond In The Witch House" mają ponad 6 minut, ale są to kompozycje bardziej stonowane. Cały album natomiast oferuje nam szeroką gamę metalowych petard, takich jak obwarowane potężnym riffem "High Road", szalone "Tread Lightly" czy przebojowe "Aunt Lisa" i "The Motherload". Swój muzyczny kunszt nieraz udowadniają gitarzyści, którzy upchali w każdej kompozycji całe mnóstwo naprawdę ciekawych riffów i solówek. Psychodeliczny klimat, do którego od samego początku Mastodon nas przyzwyczajał (spójrzcie tylko na okładkę tego krążka!) też ujawnia się w kilku kompozycjach. W mojej ocenie pozycja dużo bardziej wartościowa niż "The Hunter", stąd wysoka pozycja w moim rankingu. A poniżej próbka muzyczna - szalony teledysk do "The Motherload".

03. MONUMENTS - The Amanuensis (15 pkt.)

Dla wielu z Was pozycja ta będzie z pewnością sporym zaskoczeniem. Dla mnie natomiast obstawienie tego albumu na wysokiej pozycji było jasne. Jest to bowiem jedyny krążek, którego wysokiego umiejscowienia byłem pewien praktycznie od samego początku tworzenia swojego rankingu. "The Amanuensis" to fantastyczna metalowa płyta, bardzo progresywna i nowoczesna, doskonale ułożona, skomponowana i przede wszystkim fantastycznie nagrana pod względem jakościowym. Monuments to stosunkowo młoda formacja, a "The Amanuensis" to dopiero drugie jej wydawnictwo. Niemniej jednak jest to już bardzo doświadczona kapela, zreszająca muzyków znanych m.in. z Fellsilent czy The Algorithm. Album nagrany został z nowym wokalistą, byłym członkiem popularnego w kręgach technicznego metalu zespołu Periphery. Zmiana według mnie wyszła zdecydowanie na dobre - Chris Barretto sprawdza się tutaj doskonale. Wokalizy rodem z metalcore, czyli mieszany czysty wokal, krzyk i growl, sprawiają, że Monuments nagrali album bardzo różnorodny, ale też bardzo charakterystyczy. Ja wymyśliłem sobie dla nich określenie djentcore i myślę, że opisuje ono w dużym uproszczeniu muzykę zaprezentowaną na "The Amanuensis". No więc z czym to się je? Sprawdźcie sami - "Origin of Escape" to najlepsza wizytówka dla tego wyśmienitego wydawnictwa. Dla mnie osobiście ścisła czołówka 2014 roku!

02. LUNATIC SOUL - Walking On A Flashlight Beam (18 pkt.)

Na ten album wielu fanów czekało bardzo długo i niecierpliwie, w tym również ja. "Walking On A Flashlight Beam" spotkało się jednak z różnymi recenzjami, choć nie trafiłem jeszcze na otwartą krytykę. Niemniej jednak część słuchaczy jest troszkę zaskoczona, czego pewnie spodziewał się Mariusz Duda tworząc najnowszy krążek. Ale moim zdaniem ten album definiuje nową jakość. Pierwsze wydaniwctwo LS jest mocno zakorzenione w akustycznej, quasi-mantrycznej muzyce, natomiast "Lunatic Soul II" romansuje sporo z ambientem i muzyką elektroniczną. "Impressions" to takie swoiste uzupełnienie tych dwóch pozycji, ściśle scalające oba. Na "Walking On A Flashlight Beam" doszedł powiew orientu, cała masa przeszkadzajek i dużo większy nacisk na rytm w budowie utworów. Sporo też elektroniki wychodzącej śmiało na pierwszy plan, podczas gdy wcześniej stanowiła ona w utworach Lunatic Soul raczej tło i uzupełnienie. Dzięki temu wszystkiemu album nabiera jeszcze bardziej transowego, onirycznego, a nawet nieco psychodelicznego charakteru. Mariusz Duda sam tworzy swój własny gatunek muzyczny. Lunatyczny i hipnotyzujący. Ja odnoszę wrażenie, że to jest dokładnie ten punkt, do którego cały projekt Lunatic Soul zmierzał. Dla mnie fantastyczny album, mało brakowało, a okrzyknąłbym go najlepszym albumem 2014 roku. Ale...

01. OPETH - Pale Communion (20 pkt.)

Rok temu o miejscu pierwszym w moim rankingu zadecydował rzut kostką. Tym razem również zastanawiałem się nad tym, który spośród mojej osobistej i faworyzowanej dwójki ma zająć pierwsze miejsce: Opeth czy Lunatic Soul. Brałem również pod uwagę losowanie... ale wybrałem jednak Opeth. Dlaczego? Powodów jest kilka. Po pierwsze biorąc pod uwagę całą dyskografię to właśnie Opeth przeszedł olbrzymią metamorfozę nie zatracając jednocześnie jakoby własnej charakterystyki. To się nazywa progres właśnie! Po drugie Opeth nagrał album nowoczesny i klasyczny zarazem, nawiązujący do przeszłości oraz śmiało wskazujący kierunek na przyszłość. Po trzecie wreszcie "Pale Communion" to album bardzo przystępny i uniwersalny. Podobnie jak w przypadku "Heritage" nie uświadczymy growlingu ani death metalowych salw na podwójnej stopie. Niemniej jednak melodyka, klimat, tonacje i budowa utworów na tym wydawnictwie jest "ultra-opethowa". Akerfeldt zdaje się dał większą swobodę reszcie załogi, w szczególności zauważyć to można w grze klawiszowca Joakima Svalberg'a, który odegrał na "Pale Communion" znakomitą partię. Warto poznać ten album ponieważ Opeth w końcu zakończył metamorfozę i chyba osiągnął apogeum oraz cel, w którego kierunku zmierzał rozpoczynając ewolucję już w czasach "Damnation". No chyba, że Akerfeldt jeszcze czymś nas zaskoczy. Ale "Pale Communion" to zdecydowanie najjaśniejsze dzieło Opeth od czasu wspomnianego "Damnation". Dla mnie album roku 2014!

Ro(c)k 2014 w moim odtwarzaczu

Na co nie znalazłem miejsca w moim rankingu? Na wiele pozycji! I aż żal, że tylko 15 miejsc do obstawienia było. Bo przecież Cynic Kindly Bent To Free us to fantastyczny album, a zarazem świetny powrót legendarnego zespołu. Bardzo dobry jest też tegoroczny album Bigelf Into The Maelstorm. Wyróżnić trzeba też The Pineapple Thief Magnolia, Gazpacho Demon, Anubis Gate Horizons, Transatlantic Kaleidoscope i pewnie wiele innych albumów, na które zwyczajnie nie starczyło miejsca. Ale w progresywnej muzyce też kilka zespołów mnie zawiodło. Narażę się pewnie wielu tutaj, bo na ten album pewnie spora rzesza słuchaczy czekała, ale nowy Pink Floyd i ich Endless River mnie wynudza totalnie. Nie rozumiem też PO CO ten album został wydany, w szczególności kiedy jest po prostu przeciętny jak na możliwości tak wielkiej legendy. Skaza na wizerunku? Nie przesadzajmy, ale po prostu uważam ten album za niepotrzebny. Można to było wydać jako dodatek do reedycji The Division Bell z 30 czerwca i byłbym zadowolony. Jako nowy album... zwyczajnie tego nie łapię. Podobnie jak Distant Satellites uwielbianej w Polsce Anathemy. Ten krążek kompletnie do mnie nie trafia, jest wtórny, anemiczny... dla mnie zwyczajnie nudny. Nie ma w tym urzekającej Anathemy z We're Here Because We're Here czy Weather Systems, jest za to Anathema powielająca schematy i monotonna. Nie trafił do mnie też album Threshold For The Journey, ale nigdy fanem tej formacji nie byłem - więc trudno to policzyć jako zawód. Niemniej jednak uważam, że to bardzo słaby album (w porównaniu chociażby do Dead Reckoning czy March of Progress.

W polskiej muzyce też spory ruch i obfitość wydawnicza. Swoimi albumami obdarowali nas w tym roku Tune, Walfad, Abstrakt, Thesis, Maze of Sound, Sounds Like The End Of The World, Obscure Sphinx czy Echoe (kolejność zupełnie przypadkowa). Działo się więc bardzo dużo, niestety miejsca w czołowej 15 starczyło mi tylko dla Pinkroom i CO.IN. (Lunatic Soul było dla mnie nad wyraz oczywiste). Jaka była jakość tych albumów? Z tym już różnie bywało, ale bardzo cieszy ilość powstającej w Polsce progresywnej muzyki. Z ilości zrodzić się może jakość - i właśnie tego polskiej scenie progresywnej bym życzył. Dzięki sporej liczbie wydawnictw większe prawdopodobieństwo pojawienia się jakichś perełek, trudniej je tylko wyszukać, ale ja osobiście odkrywać uwielbiam. Zagrożeniem może być wtórność, która już teraz zauważalna jest w niektórych wspomnianych albumach. Nie będę podawał, w których, bo nie o to chodzi. Niemniej życzę wszystkim polskim zespołom progresywnym jeszcze bardziej udanego roku 2015! I mam nadzieję, że dane mi będzie zobaczyć przynajmniej większą część z powyższych (i tych, o których zapomniałem również) na żywo.

A jeszcze słów kilka o innych gatunkach. Jak napisałem we wstępie powyższe pozycje mogą być śmiało oznaczone przymiotnikiem "progresywny" i dlatego też umieściłem je w moim zestawieniu. Nie na wszystkie albumy jednak starczyło mi miejsca i dlatego teraz słów o nich kilka napiszę. Po pierwsze muzyka industrialna, której jestem wielkim fanem. Tutaj nie zawiódł w tym roku na pewno Laibach i ich monumentalny album Spectre. Aczkolwiek powinienem napisać nieco inaczej - mnie nie zawiódł. Zespół zmienił kurs, nagrał album bardzo elektroniczny, momentami wręcz taneczny, ale cały czas spójny z wcześniejszą dyskografią. Nie będę się tutaj rozpisywał, ponieważ napisałem recenzję dla tego albumu i zainteresowanych odsyłam pod ten link. Oczywiście w kontekście muzyki industrialnej muszę wspomnieć też o soundtracku Gone Girl autorstwa Trenta Reznora (Nine Inch Nails) i Atticusa Rossa. Kto widział film ten wie jak fantastyczna muzyka to jest, kto nie widział - ten niech przypomni sobie ścieżki dźwiękowe do Social Network lub Dziewczyny z tatuażem. W bardzo industrialnym klimacie wyróżnić muszę jeszcze albumy Perturbator Dangerous Days czy potężny Godflesh A World Lit Only By Fire. Świetny jest również nowiutki Emigrate Silent So Long - czyli projekt poboczny gitarzysty Rammstein. Spójrzcie tylko na listę gości na tym albumie, a później wrzucajcie w odtwarzacze!

Z kręgu metalowego nie znalazły się na mojej liście bardzo dobre pozycje takie jak Killer Be Killed Killer Be Killed (supergrupa składająca się z samych gwiazd metalu, posłuchać warto bo i album bardzo dobry!), Slipknot .5: The Gray Chapter (ten krążek to po prostu genialny powrót po latach i wielu niezbyt przyjemnych wydarzeniach w historii zespołu), Agalloch The Serpent & The Spare, Primordial Where Greater Men Have Fallen czy polskie Behemoth The Satanist oraz Vader Tibi Et Igni. Choć albumów dobrych było dużo więcej (m.in. post-apokaliptyczne doom-metalowe wojaże legendarnego Earth na Primitive and Deadly), ale w końcu to nie ranking muzyki metalowej. I tak udało mi się mnóstwo mocnych brzmień przemycić, chociażby Monuments, Krimh czy Mastodon, a nawet Opeth jak wiadomo wywodzi się z death metalowego światka.

A ode mnie jeszcze: WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM 2015 ROKU!

Jerzy Antczak

czwartek, 01 styczeń 2015 14:53 Dział: Solówka - ankieta dla gitarzystów


01.Imię i Nazwisko.
Jerzy Antczak

02.Grupa, lub projekt muzyczny w którym obecnie występujesz?
Do niedawna ALBION, ale po 22 latach zdecydowałem się na solową działalność pod własnym szyldem - GEORGIUS

03.Ile miałeś lat kiedy stwierdziłeś, że chcesz zostać gitarzystą?
Miałem 14 lat. Bezgranicznie zakochałem się w mojej pierwszej gitarze marki DEFIL. To była miłość pełna cierpienia i bólu wywołanych próbami chwytania pierwszych akordów na gryfie z akcją strun mierzoną odległościami kosmicznymi i strunami, które przypominały drut kolczasty.

04.Czy jest jakiś zespół, a może konkretny utwór, który miał bezpośredni wpływ na Twoją decyzję?
Wbrew temu co można sądzić nie był to żaden zespół z tych największych, światowych półek lecz nasze rodzime TSA. Godzinami skakałem ze swoim wiosłem po wyimaginowanej scenie jak Andrzej Nowak (wybaczcie, miałem 14 lat!!!) łudząc się, że i ja kiedyś będę miał takiego pięknego Gibsona jak on. Potem wyrosłem z metalu, a i miłość do Gibsona zdradziłem na rzecz wioseł spod znaku Fendera.

05.Czy pamiętasz swoje pierwsze gitary?
Wymieniony wcześniej akustyczny DEFIL oraz coś co tylko z nazwy było gitarą elektryczną, a nosiło nazwę ASTER (w każdym razie jedna wielka masakra wyprodukowana w bloku wschodnim, która miała odstraszać młodych adeptów od gry na gitarze. Ale się nie dałem!). Potem były już poważniejsze instrumenty.

06.Jakich gitar używasz teraz?
Trzy podstawowe to Squier Stratocaster, wyprodukowany w latach 80tych, bijący na głowę niejedną współczesną produkcję. Trochę przeze mnie zmodyfikowany – z elektroniką EMG sygnowaną przez Davida Gilmoura. Cenię sobie też Fernandesa Retrorocket z wbudowanym sustainerem oraz Gibsona sygnowanego przez Cheta Atkinsa – ciekawa gitara – ni to elektryk ni to akustyk. Doś specyficzne brzmienie, które bardzo lubię.

07.Czy masz jakiś wymarzony model na którym chciałbyś zagrać?
Chciałbym mieć tak ze trzy kopie mojego Squiera – tak na wszelki wypadek. To instrument, który naprawdę mi odpowiada. Na pewno są lepsze gitary, ale co z tego? Nie liczy się dla mnie ani jakaś konkretna marka, ani model. Jeśli gitara mi „leży” to znaczy, że to jest ta najlepsza.

08.Wolisz pracować w studio czy występować na scenie?
Lubię odosobnienie, zatem preferuję studio. Mógłbym się w nim zamknąć i pracować bez końca. Studio jest dla mnie niczym pracownia dla malarza. To miejsce jest dla mnie święte. Koncerty to inny wymiar. Lubię gdy ludzie pozytywnie reagują na moją grę, ale mimo wszystko na scenie jedynie odtwarzam to co wykreowałem w studiu.

09.Czy jest jakiś artysta z którym chciałbyś odbyć mały "jam session"?
Nie wiem czy byłaby to „jam session”, ale na pewno podjąłbym się współpracy z Peterem Gabrielem. Sam uwielbiam szukać brzmień inspirując się muzyka etniczną. On to robi po mistrzowsku, ale i ja mam swoje patenty. Chciałbym podejrzeć jak on pracuje.

10.Czy jest jakiś utwór w którym zagrałeś z którego jesteś szczególnie dumny?
Moja solowa płyta jest dla mnie na pewno sukcesem. Nie wskazuję na niej na żaden konkretny kawałek. Po raz pierwszy miałem okazję pracować nie idąc na żadne kompromisy. Osiągnąłem efekt jaki chciałem osiągnąć. Tak, jestem z niej dumny.

11. Czy zajmujesz się komponowaniem muzyki, piszesz teksty, aranżujesz utwory?
Komponuję, aranżuję, piszę teksty. Ponadto uczę się sztuki ogólnie zwanej „inżynierią dźwięku”. Nie planuję zostać realizatorem nagrań w jakimkolwiek studiu. Ale wiedza z tej dziedziny zwiększa moją świadomość podczas pracy nad materiałem muzycznym. Im więcej „technikaliów” poznam, tym jestem bardziej kreatywny jako muzyk.

12.Czy umiesz grać na innych instrumentach?
Kiedyś nieźle radziłem sobie z harmonijką ustną. Ale to stare dzieje. Dwa lata pracy nad moją płytą wymusiły na mnie naukę gry na instrumentach klawiszowych, ale powiedzmy to szczerze – „parapetów” nie czuję. Chopin ze mnie żaden!

13.Czy masz jakieś hobby nie związane z muzyką?
Kiedyś kręciłem filmy na celuloidowej taśmie filmowej. Kocham też lotnictwo cywilne. Gdybym miał szanse zacząć życie jeszcze raz to zrobiłbym wszystko aby zostać pilotem dużego samolotu pasażerskiego. Obiecałem to sobie w następnym wcieleniu ;).

14.Czy niekomercyjne, tematyczne strony poświęcone muzyce mogą pomóc w promocji zespołu? Czy zaglądasz na ProgRock.org.pl ?
Pomóc? Moim zdaniem staje się to jedną z podstawowych form promocji. Ludziom nie chce się już ruszać zadków sprzed komputerów. Nie ma cię w necie - nie ma cię w ogóle! Nie wiem czy to dobrze (raczej nie), ale taka jest rzeczywistość. Tak, zdarza mi się zajrzeć na ProgRock.org.pl.

 

Heat From The Sun

środa, 31 grudzień 2014 12:35 Dział: Appleseed

01. Far Away - 4:25
02. Questions - 6:16
03. Always… - 3:10
04. Out From The Dark - 4:24
05. Hyperspace - 4:18
06. Indoctrination Blues - 5:59
07. Troubled Waters - 4:43
08. Wrong - 3:04
09. Nine - 7:08

Czas całkowity - 43:27

 

- Radosław Grobelny – wokal
- Bartek Bąk – gitara
- Wojtek Deutschmann – gitara, instrumenty klawiszowe
- Wojtek Ślepecki – instrumenty klawiszowe.
- Filip Bielecki – gitara basowa
- Maciej Hoffmann – perkusja

 

Limbosis

wtorek, 30 grudzień 2014 23:26 Dział: Abstrakt

01. Teratoma - 10:34
02. The Bus - 8:55
03. Clockhouse - 7:37
04. Wolf - 10:23
05. Bloody Mary! - 10:40
06. Liars Symphony - 6:32
07. Greatnot - 8:42
08. Journey - 10:17

Czas całkowity - 73:48

- Krzysztof Podsiadło - wokal
- Michał Fiałka - gitara
- Jakub Puszyński - gitara basowa
- Łukasz Simiński - perkusja

oraz:
- Maciej Dados - instrumenty klawiszowe
- Grzegorz Skowron - didgeridoo
- Chór Dziecięcy

Faceless

poniedziałek, 29 grudzień 2014 16:52 Dział: The Gate

01. Android’s Lovesong - 5:36
02. My Way Or The Highway - 8:25
03. Faceless - 3:40
04. Mirror Dream - 9:40
05. Open Your Eyes - 4:04
06. More Than Everything - 10:03

Czas całkowity - 41:28

 

- Maciej Dąbrowski - wokal, gitara basowa
- Maciej Hanusek - gitara, instrumenty klawiszowe
- Jakub Dąbrowski - perkusja
oraz:
- Anja Orthodox - wokalizy (1)

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.